27 stycznia 2013

Rozdział 1



 "To moja wina, więc mogę ją zrzucić na kogo zechcę.
Wybieram siebie."


Było ciemno, ale nie przejmowałam się tym – uliczne latarnie doskonale oświetlały drogę. Bardziej martwiłam się moim bratem, upierdliwym wiatrem - który jak na złość wiał jak szalony - i faktem, że nie mam pojęcia, gdzie ten upiorny szpital się znajduje! Cholera! Biegnę, a nawet nie wiem dokąd! Że też musieli wdać się w bójkę akurat w nowym mieście!
Zwolniłam do marszu. Byłam załamana, zdezorientowana i wyczerpana ciągłym biegiem. A nawet więcej niż wyczerpana. Moje płuca bolały niemiłosiernie, właściwie ledwo oddychałam. W dodatku wszystko pogarszał zimny wiatr, który jak na koniec lipca był bardzo chłodny. Nagle pożałowałam, że nie założyłam kurtki.
Przystanęłam przy sygnalizowanym przejściu dla pieszych, nadal dysząc ze zmęczenia. Rozejrzałam się dookoła. Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie mam iść. Ze wszystkich stron otaczały mnie ogromne budynki, a skrzyżowanie przy którym stałam, było największym jakie w życiu widziałam. Czułam się trochę jak w gigantycznym labiryncie, w którym wyjściem był szpital i wcale mi się to nie podobało.
- Hej, wszystko w porządku? – Usłyszałam jakiś męski głos. Czy tak bardzo było widać, że jestem w rozsypce?
Obróciłam się i ujrzałam wysokiego chłopaka, na oko w moim wieku z drugimi ciemnymi włosami. Obok niego stała nieco niższa ode mnie, śliczna dziewczyna; włosy miała związane w dwa koczki. Trzymali się za ręce, więc od razu założyłam, że są parą.
- Tak, ze mną wszystko okej, ale mój brat… - I nagle wpadłam na cholernie oczywisty pomysł. – Hej, wiecie może gdzie jest szpital?
Nieznajomi cofnęli się o krok, kiedy odruchowo doskoczyłam do nich z ekscytacją wymalowaną na twarzy. Czekałam w napięciu na ich odpowiedź, zastanawiając się, czy powinnam jeszcze coś powiedzieć, czy to tylko pogorszy moją sytuację? Musiałam wyglądać jak desperatka i w normalnych okolicznościach na pewno bym się tym przejęła. Ale nie teraz. W tej chwili bardziej niż kontrolowaniem swoich emocji, martwiłam się o Kankuro.
- Właściwie jesteś już całkiem blisko – odezwała się dziewczyna, uśmiechając do mnie przyjaźnie. Zaczęła tłumaczyć drogę, gestykulując przy tym rękoma i co jakiś czas dodając krótki komentarz na temat budynków, na które powinnam zwrócić szczególną uwagę, żeby się nie zgubić. Chłonęłam każde słowo i naprawdę byłam pod wrażeniem dokładności opisywanej przez dziewczynę drogi. Jeśli o mnie chodzi, to nigdy nie miałam pamięci do szczegółów.
Podziękowałam parze i widząc zielone światło przebiegłam na drugą stronę ulicy, kierując się we wskazaną drogę.


Był w stanie otępiałego amoku. Działał pod wpływem emocji, które walczyły w nim o przewagę, przegrywając co rusz z innymi. Chciał się wydrzeć, użyć siły, w coś walnąć, poczuć ból, usłyszeć jak ktoś wyje z bólu. Ale nie mógł - nie był w stanie, był za słaby, był tchórzem i nadal nim jest. Zamiast wtedy ruszyć do ataku, z pomocą – stał. Zamroczony i sparaliżowany. Obserwował jak kula pędzi w Jego stronę, nie mogąc zmusić się do najmniejszego ruchu. Widział, jak On pada na ziemię, otrzymując kulę w klatkę piersiową i nie potrafił nawet drgnąć. Cholerny strach.
To moja wina, dręczył się myślami nie potrafiąc sobie wybaczyć. Jechał karetką, przed nim na noszach leżał On. Nieprzytomny i umazany krwią, oblężony przez pielęgniarzy, którzy usilnie próbowali zatamować krwawienie. Mężczyźni co chwilę coś krzyczeli, zlani potem i wypełnieni adrenaliną.
Jednak to wszystko do niego nie docierało. Siedział przytłoczony poczuciem winy i męczony myślami  A co by było, gdyby…”. Gdyby nie naciskał – czy nie poszliby tam? Gdyby inaczej to wszystko rozegrał – wygraliby? Gdyby TAMCI nie przybyli im z ratunkiem – czy jeszcze by żył? Bał się odpowiedzi
Ambulans z piskiem opon zatrzymał się przed tylnym wejściem do szpitala. Ratownicy medyczni natychmiast wystawili nosze z pacjentem na zewnątrz, pędząc w stronę budynku. Odruchowo ruszył za nimi, biegnąc na złamanie karku, potykając się o małe upierdliwe kamyczki, których ominięcie w tej chwili wydawało mu się niemożliwe. Jego tragiczny wyścig skończył się, gdy przed windą zatrzymała go kobieta w krótkich czarnych włosach, mówiąc, że dalej nie pójdzie. W stronę kolegów wykrzyknęła numer piętra, na który zmierzają. Jeden z mężczyzn wcisnął przycisk z wygrawerowaną dwójką. Drzwi windy zamknęły się z charakterystycznym „dzyń”. 
Schody, pomyślał. Zaczął nowy wyścig.

