22 marca 2013

One-shot


Papieros. (ShikaTema)

„Love is joy. Don’t convince yourself that suffering is part of it.”
~Paulo Coelho

Miłość jest zabawą. Cieszy. Sprawia, że cały świat staję się piękny. Deszcz jest cudowny. Zima nie przeszkadza, bo bliskość drugiej osoby cię rozgrzewa. A uczucie pali od środka. Przebiśniegi są symbolem waszego związku. Przetrwa wszystko, przebije się przez przeszkody. Pęczki kwiatów są jak każdy kolejny dzień razem – rodzi nowe motylki w brzuchu. Radość z dni przepełnionych słońcem wzmaga Jego obecność. Gorąc na zewnątrz równa się z ogniem rozpalonych ciał, złączonych w tańcu namiętności. Jest pięknie. Cudownie. Niebo na Ziemi.
Niebo! Nie, Niebo nie istnieje. Nie dla mnie. Nie dziś. Nigdy. Miłość  to nic innego, jak ból.

Siedzieliśmy na tarasie jego pokoju.  Nie był jeszcze ukończony, brakowało mu barierek i kafelek. Dzięki temu mogliśmy siedzieć na nagrzanym od słońca betonie, nogi opuszczając swobodnie na krawędzi. Przed nami majaczyła panorama Konohy, oblana pomarańczowo-różowymi promieniami. Słońce powoli chowało się za horyzontem, a świerszcze przygotowywały do wieczornego koncertu nad stawem nieopodal  wraz z żabami.
Sięgnęłam po szklankę z sokiem pomarańczowym, stojącą po lewej. Upiłam łyk. Napój był ciepły, za ciepły, jednak nadal przyjemnie kwaskowaty. Mimo wszystko rozpieszczał moje kubeczki smakowe.
Odstawiłam do połowy pełną szklankę z powrotem na miejsce. Podparłam się rękoma z tyłu, odchylając delikatnie głowę. Uśmiechnęłam się szeroko, rozmyślając o sytuacji, w której się znalazłam. Wszystko było na swoim miejscu. Siedziałam obok Niego i nie liczyło się nic więcej. Czas nie istniał, świat zostawiłam w tyle. Czułam się spełniona. Tak cholernie szczęśliwa.
- Temari – usłyszałam Jego ponętny głos.
Moje imię w jego ustach brzmiało tak cudownie, tak delikatnie je wymawiał. Moje mięśnie podbrzusza zacisnęły się przyjemnie. Rozchyliłam leniwie powieki, zwracając swój wzrok ku Jemu.
- Hmm? – mruknęłam, zatapiając się w niebieskich tęczówkach Daisuke. Brązowa grzywka przysłaniała mi nieco widok, jednak to mi nie przeszkadzało.
- O czym myślisz?
Ujął moją dłoń, następnie splatając swoje palce z moimi. Moje usta wygięły się w niekontrolowanym uśmiechu rozkoszy, jak zawsze przy Nim. Właśnie w taki sposób na mnie działał.
Spojrzałam przed siebie, zbierając myśli do odpowiedzi. W mojej głowie panował taki chaos, czyste szaleństwo. Szalałam dla Niego.
- O nas – odparłam hardo. Usłyszałam jak śmieje się dźwięcznie.
- O naszej zajebistej przyjaźni? – Przyjaźni. To nie przyjaźń idioto. – Wiem, że jestem najlepszym przyjacielem na świecie, ale nie musisz mi tego cały czas powtarzać.
Dalej się śmiał, a mi mina zrzedła. To nie była przyjaźń. To była miłość. Dlaczego tego nie rozumiesz, Daisuke?
- Nigdy tego nie powiedziałam, narcyzie – warknęłam, siadając po turecku i kradnąc swoją dłoń z Jego uścisku. – Nie uważam cię za przyjaciela.
- Ała, to bolało – rzucił poważnym tonem. Prychnął. – Szczera do bólu, co?
Ała, to rzeczywiście bolało. Źle mnie zrozumiałeś. Nie jestem szczera. Jestem tchórzem. Żałosną aktorką, która już nawet nie wie jak grać. Którą rolę wybrać, zmienić strój, scenę, nałożyć nową maskę?
Grałam już od tak dawna, że nie pamiętam, jak być przy Nim sobą. Zniszczył moje ja, a mimo wszystko nadal go kocham. Cóż za paradoks. Podobno miłość wyzwala twoje prawdziwe ja, jednak w moim przypadku było zupełnie na odwrót. Stłumił mnie, zmienił nieodwracalnie. Przez Niego ironia stała się moim znakiem rozpoznawczym. Stałam się wyniosła, sztuczna, zawsze udając twardą. To ja przy nim i przy reszcie świata.
