6 września 2015

Rozdział 18

Sakura od zawsze uważała kuchnię za miejsce, w którym rozmowy na ciężkie tematy przychodziły łatwiej. Miała w sobie coś kojącego, czego nie potrafiła wytłumaczyć, ale właśnie to niewytłumaczalne, tajemnicze coś rozplątywało ludziom języki.
Siedziała przy niewielkim stoliku, co jakiś czas popijała malinową herbatę i z cierpliwością oraz względnym spokojem, opowiadała całą historię. Od początku wiedziała, że to na nią spadnie ten ciężar i nawet nie próbowała przekonać Sasuke, aby wziął sprawy w swoje ręce. Już raz opowiedział wszystko i powtarzanie tego ‒ o siódmej nad ranem ‒ było ponad jego siły. Sakura to rozumiała. Łudziła się nawet nadzieją, że z jej ust Naruto spokojniej przyjmie złe wieści.
‒ To chyba wszystko, tak w skrócie ‒ zakończyła, niepewnie zerkając na stojącego przy zlewie Sasuke. Ręce zatopił w kieszeniach bluzy, był przygarbiony, zmęczony i całkowicie załamany. Wyglądał jak cień siebie i również lekko, niczym zaledwie zjawa, przytaknął w odpowiedzi głową. ‒ Naruto, pomożesz nam?
Spojrzała na siedzącego naprzeciw niej Uzumakiego. Wcześniejsze zaspanie zniknęło z jego oblicza w oka mgnieniu, kiedy zaczęła opowieść o zbrodni Sasuke. Wówczas prawie się na niego rzucił, jednak zdołała go powstrzymać, prosząc, żeby wysłuchał do końca. Z trudem, bo z trudem, ale udało jej się go posadzić z powrotem na miejsce.
Teraz wydawał się być oazą spokoju.
‒ Naruto?
‒ Sakura, zostawisz nas samych? ‒ spytał Naruto utkwiwszy w niej spojrzenie.
‒ Nie ma mowy ‒ syknęła w odpowiedzi, dłonią uderzając w stół. ‒ Gadaj, co masz do powiedzenia i przestań w końcu udawać tak cholernie spokojnego. Znam cię. Chcesz mu przywalić, więc zrób to! Gówno go to ruszy.
Pokiwał głową z krzywym uśmieszkiem. Nie spojrzał na Sasuke, ale Sakura wiedziała, że reszta jego słów będzie skierowana właśnie do niego.
‒ Ty tchórzu ‒ warknął. ‒ Ty pieprzony tchórzu. Najpierw zwiałeś do Akatsuki, nie mając nawet odwagi powiedzieć nam, po co. Potem nie miałeś odwagi spotkać się z Itachim, kiedy ten tego chciał…
‒ Nie miałem mu nic do powiedzenia.
‒ Nie miałeś mu nic do powiedzenia! ‒ Naruto wstał z miejsca. Zmierzył przyjaciela roziskrzonym ze złości spojrzeniem; po oazie spokoju nie pozostał nawet najmniejszy ślad. ‒ Ty idioto, ale może on miał tobie coś do powiedzenia! Może powiedziałby ci coś, co przekonałoby cię do porzucenia pomysłu zemsty! W ogóle, zemsta, ha! Ja pierdole, myślałem, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach akcji, ale jednak życie jest równie poryte. ‒ Pokręcił głową, śmiejąc się nieco histerycznie. ‒ Ale nie, ty byłeś durnym, dumnym idiotą i egoistą. A może gdybyś tam poszedł, to wtedy, w tym zaułku rozpoznałbyś, że nie celujesz do brata. I może, kurwa, nie zabiłbyś ojca swojego kumpla!
Z tymi słowami rzucił się na Sasuke z pięściami. Przycisnął go do kuchennej meblościanki z mocą, która spowodowała, że głowa Uchihy uderzyła w górną szafkę. Miał ochotę zrobić to jeszcze raz, ale wtedy stwierdził, że jednak woli przywalić mu w nos z czaszki, później kilka prawych i lewych sierpowych. Zapędził się, kierowany ślepą złością i dopiero silny uścisk na ramieniu i nawoływania Sakury go ocuciły. Ciężko dysząc odskoczył od Sasuke i resztki furii wyładował na ścianie. Wtedy na powrót usiadł na zajmowanym wcześniej krześle.
‒ Nie sądziłem, że kiedyś to powiem, ale Sasuke, kurwa, jesteś głupszy ode mnie. ‒ Spojrzał na przyjaciela, który przy pomocy Sakury zbierał się z podłogi. Z nosa, łuku brwiowego i wargi leciała mu krew; porządnie go urządził. ‒ Ale pomogę wam. Jasne, że pomogę swoim przyjaciołom. ‒ Otarł z czoła pot. Kiedy Sasuke usiadł na drugim krześle, a Haruno stanęła tuż obok, dodał: ‒ Mówcie co dokładnie mam zrobić.
‒ Być naszym alibi ‒ powiedziała dziewczyna.
‒ Ale alibi na co? ‒ zdziwił się. ‒ Na tą noc? Mam powiedzieć, że całą noc piliśmy i wspominaliśmy stare czasy? W ogóle przed kim mam być tym całym alibi?
‒ Przed policją, młotku. Jakby nie patrzeć, zabiłem dwoje ludzi, więc prędzej czy później podejrzenia mogą paść na mnie. Hidan raz czy dwa wspominał mi, że ojciec Shikamaru próbował ich rozpracować, gliny na pewno wezmą ich pod lupę ‒ mówił Sasuke, podczas gdy Sakura namoczyła pod kranem ścierkę. Otarłszy mu nią krew z czoła, przyłożyła mokry materiał do nosa i nakazała trzymać tak przez jakiś czas. ‒ A kiedy psy wezmą ich na przesłuchanie, szybko mnie sypną. Jestem tylko smarkaczem, wrobiliby mnie nawet jeśli to nie ja bym zabił.
‒ I nie chodzi nam o alibi na dzisiejszą noc, chociaż to też mogłoby być przydatne ‒ wtrąciła Sakura. Podeszłwszy do blatu przy zlewie, usiadła na nim. ‒ Sasuke powinien wyjechać z Konoha, ale nie sam, bo mogą uznać to za ucieczkę. Dlatego wyjadę z nim, a ty będziesz naszym alibi.
‒ Do reszty zgłupiałaś! Przecież mogą cię posądzić o współudział! Albo coś innego, nie wiem, nie znam się za bardzo na prawie i tych wszystkich paragrafach, ale na pewno to nie jest takie proste, Sakura!
‒ Jednak może być proste, jeśli dobrze to rozegramy i wymyślimy wiarygodną historyjkę ‒ odparła pewnie. Jej oczy mocno lśniły w blasku wpadającego przez okno słonecznego światła, wypełnione przekonaniem, że ma rację. Czuła, po prostu czuła, że to musi się udać. Istniał jeden warunek: obecność Naruto w Konoha.
‒ I zgaduję, że już tę historyjkę wymyśliłaś, co? ‒ Opadł na oparcie krzesła, gdy potwierdziła jego słowa skinieniem głowy. ‒ Więc? Co będzie waszą wymówką?
‒ Miłość. ‒ Sasuke zakpił sobie z tego słowa, nawet nie zerkając na dziewczynę.
Sakura siedziała na kuchennym blacie, nogi miała skrzyżowane w kostkach, ręce ułożone tuż przy ciele. W za dużej, butelkowo-zielonej bluzie i przygarbiona, wyglądała na wyjątkowo drobną. W takiej pozycji, ze wzrokiem wbitym w podłogę, przedstawiła Naruto genialny plan:
‒ Jeśli gliny będą pytały cię o powiązania Sasuke z Akatsuki potwierdzisz, że był ich członkiem, ale bardzo krótko. Powiesz, że chciał się stamtąd wyrwać, ale nie pozwolili mu na to, dlatego uciekł. Uciekł ze mną, ponieważ się kochamy. Kiedy spytają, dlaczego ukrywaliśmy nasz związek, i jaki był powód wyjazdu, zeznasz, że Hidan groził mi i kazał zakończyć tę relację. Z Sasuke tak samo. ‒ Co nawet nie będzie tak wielkim kłamstwem, pomyślała, wspominając ich jedyne spotkanie w wiezieniu; zdecydowanie nie polubiła szarowłosego mężczyzny. ‒ Przyszliśmy dziś do ciebie wieczorem, żeby wszystko ci powiedzieć, spędziliśmy tu całą noc, bo tak jak powiedziałeś wcześniej, wspominaliśmy stare dobre czasy. Po kilku dniach wyjechaliśmy, ale nie wiesz dokąd. Nie powiedzieliśmy ci tego dla własnego i twojego bezpieczeństwa. ‒ Skończywszy podniosła wzrok na przyjaciela. Widziała jego wściekłość i była gotowa się jej przeciwstawić. ‒ Proszę, Naruto, musisz to tak wszystkim przedstawić. I mówiąc wszystkich, mam na myśli naprawdę wszystkich, nawet Hinatę.
‒ Oszalałaś! ‒ wyrzucił z siebie, wstając. Rzucił gniewne spojrzenie Sasuke, który przyglądał mu się z uwagą. ‒ A ty jej na to pozwolisz, gnoju? Przecież ona się dla ciebie naraża!
‒ Wiem to, ale co niby mam zrobić? ‒ Również wstał; od nosa odciągnął rękę z mokrą, teraz już całkowicie zakrwawioną, ścierką. ‒ Sakura ma rację, każdy inny wyjazd uznają za moją ucieczkę. Muszę mieć jakieś alibi, a to wydaje się być dobre. Znaczy w miarę sensowne.
‒ Dwoje idiotów! ‒ Złapał się rękoma za głowę, co chwilę przeczesując włosy dłońmi. ‒ Przecież nikt z naszych znajomych w to nie uwierzy. Przecież ty jej nie kochasz, Sasuke! ‒ Kiedy Uchiha próbował go uciszyć krótkim „Naruto!”, ten zwrócił się ku Haruno. ‒ Sakura, przecież on cię nie kocha i dobrze o tym wiesz!
‒ Wiem, Naruto ‒ odparła, wyglądając przez okno po prawej. Jej usta wygięły się w smutnym uśmiechu. ‒ Wiem, że Sasuke mnie nie kocha, ale myślę, że inni mogą w to uwierzyć. ‒ Znów spojrzała przyjacielowi w oczy, teraz wypełnione bezgranicznym zdumieniem i niezrozumieniem. ‒ Ponieważ wszyscy wiedzą o mojej miłości do niego i naszej przyjaźni. Ludzie naprawdę mogą w to uwierzyć, Naruto. A tylko o to nam chodzi.
Naruto przez kilka minut milczał, drepcząc w kółko po kuchni. Kiedy ułożył sobie wszystko w głowie, spojrzał na oboje przyjaciół z powagą wymalowaną na twarzy. Był nieugięty.
‒ Skoro chcesz jechać ‒ droga wolna, jedź! Ale w takim razie ja również jadę. ‒ Uśmiechnął się krzywo do Sakury. ‒ Wymyśl nową historyjkę dla glin.