Tak, jak powiedziała tamta dziewczyna, byłam już naprawdę blisko szpitala. Dobiegnięcie do niego zajęło mi mniej niż pięć minut, za co byłam naprawdę wdzięczna Bogu – moje płuca nie wytrzymałyby kolejnych kilometrów sprintu. Kiedy dopadłam drzwi, pchając z całych sił, od razu zaczęłam się nerwowo rozglądać dookoła w poszukiwaniu recepcji. I znalazłam; po prawej stronie od wejścia, za brązową ladą siedziała krępa brunetka koło pięćdziesiątki.
- Dzień dobry – wydyszałam w przerwach spazmatycznego oddechu. Pulchna recepcjonistka podniosła na mnie swój łaskawy, całkowicie obojętny wzrok. Widać, że była przyzwyczajona do przyjmowania roztrzęsionych bliskich pacjentów, którzy w zdenerwowaniu mylili pory dnia.
- Tak panienko? – wymruknęła.
- Ja..szu-szukam moich braci – wydukałam, klnąc na siebie w myślach za to roztargnienie panujące w mojej głowie, przez które nie potrafiłam się dobrze wysłowić.
- Doskonale. A ja szukam męża, od pół wieku i jak widać dalej tutaj tkwię. – Zupełnie nie rozumiałam, po co użyła sarkazmu i dlaczego po prostu mi nie odpowiedziała. I kiedy już miałam naskoczyć na tą babę, ona westchnęła, kontynuując już nieco milszym tonem. – Kotynieńku, każdy kogoś tutaj szuka. Podaj mi swoje nazwisko, to może uda mi się tobie pomóc.
- No Sabaku.
Kobieta naciągnęła na swój duży nos okulary, wstukując coś do komputera. Chwilę szukała informacji, a mi ta chwila dłużyła się niemiłosiernie. Przestąpiłam z nogi na nogę, bębniąc paznokciami o blat.
- Mmmmm. Oni z tej bójki? – spytała, zerkając na mnie spod szkiełek. Przytaknęłam. – Nieprzyjemna sprawa, jedna osoba walczy o życie. Ma panienka szczęście, że to żaden z panienki braci. Drugie piętro, sala dwieście trzynaście.
Tyle mi wystarczyło. Moje nogi same skierowały się we właściwym kierunku, a usta wykrzyknęły krótkie, ale przepełnione wszystkimi kłębiącymi się we mnie emocjami, „dziękuję” w stronę recepcjonistki.


