„Ale to był błąd w
oprogramowaniu. Nie ma czegoś takiego jak intuicja. Intuicja to przejaw
osobowości paranoidalnej. Powtarzam w myślach, powoli:
intuicja to
przejaw osobowości paranoidalnej.”
~J. Żulczyk
,,Ślepnąc od świateł”
14
grudnia, sobota
O pierwszej w nocy
dostała wiadomość: Teraz.
-
No nie wierzę - burknęła, przecierając po raz wtóry
oczy. Sygnał esemesa zbudził ją i chociaż z początku nie miała zamiaru go
odczytywać, zrobiła to. Złe przeczucie nie dawało jej spokoju. - Uchiha,
obiecuję, że kiedyś cię zajebię za takie numery.
Opuściła rękę z
telefonem na pościel, ponownie pogrążając się w ciemności. Przymknęła oczy,
czując, jak ogarniało ją zmęczenie. Nie nadawała się na nocne eskapady i na
pewno nie zamierzała zwlekać się z łóżka o takiej godzinie, żeby spełnić
widzimisię Sasuke. Póki nazywała się Sakura Haruno, zamierzała trzymać fason.
Ale wtedy telefon
zadzwonił ponownie a ona znów przycisnęła odpowiedni guzik: Proszę, teraz.
P r o s z ę.
Sasuke nigdy nie prosił, na pewno nie ją i właściwie chyba nikogo. Nie
była pewna, czy on w ogóle znał to słowo. Ba! Gdyby ktoś poprosił ją o
zrobienie listy słów, których nie używał, to jedno plasowałoby się na drugim
miejscu.
Na pierwszym umieściłaby
przepraszam.
Przykryła twarz
kołdrą i kneblując sobie nią buzię, krzyknęła. Miała dość tej ciągłej zabawy w
kotka i myszkę, w której właściwie to ona odgrywała rolę kota. Wciąż i wciąż
goniła za Sasuke, próbowała go dosięgnąć i gdy już prawie myślała, że jej się
udało, że złapała go w swoje łapska, co było metaforą zrozumienia… Wtedy on
znikał w dziupli. Uciekał w ostatnim momencie i chował się na kolejne miesiące,
sprytnie omijając zastawione przez nią pułapki z serem.
Tym razem nie da
się sprowokować, postanowiła, i nie pobiegnie jak głupia kotka za długim
ogonem, który w rzeczywistości miał się okazać jedynie kawałkiem sznurka.
Kolejny sygnał
esemesa. I kolejny, i kolejny, i kolejny. Idealnie co sześć sekund; tyle czasu
zajmuje wystukanie na dotykowej klawiaturze pięciu liter i wciśnięcie przycisku
wyślij. Sakura doskonale znała treść wiadomości - teraz teraz teraz
TERAZ TERAZ TERAZterazTERAZ - mimo że nie kiwnęła palcem, żeby je odczytać.
Ignorowała je zaciskając powieki. I pięści. I serce.
Nagle po pokoju
rozbrzmiały słowa piosenki Cher - Strong Enought. Ostatnio ustawiła go
na dzwonek przychodzących połączeń.
Kuźwa! - zaklęła w myślach, wynurzając głowę spod kołdry.
W szoku odczytała imię Sasuke na wyświetlaczu. Coś ścisnęło ją w dołku, powodując
gigantyczny niepokój. Ten facet nigdy nie dzwonił do niej bez ważnego powodu.
Nigdy!
- H-halo? -
odebrała wciąż nieco zaspanym głosem. W końcu było po pierwszej w nocy. -
Sasuke?
- Sakura. -
Usłyszała sapnięcie i kilka głośnych oddechów. Zupełnie jakby przed chwilą
biegł, albo płakał. Ale to przecież niemożliwe, prawda? To niemożliwe, żeby jej
Sasuke płakał. - Przyjdź tu. Teraz - dodał z naciskiem.
- Co się dzieje?
- Po prostu
przyjdź. - Westchnęła i przetarła twarz dłonią.
- Sasuke, masz
pojęcie, która jest godzina? Spałam a ty mnie obudziłeś. Nie wyjdę w nocy na
miasto, bo ty masz taką zachciankę! - Odpowiedziały jej kolejne ciężkie
oddechy. - Poza tym przypominam ci, że na dworze jest co najmniej minus
dziesięć stopni. Tym bardziej nie wyjdę z ciepłego łóżka, okej?
Czekała na jakieś
wytłumaczenie, bądź kolejne namowy na spotkanie. Nic podobnego. Przez
głośnik słyszała wyłącznie podmuchy wiatru i ciężkie, przerywane oddechy
chłopaka. Mimowolnie zaczęła je liczyć: dwa szybkie, trzy głębokie, pięć świszczących…
i nagle, jęk, jakby szloch.
- Sasuke? Czy ty
płaczesz? - spytała niepewnie, co poskutkowało rozłączeniem się chłopaka.
Dynamicznie
usiadła na łóżku, jedną ręką podpierając się za plecami. Drugą ponownie wybrała
numer Sasuke i czekała na połączenie, jednak po dwóch sygnałach znowu usłyszała
ciszę - odrzucił połączenie. A to potwierdziło jej podejrzenia.
Sasuke Uchiha
płakał i mogło to oznaczać jedno: wpakował się w kurewskie kłopoty.
Wyskoczyła z łóżka
w pośpiechu wystukując wiadomość: Gdzie jesteś? Instynkt podpowiadał
jej, że nie znajdzie Sasuke na placu zabaw.
Odpowiedź
otrzymała szybciej, niż zdążyła dojść do szafy po ciepłą bluzę i spodnie.
Opuszczony
basen na przedmieściach. Stare osiedle Ottori.
Zawsze uważałam
kobiecą intuicję za banał. Kłamstwo, wymyślane dla facetów, żeby usprawiedliwić
swoje bezzasadne zarzuty lub obawy. Albo po prostu za urojenia
rozhisteryzowanych kobiet, które nie do końca potrafiły
radzić sobie z własną osobowością i stanami lękowymi.
Jednak dzisiaj
przeżyłam to, doznałam na własnej skórze. Ten lęk, okropne przeczucie, że coś
się wydarzy, coś złego, przez co będę cierpieć. A może nie ja miałam cierpieć?
Nie potrafiłam określić. Natomiast niewidzialna ręka wykręciła mi żołądek oraz
przygniotła czymś ciężkim pierś. Miejscami bałam się nawet oddychać.
- Nie powinnaś
martwić się na zapas - rzekł Gaara, kiedy powiedziałam im o swoich dziwnych
obawach. Niemal od razu po powrocie do domu zauważyli moje zafrasowanie.
Zdradziły mnie ściągnięte brwi i zamyślony wzrok. A ta cała obawa
pojawiła się tuż po rozstaniu z Shikamaru. - Jeśli coś się stanie, to wtedy
będziemy myśleć nad rozwiązaniem problemu.
- Dokładnie -
dorzucił Kankuro siadając na blacie kuchennym. - Z resztą: o nas się martwisz?
No coś ty! Przeszliśmy już tyle, że chyba żaden cios nie zwali nas z nóg.
Pamiętasz? Jesteśmy razem, siostra, więc zawsze damy sobie radę.
Wtedy chwilowo
mnie uspokoili. Na jakieś dziesięć minut, zanim nie poszłam pod prysznic i do
pokoju. Próbowałam skupić się na wykonywanych czynnościach, potem zaczęłam
czytać książkę. Kiedy i to zawiodło, puściłam z laptopa muzykę i wydeptywałam
dziury w dywanie, chodząc wciąż w kółko i w kółko.
W kółko i w kółko.
Kilka razy usiadłam na moment, ze trzy razy próbowałam położyć się spać, co
kończyło się fiaskiem po góra dziesięciu minutach - dłużej nie wytrzymywałam,
nękana przez tę cholerną kobiecą intuicję. Wciąż w kółko i w kółko.
Po pierwszej w
nocy postanowiłam poradzić coś na bezsenność. Nie dramatyzuj, mówiłam
sobie przechodząc do kuchni, hormony ci buzują i wymyślasz. Wyluzuj.
W kuchni
zagotowałam wodę na herbatę. Duży kubek melisy, tego potrzebowałam. Z gotowym
naparem usiadłam przy stole. Jedną dłoń ogrzewałam napojem, drugą zaś co chwilę
sprawdzałam godzinę na komórce. Właściwie robiłam to od kilku godzin, zupełnie
jakbym oczekiwała, że nagle wyświetlacz sam rozbłyśnie i ujrzę na nim
wiadomość. Wiadomo od kogo - Shikamaru.
Nagminnie
wyrzucałam z głowy myśl, że to o jego cierpienie mogło chodzić.
I wtedy -
pieprzona magia? - rzeczywiście dostałam od niego wiadomość. Była krótka i
najbardziej przerażająca, jaką w życiu przeczytałam: Czekam na ciebie w
parku.
Okej, w normalnych
okolicznościach byłaby to świetna wiadomość, ale teraz, o pierwszej
czterdzieści sześć w nocy, brzmiała jak zapadający wyrok śmierci. Ponieważ
potwierdzała moje złe przeczucia. Tu chodziło o Shikamaru. Cały ten
nieracjonalny taniec hormonów skakał wokół jego cierpienia.
Właściwie nie
pamiętałam drogi do parku. Nie pamiętałam, czy dopiłam herbatę, co ubrałam na
siebie, czy zostawiłam braciom kartkę z informacją, gdzie wyszłam w środku
nocy. Nie potrafiłam sobie również przypomnieć, czy biegłam, albo czy zamknęłam
za sobą drzwi na klucz.
Chyba nie miałam
na sobie szalika a wiatr szamotał moimi rozpuszczonymi włosami.
Wiedziałam
jedynie, że kiedy w końcu stanęłam w do połowy zapiętej kurtce przed Shikamaru,
on, chowając twarz w dłoniach, płakał. I cierpiał. Mój Boże, jak on cierpiał.
Czułam to w każdej, nawet najmniejszej kostce mojego ciała. Odczuwałam w nich
piekielny ból, który rezonował, wciąż narastał i przez to paraliżował. A ja tak
bardzo chciałam go przytulić.
- Co się stało? -
wydukałam cudem. Od zimna całkowicie zaschło mi w gardle, z trudem przełknęłam
ślinę.
Shikamaru drgnął,
jakby dopiero teraz zauważył moją obecność. Kto wie, może rzeczywiście tak
było. Jeszcze zanim podniósł wzrok, wiedziałam, że to spojrzenie złamie mi
serce. Przepełnione bólem i wyraźną prośbą o pomoc. Było nawet gorsze od
spojrzenia Gaary na pogrzebie matki.