Jaka byłam kiedyś? Już nawet nie pamiętam. Trzy lata. Od tak dawna nie widziałam siebie. Może byłam szczera, może potrafiłam płakać. Tak, to na pewno. Kiedyś dużo płakałam, z początku tylko przez Niego. Bo przecież wiedziałam, że nigdy nie będzie mój. Sytuacja beznadziejna, bez wyjścia. Płakałam, widząc Go z inną. Krwawiłam tak długo, nadal krwawię. Ale w tajemnicy i bez dodatku słonych łez. Bez świadków w postaci czterech ścian pokoju i milczących mebli. Teraz łkałam w duszy, naprędce lecząc tysiące ran, spowodowanych nacięciami kartką. Kartką, wypisaną wszystkimi słowami, które chciałabym powiedzieć, bolesnymi uczuciami. Ale przecież w definicję miłości wpisane jest cierpienie, prawda?
- Kocham cię – szepnęłam.
Spięłam się. Moje serce wybrało się w pogoń za szczęściem i teraz żałośnie szybko biło, zmęczone biegiem. Krew krążyła w żyłach, obijając się dudnieniem w uszach. A cisza trwała, tak naiwnie wierząc, że przerwie ją On.
- Szczera do bólu, co? – wysyczałam, zdecydowanym wzrokiem wpatrując się w niego.
Milczał. Jednak jego twarz powiedziała mi wszystko. Najpierw szok, oczy rozwarte szeroko, jakby przestraszone. Potem zmarszczenie brwi, niedowierzanie, spuszczenie wzroku. Przykrycie lazurowych tęczówek powiekami. Kręcenie głową, ciche szepty „Chyba cię popierdoliło. To niemożliwe. Oszalałaś.”. I w końcu finalne „Wyjdź”.
Wyszłam i to bardzo szybko. Prowadzona przez obłęd i chęć ucieczki. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, dokąd zmierzam. Po prostu pokonywałam krok za krokiem nie oglądając się za siebie. Uciekałam, myśląc, że to pomoże cofnąć czas. Im szybciej będę szła, tym szybciej o wszystkim zapomnę, prawda? Im szybciej zapomnę, tym szybciej znów będziemy z Daisuke przyjaciółmi, prawda? Im szybciej powrócimy do przyjaźni, tym szybciej zrozumie, że też mnie kocha… prawda?
Cholera!
Dotarłam do parku, panował już wczesny zmierzch. Ludzi chyba nie było… chyba. Właściwie nie zwróciłam na to nawet uwagi. Oklapłam na jedną z ławek, pochylając się. Czołem dotykałam kolan, drżącymi rękoma oplotłam głowę, dłonie wpijając w rozpuszczone włosy. Ciągnęłam za nie, a delikatne ukucia bólu sprawiały mi w tej chwili przyjemność. W minimalnym stopniu odwracały uwagę od tego silniejszego cierpienia – w sercu.
Byłam w agonii. Nie wiedziałam co z sobą zrobić, jak ulżyć, jak żyć dalej. Chciałam się rozpłakać, ale łzy bezczelnie nie przychodziły. Nie odpowiadały na rozkazy, na spazmatyczne oddechy, jęki bólu, zaciśnięte zęby. Drżałam pod wpływem buzujących we mnie emocji.
Wyprostowałam się, następnie opadając na drewniane oparcie ławki. Brałam głębokie oddechy, próbując się uspokoić. Niewidzący wzrok wbiłam w drzewo przede mną, pogrążona w myślach.
Dlaczego to zrobiłam? Po jakie licho, co mnie podkusiło!? Przez trzy lata wiernie wytrzymywałam w swoim postanowieniu nie wyjawiania swoich uczuć. Przecież już przywykłam do tej sztucznej przyjaźni. Pogodziłam się z faktem, że mnie nie kocha, że jest w szczęśliwym związku z inną. Przyzwyczaiłam się do koleżeńskich czułości, którymi mnie obdarowywał.  Tych nielicznych chwil, w których byłam naprawdę szczęśliwa, kiedy oszukiwałam siebie, że to znaczy coś więcej. Że jest nadzieja. Tak, to były krótkie chwile, fałszywe, ale za to tak cudowne.  Jak złodziej kradłam te cenne minuty rozkoszy, gdy ściskał moją dłoń. Kiedy przytulał mnie na przywitanie i pożegnanie. Całował w czoło na pocieszenie. Dokuczał, gilgocząc w boki. Nienawidziłam tego, a jednak byłam w Niebie, bo to On dotykał mojego ciała. Te silne ramiona, oplatały mnie jak dwie wieże, chroniąc. No i Jego zapach. Och, te perfumy, których używał tylko On, zmieszane z pociągającym zapachem Jego ciała. Odurzająca mieszanka.
A teraz to wszystko straciłam.