Obudziłam się z gigantycznym bólem głowy, czyjąś ręką na talii i głową wtuloną w zagłębie między moją szyją, a obojczykiem. W pierwszej chwili zupełnie nie wiedziałam, gdzie się znajdowałam i z kim, ale gdy tylko otworzyłam oczy, wszystko stało się jasne. I to tak dosłownie jasne, ponieważ oślepiły mnie promienie słońca, wpadające przez okno pokoju Shikamaru, co tylko zwiększyło odczuwalny ból głowy. Matko chrystusko, za co tak cierpiałam?
Poruszyłam się nieznacznie, uginając nogę w kolanie ‒ puszysta kołdra ześlizgnęła się z mojej skóry, odkrywając coś więcej, niż tylko szalenie seksowne udo, ale także kość miednicową. Nagą kość miednicową. Równie szybko, jak ją zauważyłam, tak przypomniałam sobie pełny scenariusz minionej nocy.
Ojciec Shikamaru. Asuma. Nasza kłótnia. Picie alkoholu. I później...
Temari No Sabaku oficjalnie straciła dziewictwo w wieku dziewiętnastu lat. A teraz, leżąc bez bielizny, przykryta zaledwie skrawkiem pościeli, nie mogła w to uwierzyć.
‒ Wszystko w porządku? ‒ Usłyszałam przy uchu zachrypły szept. Zdaje się, że od dłuższego czasu wpatrywałam się w bezruchu w sufit.
Przekręciłam głowę, spoglądając na Shikamaru. I o ile wcześniej mogłam mieć jakiekolwiek wątpliwości, w tamtej chwili odpłynęły one w niepamięć. Patrząc w jego zaspane, zmartwione oczy, pod którymi widniały pokaźne sińce zmęczenia, nie mogłam żałować czegokolwiek, co dotyczyło tego mężczyzny.
‒ W jak najlepszym porządku ‒ odparłam, następnie całując swojego faceta w usta. Shikamaru bez wahania odwzajemnił pocałunek i pogłębił go, w wyniku czego znów znalazłam się pod nim. Skóra w skórę, ocieraliśmy się o siebie, smakując jakby po raz pierwszy. Każde kolejne muśnięcie palców Shikamaru na moim ciele, było jak ponowne odkrywanie się nawzajem. Coś niesamowitego.
‒ A ty? ‒ spytałam przerwawszy pieszczoty. ‒ Jak się czujesz?
Naraz zmarkotniał i chciał odwrócić wzrok. Ręką delikatnie przytrzymałam go za podbrudek, na paliczkach wyczuwając delikatny zarost. Wytrzymał moje uważne spojrzenie, samemu odsłaniając smutek w oczach.
‒ Prawdopodobnie tak samo, jak ty po śmierci matki. ‒ Chciałam coś powiedzieć, nawet otworzyłam już usta, ale słowa stanęły mi w gardle. ‒ Ale póki tu jesteś jakoś dam radę.
Na moment poraziło mnie przeświadczenie, jak bardzo polegał na mojej obecności. To dlatego, kiedy ułożył głowę na poduszce następnie biorąc w dwa palce pasmo moich włosów, powiedziałam:
‒ Wiesz, że nie mogę tu zostać przez cały dzień, prawda?
‒ Wiem. ‒ Kciukiem jeździł wzdłuż obojczyka.
‒ Nie dlatego, że nie chcę… ‒ Próbowałam właściwie dobrać słowa, choć rozpraszał mnie każdym muśnięciem dłonią o skórę. ‒ Pamiętasz, co ci powiedziałam w nocy? Wtedy mogłeś płakać. Ale teraz musisz wziąć się w garść, pomóc stanąć na nogi matce i Kurenai. W tej chwili jesteś jedynym mężczyzną, na którym mogą polegać.
‒ Wiem. ‒ Zjechał dłonią niżej, delikatnie obejmując jedną z piersi. Zadrżałam, nie tracąc jednak opanowania. Choć w ustach mi zaschło, kontynuowałam to, co miałam do powiedzenia.
‒ Mogę ci pomóc ze wszystkimi formalnościami, wiesz… pogrzeb, ksiądz, trumna… w końcu siłą rzeczy sama musiałam ogarnąć te sprawy. Pomogę ci przejść przez to wszystko możliwie jak najmniej boleśnie, ale ty to samo będziesz musiał zrobić dla Yoshino, rozumiesz?
‒ Rozumiem. ‒ Sięgnął do drugiej piersi, na co zareagowałam odchrząknięciem. Wtedy dopiero łaskawie skupił swoją uwagę na mojej twarzy. ‒ Hm?
‒ Czy ty przypadkiem nie próbujesz mnie uwieźć tak z samego rana?
Pochylił się nad moimi ustami, i jeszcze zanim je ucałował, powiedział:
‒ Po pierwsze, to wcale nie jest znowu  ranek, a raczej wczesne popołudnie. I po drugie ‒ nic nie poradzę, że jesteś jedynym sposobem na to, żebym nie myślał.