Bez ostrzeżenia
wstał i rzucił się w moje ramiona. Starałam się objąć go jak najszczelniej,
kiedy z zachłannością przygarniał mnie do siebie mocnym uchwytem w talii, ale
tak naprawdę byłam za niska i z trudem mogłam objąć jego rosłą postać. Dawałam
z siebie wszystko, stojąc na palcach udawałam, że potrafię dać mu prawdziwe,
żelazne wsparcie.
- Będzie dobrze -
szeptałam jak ostatnia idiotka. - Cokolwiek się stało, przejdziemy przez to,
rozumiesz? Będzie dobrze.
- Nie będzie -
mówił urywanie, przez szloch, kolejne słowa poprzedzając głębokimi oddechami
opanowania. - Asuma… Mój ojciec… Nie będzie… Kurwaaa…
Koniec końców nie
wydusił z siebie odpowiedzi, przez kolejne pół godziny nieustannie płacząc w
moje ramię. Z resztą nawet nie musiał nic mówić, i tak wiedziałam. Domyśliłam
się, ponieważ doskonale znałam ten rodzaj cierpienia z autopsji.
Asuma Sarutobi i
Shikaku Nara nie żyli. Zagadką jedynie było, jak do tego doszło?
Pół godziny zajęło
Sakurze dojście w wyznaczone miejsce. Po drodze rozmyślała. Dużo. O wiele,
wiele za dużo. A to wszystko przez jedno wielkie niezrozumienie! W głowie miała
mętlik, jedna myśl prześcigała się z drugą, a każda z nich była gorsza od
poprzedniej. W co wpakował się Sasuke? Najgorsza w tym wszystkim była
świadomość o jego współpracy z Akatsuki. Tak, to dało Haruno prawo do
uważania, iż chłopak wpadł w większe bagno, niż sięgał wzrostem. Dlatego
mokradła szybko wciągały go w swoją czarną otchłań…
Dawno już nie była
na osiedlu Ottori. Niegdyś nazywali je swoim miejscem, bazą, o której
wiedzieli tylko oni - cała trójka: ona, Sasuke i Naruto. Potrafili godzinami
siedzieć na opuszczonym basenie nie robiąc nic specjalnego. Rozmawiając, grając
w karty, pijąc - nieważne! Liczył się wspólnie spędzony czas.
Taki stan rzeczy
trwał do dnia, w którym Sasuke oznajmił im o wstąpieniu do Akatsuki. Minął
prawie rok, lecz ona nadal doskonale pamiętała reakcję Naruto: jego
rozhisteryzowane wrzaski i pięści skierowane w twarz Sasuke. Pierwszy i ostatni
raz widziała go w takim szale. Nie mogła również zapomnieć o osobistym poczuciu
zdrady.
A jednak nadal
ślepo gnała mu na pomoc. Żałosne.
- Idiootkaaa -
zanuciła pod nosem, stając przed oszklonymi, lecz z wybitą szybą, drzwiami do
budynku. - Po prostu zakochana idiootkaa, na na na.
Pchnęła zaporę i
przestąpiła próg. W holu było całkowicie ciemno, jak to w nocy. Rok temu nie
potrzebowałaby latarki, żeby bezpiecznie przejść na basen, zawsze dbali o
czystość a trasę znała na pamięć. Obecnie bała się wdepnąć w szkło rozbitych
butelek lub przewrócenia się o zepsute meble. Widocznie ktoś po ich pożegnaniu
z tym miejscem zaadoptował je na własną bazę - czy to pijak, czy inna
banda przyjaciół, nieistotne.
Wchodząc na basen
zawieszała wzrok na każdym znanym szczególe. Stoliku, zbitym przez Naruto z
porzuconych desek kilkoma gwoździami i odrobiną sklejki. Starych fotelach
samochodowych tuż obok, które chłopacy przytargali z podwórka jednego z
opuszczonych domów. Stercie koców, je akurat przyniosła Sakura; mama złościła
się na nią tydzień za tą samowolkę. W końcu zwróciła wzrok na ich graffiti,
namalowane czarnym i szarym sprejem imiona, teraz częściowo zamazane i po
prostu zniszczone przez czas. To wszystko oświetlał blask księżyca, który
zaglądał do budynku przez oszklony sufit.
A Sasuke?
Doskonale wiedziała, gdzie go szukać. Nieśpiesznie podeszła do drabinki i
ostrożnie zeszła na dno suchego basenu. I tam, w naprzeciwległym rogu, siedział
on. Skulony przy ścianie z kafelek, skryty w kapturze bluzy, drżący. Owszem, on
drżał na całym ciele.
- Sasuke - zaczęła
cicho, ostrożnie. Słowo zadziałało jak zapalnik a Uchiha zaczął z miejsca
mówić, odrobinę głośniej niż ona:
- Pożycz mi swoje
serce. - Obłąkanym wzrokiem zerkał zza kotary kaptura.
- Co? - Zbliżała
się do niego.
- Proszę. - Z
całej siły zacisnął pięści na materiale kaptura, naciągając go. Sakura była
prawie pewna, że jeśli w porę nie przestanie, wytrze w nim dziury. Natomiast
natarczywość z jaką szarpał ubraniem ją przerażała. - Moje wciąż bije, ale to
cholerny kamień, którego nie chce… - syczał przez zęby. - Uderz je młotem,
złam, zniszcz, by już nic nie czuło lub oddaj swoje… Proszę, ja chcę coś
poczuć, cokolwiek. Cokolwiek, rozumiesz? - Skonfrontował ich spojrzenia.
Płakał. - Poza tym cholernym bólem.
Wpatrywała się w
niego szeroko otwartymi oczyma - jak w obrazek, który nie powinien istnieć.
Wyrwany spod prawa, palący i zachwycający zarazem. Bo płaczący Uchiha to widok
zakazany - zakazany dla niej. Przecież to zbyt boli; łzy ukochanej osoby, ten
ogień, który wypalał od wewnątrz. Trawił płomieniem smutku i rozpaczy, który w
konsekwencji chłonął i ją.
- Co ty zrobiłeś?
– spytała drżącym głosem, stając tuż nad nim.
Nie rozumiała, nic
nie rozumiała. Każde słowo Sasuke było całkowicie niepodobne do niego, sama
wypowiedź chaotyczna i przerażająca. Przed nią nie znajdował się Sasuke,
którego znała od tak dawna, a chłopiec pogrążony w agonii. Jego oczy –
zaczerwienione, przepełnione łzami, bólem i czymś jeszcze: strachem –
błyszczały w półmroku, hipnotyzując ją i wypełniając jeszcze większą obawą.
- Z-zabiłem -
wydusił nie wielki Uchiha, lecz zagubione dziecko.
Sakura oniemiała,
a słowa ugrzęzły w jej gardle, jak ość, drażniąc. Przez dłuższą chwilę nie
oddychała, z czego zdała sobie sprawę dopiero, gdy jej organizm w akcie
obronnym zachłysnął się świeżym powietrzem.
Nie odpowiedziała.
Na taką wiadomość nie istniała właściwa odpowiedź.
Kiedy usiedliśmy
na ławce, Shikamaru stopniowo zaczynał się uspokajać. Zapalił pierwszego
papierosa, drugiego, trzeciego. Cierpliwie czekałam siedząc tuż obok, nie
dotykając go nawet skrawkiem kurtki. Teraz potrzebował chwili dla siebie, aby
pomyśleć, ułożyć sobie w głowie to, co chciał mi przekazać, ile chciał
przekazać i w jakich słowach. Czy w ogóle chciał coś mówić, czy jedynie milczeć
i czuć, że jestem obok. Musiał przemyśleć wszystko od a do z, ponieważ
wcześniej jego myśli szumiały, pędziły na złamanie karku napędzane zszarganymi
emocjami, bólem serca i delikatnym szałem, który dopiero rozkwitał.
Potrzebował fajek,
żeby obmyślić strategię działania. Po wypaleniu czwartej, zaczął smętną
historię:
- Opijali
zakończenie sprawy, jaką ojciec prowadził od ponad roku. Wiesz, tą o której
praktycznie nic nie mówił, zawsze tłumacząc się tajemnicą zawodową i naszym
bezpieczeństwem. - Przytaknęłam, kiedy pociągnął nosem. Przeszukałam kieszenie,
ale nie znalazłam w nich nawet zużytej chusteczki. - Wróciłem do domu a mama
siedziała w kuchni. Ona nigdy nie siedzi bezczynnie, zawsze musi coś robić, o
czymś mówić, coś czytać, cokolwiek. A wtedy siedziała nad kubkiem herbaty i nic
nie robiła. Jak mnie zauważyła to od razu zaczęła płakać, nie wiem czemu, bo
policja przyszła do nas dopiero po godzinie z… No wiesz, informacją.
Czym prędzej
zapalił kolejnego papierosa, zupełnie jakby sądził, że nabiorę się na sztuczkę
z dymem, że niby to od niego zgromadzają mu się w oczach łzy. Czasem
rzeczywiście dym podrażniał mu spojówki, ale nie dziś. Dziś nie musiał się
tuszować.
Ujęłam jego dłoń w
swoją. Była lodowata i drżała. Z pewnością nie z zimna.
- Chyba to
przeczuwała, w sensie moja mama. Kobiety podobno mają tę swoją intuicję i w
ogóle. Wiem jedynie tyle, że nie mogłem jej uspokoić przez bitą godzinę, ale
kiedy… Kiedy przyszli ci cholerni policjanci, ona się uspokoiła. Otworzyła
drzwi, nie zemdlała, nie wpadła w szał, otarła łzy i poszła zaparzyć
funkcjonariuszom pieprzonej kawy. Rozumiesz? KAWY! Poszła zaparzyć kawy, kiedy
ja… Kiedy j-ja…
Zacisnął powieki i
pochylił głowę. Papieros wypadł mu spomiędzy palców, więc z trudem schylił się
po niego i podniósł. Zaciągnął się kilka razy do utraty tchu, zakrztusił.
- Przestań -
poprosiłam cicho, przytrzymując i drugą rękę. Znowu chciał zatruć się tym
gównem, nawdychać tyle, żeby stracić oddech i poczuć w klatce piersiowej inny
ból, niż ten powodowany stratą.
- Potrzebowałem
słów pocieszenia i to od niej, jakiegoś wyjaśnienia innego, niż słowa kumpli
ojca z pracy, tych pierdolonych suk, słów ,,Shikaku i Asuma zostali
zamordowani, nie znamy sprawcy, ale już nad tym pracujemy. Oboje możecie na nas
liczyć. I dorwiemy drania, na pewno”. A ona parzyła kawę i była spokojna,
ponieważ płakała mi w ramię przez minioną godzinę. To mnie wkurwiło, strasznie,
naprawdę strasznie. - Skończył siłować się ze mną o papierosa, niespodziewanie
kierując wzrok na moją twarz, taksując każdy milimetr z dokładnością pedanta.