W porównaniu z tymi przeklętymi schodami, droga do szpitala zdawała mi się jedynie rozgrzewką przed wyścigiem. To błahe drugie piętro wcale nie było takie błahe, a raczej miałam wrażenie, jakby w magiczny sposób zostało przeniesione o trzy poziomy wyżej. Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież nie muszę biec, że mam windę, a Kankuro już nic nie zagraża poważnego. I miałby rację, jednak ja bym się z nim nie zgodziła. Na co dzień nie okazuje  moim braciom swojej miłości i wszystkich tych czułości – nie jestem tym typem człowieka. Ale teraz chciałam im to wszystko pokazać. Powiedzieć, że mnie wystraszyli i tak po prostu przytulić. W ten sposób utwierdziłabym siebie w przekonaniu, że naprawdę wszystko jest już okej. Bo mimo zapewnień Gaary i recepcjonistki, byłam niespokojna.   Wchodząc na korytarz od razu zaczęłam wypatrywać właściwych drzwi. Szłam w głąb, wertując wzrokiem tabliczki z numerkami sal, aż w końcu znalazłam właściwą. I już kładłam dłoń na klamce, dociskając ją delikatnie, kiedy usłyszałam za sobą męski głos:
- Nie radzę.
Odwróciłam się natychmiast. Chociaż powinnam się spodziewać, że nie tylko ja tu będę – w końcu recepcjonistka wspomniała coś o jednym przypadku krytycznym, rodzina tej osoby powinna tu być – to zdziwiłam się, widząc przed sobą chłopaka. Siedział na jednym z plastikowych krzeseł, opierając ręce o kolana. Miał ciemne włosy związane w kitkę i w tym samym kolorze oczy, które beznamiętnie wpatrywały się we mnie. Mimo, że wyglądał na spokojnego, to zauważyłam, jak nerwowo bawi się palcami, co chwilę je ze sobą przeplatając. Jednak patrząc tak na niego, nadal nie rozumiałam, dlaczego mnie zatrzymał.
- Są przesłuchiwani przez policję – mruknął, najwyraźniej widząc moje skonsternowanie.
- Och – wyrwało mi się. No tak, w końcu to jakaś poważniejsza sprawa. Usiadłam na krześle naprzeciw chłopaka. Obserwował mnie, a ja nie byłam mu dłużna. – Długo już to trwa?
- Dziesięć minut.
I tu rozmowa się urwała, a on zrezygnował z przyglądania się mnie, na rzecz podłogi. W normalnych okolicznościach panująca cisza by mnie drażniła, ale ta sytuacja nie należała do codziennych. Właściwie byłam wdzięczna chłopakowi, że nie drąży tematu, nie wypytuje i nie zagaduje, jakby wiele osób zrobiło, tylko po to, by zabić czas oczekiwania. Czułam, że i jemu to pasuje.
Przyjrzałam się mojemu towarzyszowi i dopiero teraz zauważyłam, że i on musiał brać udział w bójce. Na jego twarzy było widać zaschniętą krew w okolicy skroni i jakby cień siniaka pod okiem, który dopiero szykował się do ujawnienia. Spoglądał w dół; jego brwi były ściągnięte w wyrazie zmartwienia, a wszystkie mięśnie twarzy napięte. I oczy – czarne jak węgiel – niepotrafiące znaleźć sobie punktu zaczepienia, śledziły rozbiegane palce.
Nagle po korytarzu rozległ się dźwięk zamykanych drzwi i głośny stukot obcasów. W naszą stronę kroczyła blond-włosa kobieta w białym fartuchu i nazbyt okazałym biustem.  Od razu zakwalifikowałam ją do grupy „lekarze” i śledziłam jej ciężkie kroki. Usiadła kilka krzeseł ode mnie, zakładając nogę na nogę i wpatrując w chłopaka. Westchnęła.
- Shikamaru – A więc tak miał na imię.
Shikamaru wpatrywał się w lekarkę z widocznym niepokojem. Przestał bawić się palcami i wyprostował. Kobieta natomiast uśmiechnęła się delikatnie. Zauważyłam, że już na ten błahy gest chłopak odetchnął z ulgą.
- Stan Chouji’ego się stabilizuje. Co prawda wszystko zależy od najbliższej nocy, ale jestem dobrej myśli.
Usłyszałam, jak na te słowa chłopak wzdycha, przez co znowu zwróciłam swój wzrok na niego. I to co zobaczyłam naprawdę mnie zaskoczyło; Shikamaru płakał. Łzy płynęły spod jego zaciśniętych powiek po policzkach, skapując na mocno ze sobą splecione dłonie. W pierwszej chwili uznałam jego reakcję za oznakę słabości, a chłopaka za zwykłego żałosnego płaczka, mocno rączkami uczepionego spódnicy mamusi. W moich oczach stracił wszystko, co zyskał pierwszym wrażeniem.
Jednak kiedy przyjrzałam mu się dokładniej, gdzieś w zakamarku ust ujrzałam jakby drżenie mięśnia. Mizerną imitację uśmiechu, stłamszoną przez nadmiar sprzecznych uczuć. Wtedy zrozumiałam, że w głębi siebie chłopak musiał toczyć walkę ze swoimi emocjami, które zwaliły się na niego lawiną. Strach, stres, rozpacz i niepokój - którego nie da się wyrazić słowami - powoli były wypierane z jego organizmu przez szczęście i cholerną ulgę. Tak, te łzy musiały być oznaką ogromnej ulgi.
- Dziękuję – wyszeptał, przecierając oczy dłonią.
- Możesz do niego iść, ale nie na długo. Dzwoniłam już do państwa Akimichi, więc nie musisz się tym martwić. Niestety dojadą dopiero jutro – wyrecytowała formalnym tonem. Jednak już w następnej sekundzie zarówno jej wzrok jak i głos się zmieniły. Spoglądała na chłopaka niezwykle łagodnym wzrokiem, z jej oczu bił spokój i troska. – Ale już jest dobrze, Shikamaru. Wszystko będzie w porządku.
Kładąc nacisk na ostatnie zdanie, wstała odchodząc. Na korytarzu ponownie zabrzmiał stukot jej obcasów, który z każdym krokiem kobiety cichł, aż do zupełnego zaniku. 
Zupełnie nie wiedząc co z sobą zrobić, ponownie zwróciłam się w stronę Shikamaru. Już nie mazał się jak baba, a jedynie prawą ręką próbował jak najskuteczniej osuszyć powieki. Lewą dłoń zaciskał na materiale swoich spodni, co jednak mimo napięcia mięśni, nie pomogło zastopować jej drżenia. Siedział delikatnie skulony, swoją postawą jedynie utwierdzając mnie w przekonaniu, że najzwyczajniej w świecie wstydził się tego, iż dał upust swoim emocjom w nieodpowiednim momencie. W momencie, gdy obserwowałam go ja. Kobieta, której nie znał. Niewątpliwie zaznaczyło się to wyraźną rysą na jego dumie.
Ledwie zdążyłam zmartwić się niezręczną ciszą, gdy przybyło moje wybawienie; drzwi sali dwieście trzynaście otworzyły się powoli, a w nich stanęli moi kochani bracia. Nie myśląc wiele rzuciłam im się na szyję.
- Gaara, Kankuro.. – wyszeptałam, pozwalając im mnie objąć. – Ale z was cholerni idioci. Martwiłam się.
- No pewnie, że się martwiłaś – zaczął Kankuro, śmiejąc się słabo. - Przecież zawsze powtarzałaś, że to ty nas zabijesz.
Również się zaśmiałam, wyswobadzając z uścisku. W normalnych okolicznościach pewnie zaczęłabym się z nim kłócić, a potem najzwyczajniej w świecie obraziłabym się, mówiąc, że od teraz sami sobie gotują. Ale nie tym razem; byłam zbyt szczęśliwa widząc go żywego, jedynie z zabandażowaną ręką.
- Hej Gaara – mruknął zaczepnie, szturchając młodego. - Patrz, nasza siostrzyczka się uśmiecha i to w taki miły sposób. Chyba zdążyli jej już podać jakieś leki odurzające.
Zaśmiał się perliście, a ja nie przestawałam się uśmiechać. Nie dziwiłam się jego reakcji i kpinom. Normalna Temari obdarzała ludzi jedynie ironicznym uśmiechem, ewentualnie uśmiechem zwycięstwa, drwiny lub dumy. Jedynie przy nich - moich braciach - zdarzały się te prawdziwe uśmiechy – szczęścia i miłości.
- Możemy wracać do domu – wtrącił Gaara, zwracając tym moją uwagę na siebie. – Doktor powiedział, że rana w rzeczywistości nie jest tak poważna, na jaką wyglądała na początku.
Żaden mięsień nie został naruszony, a prawdopodobieństwo zakażenia jest niewielkie.
- Tak! – Dołączył się mój starszy brat, ze zdecydowanie zbyt dużym entuzjazmem. Nadal się szczerząc, pogłaskał swoją chorą rękę, niczym pieska. – Powiedział też, że powinienem na siebie baaardzo uważać. No, i że powinnaś mnie karmić przez kilka dni, żebym nie nadwyrężał rany.
Nie, nie uderzyłam swojego ukochanego braciszka, chociaż miałam na to straszliwą ochotę - uratował go chwilowy stan inwalidztwa. Jedynie schyliłam się po torebkę leżącą na krześle i zawiesiłam ją na ramię. Kątem oka zauważyłam, że Shikamaru zniknął.
Z uśmiechem anioła spojrzałam w czarne oczy Kankuro.
- Jedyną rzeczą, którą mogłabym ciebie nakarmić, jest trucizna – wysyczałam i ruszyłam w stronę bardzo dobrze mi znanych schodów.