Na przystanku autobusowym oprócz nich nie było nikogo więcej. Siedzieli na ławeczce, tuż obok siebie. Sasuke lekko przygarbiony i z fajką w dłoni, nogi wyciągnął przed siebie. Sakura, konkretnie zmęczona nieprzespaną nocą i silnymi emocjami, oparła głowę o ramię przyjaciela i przymknęła powieki. Sasuke nie zaprotestował ‒ w końcu ta dziewczyna zrobiła dla niego więcej, niż by się tego po niej spodziewał. Nie zasługiwał na łaskę oraz troskę z jej strony, wiedział to. Dlatego tym bardziej doceniał jej obecność. Po raz pierwszy w życiu cieszył się, że ta irytująca dziewczyna nie posłała go w cholerę, a wciąż ślepo przy nim tkwiła.
Do przyjazdu autobusu zostało im dziesięć minut.
‒ Musimy coś zrobić z Naruto ‒ przerwał ciszę Sasuke. Wypuścił z płuc ostatni obłok dymu i zgasił papierosa o ławkę. ‒ Jeśli z nami wyjedzie, ludzie od razu się skumają, że coś tu nie gra.
‒ Porozmawiam z nim, spokojnie ‒ odparła Sakura nie otwarłszy oczu. ‒ Jakoś ciężko mi sobie wyobrazić, że miałby zostawić Hinatę. Teraz jest w lekkim szoku i będzie się buntował, to normalne. Pójdę do niego dzień przed wyjazdem. Odwiodę go od tego pomysłu, zobaczysz.
‒ Chcesz wzbudzić w nim poczucie winy?
‒ Oczywiście. A Hinata jest świetnym argumentem. Kto jak kto, ale Naruto jest wyjątkowo czuły na cudzą krzywdę. Dlatego nie pozwoli, żeby ona cierpiała.
‒ Liczę na ciebie. ‒ I rzeczywiście, polegał na niej bezgranicznie.
Sakura wygodniej ułożyła głowę na ramieniu chłopaka. Od dłuższego czasu zbierała się do zadania mu konkretnego pytania.
‒ A ty ‒ zaczęła, ściskając dłonią przedramię Sasuke ‒ jak się czujesz?
‒ Jak winny ‒ odpowiedział bez zastanowienia. ‒ Jak osoba, która przegrała życie. Jak człowiek bez imienia, przeszłości i przyszłości. Rozumiesz?
‒ Nie ‒ nie zamierzała kłamać. ‒ Ale zgaduję, że jest to bardzo beznadziejne uczucie.
‒ Koszmarne. ‒ Po chwili, widząc nadjeżdżający z daleka autobus, dodał: ‒ Już jedzie.
Wstali jak na komendę. Przygryzając wargę, Sakura zebrała w sobie siłę do zadania jeszcze jednego dręczącego ją pytania.
‒ Co teraz zamierzasz? Wracasz do siebie, czy… ‒ celowo zawiesiła głos w połowie wypowiedzi. Była pewna, że domyśli się, o co chodzi.
‒ Nie mam zamiaru iść odwiedzić Itachiego, jeśli to masz na myśli. Do mieszkania też nie pójdę.
‒ Wiesz, jeśli nie chcesz być sam, to możesz przyjść do mnie. Moja mama zrozumie…
‒ Nie ‒ uciął krótko. Widząc jednak, jak Sakura spuszcza zmieszana wzrok, skarcił siebie w myślach. Nie miał zamiaru jej urazić. ‒ Chcę pospacerować w samotności, pomyśleć. No i muszę coś jeszcze załatwić.
‒ I pewnie nie mam się interesować, co to za sprawa do załatwienia?
Autobus podjechał na przystanek i jego drzwi się otworzyły.
‒ Lepiej nie ‒ mówiąc to, popchnął delikatnie Sakurę w stronę wejścia do pojazdu. Dziewczyna ruszyła bezwiednie i stając w przejściu, odwróciła się do Sasuke.
‒ Uważaj na siebie ‒ powiedziała z troską.
Wtedy drzwi automatycznie się zamknęły, a sam autobus ruszył z miejsca. Widziała, że Sasuke coś odpowiedział, jednak nie dosłyszała wypowiedzianych słów.
Nie miało to jednak znaczenia. I tak wiedziała, że po prostu jej podziękował.