- Dlatego
wyszedłem z domu i przybiegłem tutaj - mówił dalej, oparłszy czoło o moje. Jego
gorący, śmierdzący nikotyną oddech rozgrzał mi usta. - Ale nie mogłem od razu
zadzwonić. Właściwie jak już tu dobiegłem, to czułem się jeszcze gorzej, bo
chłód i ciemno, i ta cisza… Musiałem się uspokoić, bo inaczej chyba połamałbym
ci uściskiem kości.
I
tak prawie to zrobiłeś, pomyślałam,
uśmiechając się smutno.
Oparłam się o
ławkę, więc Shikamaru zsunął głowę na moje ramię, wtulił. Na sobie nie czułam
tylko jego ciężkiego ciała, a także całe brzemię, które z sobą nosił. Ogromny
ciężar.
- Temari, co ja
mam teraz zrobić? - spytał po czasie.
- Przeżyć to -
odpowiedziałam bez zastanowienia. - Przeżyć, otrząsnąć się i iść dalej.
- To jest trudne…
- Nikt nie
powiedział, że takie rzeczy są proste. Są cholernie trudne, ale dasz radę.
Ponieważ musisz zaopiekować się matką i ponieważ masz mnie, a ja ci pomogę
przez to przejść.
- Ale ja nie dam
rady, Temari, nie dam…
- Oczywiście, że dasz…
- Nie! Nie
pamiętasz? Sama nazwałaś mnie Płaczkiem. Pierdoloną beksą, tym jestem. I
gówniarzem, który chodzi do liceum. Jak mam niby dać radę, jak mam się
zaopiekować matką, skoro obecnie nie radzę sobie z samym sobą? - Podniósłszy
głowę krzyczał mi w twarz. - Kiedy myślę tylko o tym, żeby zajebać skurwysyna
za to wszystko odpowiedzialnego?! A Asuma ma kochające dziecko, żonę
nowonarodzoną - mylił pojęcia - kurwa, przecież oni nie mają nikogo! Nimi też
mam się zaopiekować? JAK? Powiedz mi jak, bo ja wiem, że nie dam rady, a ty
próbujesz mi włożyć do głowy jakieś bzdury!
Doskonale
wiedziałam o dziecku Asumy, chwalił się nam na lekcji zdjęciami noworodka. Ale
tu nie chodziło o moją wiedzę, chodziło o każde wypowiedziane przez Shikamaru
słowo, które mnie dogłębnie raniło. Bzdury? Wiara w niego to bzdury? Tętno mi
skoczyło, tak samo jak poziom złości.
- Słuchaj -
zaczęłam wściekłym tonem, urażona - rozumiem twoją reakcję, w tej chwili nie
widzisz racjonalnego rozwiązania. I współczuję ci, naprawdę. Jednak prędzej czy
później będziesz musiał wziąć się w garść…
- Współczujesz! -
wybuchł nagle, wstając. Zaśmiał się smutno, drwiąco. Machnął zamaszyście ręką,
raz, drugi, zanim zebrał się do kontynuacji. I wrzeszczał. On wrzeszczał
na mnie. - Ty mi współczujesz! Ty! Myślałem, że chociaż ty nie wypowiesz
tego największego kłamstwa świata. Współczuć, wiesz co to znaczy? To znaczy
odczuwać coś wspólnie z inną osobą, czuć to samo, a ty nie możesz czuć tego co
ja, nie możesz wiedzieć, jak się czuję!
Tym razem
przegiął. Poziom złości sięgnął kreski oznaczającej maksimum mocy. Wstałam i
pchnęłam Shikamaru z całej siły w tors. Zachwiał się, ale nie zareagował na
kolejne uderzenia i moje słowa:
- Pierdol się,
Nara! - tym razem to ja wrzasnęłam. - Nie jesteś pępkiem świata, nie ty jeden
zostałeś zraniony, nie ty jeden straciłeś rodziciela! Mam ci przypomnieć?
Przypomnieć, że nieco ponad rok temu zmarła moja mama i że doskonale wiem,
kurwa, doskonale wiem, co teraz czujesz? Że doskonale pamiętam ten ból straty?
- Przestałam okładać go pięściami, przy okazji zaczerpnęłam tchu. - Więc ci
przypominam, że ja, właśnie ja cię nie okłamuję. Ja! Ja jako jedyna z twoich
znajomych mogę wiedzieć, jak to jest stracić kogoś tak bliskiego, jak rodzic.
Cholera,
otworzyłam ranę w sercu. Pragnęłam wyć, płakać, zedrzeć gardło, na nowo
przeżywając horror sprzed ponad roku. Po raz kolejny, z każdym przymknięciem
oczu pod powiekami widziałam obraz wanny pełnej krwi. W niej leżało bezwładne,
martwe ciało matki, z nadgarstkami ubrudzonymi czerwienią.
- To nie to samo -
powiedział nad wyraz spokojnie. - To nie to samo, bo twoja mam popełniła
samobójstwo, a oni zostali zamordowani.
- Zamierzasz się
teraz licytować, kto miał gorzej? - warknęłam, wyrzucając ręce w powietrze.
- Tak, ponieważ
moja strata nastąpiła nagle, a ty mogłaś pogodzić się z tym losem. Domyślałaś
się, że depresja doprowadzi twoją matkę do śmierci, ja natomiast zostałem
postawiony przed faktem dokonanym. W jednej chwili powiedziano mi, że to
koniec, że nie ma Asumy ani ojca. Nie pożegnałem się z nimi, trudno mi nawet
określić jaka była ostatnia rzecz, jaką im powiedziałem! A to uczucie jest
mocno do dupy, nie byłem przygotowany, rozumiesz!?
- Rozumiem!
Oczywiście, że rozumiem, bo ja też nie byłam przygotowana na śmierć mamy. I ty
myślisz, że to takie proste? Przyzwyczaić się do myśli, że osoba, która jest
dla ciebie najważniejsza, chce popełnić samobójstwo? Każdego dnia wracałam do
domu po szkole i słuchałam lamentów matki o śmierci. Musiałam wmuszać w nią
jedzenie i myć, ponieważ depresja przejęła nad nią kontrolę. Miałam nadzieję,
że z tego wyjdzie, modliłam się o to i nawet się troszkę polepszyło. Aż pewnego
dnia, koniec. Zmartwienia zniknęły, bo znalazłam ją w wannie, martwą, z
podciętymi żyłami. Myślisz, że to było łatwe? Zadzwonienie po karetkę,
zadzwonienie do braci, do ojca. Opowiadanie każdemu, jak ją znalazłam, czy już
wtedy nie żyła, czy na pewno dobrze sprawdziłam puls, czy nie mogłam czegoś
zrobić. - Nagle głos mi całkowicie zadrżał i zapłakałam. Ryczałam jak gówniara
i dalej mówiłam, nie mogąc powstrzymać tego bolesnego słowotoku: - Nie wiem,
może mogłam coś zrobić, jakimś cudem zatamować krwotok. Kłamałam, bo tak
naprawdę nawet nie sprawdziłam pulsu, nie potrafiłam się zmusić, by ją dotknąć.
Może mogłam ją uratować, ale nie potrafiłam… - Świat był taki zamazany, nie
widziałam już kompletnie nic. Krztusiłam się łzami, zarazem chcąc dalej
kontynuować. Połykałam ból, zagryzałam go słowami. - To było cholernie trudne,
tak samo jak załatwianie pogrzebu, wszystko spadło na mnie, wiesz, Kankuro
całkowicie sobie nie radził z całą tą sytuacją, Gaara tym bardziej, a od ojca
nie chciałam żadnej pomocy. Więc musiałam być silna, chociaż to było takie
trudne, musiałam zastąpić chłopakom mamę chociaż trochę, musiałam być silna,
silna, żeby oni przez to przeszli, żeby mniej cierpieli, żeby mogli ruszyć
dalej, musiałam…
Silne ramiona
wokół mnie. Odór nikotyny. Zapach perfum. Bezpieczeństwo.
- Przepraszam… Nie
wiedziałem… Nigdy nie mówiłaś…
Nigdy nie
powiedziałam Shikamaru wszystkiego, więc nie mógł wiedzieć. Temat śmierci mamy
praktycznie zakończyliśmy na pamiętnej imprezie u Naruto, na tamtym balkonie.
Nie wypytywał, a ja bardzo nie chciałam o tym mówić.
Byłam suką, mówiąc
mu to akurat teraz.
- To ja
przepraszam, powinnam cię pocieszać a… - drżący wydech - … a tylko cię dołuję.
- Motywujesz -
mówił cicho w moje włosy. - Powinienem wziąć się w garść, być wsparciem
dla mamy i Kurenai. Dorosnąć.
- Nie, nieprawda.
- Podniosłam głowę, zapłakana patrząc mu w oczy. Były podkrążone, ale nie
zaszklone. - Teraz możesz cierpieć, teraz jest czas na łzy. Później się
otrząśniesz, za jakiś czas, teraz możesz cierpieć i płakać… Jeśli teraz z
siebie tego nie wyrzucisz, to…
- To będę wszystko
kumulował w sobie przez ponad rok, tak jak ty? - Dokładnie tak,
myślałam, uciekając wzrokiem. Shikamaru nie pozwolił mi na ucieczkę; złapał
moją twarz w obie dłonie w żelaznym uścisku i ucałował usta. - Spokojnie.
Jeszcze nieraz się rozryczę jak baba, w końcu jestem Płaczkiem. A ty potem mi
to wypomnisz.
Zaśmiałam się
przez łzy, chociaż nie było w tym nic śmiesznego.
- Wiesz, czego
mimo wszystko ci w tym całym gównie zazdroszczę? - szepnęłam, badając palcami
fakturę kurtki Shikamaru. Mruknął zachęcająco w odpowiedzi. - Ty masz kogo
nienawidzić. Możesz do woli nienawidzić skurwysyna, który zamordował Asumę i
twojego ojca. A ja... Nie mogę znienawidzić własnej matki.
- Pewnie masz
rację. - Znów wcisnął mnie w siebie.
- Przepraszam -
szepnęłam.
- Cicho już.
Chciałam żałować
całej tej kłótni, jednak nie potrafiłam. Nie cofnęłabym żadnego z
wypowiedzianych słów; one mnie oczyściły i chociaż to głupie, sądziłam, że
Shikamaru też pomogły. W pewien chory sposób każdy człowiek czuł się lepiej,
dowiadując się o czyimś większym nieszczęściu.
Ale nieważne.
Teraz, aby zażegnać smutek na dobre, potrzebowaliśmy (oboje) jeszcze jednej
rzeczy:
- Pójdziemy się
upić? - zapytałam z nadzieją.
- Jasne.
- Znasz jakiś
całodobowy sklep?
- Jeden.
- Daleko?
- Jakieś
dwadzieścia minut spacerem.
- Super -
ucieszyłam się. Przy okazji głośno siorbnęłam nosem.
- Chusteczki też
kupimy. - Również miał zatkany smarkami nos.