Stanął w drzwiach, nie mogąc przekroczyć niewidzialnej bariery. Jego nogi samoistnie zatrzymały się tuż przy progu, jakby jeszcze jeden krok miał zaważyć nad życiem przyjaciela. W rzeczywistości jednak paraliż spowodowany był niczym innym, jak strachem i poczuciem winy.
Normalna szpitalna sala: białe ściany, łóżko na kółkach, a przy nim szafka ze sklejki i metalowych rurek. Kto by pomyślał, że tak zwyczajny pokój może wzbudzić tak silne uczucia? Shikamaru, ujrzawszy przyjaciela w tej scenerii, zadrżał. Widząc ciało Chouji’ego w pożółkłej pościeli, podłączonego licznymi żyłkami i kabelkami do aparatury i obwiniętego bandażami, miał wrażenie jakby ktoś wrzucił go w wir akcji rodem z horroru. Coś ścisnęło go za gardło, próbując wycisnąć z jego oczu kolejne litry łez – bezskutecznie. Zacisnął pięści, wbijając paznokcie w skórę. W płuca wciągnął potężny łyk powietrza, krzywiąc się pod wpływem zapachu chemikaliów i nieprzeniknionej sterylności.
Muszę zapalić, pomyślał niemalże uciekając z sali.


Od Autorki: Jesteście najlepsze! Dziękuję za wszystkie komentarze, rady, opinie i pochwały - wszystkie były dla mnie cenne i cieszyły <3 Nie spodziewałam się, że tak wiele osób odpowie na moją wiadomość o założeniu bloga, a tym bardziej, że zyskam trzy czytelniczki, których kompletnie nie znam. 11 osób czytających = bardzo miła niespodzianka :)
Mam nadzieję, że notka się podobała. Oczywiście czekam na krytykę i Wasze szczere jak ostatnio opinie ;)
Rozdział drugi 10 lutego
Pozdrawiam!

26 komentarzy:

  1. Podoba mi się, że od początku w twoim opowiadaniu coś się dzieje, to taka odmiana, bo zwykle pierwsze rozdziały to takie wprowadzenie i wgl a u ciebie BACH! I taka akcja!
    Super przedstawiłaś poczucie winy Gaary, no i tą walkę Shikamaru z emocjami!
    'Kotynieńku' no urocze zdrobnienie xD
    Strasznie fajne dialogi między Kankuro i Temari, to o truciźnie i zabiciu własnoręcznie było świetne :D
    Już nie mogę się doczekać w jakich okolicznościach wprowadzisz następnych bohaterów i pokażesz kolejne spotkanie Shikamaru i Temari :D
    Ogółem bardzo ciekawy rozdział, czytało się błyskawicznie i przyjemnie.
    Buziaki, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojeeej, małe sprostowanie. Poczucie winy należało do Shikamaru. Specjalnie owiałam ten fragment nutą tajemnicy, jednak myślałam, że po zakończeniu każdy się domyśli, że chodziło o Chouji'ego i Nare ^^ no cóż xd

      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam! ;)

      Usuń
    2. Aaaach więc to Shikamaru i Choji wdali się w bójkę, a ci TAMCI, którzy im pomogli to Gaara i Kankuro! Już ogarniam :D