Trzydzieści dwa nieodebrane połączenia. Piętnaście esemesów. Kilka nagrań na poczcie głosowej. Wszystkie od Kankuro i Gaary.
Widząc to w trymigach zebrałam się do domu.
Nie podejrzewałam jednak, że kiedy wejdę do mieszkania, oprócz głosów braci, usłyszę również ojca.
‒ Temari! ‒ zagrzmiało zaraz po trzasku zamykanych drzwi. W chwilę potem w korytarzu stanął Kankuro, ubrany w szare dresy, t-shirt z Harrym Potterem i piekielną złością wypisaną na twarzy. ‒ Gdzieś ty była, idiotko! Wychodzisz gdzieś w środku nocy, telefonów nie odbierasz, pół dnia cię nie ma! Do reszty zdurniałaś? A niby to ja jestem ten nieodpowiedzialny i głupi!
Słuchałam wyrzutów z pokorą, zdejmując w między czasie buty i kurtkę.
‒ Chyba masz się z czego tłumaczyć, młoda panno. ‒ Ojciec wychynął z kuchni, wskazując żebym przeszła do pomieszczenia.
Zanim to zrobiłam, posłałam bratu spojrzenie pełne wyrzutów.
‒ Oczywiście musiałeś do niego zadzwonić, pacanie?
‒ A co ty myślałaś! Jest już po szesnastej, a ty nie dawałaś znaku życia. Skąd mogliśmy wiedzieć, że ten cały Nara cię gdzieś nie porwał? Może jednak jest psychopatą? Różne już teorie zakładaliśmy. Na policję nie mogliśmy jeszcze zadzwonić, bo nie minęło dwadzieścia cztery godziny, to padło na niego.
‒ Gdyby naprawdę mnie porwał, przynajmniej już nigdy nie musiałabym oglądać twojej krzywej mordy.
W kuchni usiadłam na blacie przy zlewie i nalałam  wody z kranu do wziętego z suszarki kubka. Kac niestety nie dawał o sobie zapomnieć.
Obrzuciłam wszystkich zmęczonym spojrzeniem.
‒ No dalej ‒ zaczęłam ‒ zróbcie mi kazanie, a potem w końcu wam powiem, co tak naprawdę się stało. Chyba że wolicie opuścić część z kazaniem.
Napiłam się wody. Cała trójka wpatrywała się we mnie spojrzeniem, mającym w sobie wymieszane uczucia: złości i troski. Gaara siedział przy stole nad kubkiem z herbatą, zachowując względny spokój. Zgadywałam, że to Kankuro najbardziej panikował i od rana nie dawał mu żyć. Młody mi ufał; wiedział, że nie zniknęłabym bez słowa nie mając solidnej wymówki.
Ojciec stał przy lodówce ze skrzyżowanymi na piersi ramionami. Twarz miała srogi wyraz ‒ od niego mogłam liczyć na coś więcej, niż tylko mamcine biadolenie na temat nieodpowiedzialności. Szykował ciężką artylerię.
Kankuro skakał przede mną wymachując rękoma. Zgodnie z poleceniem, rozpoczął kazanie, na którym zupełnie się nie skupiałam.
‒ Nie słuchasz mnie! ‒ wyrzucił mi.
‒ I nie wysłucham, więc skończ. Tato? ‒ Odchrząknął. ‒ Skoro już tu jesteś, to miejmy to za sobą. Gadaj, ja cię wysłucham, potem się pokłócimy i wyjdziesz.
‒ Miałaś nie używać sarkazmu w rozmowie ze mną. Kultury, dziecko.
‒ To nie sarkazm, a stwierdzenie faktu. I jestem już dorosła, tak gwoli ścisłości.
Uśmiechnął się półgębkiem. Właściwie przestałam rejestrować reakcje i odruchy braci, skupiając się wyłącznie na rozmówcy. Byłam zbyt zmęczona na podzielność uwagi. Po sprawdzaniu w Internecie numerów telefonów do ubezpieczalni, zakładu pogrzebowego i załatwianiu innych spraw pogrzebowych, marzyłam już tylko o gorącej kąpieli w wannie i śnie.
Ojciec wyprostował się i stanął przede mną w niemal żołnierskiej pozie ‒ nogi rozstawione szeroko, ramiona splecione za plecami, podbrudek uniesiony wysoko. To zaczynamy zabawę…
‒ Dałbym ci szlaban, ale w obecnej sytuacji obawiam się, że nie miałoby to najmniejszego sensu. ‒ Prychnęłam. Szlaban!? Co on myślał, że mam dwanaście lat? ‒ Nie będę wnikał, co robiłaś całą noc i pół dnia. Jest to twoja sprawa. Ale ostrzegam cię, że po powrocie do Suny, takie wybryki nie będą tolerowane…
‒ Zaraz, zaraz! ‒ przerwałam mu zbita z tropu. Czy ja się przesłyszałam? ‒ Jaka Suna, o czym ty znowu pieprzysz.
‒ Dobrze słyszałaś. ‒ Uśmiechnął się z zadowoleniem. ‒ Wracamy do Suny.
Spojrzałam po braciach szukając w nich poparcia. Zaprzeczenie głową Gaary szybko uświadomiło mi, że kłótnia na ten temat już się odbyła, a wyrok nie podlega dyskusji.
Tyle że ja nie mogłam wyjechać.
‒ Nigdzie nie jadę. Nie możesz mnie do niczego zmusić.
Zimne oczy ojca przeszyły mnie na wskroś.
‒ Ciebie nie, ale Gaara nadal podlega mojej opiece do ukończenie osiemnastego roku życia. A ty, jako dobra, kochana siostra, nie pozwolisz, żeby mieszkał ze mną sam. Mam rację?
Nienawidziłam go za to, że tak bezczelnie igrał sobie z moimi uczuciami.
Zrozumiałam nagle pozorny spokój Gaary. Tak, pozorny. Byłam pewna, że w głowie huczało mu od myśli, a kubek z herbatą stał na stole tylko po to, żeby w odpowiednim momencie rozbić go o ścianę. Albo o łeb ojca, co za różnica.
Chciałam wybuchnąć złością, ale chyba nie miałam na to po prostu sił. Wszystko zwaliło mi się na głowę tak nagle… Sytuacja Shikamaru i ten wyjazd. Jak niby miałam to ze sobą pogodzić? Nie mogłam zostawić ani swojego faceta, ani kochanego brata; żaden z nich w samotności nie da sobie beze mnie rady.
‒ Dlaczego? ‒ spytałam oschle będąc na granicy wytrzymałości.
‒ Muszę wrócić na poprzednie stanowisko pracy. Nie radzą sobie w firmie beze mnie, dlatego przenieśli mnie znów do Suny.
‒ Kiedy?
Tama podtrzymująca moją psychikę w całości zaraz puści, a wtedy…
‒ Za tydzień, w niedzielę. ‒ Pogrzeb miał odbyć się w czwartek. ‒ Chcę Boże Narodzenie spędzić w naszym domu, potem Kankuro będzie mógł wrócić do Konohy, a wy zaczniecie nowy semestr w starej szkole.
Tama pękła, sforsowana nawałnicą zdarzeń.
Zakryłam usta dłonią i zaszlochałam, z oczu popłynęły łzy. Nie pamiętam, kiedy ostatnio płakałam w obecności ojca… chyba jak znalazłam mamę w wannie. Niczym ognia unikałam okazywania przed nim uczuć, ale tym razem mnie złamał. Tak konkretnie, aż do bólu płuc.
Kankuro umieścił mnie w niedźwiedzim uścisku, próbując uspokoić. Głaskał po włosach, plecach i dopytywał, co się stało. W pewnym momencie usłyszałam uniesiony głos Gaary, który wypraszał ojca z mieszkania słowami  „wypierdalaj stąd!”. Nie mógł przecież wiedzieć, że mój płacz nie był tylko winą ojca.
‒ Hej, siostra, jakoś przez to przejdziemy, nie musisz się od razu mazać.
Wtuliłam się mocniej w ramię Kankuro, kręcąc przecząco głową.
‒ Wy nic nie rozumiecie.
‒ Shikamaru to zrozumie ‒ dodał łagodnie Gaara. Jak głupio to brzmiało w obecnej sytuacji.
‒ Nie-e! ‒ załkałam, odsuwając brata na odległość ramion. Zwiesiłam głowę całkowicie opadając z sił. ‒ Nie dość, że nie zrozumie, to tragicznie to zniesie. Nie teraz, kiedy ktoś… Kiedy ktoś zamordował jego tatę i profesora Asumę…
Bracia nie znaleźli więcej argumentów, jak i języka w gębie.
Ja natomiast jeszcze długo płakałam, zanim doszłam do siebie na tyle, żeby opowiedzieć im całą resztę.