- Okej. - Wtuliłam
się mocniej w jego ramiona, chcąc postać tak jeszcze chwilkę. Wtedy
przypomniałam sobie o sprawie najistotniejszej: - A masz kasę?
Odsunął się ode
mnie i zaczął przeszukiwać kieszenie: kurtki, spodni, bluzy pod kurtką. W końcu
wyciągnął w moją stronę rękę z papierkiem dziesięciozłotowym oraz piątką.
- Mało - osądziliśmy
zgodnie.
Zaczęłam grzebać w
kieszeniach swoich spodni, czasem chowałam tam drobniaki, resztę z zakupów. Nie
przeliczyłam się, chociaż do dziesięciu nie doliczyłam. Znalazłam
pięciozłotówkę i dwójkę. Razem mieliśmy dwadzieścia dwa złote.
Posłałam Shikamaru
pokrzepiający uśmiechem.
- Na półlitrówkę
wódki starczy. Nie potrzebujemy popity, nie?
Zaśmiał się
gardłowo. Nieco zachrypł, zauważyłam.
- Nie, dziś nie
potrzebujemy popity.
Siedzieli obok
siebie, oparci o wykafelkowane ściany basenu, milcząc nieprzerwanie od nieomal
godziny, między sobą mając kupkę wypalonych mentolowych papierosów i pustą
paczkę po nich. Ta cisza nie była dobra, gryzła ich w gardła, dręczyła i
cholernie męczyła. On czekał na jakąkolwiek reakcję Sakury, ponieważ
pięćdziesiąt cztery minuty temu zupełnie otumaniona usiadła na brudnej posadzce
i zwyczajnie oddychała, zamiast rzucić się na niego z furią i wyrzutami.
Ona natomiast czekała na wyjaśnienia Sasuke, cokolwiek, co pomoże jej zrozumieć
obecną sytuację.
- Więc - zaczęła w
końcu w pięćdziesiątej szóstej minucie, wiedząc już, że bez popchnięcia Sasuke
nic więcej nie powie - kogo zabiłeś?
Wydawało jej się
to wręcz absurdalne. Pytać o taką rzecz, z totalnym wypraniem z uczuć, zupełnie
jakby prosiła, aby wyrecytował dla niej Odę do radości albo Inwokację
Mickiewicza.
- Znienawidzisz
mnie - odpowiedział zachrypłym głosem. To fajki wyżarły mu przełyk i brak wody.
- Wszyscy mnie za to znienawidzicie. Sam zdążyłem siebie znienawidzić.
- Po prostu
powiedz - mówiła zmęczona. O trzeciej w nocy musiała słuchać irracjonalnych
historii, chorych farmazonów, które, niestety, były najszczerszą prawdą. Ja
śnię - powtarzała nieustannie w myślach - to musi być pierdolony
koszmar.
- Profesora Asume
- wydukał wyraźnie, chociaż Sakura słyszała to jakby przez taflę wody (wyobrażała
sobie, że na dnie tego basenu nie siedzi w pustce, ale w wodzie, tak właśnie, a
chlor wchodzi jej do nosa i uszu, i buzi). - I ojca Shikamaru.
Stop klatka. Woda
utknęła jej w gardle, ale nie dławi się nią. Jeszcze nie, ponieważ w tym
momencie czas dla niej staje. Dopiero po piętnastu sekundach zaczyna czuć ból w
klatce piersiowej (woda zalewa płuca, chlor rozsadza pęcherzyki płucne,
zatruwa organizm), nie może złapać oddechu (tonie), cisza
rozsadza jej głowę (i ciśnienie, ono też rozsadza jej głowę).
Nagle powrócił
dźwięk (wypłynęła na powierzchnię), odetchnęła głęboko kilka razy (odkaszlując
przy tym wodę z płuc) i chociaż Sasuke coś do niej mówił, coś tłumaczył -
może usprawiedliwiał swoje zachowanie? - ona nie słuchała. Jedynie powiedziała:
- Shikamaru cię
zabije.
- Wiem. -
Przeczesał włosy obiema rękoma, łapiąc się za głowę. Dopiero teraz Sakura
zauważyła, że wstał i chodził w kółko tuż przed nią, brudząc kafelki jeszcze
bardziej odciskami swoich butów. - Wiem. I nie tylko on. Jak się dowiedzą,
wszyscy będą chcieli mnie zajebać, nawet Naruto. Kurwa, co ja gadam, przecież
jeszcze przed nimi to policja mnie zgarnie, a jak nie suki, to Akatsuki, Madara
mnie dopadnie, albo po prostu wyśle na mnie Hidana, żeby rozbił mi czaszkę o
jakiś pierdolony krawężnik.
- Naruto będzie
murem stał za tobą, nieważne co - odpowiedziała Sakura.
W tamtym momencie
dotarła do niej cała powaga sytuacji: morderstwo, Sasuke zabił dwoje ludzi i
ona doskonale ich znała. I Shikamaru, pomyślała o nim, o jego cierpieniu, i nie
kontrolując swoich ruchów, wstała z miejsca, podeszła do Sasuke i przywaliła mu
w twarz. Nie otwartą dłonią jak normalna kobieta. Przywaliła mu zaciśniętą
pięścią, z całej siły, aż poczuła ból i krew na własnych knykciach, krew swoją
i jego, ponieważ chyba rozcięła mu wargę, a sobie skórę o jego zęby.
- Ty dupku -
syknęła, przymierzając się do kolejnego uderzenia. Zamachnęła się, ale chybiła, gdy
Sasuke w porę pochylił się na lewy bok. - Ty pierdolony dupku, co ty najlepszego
zrobiłeś! Co zrobiłeś Shikamaru! Zabiłeś jego ojca, ojcaaa! Jak - zamach i
nieudane uderzenie - śmiesz, dlaczego, co, dlaczego to zrobiłeś!?
Zaczęła płakać i
ledwo widziała, gdzie wyrzuca pięści. Mimo to nadal wymachiwała rękoma idąc
przed siebie a Uchiha cofał się w zgodnym rytmie, uchylając się przed
uderzeniami lub po prostu odpychając je ramionami. W końcu przyparła go do
ściany a ciosy zyskały na sile oraz celności.
- Masz całkowitą
rację, wszyscy cię znienawidzą, ale znienawidzą nie dlatego, bo jesteś
kryminalistą i mordercą, ale dlatego, że zrobiłeś takie gówno swojemu kumplowi!
- Sakura! -
krzyknął, łapiąc dziewczynę za przeguby nadgarstków. Szamotała się, ale nie
miała siły, żeby wyrwać się z uścisku. Jako alternatywę zaczęła używać nóg i
kopać Sasuke po łydkach i piszczelach. Wpadła w absolutny szał. - Sakura,
uspokój się! Przecież ja nie chciałem ich zabić, nie ich, tam miał być ktoś
inny, do kurwy nędzy! Sakura, naprawdę myślisz, że jestem takim pojebem, żeby
mordować rodziców swoich kumpli! A tym bardziej ojca Shikamaru!
Uspokoiła się.
Albo po prostu opadła z sił. Dyszała ciężko, ledwo trzymała się na nogach i
płakała, nadal i nadal próbując wyszarpnąć ręce z uścisku. Jednak słyszała
wszystko, każde słowo i pokładała w nich ogromną nadzieję. Tak naprawdę tylko
to jej zostało: mieć nadzieję, że wszystko jakoś się ułoży, że coś wymyślą, bo
przecież nie mogła odwrócić się od Sasuke, a on doskonale o tym wiedział. Z
wyłącznie tego powodu zadzwonił akurat po nią.
- Sakura - podjął
głosem o dwa tony niższym - gdybym wiedział, że to oni, nigdy nie nacisnąłbym
spustu. Tam miał być Itachi i jego prawnik, nie oni. Madara mnie wrobił,
rozumiesz? Nie zrobiłbym tego Shikamaru, gdybym tylko wiedział. Nie jemu,
kurwa, dobrze wiesz, że poza wami tylko jego mogłem jeszcze nazwać swoim
kumplem. Kiedy jeszcze trzymaliśmy się wszyscy razem, chyba w gimbazie,
pamiętasz, z nim gadałem, bo on jako jedyny miał coś ciekawego do powiedzenia.
Bo zawsze był w kurwę inteligentny, nie to co ci debile: Kiba, Chouji, Lee albo
ta idiotka Ino. Więc uwierz mi, kiedy ci tłumaczę, że tego nie chciałem - głos
mu się załamał. Puścił ręce Haruno i przycisnął pięści do oczu, próbował
powstrzymać łzy, które prosiły się o wolność. - To miał być Itachi, Sakura.
Naprawdę, to po prostu miała być moja zemsta.
Obserwowała, jak
Sasuke zsuwa się po ścianie i chowa głowę w ramionach. Wrócili do punktu
wyjścia, tej samej scenerii, tego samego ustawienia statystów, czyli ich. Znów
stała nad nim z mętlikiem w głowie (nieco większym niż uprzednio) i
chęcią pomocy przekreśloną strachem. Stop klatka. W jej wyobraźni woda wypełnia
basen, najłatwiej byłoby się po prostu utopić i nie doczekać dalszego ciągu.
Ugasić pragnienie chlorowanym płynem nie przejmując się konsekwencjami. I
akurat wtedy nad taflą wody widzi Naruto i jego oczy równie błękitne jak
wszystko wokół. Jest gotów wskoczyć i uchronić ich przed utonięciem. Nie ma
kolejnej stop klatki; film rusza dalej.
- Wierzę ci Sasuke
- mówiła, przyklękając naprzeciw chłopaka. Nagle przepełniła ją absolutna
pewność, że wie co robić. Kolejne słowa były oczywistością. - Pomogę ci,
wyjedziemy z Konohy, na razie nikt nie będzie cię o nic podejrzewał, nie miałeś
motywu. Zanim dopatrzą się twoich powiązań z Akatsuki, nas już tu nie będzie,
rozumiesz. Z resztą policja może w ogóle cię nie podejrzewać, jesteś tylko
nastolatkiem, młodym dorosłym bez rodziny. Ale i tak na wszelki wypadek
uciekniemy. Pod dwoma warunkami, Sasuke, spójrz na mnie. - Złapała go za twarz,
nakazując spojrzeć sobie w oczy. Zrobił to bez wahania, odnajdując w zieleni
jej tęczówek, teraz ciemnej zieleni przez panujący wokół półmrok, odnajdując w
tej zieleni swoją nadzieję. - Dwa warunki. Pierwszy: powiemy o wszystkim
Naruto.
Sasuke
niespodziewanie zerwał się do pionu. Gdyby nie ściana kafelek za nim, pewnie
przewróciłby się, nie utrzymując ciężaru własnego ciała przy tak gwałtownym
ruchu.