Było ciemno i chłodno. Już nawet nie wiedziałam, czy trzęsę się z zimna, czy z powodu dzisiejszej sytuacji. Miałam na sobie tylko krótkie jeansowe spodenki, luźną bluzeczkę na ramiączkach i cienki szary sweterek. Przy każdym podmuchu wiatru przechodził mnie kolejny dreszcz. Jednak ja nadal nie chciałam wracać do domu. Krążyłam po mieście w poszukiwaniu ukojenia, którego jednak nie znalazłam. Ból nadal był tak samo silny, a poczucie pustki jedynie się wzmagało. Nie wiedziałam co robić.
Weszłam do najbliższego sklepu. Ciepło natychmiast mnie uderzyło, sprawiając, że moje ciało nieco się rozluźniło. Chodziłam po supermarkecie, właściwie nie wiedząc, czego w nim szukam. Błądziłam między regałami, przyglądałam się słodyczom. W końcu sięgnęłam po snickersa, jednak szybko odłożyłam go z powrotem na  miejsce. To ulubiony baton Daisuke.
Szybko skierowałam się  w inną alejkę. Chwyciłam jakiś sok,  a po chwili już stałam w kolejce do kasy. Gruby facet przede mną kupował pół sklepu i dzięki temu niecierpliwy wzrok skierowałam na stojące na półeczce gumy do żucia i papierosy. Uśmiechnęłam się do siebie ironicznie. Właśnie tego mi było trzeba – fajek. Nie znałam się na ich markach, nie byłam palaczem, dlatego, gdy już stanęłam przy kasie poprosiłam o pierwsze, które rzuciły mi się  w oczy. Zapłaciłam, chowając paczkę do czarnej małej torebki. Sok otworzyłam natychmiast. Zimna ciecz spłynęła po przełyku, dając ukojenie. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo spragniona byłam. Do połowy pustą butelkę również schowałam do torebki. Dobrze, że nie kupiłam pomarańczowego soku.