Czułam się jak gówno. Jak bezosobowe gówno w stanie rozkładu, które nic nie czuje, które nie ma problemów, które po prostu istnieje, a jego istnienie nie ma sensu, ponieważ i tak zbliża się do swego kresu.
W takiej sytuacji ciężko było mi sobie wyobrazić, jak beznadziejnie musiał się czuć Shikamaru. A niby powinnam, prawda? W końcu przechodziłam przez to: straciłam matkę. I chociaż w nocy zaklinałam, że znam znaczenie słowa współczuję, tak teraz… nie byłam pewna wyrzeczonych pod wpływem uczuć zapewnień.
To nie to samo, bo twoja mama popełniła samobójstwo, a oni zostali zamordowani”.
Myślałam o tym, czy nie miał przypadkiem racji. Po dziesięciu minutach leżenia w wannie stwierdziłam, że miał. Miał absolutną, kurwa, rację.
Podkuliłam do siebie nogi i objęłam kolana ramionami. Woda zdążyła już trochę ostygnąć, piana opaść, a moje wyrzuty sumienia rosły wprost do tego proporcjonalnie.
Nie powinnam była robić Shikamaru opowieści o swoim cierpieniu, kiedy przeżywał armageddon własnego życia.
Nie powinnam była zrzucać na niego własnego (dodatkowego!) smutku.
Nie powinnam go opuszczać ‒ ani dziś po obudzeniu, ani nigdy w przyszłości. Mimo to wiedziałam, że to zrobię. I świadomość tego ciążyła mi na sercu niczym kamień na szyi samobójcy tkwiącego na dnie głębokiej rzeki.
‒ Długo masz zamiar się tak skradać? ‒ rzuciłam w stronę drzwi. Dobre dziesięć minut temu usłyszałam na korytarzu kroki, które ucichły pod drzwiami łazienki; nie zostały wznowione, jak można było przypuszczać.
Ktoś czekał na odpowiedni moment na rozmowę. Nie potrafiłam jedynie określić, który z braci odważył się na ten nietrafiony gest. Chciałam być sama i wolałabym, żeby chociaż ten jeden raz uszanowali moją prywatność.
Usłyszałam westchnięcie.
‒ Przepraszam ‒ wyszeptał Gaara.
‒ Przepraszasz za przeszkodzenie mi w kąpieli, czy za powrót do Suny?
‒ Za oba, chociaż bardziej za to drugie ‒ odparł, przy końcówce wypowiedzi obniżając ton głosu. Może miał nadzieję, że czegoś nie dosłyszę.
‒ I tak miałam już wychodzić. ‒ Powoli wyszłam z wanny i stanęłam na małym dywaniku. Woda ściekała ze mnie, jednak nie miałam zamiaru wycierać się ręcznikiem. Jeszcze nie. ‒ Ale możesz odpokutować swoją winę robiąc mi gorącą czekoladę.
‒ Temari…
‒ Za dziesięć minut wyjdę, niech czeka na mnie w kuchni.
‒ … naprawdę nie musisz wyjeżdżać.
Lustro było zaparowane, więc przetarłam je dłonią na wysokości twarzy. Wyglądałam jak zmokła kura, umyte włosy mokrymi strąkami okalały buzię, skołtunione ledwie sięgając ramion. Widać było po mnie niewyspanie i zmęczenie, ale ogólnie rzecz biorąc wyglądałam lepiej niż przed kąpielą ‒ gorąc dodał mi kolorów. Jedynie oczy się nie zmieniły. Wciąż odbijało się w nich poczucie winy i zmartwienie.
‒ Jeśli teraz wstawisz mleko, zagrzeje się idealnie na czas…
‒ Przestań ‒ uciął ostro. To dało mi do zrozumienia, że traktuje tę rozmowę poważnie, że nie zaczął jej tylko z powodu przyzwoitości i braterskiego obowiązku, aby nie wyjść na osobę, która mnie unieszczęśliwia. ‒ To nie czas na żarty. Mówię poważnie: nie musisz wyjeżdżać. Przecież nie jestem dzieckiem, poradzę sobie bez was przez te kilka miesięcy. Masz większe problemy na głowie niż niańczenie młodszego brata. Shikamaru…
‒ Nie należy do mojej rodziny, czyli równie dobrze mógłby nie istnieć. Rodzina jest dla mnie najważniejsza, Gaara, i dobrze o tym wiesz. Więc skończmy już tę niepotrzebną dyskusję.
Sięgnęłam po ręcznik i zaczęłam się wycierać.
Gaara uderzył pięścią w drzwi. Nawet nie drgnęłam. Spodziewałam się ataku agresji z jego strony, w końcu nie po raz pierwszy nie radził sobie z nadmiarem własnych emocji.
‒ Kochasz go! Powinnaś tu zostać i go wspierać! ‒ syczał przez zaciśnięte zęby, nieudolnie próbując mówić ciszej, niż krzykiem. ‒ Tak zachowują się osoby zakochane. Temari, cholera, zachowuj się czasem jak człowiek, a nie maszyna!
Ubrałam majtki i piżamę. Potem westchnęłam i z bólem serca oraz turbanem na głowie otworzyłam drzwi.
‒ Miłość to uczucie ulotne, braciszku. Zakocham się jeszcze sto razy i sto razy będę miała złamane serce, ale wiesz, co w tym wszystkim pozostanie stałe? To, że mam kochających mnie braci. I dlatego właśnie pojadę z tobą do Suny. Ponieważ rodzina to uczuciowa inwestycja w przyszłość, a miłość do mężczyzny to dług, który prędzej czy później pociągnąłby mnie na samo dno.
Gaara zgarbił się i cofnął pod ścianę, następnie pod nią siadając. Oddychał ciężko i patrzył na mnie z nieopisaną złością, którą starał się opanować. Wiedziałam, że ciężko było mu się pogodzić z tym, że przeciwstawiłam się jego woli. Nie potrafił zrozumieć kierujących mną uczuć.
Śmierć mamy zachwiała psychiką Gaary i pozostawiła poważny ubytek emocjonalny. Stresowe sytuacje powodują u niego napad gniewu, natomiast w sytuacjach podbramkowych wpada w panikę. Od roku leczy się u zaufanego psychiatry, który zajmował się nami wszystkimi, który przepisywał nam środki uspokajające i nasenne. Nam wystarczył miesiąc, żeby jako-tako poradzić sobie z sytuacją i dojść do siebie… Gaara nie był na tyle silny.
To dlatego nie mogłam go zostawić samego sobie. Ten dzieciak zginie w samotności i do reszty zwariuje.
Przykucnęłam naprzeciw niego i położyłam mu dłoń na ramieniu. Uniósł na mnie rozbiegany wzrok.
‒ Brałeś dzisiaj lekarstwa?
‒ Nie… Jeszcze nie. Zapomniałem.
‒ To idź wziąć i przyjdź do kuchni, okej? Zrobię nam gorącej czekolady.
‒ Okej.
‒ Już wszystko w porządku, Gaara. To moja decyzja i za nic nie powinieneś się winić.
‒ Tak, w porządku.
Uśmiechnęłam się najlepiej, jak tylko w obecnej chwili potrafiłam.
‒ Hej, młody, uśmiech. Przecież wracamy do domu.
Gaara odpowiedział uśmiechem, ale tylko z grzeczności i żeby sprawić mi przyjemność. Nie wierzył w mój sztuczny entuzjazm…
Sama w niego nie wierzyłam.

Pokój Hinaty był przytulny: beżowe ściany, meble z ciemnego drewna i fioletowe akcenty. Zawsze pachniało w nim fiołkami ‒ dbała o to paląc jedno kadzidełko dziennie. Kiedy za oknem panowała mini burza śnieżna i ujemne temperatury, u niej grzejniki zapewniały ciepło a ściany kojący spokój.
Atmosfera niemal idealna… gdyby nie ciążący nad nimi temat i przedłużająca się z jego powodu nieprzyjemna cisza.
Naruto opowiedział Hinacie wszystko, mimo złożonej przyjaciołom obietnicy milczenia. Przemyślał sprawę dokładnie i stwierdził, że nie może okłamywać ukochanej. Nie w sytuacji, kiedy planował wsiąść w pociąg wraz z Sasuke i Sakurą. Nie mógł zostawić jej bez słowa pożegnania, bez wyjaśnień ‒ to byłoby nieludzkie.
‒ Hinata ‒ zaczął zmęczony milczeniem. Nie mógł patrzeć, jak nadmiar informacji przygniata Hinatę. ‒ Jeszcze nic nie jest przesądzone. Może uda mi się ich przekonać do zostania w mieście i nie wyjedziemy.
‒ A jeśli wyjadą bez ciebie? Co wtedy zrobisz? Bierzesz to pod uwagę? – spytała, uważnie śledząc jego rozbiegany, zamyślony wzrok.
‒ Umrę – ledwie wyszeptał, przymykając powieki.
        Serce Hinaty zabiło dwa razy szybciej niż zazwyczaj, a zaraz potem czyjaś niewidzialna ręka zacisnęła się wokół jej szyi. Nie mogła chwycić oddechu.
‒ Nawet tak nie mów, Naruto… j-ja ci nie p-pozwolę...
‒ Nie tak naprawdę – przerwał jej. – Po prostu coś w środku mnie… zniknie – westchnął, przeczesując dłonią czuprynę.
‒ Dlaczego?
‒ Bo to dla nich żyje, Hinata – Głos mu drżał, ledwie panował nad wypowiadanymi słowami. – Są moimi najlepszymi przyjaciółmi, znam ich od zawsze… Są dla mnie rodziną, której nigdy nie miałem. Jak oni znikną, to ja też. Bez nich nie jestem sobą.
        Spuścił wzrok, umyślnie unikając jej zawiedzionego spojrzenia. Nie chciał widzieć tych oczu pełnych bólu, niedowierzania i rozczarowania. Nie chciał widzieć słonych łez, spływających po jej pięknej, jasnej, o idealnych rysach twarzy. Nie chciał widzieć, jak jej zgrabne, delikatnie różowe usteczka wyginają się w niemym krzyku, w grymasie bólu; jak drżą pod wpływem druzgocących emocji. Nie chciał widzieć, jak bardzo ją rani swoimi słowami.
‒ A-ale przecież... – Słyszał, jak ciężko oddycha, prawdopodobnie powstrzymując szloch. ‒ Przecież masz mnie. I innych. Przecież N-Naruto, nie możesz…
‒ Przyjaźni nie można zastąpić miłością, Hinata. Ani miłości nie da się zastąpić przyjaźnią. – Nadal miał spuszczoną głowę, wpatrując się jedynie w swoje dłonie, które raz co raz mięły materiał jego spodni w nerwach. – To dwa zupełnie różne uczucia. Przecież sama to powiedziałaś, zgodziłaś się ze mną… Powiedziałaś, że przyjaciela nie da się zapomnieć. A skoro nie da się zapomnieć, to nie da się też zastąpić. Bo zawsze będzie… będzie ta cholerna pustka. Pieprzona tęsknota za pieprzonymi rozmowami i wspomnieniami. Zawsze…
        Emocje nim zawładnęły, oczy się zaszkliły, wargi wygięły w podkowę. Nie mógł wykrztusić z siebie już ani słowa więcej – jego serce mu na to nie pozwalało. Może dlatego, że wiedziało lepiej, że powiedział już nadmiar? Że każdy kolejny wyraz, a nawet dźwięk był dla Hinaty, jak sztylet wciskany w jej serce… od tyłu, by poczucie zdrady i zawodu było jeszcze większe.
‒ Dlatego nie pozwolę im wyjechać beze mnie ‒ dodał, chwilowo się opanowując.
‒ Spójrz na mnie – pisnęła. Jednak jej prośba spotkała się jedynie z przeczącym ruchem głowy ukochanego. – Spójrz… i zobacz, jak mnie niszczysz… jak mnie zabijasz, Naruto.
‒ Hinata, zrozum. – Płakał, zaciskając powieki. Jednak ona nie mogła zrozumieć. Nagle poczuł na policzku dwie delikatne dłonie, smukłe i tak bardzo znajome. Otworzył oczy i od razu napotkał zaszkloną biel jej tęczówek.
‒ Kocham Cię, głupku. – Tym razem jej głos był pewny, choć oczy nadal przepełnione łzami. – I dlatego, kiedy wyjedziesz, to ja umrę. Rozumiem twoje uczucia względem ich, rozumiem twoją decyzję, ale nigdy się z nią nie zgodzę. Więc albo zabij mnie teraz, mówiąc, że mnie nie kochasz i obiecując, że już nigdy nie wrócisz… Albo wykańczaj mnie powoli, pozostawiając mnie w niewiedzy i z głupią nadzieją, że nie wyjedziesz, albo chociaż wrócisz tak szybko, że nawet nie zauważę twojej nieobecności....
        Błądził błękitem swych oczu po niesamowitej bieli jej oczu. I milczał, nie potrafiąc odnaleźć właściwych słów. Tak naprawdę nie mógł znaleźć w głowie innych słów poza „przepraszam”, „wybacz mi”,  „czekaj na mnie” lub „kocham Cię”, których jednak nie mógł wypowiedzieć. Hinata wyraźnie podkreśliła, że woli najgorsze kłamstwo, niż odrobinę nadziei, która zniszczyłaby ją do końca.
        Poczuł, jak dłoń dziewczyny ześlizguje się z jego policzka, a następnie widział, jak opada na miękką pościel. Hinata spuściła głowę, zamykając mu widok na jej twarz gęstą grzywką.
‒ Wyjdź. ‒ Nie musiała powtarzać. Ba! Naruto nawet nie chciał po raz drugi usłyszeć tego, wypowiedzianego bezbarwnym niemal głosem, raniącego uszy i serce, słowa.
        Z wahaniem podniósł się z łóżka. Chwilę stał, zastanawiając się, czy naprawdę chciał opuścić pokój ukochanej, opuścić ją, czy potrafił to zrobić. W pewnym momencie podniósł rękę, chcąc przeczesać nią włosy Hyuugi, tak jak robił to przecież tak często, co niemal stało się jego nawykiem. I wtedy dopiero doszła do niego powaga całej sytuacji. Zdał sobie sprawę, że już nigdy nie dotknie Hinaty w ten delikatny sposób co zawsze. Że kruche ciałko dziewczyny już nigdy nie wtuli się w jego tors, nie dopasuje idealnie do jego ciała. Nigdy ponownie nie zachwyci się jej fiołkowymi perfumami, które przecież tak uwielbiał! Rumieńce, jakie tylko ona mogła przywołać na swoje oblicze, już nigdy nie będą uwolnione na jego widok, a nieśmiały uśmiech nigdy nie ujmie jego oszalałego ze szczęścia serca.
A świadomość tej ponurej rzeczywistości bolała go i to cholernie mocno.
Zacisnął pięści, pragnąc jak najszybciej opuścić, przepełniony gęstą atmosferą smutku, pokój. Nie obracając się za siebie. Nie obracając się w przeszłość.