- Nie! - krzyknął
niczym opętany. - Nie, nikt inny nie może o tym wiedzieć. Tylko ty, Sakura,
nikt więcej. A już na pewno nie Naruto. On się wygada, nie, on w ogóle mnie
zabije!
- Właśnie że
musimy go w to wciągnąć! - tłumaczyła nie do końca spokojnie. Tak naprawdę
wciąż układała sobie wszystko w głowie, powoli, dokładnie z każdym
wypowiedzianym słowem. Ten plan był również zagadką dla niej, ale była go
pewna. - To nasz przyjaciel, dla ciebie rzuciłby się w ogień, dla mnie
podciąłby sobie żyły. A my musimy mieć jakieś alibi, Naruto musi tu zostać i
kiedy ludzie będą pytać o nasze zniknięcie, musi mówić, że uciekliśmy… Nie
wiem, ponieważ chcieliśmy być razem, wielka miłość i te sprawy. Nie -
zaakcentowała, wystawiając przed siebie dłoń, kiedy Sasuke chciał jej przerwać
- to nie musi być prawda, wiem, że dla ciebie jestem tylko przyjaciółką, ale
nie gadajmy o tym teraz, to po prostu musi być w miarę wiarygodna historyjka,
którą Naruto będzie mógł sprzedawać ludziom i policji. Okej?
Uchiha wpatrywał
się w nią przez bite trzydzieści sekund, głęboko kontemplując, zanim odpowiedział:
- Okej. A drugi
warunek?
- Powiesz wszystko
Shikamaru. - Dla Sasuke te słowa zabrzmiały jak wyrok.
- Żartujesz sobie
- prychnął. Widząc, iż dziewczyna nie uznała tego za kawał, kontynuował: -
Oszalałaś, Sakura, do reszty cię pogięło. Może od razu pójdę na komisariat i
złożę zeznania, co? Wtedy przynajmniej kumpel nie zbije mi mordy tak, że będą
mi ją musieli chirurgicznie nastawiać!
Otarł dłonią krew
z warg, jakby sobie przypomniał o uderzeniu, które mu Haruno sprezentowała.
- Shikamaru na
ciebie nie doniesie, ale zasługuje na prawdę.
- A skąd ta
pewność? - zakpił chłodno. - Każdy normalny typ wsadziłby mnie do paki na
dożywocie za takie świństwo.
- Ale nie
Shikamaru. Wiesz czemu? - dodała spokojnie, podchodząc do Sasuke na zbyt małą
odległość. Niemal oparła się o jego tors. - Ponieważ, tak jak sam powiedziałeś,
jest w kurwę inteligentny a poza tym nadal tak trochę cię lubi i wie, że masz
przed sobą przyszłość, więc nie w zmarnuje ci życia w kiciu.
Uchiha spojrzał na
Sakurę z dystansem. Nie podobał mu się taki układ, w każdym wariancie widział
siebie za kratami celi.
- A co jeśli nie
zgodzę się na twoje warunki?
Stanęła na
palcach, nachylając się nad jego uchem i szepcząc, zupełnie jakby tych słów nie
mógł usłyszeć świat, jakby były przeznaczone wyłącznie dla niego:
- Inaczej w tej
chwili zadzwonię po gliny i cię wsypię, a ty nie zdążysz nawet dobiec na
najbliższy przystanek autobusowy, a zakują cie w kajdanki.
Zmemłał w ustach
przekleństwo, spoglądając w jej oczy. Nadzieja. Ona od zawsze miała być dla
niego Nadzieją.
- Jaki masz w tym
cel? - Odsunęła się nieznacznie.
- Nie chcę żebyś
stał się Itachim i nie chcę żebyś całe życie żałował. Musisz się oczyścić przed
Shikamaru a on musi ci wybaczyć, żebyś mógł żyć jak człowiek i żeby on mógł
spać spokojnie.
Logiczne, pomyślał, lecz nadal szalone.
- Okej - wydusił z
siebie. Przetarł zmęczone oczy i jeszcze zamazanym wzrokiem ujrzał smutny
uśmiech Sakury. Jego Nadziei. Nie zastanawiając się nad swoimi czynami,
przyciągnął ją za rękę do siebie i unieruchomił w żelaznym uścisku. - Dziękuję.
Zgodnie z planem w
sklepie nocnym kupiliśmy: wódkę (0,7 litra a nie 0,5), paczkę chusteczek oraz
dwa soczki pomarańczowe w kartoniku ze słomką. Doprawdy nie wiem jakim cudem,
ale jakimś magicznym, pieniędzy starczyło nam na styk. I może to wina zepsutego
czytnika kodów kreskowych, który zeskanował tylko butelkę z czystą, a może to
starszy pan sprzedawca, którego później ochrzciliśmy imieniem Wiesio, zlitował
się nad nami i widząc naszą historię w gigantycznych dziurach w sercach pod
ubraniami i skórą, i kośćmi i wszystkimi żyłami oraz ścięgnami wraz ze
zmęczonymi mięśniami; może zlitował się nad nami i spuścił z ceny, biorąc na
siebie dopłatę za produkty, bo było mu nas żal. Może. Jednak już się tego nie
dowiemy, ponieważ nie wzięliśmy paragonu, a po położeniu pieniędzy na blacie,
szybko wyszliśmy z dyskontu.
Potem, przy
śmietniku pod sklepem, zużyliśmy pół paczki chusteczek, wydmuchując wypełnione
po brzegi glutami nosy. I wypiliśmy nasze soczki, ponieważ nigdy nie miały
służyć za popitę, a jedynie za gaśnicę dla płonących suchotą gardeł. Od
naprzemiennych: płaczu i krzyków na siebie, byliśmy spragnieni.
Dopiero wtedy
ruszyliśmy w siną dal, tam gdzie nogi nas poniosą, gdzieś w miasto, bocznymi
uliczkami i tymi głównymi, spacerowaliśmy chodnikami i środkiem ulicy, po
krawężnikach, próbując utrzymać równowagę, kiedy pity co chwilę z gwinta
alkohol wytrącał nam błędnik, więc walczyliśmy o każdy kolejny krok, pilnując
by nie upaść.
Dopiero wtedy zaczęliśmy
opowiadać chwile z życia, które powinny śmieszyć, a tak naprawdę pogłębiały
nasz smutek.
- Pamiętam jak w
dzieciństwie złamałam kiedyś Kankuro nogę. Nie śmiej się, to nie było
specjalnie, po prostu jechałam na rowerze, a ten dureń wbiegł mi na drogę.
Chyba myślał, że się zatrzymam, ale miałam wtedy beznadziejny refleks i po
prostu wjechałam prosto w niego. Kiedy Gaara pobiegł po mamę, była wściekła. Z
pół godziny krzyczała na mnie i na niego, zanim zadzwoniła po pogotowie i
zainteresowała się stanem zdrowia tego debila, a on całe pół godziny płakał z
bólu. Zawsze taka była, najpierw wybuchała emocjami, a dopiero potem myślała
racjonalnie.
- Twoje zupełne
przeciwieństwo - podsumował Shikamaru.
- Nie do końca. W
młodości też taka byłam, ale musiałam dorosnąć i zacząć najpierw myśleć, a
potem mówić.
- W młodości -
zakpił, wypijając kolejny łyk wódki. Butelka była w połowie pusta i
przestaliśmy się już krzywić na smak alkoholu. - Brzmisz jak zgorzkniała
staruszka.
- Bo czasem się
tak czuję, szczególnie gdy za nią tęsknię. Czasem mam wrażenie, że minęły wieki
od jej śmierci, a czasem że jeszcze wczoraj czyściłam wannę z jej krwi środkiem
dezynfekującym.
- Więc ja pewnie
też szybko się zestarzeję.
Innym natomiast
razem:
- Albo dzień
piątych urodzin Gaary. To była jakaś groteska! Mama zaprosiła jakichś gości:
znajomych i swojego brata, a naszego wujka. Mój ojciec nie miał rodzeństwa a
dziadkowie nie mogli przyjechać. Mama upiekła tort, był wielki i truskawkowy.
Pomagałam jej go robić, układałam owoce na wierzchu i oczywiście wylizywałam
każdą miskę po kremie. Ale to nieważne. Jak niosła ten tort, już z zapalonymi
świeczkami, wtedy dziecko któregoś kolegi ojca weszło jej pod nogi i mama
upuściła tort do dołu spodem na podłogę. Cały się rozwalił a świeczki wypaliły
dziury w kilku miejscach w dywanie. Wtedy roześmiała się na całe gardło i
stwierdziła, że i tak był niedobry, więc to żadna strata. Dopiero po przyjęciu
zaczęła płakać, że wyszła na idiotkę a jej piękny i smaczny tort umarł śmiercią
tragiczną. Przed ludźmi zawsze udawała opanowaną damę, kiedy w rzeczywistości
była rozhizteryzowaną choleryczką.
- Czyli znowu
trochę jak ty - mówił, całując mnie raz po raz w usta. Stanęliśmy chwilowo pod
latarnią i Shikamaru uporczywie próbował wgnieść mnie w siebie i słup
jednocześnie. - Niepoprawna aktorka, która prawdziwe emocje pokazuje tylko przy
najbliższych.
- Trochę tak -
wymamrotałam, zanim wepchnął mi język w usta. Zaczęliśmy całować się jak
szaleni pod latarnią na jakimś bogatym osiedlu. Może nawet na osiedlu mojego
ojca? Może przed jego domem? Nieistotne.
Shikamaru też
opowiedział kilka anegdotek. Na przykład:
- W wieku siedmiu
albo ośmiu lat ojciec zabrał mnie do swojej pracy. Wiesz, na komisariat i do
jego biura. Nienawidziłem go za to i kochałem. Nienawidziłem, bo przez trzy
godziny zostawił mnie na pastwę losu z koleżankami z pracy, które co chwile
powtarzały, że jestem uroczy i tak bardzo podobny do taty i dziesięć tysięcy
razy pytały się, czy chcę coś narysować, bo mają kredki. A ja dziesięć tysięcy
razy odpowiadałem im, że nie chcę rysować, bo to jest zbyt kłopotliwe, ale one
i tak przyniosły mi te głupie kredki i głupie kartki, i musiałem narysować im
kwadratowy dom, słońce i chmury, bo inaczej by się nie odczepiły.
Mogłam na to
jedynie wybuchnąć śmiechem i zawiesić się na jego ramieniu, ponieważ znów
szliśmy nieznanymi mi uliczkami.
- No ale potem
mnie uratował i zabrał do pokoju przesłuchań. Akurat mieli tam jakiegoś więźnia
i mogłem przez lustro weneckie obserwować, jak go przesłuchują. W między czasie
instruował mnie, jak powinno się takie przesłuchanie przeprowadzać, mówił, że
zazwyczaj to on przepytuje więźniów, tłumaczył, na czym polega jego praca.