Siedziałam po turecku na betonowym pomoście. Za mną były mury jakiegoś starego budynku, przede mną rozpościerała się rzeka, a po mojej lewej, nieco w oddali znajdował się murowany, stary most. Pełny księżyc odbijał się w czarnej tafli wody w towarzystwie gwiazd.
Wyciągnęłam z torebki paczkę fajek. Zdjęłam folię i otworzyłam wieczko.  Chwilę wpatrywałam się w dziesięć papierosów w środku, w końcu decydując się na wyciągnięcie jednego z nich. Ścisnęłam go w ustach. Zamkniętą paczkę odłożyłam na bok. Ręką znowu wertowałam zawartość torebki, poszukując zapalniczki. I w końcu ją znalazłam w jednej z mniejszych kieszonek. Granatowa, w połowie zużyta, nie zniszczona. Uśmiechnęłam się na myśl komu i kiedy ją zabrałam.
Zaogniłam urządzenie, przystawiając płomień do końca papierosa. Odpalił już po chwili, a ja zaciągnęłam się. Drażniący dym zagościł w moi gardle, gryząc mnie. Zakrztusiłam się i zaczęłam głośno kaszleć. Paliłam po raz pierwszy w życiu.
- Nie wiedziałem, że palisz – usłyszałam za sobą i szybko zwróciłam się w tamtą stronę.
W moim kierunku zmierzał Shikamaru Nara. Z rękoma tradycyjnie umieszczonymi w kieszeniach, spokojnym krokiem przemierzał dzielącą nas odległość. Oczy czarne jak węgle, opanowane, bez głębszego wyrazu. Włosy związane w kitkę. Ubrany w czarne spodnie, zgniło zieloną bluzę z kapturem bez zamka i brązową, materiałową kurtkę. Szedł pewnie, jak to miał w zwyczaju największy ignorant uczelni. W ręce trzymał butelkę whisky.
Odwróciłam się na powrót w stronę rzeki.
- Próbuję, ale jak widać średnio mi wychodzi – rzuciłam w odpowiedzi. Znowu wciągnęłam nikotynowy dym w płuca i tym razem poszło mi znacznie lepiej. Zakrztusiłam się dopiero przy wyrzucaniu trutki z siebie. Dodatkowo poczułam pewną przyjemność wiążącą się w tą czynnością. Ból wgryzającego się w gardło dymu sprawił, że poczułam się lepiej.
- Właśnie widzę – powiedział Nara, siadając obok mnie. Butelkę whisky postawił między nami. Sięgnął po moją paczkę fajek, częstując się jedną  nich. – Ucz się od mistrza.
Zaczął przeszukiwać kieszenie kurtki i spodni. Nie mógł znaleźć zguby, a ja domyślałam się czemu. Możliwe, że ktoś jeszcze oprócz mnie wpadł na pomysł, by zabrać mu zapalniczkę?
Uśmiechnęłam się, podając mu zapalniczkę, którą wciąż trzymałam w ręku. Spojrzał na mnie zdziwiony, jednak szybko się zreflektował, śmiejąc. Najwyraźniej rozpoznał swoją własność, którą skradłam mu dwa tygodnie temu na jednej z imprez studenckich. Chwycił ją.
- Ładna – mruknął, a ja uśmiechnęłam się zadziornie. Zapalił papierosa. – Jak nowa i trochę podobna do mojej starej.
- Nie zauważyłam  - odparłam, grając niewiniątko. Wyciągnęłam rękę chcąc odzyskać moją własność. – Oddaj.
Posłusznie zwrócił mi zapalniczkę. Przez jakiś czas siedzieliśmy w ciszy, dopalając  papierosy. Po kilku pierwszych próbach, kolejne zaczynały wychodzić mi coraz lepiej, aż w pełni cieszyłam się poprawnością wykonywanej czynności. I przyjemnością, którą dawała. Teraz dopiero zrozumiałam, czemu ludzie świadomie wpadają w ten nałóg. Nikotyna, ten drażniący dym dawały ukojenie. Ciało się rozluźniało, a zraniona dusza leczyła trucizną. Stan równowagi.
Shikamaru zgasił ostatek papierosa, wgniatając go w beton, a ja poszłam za jego przykładem. W końcu to on był mistrzem, czołowym palaczem Konohy.
- Więc co się stało?
A więc zadał to pytanie. Mogłam się domyślić, że przed nim nie ukryję swoich uczuć.
 - Skąd pomysł, że coś się stało? – Nie dałam za wygraną. W końcu podobno byłam świetną aktorką.
Dalej wpatrywałam się w głęboką ciemność wody, jednak czułam jak wzrok Shikamaru nie schodzi z mojego oblicza.
- Jesteś Temari No Sabaku. Mam uwierzyć, że palisz papierosy bez powodu?
- Tak?
Chciałam, żeby zabrzmiało to zdecydowanie, jednak jak zwykle przy Narze to źle wyszło. Mój niepewny głos tylko utwierdził go w przekonaniu, że mój świat się właśnie rozsypał.
- To jest nas dwoje. – Spojrzałam na niego zaskoczona. Obejmował mnie wyważonym wzrokiem, w którym jednak dojrzałam nutkę cierpienia. – Ino… my zerwaliśmy.
Nie powiedziałam, że jest mi przykro. Wiedziałam, że z pewnością nie chce tego usłyszeć. Ja bym nie chciała.
- Wyznałam mu swoje uczucia. Powiedział, że chyba mnie popierdoliło.
Dosłownie to z siebie wydusiłam, a ostatnie słowo ledwo przeszło mi przez gardło. Nie spodziewałam się tego. Nie spodziewałam się, że wypowiadając te słowa głos mi się załamie, a łzy nagle wysłuchają wcześniejszych rozkazów. Szkarłatne krople zaczęły spływać po policzkach. Usta drżeć, tak samo jak ramiona. Spuściłam głowę, a po chwili już nie mogłam opanować szlochu.
Shikamaru nie powiedział, że jest mu przykro. Wiedział, że nie chcę tego usłyszeć. Współczucie to ostatnia rzecz, którą chciałabym, żeby mi okazano. Nie potrzebowałam tego, przecież byłam silna. Sama radziłam sobie ze wszystkim.
A jednak kiedy silne ramiona Nary oplotły mnie, w końcu poczułam się dobrze. Jakby ten uścisk mówił, że wszystko będzie dobrze. On też płakał. Słyszałam jego cichy, przyspieszony oddech tuż przy moim uchu. Wiedziałam, że cierpi tak samo jak ja. I może to samolubne, ale świadomość, że on czuje to samo dodała mi sił. Dobrze mieć kogoś z kim można podzielić swój ból.