Była godzina dwudziesta pierwsza dwadzieścia, kiedy Sasuke Uchiha w końcu stanął przed drzwiami kryjówki Akatsuki. Większość dnia chodził po mieście zbierając się do tego ‒ zmierzenie się z członkami mafii wymagało bowiem ogromnych pokładów odwagi. Oraz odrobinę głupoty.
Nacisnął klamkę i wszedł do środka. Ruszył długim korytarzem po omacku; z całych sił starał się nie potknąć o leżące na podłodze rupiecie: skruszony tynk, rozwalone meble, stare zabawki i rzeczy dziennego użytku. Akatsuki główną kwaterę urządziło sobie w ruinach starego domu dziecka, konkretnie w jego piwnicach. Sasuke był tu dopiero drugi raz w życiu i modlił się, żeby był to jego ostatni raz.
Dotarłszy do końca korytarza zstąpił na schody. Były drewniane i skrzypiały przy każdym jego kroku ‒ nie miał wątpliwości, że wszyscy znajdujący się w budynku członkowie już wiedzieli o jego obecności. Równie dobrze mógłby przestać się skradać, wyciągnąć latarkę i iść dziarsko przed siebie. Uznał jednak, że byłoby to… niewłaściwe, biorąc pod uwagę w jakiej sprawie przyszedł.
Zszedł do piwnic. Korytarz, na którym się znalazł, był oświetlony przez ledowe lampy, migoczące, nie do końca sprawne. Na jego końcu dostrzegł wysoką postać z siwymi włosami. Hidan ‒ od razu rozpoznał tego sukinsyna. Sasuke nieśpiesznym krokiem do niego podszedł.
‒ No, no ‒ zaczął ironicznie mężczyzna, patrząc na Uchihę z góry. ‒ Jednak się pojawiłeś. Robiliśmy już z chłopakami zakłady o to, czy przyjdziesz. Ja oczywiście szczerze w ciebie wierzyłem, mój kochany uczniu.
Sasuke zmierzył go chłodnym spojrzeniem. Nie miał zamiaru wdawał się w dyskusje z tym półmózgiem.
‒ Daruj sobie te docinki. Madara u siebie?
Hidan splunął mu pod nogi.
‒ Jak dla ciebie Szef, a nie Madara, ty gówniarzu ‒ warknął niemiło. Następnie odsunął się nieco w bok i otworzywszy drzwi na oścież, dodał: ‒ Spodziewa się ciebie. Czasem miewa takie napady litości.
Kiwnął na Sasuke głową na znak, żeby wszedł do środka. Sam podążył tuż za nim. W milczeniu przeszli kilka słabo oświetlonych korytarzy, klucząc zakrętami tak, że młody chłopak nie był pewien, czy sam byłby w stanie wrócić do wyjścia. Gdy jednak stanęli przed drzwiami prowadzącymi do gabinetu Madary, od razu je rozpoznał. Naraz zaschło mu w gardle a dotychczas towarzysząca mu brawura uciekła gdzieś daleko. Był przerażony na samą myśl spotkania głowy mafii.
Hidan zapukał trzy razy i wszedł do środka, Sasuke w krok za nim.
‒ Witaj, Sasuke ‒ zagrzmiał surowy głos Madary.
We wspomnieniach Sasuke pokój był mniejszy. Długi stół, za którym siedział Szef, również zapamiętał nieco inaczej. Nagle w obliczu tego wszystkiego poczuł się mały jak szara myszka. Mimo to zebrał się w sobie i wyprostował się dumnie. Odchrząknął, by przeczyścić gardło ze strachu przed podjęciem próby mówienia.
Starszy mężczyzna mierzył go uważnym, wyważonym spojrzeniem, które mroziło krew w żyłach.
‒ Jak ci się podobało twoje pierwsze zadanie jako naszego członka?
Sasuke prychnął gniewnie.
‒ Wrobiliście mnie ‒ wysyczał zaciskając pięści. Wściekły, dostąpił do stołu i uderzył mocno w jego blat. ‒ Jakim prawem to zrobiliście, co?! Tam miał być Itachi, a nie…
‒ Czasem tak trzeba, młody człowieku ‒ przerwał mu spokojnie Madara. Siedział u szczytu stołu, ręce mając splecione i ułożone przed sobą. ‒ W innych okolicznościach nie pociągnąłbyś za spust.
‒ Jasne, że nie, gdybym tylko wiedział do kogo celuję! To był, kurwa, ojciec mojego kumpla!
‒ Oraz funkcjonariusz policji, którego należało wyeliminować. Nie powinieneś być taki sentymentalny. Twój brat taki był i dobrze wiesz, jak skończył…
‒ Nie wspominaj o nim przy mnie! ‒ krzyknął i szybciej, niż zdążył o tym pomyśleć, wyciągnął z wewnętrznej kieszeni kurtki pistolet. Wycelował nim w Madarę, jednak zanim udało mu się chociażby położyć palec na spuście, już został powalony od tyłu przez Hidana. Siwowłosy mężczyzna złapał go za kark prawa ręką, lewą wytrącił mu pistolet z dłoni, natomiast nogą uderzył w jego kolano, które ugięło się pod naporem ciosu. Po chwili Sasuke był przyciskany do blatu stołu. Oddychał szybko i pluł sobie w brodę za swoją głupotę.
‒ Chyba ocipiałeś, jeśli sądziłeś, że to ci się uda ‒ zadrwił z niego Hidan dociskając jego twarz do drewna. ‒ Co z nim zrobić, Szefie?
Madara wstał od stołu i bez pośpiechu do nich podszedł. Stanąwszy nad młodym Uchiha, uśmiechnął się kpiąco.
‒ Co chcesz. Bylebyś go nie zabił i po wszystkim wyniósł gdzieś poza nasz teren ‒ powiedziawszy to wyszedł z gabinetu.
‒ Słyszałeś, siusiumajtku? ‒ zaczął Hidan tarmosząc głową Sasuke. ‒ Trochę się razem zabawimy.
Zaraz potem uderzył Sasuke w skroń tak mocno, że ten stracił przytomność.