Potem więzień dostał w mordę, więc ojciec mnie wyprowadził i pokazał swój
gabinet. Był całkowicie zawalony stertami dokumentów, to był jakiś obłęd, stać
w tym wielkim, jak dla siedmio czy ośmiolatka pokoju i wszędzie wokół widzieć
kolumny papieru. Na ścianach wisiały bronie i odznaki mojego ojca. Miał nawet
czapkę detektywa, dostał ją od kumpli w ramach żartu, kiedy został mianowany
naczelnym śledczym w naszym mieście. Założył mi ją na głowę i obiecał, że jeśli
pójdę w jego ślady, to kiedyś mi ją odda tak na dobry start. - Uśmiechnął się
przez zgromadzone w oczach łzy. - I wtedy postanowiłem, że rzeczywiście pójdę w
jego ślady.
- Chcesz pracować
w policji? - Zaskoczył mnie, chociaż właściwie powinnam się była tego
spodziewać.
- Taki jest plan.
- Wzruszył ramionami a następnie mnie nimi objął. - Akademia Policyjna jest u
nas na wysokim poziomie i wstępnie przeglądałem już kierunki. Można wybrać coś
pokrewnego do detektywistyki. Ale to dopiero plany, maturę mam dopiero za rok.
Do tej pory może się coś zmienić.
- Co na przykład?
- Na przykład
matka może mnie wydziedziczyć za taki bzdurny pomysł, po tym co się stało.
Tak spędziliśmy
bite dwie godziny. Po wyrzuceniu pustej butelki, byliśmy całkowicie pijani i na
zmianę: rozbawieni lub zrozpaczeni. Bawił nas chodnik, który uciekał nam spod
nóg i to, jak obijaliśmy się o siebie i inne przeszkody na drodze. Z pewnością
rano obudzę się z posiniaczonymi nogami i gigantycznym kacem. Albo po południu,
w zależności o której godzinie i gdzie się obudzimy.
Około piątej nad
ranem znaleźliśmy się pod domem Shikamaru. Wciąż panował całkowity mrok,
rozświetlany księżycem i ulicznymi latarniami, chłód się zaostrzył i nawet mimo
upojenia alkoholowego dawał nam się we znaki.
Na paluszkach
weszliśmy do środka, drzwi nie zdążyły skrzypnąć, obluzowane deski na schodach
również. Niepostrzeżenie wdrapaliśmy się na górę, zakładając, że Yoshino Nara
wzięła garść tabletek psychotropowych na dobry sen. W każdym razie nie
natknęliśmy się na żadną żywą duszę (i nieżywą też, dzięki Bogu).
W pokoju Shikamaru
zostałam wgnieciona w drzwi od wewnątrz. Wódka, zamiast otumanić mi zmysły,
wyostrzyła je. Chociaż może po prostu wytrzeźwiałam w ułamku sekundy, doskonale
wiedząc, co zaraz nastąpi? Byłam rozbierana stopniowo: wpierw buty i kurtka.
Shikamaru opiekowałam się równie pieczołowicie, jak on mną - i jego kurtka
wylądowała na podłodze, ja jednak od razu dodałam do tego bluzę wraz z
koszulką. Zdecydowanie wyprzedzałam go w konkursie na rozbieranie partnera do
naga, bo wkrótce i spodnie opadły z jego bioder. Shikamaru za bardzo był
skupiony na całowaniu mnie, na zabieraniu mi każdego oddechu i wyduszaniu
kolejnych jęków.
- Kocham cię -
wyszeptałam pchana impulsem, kiedy rozpiął zamek moich jeansów, kąsając
zarazem płatek ucha.
- Wiem.
Pozbył się bluzy i
koszulki. Spojrzał mi w oczy w oczekiwaniu na sygnał, znak, że pozwalam mu
zrobić ze sobą wszystko. Że poddaję się bez walki. Gdy skinęłam głową,
wypuściwszy z ust drżący oddech, wsunął prawą rękę pod moje majtki. Mięśnie mi
stężały, znieruchomiałam, nie ośmieliłam się ruszyć, ponieważ sforsował barierę
niewinności, której do tej pory broniłam jak największego skarbu, dając mi do
zrozumienia, że nieodwracalnie stałam się jego.
- Przepraszam, jeśli
cię dziś skrzywdzę - mówił, całując mój dekolt i drugą ręką rozpinając stanik.
Zajęło mu to pięć sekund, co nie było nawet dziwne. Musiał mieć wprawę po
związku z Ino.
Wyciągnął rękę z
mojego krocza i przyciągnął do siebie za biodra. Dłońmi jeździł po pośladkach,
stykaliśmy się nagimi klatkami piersiowymi i to uczucie było oszałamiająco
niesamowite. Skóra w skórę. Pomyślałam, że splecenie się naszych żył wcale nie
było czymś niemożliwym, bo miałam wrażenie, że teraz, właśnie w tej chwili to
robią, plączą się już na zawsze.
Z opóźnieniem
zauważyłam, że kierujemy się do łóżka Shikamaru a już po chwili leżałam na
miękkiej pościeli, pod nim, pod mężczyzną, który rankiem czternastego grudnia
miał mnie rozdziewiczyć.
Taka
krzywda nie jest krzywdą, kochanie. A nawet jeśli, to proszę, zrób mi jakąś
krzywdę.
- Jesteś pewna, że
to konieczne? - spytał Sasuke, przystając na półpiętrze klatki schodowej. Idąca
przed nim Sakura nawet na moment nie przestała wdrapywać się w górę.
- Jestem. Chodź -
rzuciła spokojnie przez ramię.
Posłuchał jak pies
podążający za swoją panią. Musiał komuś zaufać i padło na nią, na Sakurę
Haruno, jego Nadzieję na wersję życia vol 2.0.
- Przygotuj się -
dodała, stając przed drzwiami mieszkania Naruto z ręką zawieszoną nad
przyciskiem dzwonka.
- Na co? - Myślał,
że życie nie mogło go już niczym zaskoczyć.
- Na możliwość
złamanego nosa. - Parsknął śmiechem; na to był gotowy jak nigdy. Przypuszczał
atak na swoją osobę jeszcze co najmniej dwa razy. - Naruto będzie rozdrażniony,
bo go obudzimy. A twoja historia go nie zachwyci. I pamiętaj, że jeśli będzie
chciał jechać z nami, musisz wybić mu to z głowy za wszelką cenę. On ma tu
zostać jako nasze alibi.
- Wiem, wiem -
odparł, rozczochrując sobie włosy. - Dzwoń już.
Sakura przycisnęła
przycisk i za drzwiami usłyszeli stłumione ding-dong. Spodziewali się,
że dobudzenie Uzumakiego o piątej trzydzieści nad ranem będzie trudnym
zadaniem, dlatego dzwoniła raz za razem przez ponad minutę. Wtedy zamek puścił
a w przejściu stanął ich zaspany przyjaciel.
- Co jest, kurwa?
- spytał, przecierając oczy. Z włosami postawionymi na wszystkie strony i w
pomarańczowych slipkach wyglądał niemal komicznie. - Co wy tu robicie? Razem? I
- spojrzał na nagi nadgarstek, jakby chcąc zobaczyć na nim wskazówki zegarka -
która to godzina?
- Przed szóstą,
młotku, nie panikuj. Przyszliśmy pogadać, to ważne - odparł Sasuke.
- Tak ważne, że
musicie mnie budzić o tak nieludzkiej porze? - jęknął, opierając głowę o
framugę. - Wpakowałeś się w coś?
Sakura zaśmiała
się pod nosem.
- O tak,
dokumentnie spierdolił sprawę - rzuciła, wpychając się między drzwi a
Uzumakiego. - Mamy duży problem i musisz pomóc nam go rozwiązać, Naruto.
,,-Wiesz
co jest dziwne? - powtarza.
-Co jest dziwne?
-Że czuję się przy
tobie jak kobieta.
-Powinnaś inaczej.
-Czuję się przy
tobie jak prawdziwa kobieta. Nie wiem dlaczego. Bo sprawiasz, że czuję się
uszkodzona. Wykorzystana. Każda kobieta jest trochę uszkodzona i trochę
wykorzystana.”
~J. Żulczyk
,,Ślepnąc od świateł”
Od
Autorki: Mogło być ciut dłużej, ale po 1) co chwilę mi
ucina prąd, więc i Internet, więc chcę zdążyć udostępnić Miku plik, zanim
zostanę odcięta (może) na dobre i po 2) napisałam dziś i tak prawie 7str
(czyli pół rozdziału!), więc wybaczcie, ale na więcej nie mam już siły
xdd
Błędy sprawdzę i
poprawię za kilka dni pewnie, ale i tak powiem Wam, że lubię ten rozdział.
Naprawdę, jest przeze mnie wyczekany, bo planowałam go już od prologu i w końcu
jeeeesssttt, także mam nadzieję, że Wam się spodoba, bo i wena mnie przy nim
nie opuszczała.
Ten rozdział
sponsorował Pan Jakub Żulczyk, teksty z Nadzieją i Krzywdą też mu zawdzięczacie
xdd Jestem pod wielkim wpływem jego twórczości, bo właśnie kończę czytać Radio
Armageddon, które jest po prostu fenomenalne i już płaczę, bo zostało mi
tylko 70str ;CCCCC I nie będzie więcej Cypriana i Nadziei ;CCCCC (swoją
drogą, zajebiste imię dla książkowej postaci, uwielbiam!)
I tak na koniec:
szczerze mam nadzieję (he he), że tym rozdziałem złamałam komuś serce,
bo naprawdę się starałam, żeby wyszło smutno, melancholijnie, uczuciowo i te
pe, i te de. (Cashmire, może Ty?)
No, to trzymajcie się! BUZIAKI ♥♥♥
Cholera, musiałaś? Musiałaś zabić akurat ich? Ja tu sie jeszcze do końca nie otrząsnęłam po przeczytaniu książki z mojej ,,prywatnej biblioteczki", a ty mi tu takie coś!
OdpowiedzUsuńTak, wyszło Ci smutnawo i melancholijnie. Nawet w jednym fragmencie chciało mi się trochę (trochę bardzo) płakać, ale wiesz... Brat patrzy. Głupia duma.
Czuje krew i solidny wpierdol (za przeproszeniem) w następnych rozdziałach! Chce widzieć Shikamaru w stanie furii i Tem, która go uspokaja :D
Nie moge się doczekać kolejnego rozdziału :D Powodzenia, weny i czasu ;*
Tak, musiałam zabić akurat ich. I powiem więcej: zabiję jeszcze kogoś, ha! Czyli tak, będzie krew i będzie stan furii, tylko kogo?