      Usuń
  2. Ale się wkurzyłam ;/ Taki ładny komentarz Ci pisałam i nie wiem czemu, ale nagle zniknął, jak poruszyłam myszką. A był taki prosto z serducha ;( No nic, druga próba, póki jeszcze jestem opanowana ;)
    Jeśli chodzi o krytykę, to spokojnie. Jak sobie coś przypomnę, co mogłoby mi nie pasować, to nie omieszkam o tym nie wspomnień.
    Tymczasem, napiszę rzeczy, które mi się spodobały.
    Uwielbiam, gdy w historiach przeplatają się wątki różnych bohaterów. W tym przypadku mam na myśli Tenten i Neji’ego (to byli oni, prawda?). Dobrze by były, gdyby pokazali się jeszcze z nieco większą rólką, ale też chyba nie brakowałoby mi ich specjalnie.
    Dalej….
    Moment z Shikamaru był świetny. To napięcie, ta niepewność, ten strach, ten stres… niemal dało się wyczuć jego uczucia. Na początku byłam pewna, że to Kankuro i Gaara. Bałam się, że zrobisz nam tu taki dramat i okaże się, że tak naprawdę Gaara oszukał przez telefon Temari, by ta spokojnie i bezpiecznie dotarła do szpitala, a tymczasem Kankuro walczy o życie. Przez chwilę nawet myślałam, ze go zabijesz;( Nie będę ukrywać, mogłabym się wtedy na Ciebie poważnie pogniewać, gdybyś już w pierwszym rozdziale pozbawiła życia jedną z moich ulubionych postaci.
    Całe szczęście to byli Shikamaru i Chouji. Wstyd się przyznać, ale przez chwilę zupełnie zapomniałam o istnieniu Chouji’ego. Myślałam sobie „o kim może myśleć shikamaru? Naruto? Shikaku?” i nawet przez sekundę nie pomyślałam o Akimichim. Aż mi głupio, że zapomniałam tak poczciwego chłopaczka :X Dopiero gdy Tsunade(bo zakładam, ze blondynka z okazałym biustem, to właśnie ona) powiedziała imię Chouji, postukałam się w głowę z zażenowaniem.
    Co jeszcze?
    Uwielbiam Kankuro, wiesz? Możesz to zapamiętać, gdy będziesz myślała, czy dać mu jakąś większą rólkę. Oczywiście jeśli zastąpisz jego miejsce na rzecz Kiby, również nie będę miała nic przeciwko.
    Głupio mi, bo chciałam napisać komentarz bardziej Ciebie godzien, ale po pierwszym kasowaniu 50% mocy uleciało :< Następnym razem zajmę Ci więcej miejsca!
    A no właśnie. Szacun za wywiązywanie się z ustaleń. Słowna z Ciebie osóbka i w tej kwestii powinnam zacząć Cię naśladować. Mówisz, że rozdział 27 iiii…. Który dzisiaj? Tak, 27 styczeń! A ja znów się obijam i wstyd mi dodawać, to co napisałam xD Ale co tam, wiem, że się powtarzam, ale do nowych rozdziałów będę się bardziej przykładać. Będziesz jednym z moich motywatorów, więc trzymaj się terminów! Nie żebym jakąś presję chciała wywołać ;*
    Coś jeszcze chciałam napisać, ale rozproszyli mnie tu w moim domostwie i zapomniałam ;/ No nic, najwyżej dopiszę innym razem, albo na gg ;)
    Oczywiście z niecierpliwością będę wyglądać dalszego ciągu i życzę Ci dużo weny.
    Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boże, nawet nie wiesz jak się cieszę, że ogarnęłaś ten fragment z Shikamaru, jak jechał do szpitala! <3 Zaplanowany był tak, żeby ogarnąć go dopiero pod koniec notki jakoś, ale i tak już dwie osoby źle go odebrały xd dziękuję dziękuję dziękuję dziękuję dziękuję dziękuję, że chociaż Ty jedna!

      Kankuro na pewno się jeszcze pojawi! W końcu mieszkając pod jednym dachem z Temari, nie może go nie być <3 poza tym sama go bardzo lubię, muszę jedynie wymyślić dialogi warte Jego ;D a Kiba.... no sie zobaczy ^^

      I nie martw się, każdy komentarz od Ciebie mnie cieszy <3 nie wiem czy to ze względu na wspólną blogową przeszłość, ale tak jest.

      Pozdrawiam! ;**

      Usuń
  3. Zapamiętać: nie czytać twojego bloga na lekcji, bo i ile roześmianie się można jeszcze jakoś wyjaśnić, to gdy zabijesz jakąś postać, to na pewno się rozryczę. Tak, piszesz w taki sposób, że trudno się nie wczuć w kreowany przez ciebie świat.
    Świetnie oddajesz uczucia, nawet nie wiesz jak bym też chciała mieć taką umiejętność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojeju, dziękuję bardzo bardzo :) staram sie jak mogę w opisach uczuć i cieszę się, że wg kogoś mi to wychodzi ^^

      Usuń
  4. Hmm... Ja tam wszystko bezproblemowo ogarniam. Rozdział bardzo mi się podobał. Opisy tych uczuć... trafiły w sam środek mego jestestwa. Są cudowne. Naprawdę. Doskonale mogę wczuć się w sytuację bohaterów. Te wyrzuty sumienia Shikamaru były bardzo realistyczne. Biedaczek. W ogóle lubię takie przeplatanie wątków. Że raz piszesz o jednym, później o drugim, potem znów o pierwszym... To jest bardzo ciekawe. I dodaje uroku, bo trzeba umieć to robić, bo czasem autor pisze tak, że nic nie da się ogarnąć. W moim mniemaniu wychodzi Ci to bardzo dobrze. Przynajmniej ja nie mam z tym najmniejszego problemu. Ostatnia odpowiedź Temari była taka słodka. Aż się zaśmiałam. Bardzo w jej stylu. I tak dziwię się, że nie zrobiła czegoś gorszego, chociaż miała na to ochotę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie, oczywiście możesz zaliczyć do czytelniczek. Od teraz jesteś w mojej czołówce blogów o ShikaTema, nie znam ich dużo, ale fakt faktem, piszesz świetnie. A jak już jestem przy blogach o miłości, tej zacnej pary, jakbyś znała, jakieś fajne blogi o tej parze, to podeślij mi proszę. Co do notki, to początkowo myślałam, że ten fragment w trzeciej osobie to był Gaara, jednak trochę wątpiłam, wyjaśniło się wszystko po słowach recepcjonistki. A mam pytanie, czy ja źle zrozumiałam, czy ktoś umarł? Nie jestem zbyt dobra w pisaniu komentarzy, więc na tym zakończę. A no i jeszcze jedno świetna notka, tak ogólnie mówiąc i plus za cytaty na górze.Zapraszam do mnie, też piszę bloga ShikaTema w realnym świecie, niestety ja stoją jeszcze na prologu. Mniejsza z tym. Do następnej. I dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie nie nie nie nie nie - nikt nie zginął! No... przynajmniej na razie, he he he ;pp żart xd