Od Autorki: Rozdział do dupy (szczegóólniee ostatnia scenaa). Nie dość, że po tak długiej przerwie, to znowu zawaliłam z jakością. Ale chyba nie możecie się spodziewać tutaj już nic lepszego. Wypaliłam się z tej historii już dawno, dawno temu. Pisząc rozdziały autentycznie się męczę. Gdyby nie Wy, nie dotarłabym z TL tak daleko. Dla Was też skończę tego bloga ‒ w pocie, w krwi i męczarniach. Proszę jednak o cierpliwość, bo na kolejne rozdziały trzeba będzie czekać pewnie mniej więcej tyle samo, co na ten.
Przepraszam.
I dziękuję za Waszą obecność ♥

19 komentarzy:

  1. Chocbym miała czekać na następny rozdział dwa razy tyle co na ten, to będę czekać :D

    Moim zdaniem rozdział cudo, jak zawsze. Mam nadzieje, że Tem zawalczy o prawa do Gaary czy coś :D Byle tylko zostać w Konosze.
    Jestem bardzo ciekawa sceny, w której Sasuke wyzna Narze prawde. Licze, że Shika wpadnie w szał i porządnie skopie tą Uchihową dupe ;p
    Naruto pewnie i tak zostanie w Konosze, bo Hinata. Jej nie może zostawić.
    Mimo wszystko rządam szczęśliwego zakończenia dla wszystkich. W innym wypadku to ja umre nie Naruciak.:D

    No więc. Weeeny! Dużo weny. Powodzenia:*

    Ps. Po zakończeniu TL i Dziewczyny planujesz coś nowego, czy zawieszasz działalność?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć :D

      Dziękuję za Twoją wierność i zapewnienie, że będziesz czekać ♥
      Scena Shikamaru vs Sasuke niestety dopiero w Rozdziale 20, także jeszcze sobie na nią troszkę poczekasz xdd

      Po zakończeniu Dziewczyny i TL kończę z fanfickami :)

      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. A jakieś Twoją własne opowiadanie zamierzasz opublikować? Ja potrzebuje Twojej twórczości jak tlenu ;p

      Usuń
    3. Opowiadanie raczej nie, ale krótkie teksty, partówki, to co mi przyjdzie do głowy "na szybko", będę publikować na Nie skreślaj mnie
      Zapraszam tam :)

      Usuń
  2. No wreszcie! Wiesz, że jak znalazłam bloga, to zdążyłam przeczytać wszystkie rozdziały, nawet po 4 razy. :o

    Więc, tak. Cudo no po prostu zajebistość! Naprawdę liczę na to, że Tema zawalczy o prawa do Gaary i zostanie z braćmi w Kanosze. I oczywiście seksułowanie się do 16, wiesz co, żeby nawet tego nie opisać (żartuję przecież, więc nie bij). Sasuke dostał w ryj od Naruto! YES, YES, YES!!! I ta scena, ze Sakura kocha Sasuke, choć on jej nie. <3 No i poważna Hincia. Naruto nawet jeśli przyjebałeś Sasuke, ode mnie dostajesz w ryj dwa razy mocniej.

    Królik: Nie pierdol, tylko choć robić zakłady!
    Plusz: Cicho! Jak nie to zrobię z tobą to samo, co Naruciak z Sasuke!
    Królik: Przepraszam...
    Plusz: Żyyczę weeeeny!

    PS: To samo pytanie co u koleżanki wyżej. Planujesz coś jeszcze, prócz TL i DKŻ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cztery razy, serioo? O matko! Podziwiam Cię. Ja cierpię kiedy muszę wrócić się do jakiegoś rozdziału, żeby sobie przypomnieć, czy o czymś napisałam :P

      Co Wy macie z tą walką o prawa do Gaary? Lol, nope xd Nie wiecie, że jestem okrutna? XDD

      Tak jak wyżej: nie, nic nie planuję. Będę tylko prowadzić GW i "Nie skreślaj mnie", koniec z FF :)

      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Już się boje co chcesz zrobić =^^=. Nie spodziewam się raczej, że ich ojcu wszystko wyjdzie i od tak se z nimi wyjedzie. Oj, nie. Na pewno coś Chusteczka namiesza :D. Pozdrowionka!

      Ps: Rozdział super ;*.

      Usuń
  3. Oj, nawet nie wiesz jak mi tego brakowało. Cholernie mi tego brakowało! Tak ostatnio wspominałam sobie te szare wieczory z herbatką, kołdrą i Troublesome Love, więc bardzo się stęskniłam ♥ Oczywiście pochłonęłam w pięć minut, zamiast się delektować i przeczytać część, a drugą skończyć później, tak żeby było więcej szczęścia xD ._. Aż serce mnie boli, jak widzę, że do końca jeszcze dwa rozdziały i epilog, będę płakać ;__;
    Wo, czyli została u niego do rana :P No generalnie to trochę przykre i okropne okoliczności do utraty dziewictwa, ale skoro Shika miał się dzięki temu poczuć lepiej, to czemu nie? Mam ogromną nadzieję, że jakoś podniesie się po tej stracie, chociaż jak się po chwili okazało chyba będzie musiał przeżyć kolejną... Nie no ja nie wierzę w to co się tu dzieje!!! tak nie może być >.< Zaraz po śmierci Tem tak po prostu sobie wyjedzie? Rozumiem rodzina rodziną, brat bratem, no ale... Przecież z drugiej strony ten brat nie ma już pięciu lat i umie do siebie zadbać, a Nara teraz bardziej jej potrzebuje .___. Ty wredna, ty! :( Oby to się jakoś ułożyło :>
    No i #heartbreak2 czyli kolejny Naruto postanawia se, o, wyjechać, bo przyjaciele. Boże, ale przecież oni nie chcą żeby z nim jechał, a tak cholernie szkoda mi Hinaty, że sama bym ją z chęcią przytuliła... Przecież tak go kocha! Ty wredna, ty! x2 xDDDDDD
    Zastanawia mnie jeszcze ten Sasuke, czy go zabiją, czy co się z nim najlepszego stanie... W sumie zasłużył na jakąś karę, no ale zobaczymy, co wymyśliłaś :>
    Wgl mówiłam już że piękny szablon, czy w poprzednim rozdziale jeszcze nie było go na blogu? ;> Generalnie nagłówek jest mistrzowski, bajer wszechczasów, a całokształt jakoś tak idealnie się wpasowuje w klimat tej histori :33
    ZŻERA MNIE CIEKAWOŚĆ, JAK TO SKOŃCZYSZ, HEHE. XD
    Buziaki! :* I weny, jak najwięcej! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. + Nie wiem, czy w jakiś smutny szaro bury weekend nie czytnę sobie od początku :3