UsuńWybaczam brak łez, też bym przy bracie nie ryczała, no ej, potem by się latami ze mnie naśmiewał >.<
Buziaki! :*
Nawet nie wiem, co napisać. Cały czas nie mogę się powstrzymać od płaczu. Płakałam razem z Shikamaru, płakałam razem z Temari. Płakałam nawet z Sasuke, pomimo swojej niechęci do jego osoby. Rozdział był naprawdę smutny, ale to chyba było nieuniknione. Mam tylko nadzieję, że Shikamaru i Temari poradzą sobie razem z tą całą sytuacją. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za Twoje łzy i za komentarz :) ♥
UsuńOjej ojej. Nie wchodziłam chyba z tydzień na komputer i gdy dziś sprawdziłam co tu słychać zobaczyłam rozdział dodany akurat dzisiaj ;)
OdpowiedzUsuńBaardzo ale to baardzo mi się podobał rozdział. Uważam, że to jest jeden z najlepszych, albo nawet najlepszy ze wszystkich.
Czytałam z takim zaciekawieniem, że nie mogłam pójść do łazienki mimo pilnej potrzeby.
Ślicznie wzruszające dialogi i do tego co najważniejsze PRAWDZIWE.
A do tego ta kobieca intuicja, którą ostatnio również doświadczam, ale na takie błahostki w porównaniu z tym co przeczytałam.
Dziękuje Ci, że piszesz ;) Dobranoc
Łaa, to idealnie wstrzeliłam się z rozdziałem, żeby przywitać Cię na komputerze po "odwyku" :D
UsuńSzczerze mówiąc naprawdę liczyłam na to, że uznacie ten rozdział za jeden z lepszych na tym blogu :) I dziękuję za docenienie dialogów, staram się, żeby były naturalne, więc jest to dla mnie taki miły znak, że jednak wychodzi :)
Nie dziękuj mi, że piszę - robię to z wielką przyjemnością. Natomiast ja dziękuję za Waszą obecność, bo bez niej nie miałabym w sobie tyle samozaparcia ♥
Całuję! :*
To jest pierwszy blog nad którym się popłakałam. Szczerze Ci gratuluję! Rozdział fenomenalny. Żaden absolutnie żaden fragment nie jest w nim zbędny. Wszystko jest na swoim miejscu. Ten nocny telefon od Sasuke. Ta wściekłość Sakury. Popijawa Temari i Shikamaru. No i ich pierwszy raz. Cudo, cudo, cudo... magda_lena
OdpowiedzUsuńAch, jak ja lubię być czyimś "pierwszym razem" :D
UsuńPierwszy blog, nad którym się popłakałam - CHECKED!
Dziękuję za komentarz ♥
A Asuma ma kochające dziecko, żonę nowonarodzoną - mylił pojęcia - kurwa, przecież oni nie mają nikogo! >>>>>>> wszystko inne
OdpowiedzUsuńKocham pokrzywdzone przez świat ShikaTema. Cudowne, chyba najlepsze, z wszystkich shikatemów jakie czytałam (albo pisałam).
kc czekam na wściekłość shikamaru
Wściekłość Shikamaru jeszcze nie w następnym rozdziale, ale i tak każdy się chyba spodziewa czegoś innego, niż zaplanowałam xd CÓŻ XD
UsuńShikaTema pasują na parę pokrzywdzoną przez świat :) ♥
Pozdrawiam!
"Matmę" już zmieniłam, dzięki xd Swoją drogą, pamiętam, że jak pisałam ten fragment to kilka razy zdarzyło mi się napisać "matmę" i tylko się wkurzałam i poprawiałam, a jeszcze wszystkiego nie poprawiłam xdd I też się z tego śmiałam, więc obie nie jesteśmy do końca normalne... co u mnie akurat nowością nie jest, hue hue :3
OdpowiedzUsuńDzięki za komentarz i również pozdrawiam! :D
Tamtego dnia twój blog wygrał częściowo z nauką, ale zdążyłam przeczytać tylko scenki SS. Byłam strasznie ciekawa reakcji Sasuke na to co zrobił i jak Sakura pomoże mu się ogarnąć. Wszystko było tak zgrabnie i genialnie napisane, że lepiej chyba się nie dało. Były emocje, które czułam, więc było idealnie. Nawet w połowie nie zgadłam kogo zabił Sasuke - moje detektywistyczne zdolności umarły śmiercią tragiczną. OK. Jakoś się z tym pogodzę. Dzisiaj za to dokończyłam scenki ShikaTema i one również były cudowne - tyle uczuć! Od cierpienia, nienawiści, wrzasków, wspominek po miłość. Jako części były genialne, a całościowo to istna torpeda! I że ile jeszcze niby rozdziałów do końca bloga? ;_; Nie zgadzam się. Chociaż i tak czekam z niecierpliwością na to jak zareaguje Naruto i Shikamaru! To dopiero będą EMOCJE! Więc czekamczekam <3 Życzę weny, żebym nie musiała długo!
OdpowiedzUsuńPS dzięki tobie spodobała mi się piosenka "Zabierz mnie" Jest genialna!
Do końca zostały 3 rozdziały + epilog. Spokojnie Perełko, jakoś przeżyjesz to zakończenie! ♥ I eeej, nie bądź dla siebie taka surowa, Twoje detektywistyczne zdolności są całkiem niezłe xddd
UsuńMnie rapsami zaraziła Sasame :D "Zabierz mnie" było miłością od pierwszego przesłuchania ♥
Buziaki!
NIE, NIE, NIE, NIE, NIE!
OdpowiedzUsuńTO SIĘ NIE DZIEJE NAPRAWDĘ!
TY MORDERCO! JAK MOGŁAŚ ZABIĆ SHIKAKU I ASUME?!?!?!
DLACZEGO?! XC
Nie chciałaś robić traumy Temari i zabijać jej braci? Pff.. zrobiłaś traumę Shikamaru i zabiłaś mu ojca XD
Problem? XD
*HEJT NA SASUKE.
Sasek.. mam do ciebie chłopie prośbę. A mianowicie; NAPEŁNIJ SOBIE TEN GŁUPI PUSTY BASEN WODĄ I SIE W NIM UTOP!
No jak można być takim idiotą?! Już nie komentuje tego że w ogóle uwierzyłeś Madarze ale zabijać osoby nie widząc wcześniej ich twarzy?! Sasek ty elemencie społeczeństwa wysil czasem mózg bo nieużywany zaczyna zanikać! Egh.. i znowu mnie dobiłeś swoją głupotą -,-
OK. Pohejciłam a teraz do rzeczy. Tragiczne ShikaTema;
Intuicja Temari nigdy nie zawodzi. Ich rozmowa w parku wycisnęła z mojego zimnego, nieczułego serducha multum emocji! Przez ciebie mi się oczy spociły! XC Wrzaski, krzyki i oskarżenia. A potem buziaaaaki xD Ogólnie bardzo wczułam się w tę rozmowę. Razem z Temari przeżywałam cierpienie Shikamaru, razem z nią wkurwiałam się na Shike o to co powiedział i razem z nią a raczej z nimi ryczałam. No kocham to!
Sakura pojawiła się w rozdziale a dla mnie Sasek i tak pozostał zerem xD Bije jej pokłony za to że mu porządnie przyjebała! Sasek liczył na pocieszenie? NIE MA! Po mordzie dostał gnój! Huehuehue gęba mi się szczerzyła jak czytałam że mu przywaliła!
''I Shikamaru, pomyślała o nim, o jego cierpieniu, i nie kontrolując swoich ruchów, wstała z miejsca, podeszła do Sasuke i przywaliła mu w twarz. Nie otwartą dłonią jak normalna kobieta. Przywaliła mu zaciśniętą pięścią, z całej siły, aż poczuła ból i krew na własnych knykciach, krew swoją i jego, ponieważ chyba rozcięła mu wargę, a sobie skórę o jego zęby.'' Haha panna Haruno to dopiero ma dobry prawy sierpowy! Albo lewy.. xd
Seksy były! *.* Awwwww działo się! xD Ale to było takie dziwne.. w dniu śmierci ojca shika tylko o kobitkach myśli xD ''Taka krzywda nie jest krzywdą, kochanie. A nawet jeśli, to proszę, zrób mi jakąś krzywdę. '' ZA TO CIĘ KOCHAM! Połączenie Żulczyka i Shikatema? Zawsze!
Życzę duuuuuuużo wenowskiej weny! I żeby rozdział szybko się pojawił! Pozdrawiam!
Łaaaaa, jaki długi komentarz, tyle radości ♥
UsuńNooo, jestem mordercą XD Zabijam płody, zabijam ojców i jeszcze kogoś zabiję... ale bez zabijania nie byłoby zabawy, no eeeeejjj! Przecież tygryski to lubią :3 A Temari ma już swoją traumę, więc musiałam dorobić jakaś traumę Shikamaru. Seems legit B|
Hejt na Saska najlepszy ♥ Serio, uwielbiam Cię za niego! Bo debil z niego, prawda? No pewnie. Ale Uchihą trzeba się urodzić, także tego. Ja jako narrator nic nie poradzę na jego kretynizm. (usprawiedliwiona, he he) A Sakura w m&a ma porządny prawy/lewy sierpowy, także musiałam to wykorzystać.
OCZY CI SIĘ SPOCIŁY - cel uzyskany :D No i wiesz, z tymi seksami to jest tak, że Shikamaru uśmierzał w ten sposób ból po stracie ojca i Asumy. A Żulczyk mi tutaj tak bardzo pasował, że musiałam użyć takiego tekstu, chociaż szczerze mówiąc miałam wątpliwości jak to odbierzecie. W ogóle... nie lubię pisać scen seksu, to takie krępujące, zawsze mi się wydaje, że nie trafię we właściwy punkt i przegnę w jedną, albo drugą stronę ._. Gash, nigdy więcej (jaaasneeee)
Hmmm, powoli zbieram się do pisania, ale najpierw muszę obmyślić 18 rozdział. To nie jest takie "hop-siup" jak się wydaje!
Dziękuję za ten mega komentarz i pozdrawiaaaam! ♥
(Przeczytałam już dawno, ale nie mogłam skomentować, bo telefon nie ogarnia, a czytałam na nim na okienku, więc trochę już nie pamiętam co chciałam powiedzieć, więc wybacz jeśli mój komentarz będzie jakiś taki niewyczerpujący ;/)
OdpowiedzUsuńTo było absolutnie fenomenalne. Wszystkie opisy uczuć to po prostu mistrzostwo. Może trochę okropne z mojej strony, ale wolę czytać o negatywnych uczuciach i dramatach, więc naprawdę mi się podobało. (Nawet Sasusaku mi się podobało-czuj się dumna!)
+Jestem z siebie dumna, że zgadłam jedną ofiarę :'D
Pozdrawiam i czekam na rozdział (może tym razem na Dziewczynie? Stęskniłam się za tamtą historią)
Vi
Wybaczam niewyczerpujący komentarz, ważne, że dałaś znak, że jesteś :) Też nie lubię komentować na komórce, bo wtedy po prostu wkurzam się na dotykową klawiaturę, która nie ogarnia >.< I czuję się dumna! I Ty też powinnaś, bo byłaś jedną z nielicznych osób, które ogarnęły to całe morderstwo. Serio ._.