      Miło mi, że wskoczyłam do czołówki na czyjejś liście - zawsze jakiś prestiż xd co do blogów ShikaTema, to niestety zauważyłam, że jest ich mało w świecie blogowym. Osobiście czytam jeden: troublesome-situation.blogspot.com ale o ile mnie pamięć nie myli, to go znasz :) niemniej jednak zasklepiam sobie pustkę innymi cudownymi opowiadaniami o M&A "Naruto", które znajdują się w moich linkach i które serdecznie polecam!

      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń
  6. Och, to dobrze. Chyba powinnam czytać ze zrozumieniem. Ogólnie, mi się zdawało, że nikt nie umarł, bo inaczej byś opisała, ale jedno zdanie mnie zmyliło. Jednak czytjąc je teraz, załapałam o co chodziło. Wiem, właśnie. ShikaTema występują ale większość jako drugo planowe pary. Znam, znam, też czytam. Jak będe mieć czas to sobie od Ciebie skopiuję i poczytam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Powiem tak, tekst o truciźnie był epicki. Chciałabym zobaczyć, jak Temari go truje :P Ogółem Shikamaru wypał genialnie. Uwielbiam tego leniucha! Coś tam między nimi będzie? ;> Będzie, prawda? Ogółem jestem nastawiona optymistycznie. Ciekawa również co tam pokażesz w kolejnym rozdziale :)

    OdpowiedzUsuń
  8. "- Tak, ze mną wszystko okej, ale mój brat… - I nagle wpadłam na cholernie oczywisty pomysł. – Hej, wiecie może gdzie jest szpital?"
    "- Jedyną rzeczą, którą mogłabym ciebie nakarmić, jest trucizna – wysyczałam i ruszyłam w stronę bardzo dobrze mi znanych schodów."
    "- Hej Gaara – mruknął zaczepnie, szturchając młodego. - Patrz, nasza siostrzyczka się uśmiecha i to w taki miły sposób. Chyba zdążyli jej już podać jakieś leki odurzające."
    To takie trzy momenty z rozdziału, które powaliły mnie na kolana xD. Gdybyś widziała minę mojej matki, gdy niczym wariatka zaczęłam ciszyć michę do monitora. Cóż... to twoja sprawka! Twoja i tego genialnie opisanego rozdziału!

    Aż dziwne, że w obliczu wypadku Gaary i Kankuro byłaś w stanie mnie rozbawić. Ale zrobiłaś to. Chociaż dziwnie czytało się perspektywę takiej podminowanej i nierozgarniętej Temari, ale jej bracia wdali się w bójkę - miała prawo się tak zachowywać.
    Drugą rzeczą jaka mnie zaskoczyła był Shikamaru i wulkan emocji jaki w nim wybuchł. Owszem, on również miał powód do tego typu reakcji, ale mimo wszystko nie byłam w stanie sobie tego wyobrazić.

    Dziewczyno! Masz talent i wcale się nie dziwę, że tak szybko zyskujesz nowych czytelników.
    Wydawało mi się, że natknęłam się na dwa powtórzenia, ale teraz nie umiem na nowo ich wyłapać.
    Życzę weny na kolejny rozdział i pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. No cóż... Zacznę może od krytyki, tak na dzieeeńdoberek; żeby było smacznie i zdrowo, a przede wszystkim wesolutko. :)
    "(...)doskoczyłam do nich z ekscytacją wymalowaną na twarzy (...)" Oto pierwsza rzecz, która mnie rozdzierająco uderzyła. W tym sęk, że jeżeli robimy FanFick, lub, piszemy o istniejących postaciach, powinniśmy oddać całościowo ich charakter w niezmienionej formie, gdyż po prostu nie są nasze i zmiany tworzą już zupełnie inną osobowość bohatera. Jeśli jednak opowiadanie tego wymaga i celowo nadużywasz zmian w osobowości to pisarz informuje czytelników, że charakter jest modyfikowany na potrzeby historii (to taki stricte prawny szczególik, ale jak krytyka to krytyka!). Jednak, ja jestem osobą ostro przywiązaną do jednego ideału postaci jaki poznałam i zmiany dotkliwie dostrzegam. Taki głupi nawyk, zresztą... od zawsze targałam wszystkich za uszy za zmienianie charakterów. Wiem doskonale, że charakter Temari masz obkuty na blaszkę, po prostu... albo nie weszłaś jeszcze w rolę, albo celowo zrobiłaś coś takiego. Oczywiście nie jest to nic okropnego, co waży na tym, że notka mi się podobała (ale o tym zaraz) jednak zwróć uwagę na takie detale. Jeśli nie zrobiłaś tego celowo to, jeśli się przypatrzysz to sama dostrzeżesz różnice między tym zachowaniem, a Temari z mangi. Ona ZAWSZE była opanowana, zawsze i wszędzie, NAWET jeśli chodziło o jej ukochanych braci, którzy; rzecz jasna, są dla niej wszystkim. Zapewne chciałaś po prostu oddać tą ogromną miłość siostry, zapoznać bohaterkę z czytelnikiem przedstawiając ją jako osobę z reguły dumną, uniesioną, zimną a tu nagle, bum... jednak ma uczucia. Jednak sądzę, że mogłaś zastosować do tego głęboką walkę ze samą sobą, ukazać w fragmencie jej dezorientację i zachowywanie twardych, skrupulatnych pozorów opanowanej, gdy tak naprawdę sama nie wie, co się w niej tak burzy i kotłuję. Bardziej by to do niej pasowało, mniej by było rażące, a opowiadanie zyskałoby klasy przez wgłębienie się bardziej w psychikę bohaterki. Pamiętaj, że to pierwsze rozdziały i trzeba bardziej skupić się na uczuciach niż na samym opisie zmęczenia. Szczególnie, że znasz tych bohaterów i masz umiejętności do przekazania ich osobowości!