      Usuń
  4. dziękuję prosto z serca :) pozrawiam. dobranoc

    OdpowiedzUsuń
  5. Zostawiam swój niewielki ślad i całkowicie nie zgadzam się z wyborem Temarii! Bardzo dobrze, że tak ceni sobie znaczenie słowa rodzina i pragnie poświęcić swoje szczęście dla Gaary, ale tak jak ktoś wyżej napisał - Gaara nie jest już małym dzieckiem, a dodatkowo Shikamaru to dla niej ten jedyny, z którym przecież ma szanse stworzyć własną rodzinę! Dodatkowo po śmierci ojca potrzebuje jej jak tlenu! A co do Naruto - chociaż go uwielbiam, to z chęcią ogromną pacłabym go w ten pusty łeb! Do niego chyba nie dociera, że może pogorszyć sytuacje. I jeszcze tak zranił Hinatkę! Szkoda, że na następny rozdział trzeba będzie tyle czekać, ale doskonale cię rozumiem ;( Tak więc, wenywenyweny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ok... Nie wiem od czego zacząć więc zacznę od początku (bardzo mądre, nikt by się tego nie spodziewał).
    Naruto nareszcie przywalił S(r)askowi! O Boru ile ja na to czekałam! Uchiha dostał po ryju i.. Jest mi go szkoda. A tak serio to nie, dobrze mu tak. Niech mu Hidan skopie dupsko ode mnie. Ile ja się go już w tym blogu nahejciłam.. Ach! Niezlicze ^^ Więc żeby sprawiedliwości stało się za dość: Sasek to jest głupi człowiek. Czy on naprawdę żyje w jakimś urojonym świecie, w którym szczyl niemający pojęcia o posługiwaniu się bronią może startować do szefa mafii? Yyyy.. mój radar na debilizm wariuje. Czytając ten fragment byłam pewna że będzie próbował zabić Madare! Iście przewidywalny z niego łotr. Szkoda mi trochę Madary.. Z takim plebsem pracuje.. Dobra, komentowanie głupoty Uchiha źle na mnie działa.. Jeszcze sie rozwinę i ktoś się poczuje urażony.. ;D
    Sakura.. W sumie to też mnie trochę dobiła. Rozumiem że chce chronić swojego tru loffa ale jakby na to nie patrzeć Shikamaru to też jej przyjaciel i jednak gdzieś ta sprawiedliwość musi być! Wkurza mnie że ani Naruto, ani Sakura nie namawiają Sraska na pójście na komisariat i przyznanie się do winy.. Ucieczka niezawsze jest najlepszym wyjściem.
    A jak już mowa o Naruto to.. A brak mi słów. Drużyna 7 w tym rozdziale trochę zidiociała..Bez obrazy =\ Ale żeby Hinate odtrącać dla kumpla, który jeszcze niedawno wypiął się na cały świat a już najbardziej na niego samego? Szkoda mi Hinaty.. Ale podoba mi się jej postawa. Dobrze, że wyrobiła w blondasie poczucie winy! Niech wie, że ją rani! Powinien być twgo świadomy dupek jeden! Czytając ich rozmowę miałam łzy w oczach.. Tak jakoś.. Smutno mi się zrobiło :c mimo iż nie przepadam za NaruHina to jednak ich wątek w tym opowiadaniu jest super. Teraz rozwija się najciekawiej! Pierwsza kłótnia to to co (spaczone umysłowo) tygryski lubią najbardziej! (Albo nie) Hinata wreszcie podjęła jakąś śmiałą decyzję a Naruto.. No cóż.. Zachował się jak dupek. Ale z drugiej strony lojalność wobec przyjaciół też jest ważna.. Arg! Już nie wiem czy go wyzywać od tych dupków czy nie!
    ShikaTema *.* (dyskretna zmiana tematu) No i jest! Ile ja na to czekałam! Mimo wszystko w rozdziale mało go było.. A już zwłaszcza tego Shika.. :P Ale wybaczam! Bo było TO! Temari ma przesrane. Sytuacja w jakiej się znalazła jest do dupy, bez wyjścia i ogólnie taka.. Głupi, ślepy Sraske-idiota! Popieram Tem! Rodzina jest najważniejsza i nie powinna zostawiać Gaary samego ale.. Shikamaru.. No sama nie wiem! Powoli zaczynam się gubić w tych dupkach bo każdy nim po części jest! To co powiedziała Gaarze jest piękne ale akurat w jej sytuacji się nie zgadzam xD Zgłaszam sprzeciw!
    Cholernie współczuje Shikamaru. Przez głupotę w najczystrzej postaci stracił ojca. Ugh.. Po raz kolejny: głupi Srasek. Ale Temari wcale nie ma lepiej.. Nie mam zielonego pojęcia co bym zrobiła na jej miejscu. Po za tym ma jeszcze jakieś zupełnie niesłuszne wyrzuty sumienia.. Dobrze, że wyrzuciła z siebie wszystkie żale a moment był jednak odpowiedni. Shikamaru powinien zachować się jak mężczyzna, niech wie, że nie tylko on ma problemy, że inni też przeżywają to samo. Życie.
    A tak na koniec: jakie "wypaliłam się"?!? Rozdział był superhiperzajefajny! Historia jest rewelacyjna i opłaca się na nią czekać! Ostatnia scena też nie jest najgorsza a ogólna jakość 100%! Trochę więcej wiary we własne umiejętności! Kuuuurdelele.. Wkurza mnie kiedy pod dziełami sztuki widnieje napis: nie wyszło, jestem niezadowolona! (Tak, hejce, bez obrazy, jest 1 w nocy a o 1 w nocy wolno!!) Całe oppwiadanie jest exxxtra i każdy rozdział z osobna też! Klimat, więcej akcji i więcej Shikatema! Czego chcieć więcej?
    Pozdrawiam cieplutko i przepraszam za liczne hejty, które padły w komentarzu.
    Dużo weeeeeeeeeeny i do następnęgo! Lece nadrabiać rozdziały na dziewczynie!

    OdpowiedzUsuń
  7. hej, czytam wszystkie Twoje opowiadania, ale jakoś tak wcześniej nie komentowałam... przepraszam za to bardzo. Piszesz świetnie, naprawdę cudownie, czytam blogi prawie cały czas a jeszcze nie znalazłam nic, co byłoby tak dobre jak Twoje blogi.
    Sorry, że tak spamię ale zapraszam do mnie, dopiero zaczęłam, może i to nie jest fanfick, ale mam nadzieję, że zerkniesz;
    przysterachzycia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytałam z zapartym tchem! Wreszcie nadrobiłam ZALEGŁOŚCI. Teraz pozostaje mi tylko czekać na nowy rozdział, ale jak to studia - zawsze zabierają czas.
    Czytając tak o mafii nagle naszedł mnie smutek. Bo sama pisałam coś podobnego, mrocznego i był to mój sukces literacki XD A potem - utonęłam ;c xD Dlatego super jest poczytać coś tak DOBREGO. Dziękuję. Cudownie spędziłam tu czas :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cześć kochana! Oj jak dawno Cię tu nie było ♥ Miło, że wróciłaś, tym bardziej, że straciłam już nadzieję na ponowne "spotkanie".

      Skoro naszedł Cię smutek, to może jest to znak, żeby wrócić do dawnego opowiadania? Pomyśl o tym!

      Buziaki, pa :**

      Usuń
    2. Wiem, strasznie przepraszam. Znaczy, od zawsze jestem cichym czytelnikiem, zazwyczaj nie zostawiam po sobie dużo śladów, ale za to wiem, jak ważna jest opinia dla pisarza :) Dlatego postanowiłam wyjść z cienia już tak na stałe i komentować. I Nobie zawsze wraca. Radzę to sobie zapamiętać! :D <3

      Usuń

Kłaniam się nisko w podzięce za komentarz! ♥