UsuńTeraz mam w kolejce Dziewczynę, przymierzam się do pisania, ale jakoś tak mi ciężko. Niemniej miło mi, że ktoś jednak o tym blogu pamięta i się nim interesuje :)
Buziaki! ♥
Wchodzę sobie dzisiaj na TL i myślę sobie "Boże, kiedy ta siedemnastka?", a tu się okazuje, że rozdział już dawno dodany. Kompletnie o nim zapomniałam :O XDDD Nie wiem, jak to się stało. Może ktoś mi dosypał coś do kawy (y)
OdpowiedzUsuńEj, ten rozdział był zdecydowanie najlepszym w historii tego bloga, uroczyście stwierdzam! <3 Zakochałam się w nim tak bardzo, że teraz nie mogę przestać o niczym innym myśleć.
Nie wiem, czy Sasuke powinno się współczuć, ale mimo wszystko mu współczuję ._. Dziwię się tylko, że Sakura mu pomaga, nie wiem czy ja byłabym skłonna do czegoś takiego. No ale zakochana dziewczyna najprawdopodobniej zrobi wszystko dla swojego obiektu westchnień xddd Baby to jednak mają przechlapane >.<
Tak cholernie mi przykro z powodu straty Shikamaru, że prawie się popłakałam, czytając scenę w parku :( Przecież on jest taki dobry, w ogóle nie zasłużył na coś takiego, ty niedobra! ;_;
Ale...
"- Przepraszam, jeśli cię dziś skrzywdzę - mówił, całując mój dekolt i drugą ręką rozpinając stanik." <3333333 Wiedziałam, że to w końcu nastąpi, cały czas czekałam! Wyszło ci to niesamowicie, no a ten cytat z "Zrób mi jakąś krzywdę" sprawił, że moje zachwycenie wzrosło jeszcze bardziej! Pokłony za to :D
Teraz to nie mam pojęcia jak to wszystko się potoczy, jak zareaguje Naruto, a co dopiero jak Shikamaru....
No zmiażdżyłaś mnie i tyle xd
Niecierpliwie czekam na następny ^^
A wiesz, tak się dziwiłam, że nigdzie Twojego komentarza nie ma i taki "przeczytała? nie przeczytała? olała?" TO BYŁO STRESUJĄCE XD Ale jesteś i za to Ci dziękuję, jak i za te wszystkie miłe słooowaaaaaa! ♥
UsuńI wiesz, ja sama -pisząc ten rozdział- nie wiedziałam, czy mam Sasuke współczuć, czy nie xd I tak, Sakura ma przerąbane, ale to dlatego, że po prostu wie, że jeśli ona nie pomoże Sasuke, to nikt tego nie zrobi - smutna prawda :O Jest jego jedyną NADZIEJĄ! XD
No i musiałam skrzywdzić Shikamaru, oczywiście. Nie wiesz, że ukochane postacie rani się najprzyjemniej? Takie sado-maso ze mnie xd Z resztą... przecież nie zabiłam mu więcej osób, niż Kishimoto w mandze, więc o co chodzi? Trzymam się liczby trupów określonej przez Guru!
Dziękuję za skorzystanie z moich usług, miażdżenie gratis. Polecam się na przyszłość!
Chustii
Akuku!
OdpowiedzUsuńTak 'szybko' to się mnie nie spodziewałaś, co? :D
I na dzień dobry masz bencki! Ładnie to tak mi spoilerować Radiem?! *iskrzący wzrok Miku*.
Ale za ten cytat z Krzywdy, której mimo, iż nei czytałam to i tak wiedziałam, że to z tamtąd (INTUICJA!) kłaniam ci się nisko! Idealnie! <3 <3 <3
Jak pewnie wiesz, śmierć Shikaku nie była dla mnie żadnym zaskoczeniem, bo to odgadłam już po przeczytaniu 16'tki, ale te emocje! Aż muzę i tv musiałam wyłaczyć czytając ten rozdział! Kocham ten rozdział, kocham, kocham! Majstersztyk Chustii ci wyszedł!
No i Temari przy okazji stracila dziewictwo, chociaz przyznam ci sie, ze nie sadzilam, ze to bedzie akurat w takim okresie. Tu mnie zagielas! Pozytywnie ma sie rozumiem. Tylko co powie Yashino jak sie obudzi?
Co do SasuSaku, to tak, kocham cie! Sakura postawila Sasuke do pionu, ale zaskoczylas mnie ta propozycja wspolnej ucieczki!
Sasuke pewnie nie tylko bedzie mial zlamany nos, ale cos wiecej tez. No i jak zareaguje Naruto na to wszystko? Zreszta co ja gadam, jak Shikamaru na to wszystko zareaguje?!
Miku uzbraja sie w cierpliwosc i czeka na 18'tke :)
Ja nie chce nikogo poganiać (kogo ja oszukuje- pewnie ze chce ale nie wypada) tylko przypominam o swoim istnieniu. Ja tu od lutego czekam w napięciu(!) zeby dowiedzec sie ci dalej. 0-0 tęsknię po prostu! Jakby minął brak weny/ zepsuty komputer/ okres wzgardzenia naruto lub blogami- pisz.
OdpowiedzUsuńProszę
Tęsknię i czekam niecierpliwie
Twój Ujawniony Anonim aka Panda
Kochanie :c Przeczytałam wszystko i czekam na ciąg dalszy. :/
OdpowiedzUsuńChustiii! Nie wiem, czy opierdzielić cię na początek, czy na koniec... taki dylemat, ale dobra! Na koniec rozdziału!
OdpowiedzUsuńJezz, zakochałam się w troublesome love <333 Tak bardzo nasza ShikaTema, tak bardzo kocham twoją wersję tej pary na tym blogu, tak bardzo kocham każdego z osobna i w ogóle, cała historia meeega mi się podoba :D Ale po kolei!
Na początek: Pochłonęłam siedemnaście rozdziałów w dwa dni (tak, wreszcie ruszyłam dupsko i znalazłam czas na pochłanianie blogów, zaraz biorę się za twoją DKŻ) ale teraz mam niedosyt na maksa :< I, słuchaj, najlepszy moment siedemnastu rozdziałów - pamiętam do teraz, bo myślałam, że centralnie się uduszę - ,,Temari Dziewica, Niedoruchana Temari" Chustii kocham cię :D
Dalej! Historia Temari jest naprawdę dopracowana i mega mi się podoba, tym bardziej, że przedstawiłaś jej odczucia i to wszystko w taki realistyczny, nie przesadzony i nie niewystarczający sposób. No, poniekąd rozumiem takie cierpienie i naprawdę cudownie ci to wyszło *.*
Cała relacja ShikaTema mnie urzeka po prostu! On momentu, w którym zobaczyli się w tym szpitalu. Te urocze karteczki na lekcjach, ich sprzeczki, wspólne oglądanie gwiazd, leżenie na ulicy. Pierwszy pocałunek - ooo i jeszcze moment jak się Temari zarzygała pod klubem <33 loffki :D I wszystkie sceny później, gdzie niejednokrotnie miałam ochotę cię zamordować, bo było tak gorąco i całuśnie, i nic! Zero opisu! A w tym rozdziale to w ogóle serce złamane, scena rozdziewiczania Temari - i ty, która najgorętsze gry wstepne z jakimi sie spotkałam piszesz - zero! No po prostu zero opisu sceny seksu! Jak mogłaś ;/
Jeeezz, czy ja jestem maniaczką? Haha!
Jeszcze w nawiązaniu do nich, bo chyba najlepiej tutaj to umieścić - straaasznie mi było przykro w tym momencie, gdy do niego przyszła. Śmierć Asumy i Shikaku (śmierć Shikaku, a ja to czytałam dosłownie rozdział po rozdziale! Dopiero Temari tak bardzo zazdrościła mu życia, że jego rodzice się tak kochają, a tu coś takiego! grrr) i ogólnie cały przebieg rozmowy, jak ona też pękła </3
Ale masz też inne paringi! Tu już będzie krócej, bo mi wyjdzie komentarz na kilka stron z worda - twoja NaruHina jest chyba pierwszą ever, jaką lubię. Znaczy, mówiłam ci kiedys, Hinata to mi ni wieje ni huha, nudnawa jest, ale twoje przedstawienie ich relacji jak najbardziej na plus :D I ogólnie Naruto jak zawsze kochany, jego relacje z ciociami z bidula <3 I relacja z Sakurą! O, też na plus bardzo, wtedy w jej pokoju chociażby co tańczyli :D
OdpowiedzUsuńSasuSaku - tu też bardzo ciekawy wątek i ogólnie fajnie, że połączyłaś wszystko z ShikaTema. Nie cierpię twojego Hidana, serio, ogólnie uwielbiam typa, a tutaj mnie niemiłosiernie irytuje :< A Sasek jest znośny w swoim byciu nieznośnym, może tak. W każdym razie, to ich wspomnienie z dzieciństwa i cała akcja z ,,teraz" <3 Cudowne!
Szkoda, że Ino jest u ciebie podrzędną idiotką ;/ Bo lubię jak piszesz i kreujesz postaci, a taki wątek do wykorzystania KibaIno! <3 Ale to się nie przejmuj, po prostu jestem ich niepoprawną fanką i tyle, haha :D I ogólnie, to ShikaIno to tylko przyjaciele, serio - jak normalnie podchodzę do NaruSaku, tak nie wchodzi w grę, żeby było coś takiego jak ShikaIno. ShikaTema jest nietykalna xd Ej chyba zjeżdżam z tematu, przepraszam -.-'
Na ten moment czekałam - Kankuro jest jedną z moich ulubionych postaci EVER na blogach! Przysiegam :D Kocham to, jak go wykreowałaś i kocham cię za to, że to zrobiłaś. Wszystkie jego teksty, podbijanie do Temari (to pierwotne) kim jest dla niej Shikamaru, w ogóle jego relacja z Tem i wszystkie powiązania z HP, Władcą Pierścieni i w ogóle :D Uwielbiam typa :D
No, teraz podsumowanie - a w podsumowaniu zrobię coś, co powinnam na samym początku! Ostatni rozdział dodałaś w lutym?! Czy ty chcesz, żebym ja padła na zawał? Oszalałaś? Migiem mi pisać tl no :( Bo wiem, że nie tylko ja czekam jak na szpilkach, Chustii!
PS: Cholernie się cieszę, że piszę swoją 19 akurat teraz, bo dałaś mi idealne natchnienie, kochanie :D Poleci do ciebie dedyk bez wątpienia <3
A teraz spadam zarywać nockę na Dziewczynę Która Żyje <3 Albo one-shoty, nie wiem jeszcze :D Buziaki! <3