    Ale przechodząc do pochwał, bo chciałam Cie skrytykować za coś jeszcze, ale wypadło mi z głowy, hah.;D

    Pozytywy. Notka mi się podobała, zachowałaś tajemniczy nastrój, trochę ujawniając a troszeczkę zatrzymując dla siebie, bo nadal nie wiem... O.CO.CHODZI. Wiem tylko tyle, że Temari poznała mazgaja Shikamaru, przez którego, coś stało się Chouji'emu. A Gaarze i Kankuro nic nie jest i dobrze! bo dłużej zachowania Temari bym nie zniosła; za bardzo dramatyzowała. Jednak co mnie intryguję? Sprawa z Shikamaru. Rzeczywiście, zaskakujący wątek i bardziej mnie to zachęciło do przeczytania następnego rozdziału niż sam prolog. Naprawdę dobrze Ci poszło stylistycznie. Piszesz prosto, nie można powiedzieć, że jest to coś poetyckiego, wdrążającego się w serce, jednak przyjemnego, jak profesjonalna pisarka zaczynająca swoją opowieść. Jestem pod wrażeniem idealnej prostoty, bo rzeczywiście jeśli ktoś ma prosty styl ale DOBRY, na wysokim poziomie, to może zachwycić bardziej niż najbardziej wyszukane, niemalże poetyckie opowiadania. Także, wielkie gratulacje, oby tak dalej.
    Sądze, że dużo książek czytałaś, bo od razu widać to po słownictwie, momentami miałam wrażenie, że czytam jedną ze swych ulubionych książek. Trzymaj się tego, kurczowo.
    Dialogów za dużo nie było, więc nie mogę ocenić, e na pewno wyszły fenomenalnie.

    BTW. Fajnie, że wplotłaś TenTen i Neji'ego, ładna parka. ;)

    Co do piosenki Twojego bloga, to świetny wybór. Lifehouse od zawsze kojarzył mi się z ShikaTema - jak ja dawno tego sformułowania nie użyłam.
    Oczywiście podziw za dotrzymanie słowa i terminu. Zapowiadasz się obiecująco jako blogerka. ;)

    Mam nadzieje, że moja drobna krytyka Cie nie uraziła, i że szczere pochwały weźmiesz do siebie.

    Czekam na nastepny rozdział, wybitna pisarko! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. A i gratuluję Ci dobrego startu i nie masz co dziękować czytelnikom, to ona powinni Tobie, że mogą przeczytać coś, co sprawi, że spędzą miło kilka minut! ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, może "znawczyni charakteru Temari" się wypaliła przez te kilka lat i powinna się przerzucić na inną postać? Trudno, uwagi przyjmuję jednak nic w rozdziale nie zmienię. Napisałam go 2-3 miesiące temu i jak nie miałam, tak nadal nie mam serca go zmieniać, bo zapoczątkował niespodziewanie tą historię w mojej głowie, zupełnie nieproszenie. Rozumiem Twoje oburzenie na temat zachowania Temari, jednak ja uważam, że nie przesadziłam. Częściowo opierałam ten opis na własnych przeżyciach. Niemniej jednak dziękuję, bo lubie wiedzieć co nie pasuje czytelnikom, żeby się poprawić. Na pocieszenie moge dodać, że już w następnej notce odejdę od "dramatyzującej" Temari, a w dalszej akcji opisy w 1os. będą należeć do rzadkości :)

      W następnej notce postaram się trochę wyjaśnić, choć od razu mówię, że notka będzie... raczej nudna xd. "fllerowa akcja" sie zacznie, niestety.. kilka rozdziałów będzie przemęczonych.

      Lifehouse <3 ta piosenka podbiła moje serce od pierwszej nuty :)
      I nie chwal dnia przed zachodem słońca... na onecie też początkowo notki były w miare regularne xd

      Pozdrawiam!

      Usuń
  11. Wiesz co? Nie mogę uwierzyć, że masz nowego bloga i dalej ShikaTema. Twojego starego nadrobiłam akurat na dwa tygodnie przed tym jak go zakończyłaś. I przez ten cały czas regularnie na niego wchodziłam i przypominałam sobie moje ulubione fragmenty(taka moja mania z ulubionymi opowiadaniami). Ogólnie musisz wiedzieć, że jestem niesamowitą fanką tego paringu i cieszę się, że jak ktoś już wcześniej w komentarzach wspomniał, zajmuje się nim ktoś kto zna te postacie i ich nie zepsuje: a uwierz dużo się już naczytałam o Temari histeryczce, która bije co drugą osobę wachlarzem po głowie i Shikamaru, którego, dosłownie, co drugie słowo to "kłopotliwie" .
    Przechodząc do treści: uwielbiam interakcje między piaskowym rodzeństwem i cieszę się, że jak na razie się nie zapowiada, abyś ich nam oszczędzała. O ile rozmowy między Gaarą i Temari jeszcze do rzadkości ni należą, o tyle z jakiegoś powodu najbardziej pomijanym z całej trójki jest Kankuro, więc cieszę się, że tutaj będzie go można lepiej poznać. Fajnie też wplotłaś Neji'ego, Ten Ten i Tsunade. Ogólnie cała scena w szpitalu skojarzyła mi się bardzo mono z tą z anime, kiedy nie powiodła się misja sprowadzenia Sasuke do wioski i Temari i Shikamaru czekali na wieści w szpitalu.

    Pamiętam, że czytając rzucił mi się w oczy jakiś błąd, jeśli dobrze pamiętam chodziło o szyk zdania, jednak po mimo przeczytania notki po raz drugi nic nie znalazłam - więc nie mogło być tak źle.

    Pozdrawiam i życzę duużo weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co? Ja również nadal nie mogę uwierzyć, że mam nowego bloga, bo odchodząc z Onetu byłam niemal pewna, że nigdy do pisania nie wrócę. Ale udało się i postaram się, żeby ta historia została ukończona. Btw, strasznie miło zobaczyć komentarz od kogoś, kto zna moje onetowskie opowiadanie, a kogo z kolei ja zupełnie nie znam xd

      I tak, bardzo dobrze Ci się skojarzyła akcja w szpitalu z tą z anime, bo na niej się właśnie wzorowałam ;D Jesteś pierwszą osobą, która to odkryła!

      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń
    2. A to nie ta scena stworzyła ten fandom? Myślę ze wszyscy ją znają, tylko nie mówili.

      Usuń
  12. trafiłam tu przez przypadek, a takie cudoo, nononono *___*
    na serio masz talent, nawet łapię kompleksy czytając twoje prace :d
    zapraszam do mnie :
    sandskunoichi.blogspot.com

    i mniej poważny : szkola-ukryta-w-tokio.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Jestem pod wrażeniem, naprawdę. Drugi dobry blog ShikaTema, ten rok zapowiada się całkiem nieźle ;P

    OdpowiedzUsuń
  14. Fajny blog ^^ Moment z trucizną najlepszy xd. Chyba pisałaś bloga na onecie nie? bo jakoś kojarzę tą nazwę xd *idiota*
    Mam własnego bloga którym no aktualnie się nie zajmuje ale jesli chcesz to pewnie mnie jakoś namierzyć. Dobra koniec reklamy xd.
    Czekam na następną notkę bo chcę się dowiedzieć co z Shiką <3 :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak tak, pisałam pisałam, dawno dawno temu xd jeju, niesamowicie miło wiedzieć, że ktoś go kojarzy/pamięta, dziękuję ;)

      Usuń
  15. Tyle emocji w jednym rozdziale , to chyba niemożliwe , a jednak realne ;) Bardzo mi się spodobała ta nota , biedny Shikamaru ;( Szkoda mi go , a Chouji’ego jeszcze bardziej , resztę rozdziałów przeczytam w najbliższym czasie czyli pewnie po łebkach np. 2 dziennie albo 3 , jesteś wspaniałą pisarką co mogę stwierdzić po pierwszym rozdziale i prologu ;*
    POZDRAWIAM :)

    OdpowiedzUsuń
  16. No i mamy rozdział pierwszy. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to nieregularne akapity. Hm... Ale dość marudzenia! Najważniejsza bowiem, jest treść ^^

    ,,na oko w moim wieku z drugimi ciemnymi" - długimi, a po tym zacnym przymiotniku powinnaś postawić przecinek :)

    Pierwsze, miłe zaskoczenie: a mianowicie Neji. W większości blogów przedstawiany jest on jako zimny i dość odizolowany. A tu proszę! Podszedł do Temari, zupełnie obcej mu osobie, i jeszcze się o nią martwił! Cud!

    W opowiadaniach zwroty grzecznościowe pisze się z małej literki, a chodzi mi tu o takie wyrazy, jak ,,on", ,,jego", ,,twoje", et cetera.
    Kolejna uwaga - wymieniając przymiotniki, rzeczowniki, liczebniki, czy cokolwiek, musisz pamiętać o przecinkach! Na przykład opisując kogoś ,,Miała krótkie, czarne włosy oraz długie, niebieskie dżinsy". Rozumiesz? xd

    Dobra, a teraz zaczynamy przyjemniejszą część komentarza, a mianowicie: Co podobało się szanownej zrzędzie, Rinie Imai? No cóż... Wszystko. Brawo, zrzęda całkowicie zakochała się w Twoim stylu pisania.
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  17. Chyba przekleństwem jest czytanie cudzych komentarzy zanim napisze się swój własny :D Ale już przechodzę do sedna :D

    Moim zdaniem powinnaś to wcisnąć do prologu jeszcze :D wtedy byłby on taki mięsisty :D stylu nie oceniam na razie ani nic, bo twojego jeszcze nie znam, co mogę powiedzieć po raptem prologu i rozdziale I :D nurtuje mnie dlaczego wybrałaś szpital i to w takiej sytuacji, na poznanie Temari z Shikamaru :D no i jestem ciekawa jak to dalej się rozwinie :D bardzo chcę poznać twoje pomysły :D

    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń

Kłaniam się nisko w podzięce za komentarz! ♥