Długo płakaliśmy, wtuleni w siebie nawzajem.  Nie czułam skrępowania, a spokój. Potem piliśmy przyniesioną przez Shikamaru whisky. Była ohydna, oboje krzywiliśmy się pijąc ją. Kiedy spytałam, dlaczego wybrał właśnie to, zamiast wódki czy piwa, odparł:
- Whisky jest najgorsza. Nienawidzę jej, dlatego ją kupiłem.
- Nie rozumiem – powiedziałam. – Smutki powinno chyba się zatapiać w czymś, co lubisz.
Shikamaru spojrzał na mnie rozbawiony, podnosząc brwi.
- I mówisz to ty! Mam uwierzyć, że kupiłaś fajki, bo lubisz je palić, a nie dlatego, bo ich nienawidzisz?
Otworzyłam usta, by odpowiedzieć, zaprzeczyć, cokolwiek powiedzieć. Jednak szybko je zamknęłam, uśmiechając się enigmatycznie. Wtedy zrozumiałam sens jego słów. Robisz to, co nienawidzisz, by zapomnieć osobę, którą nienawidzisz.

Jeszcze długo siedzieliśmy nad rzeką rozmawiając i upijając się. Oboje przesadziliśmy. Po naszych ciałach rozchodziło się to cudowne ciepło i odrętwienie spowodowane alkoholem. Stan równowagi.
Dał mi swoją bluzę. Pachniała domem i delikatnym męskim perfumem. I była bardzo ciepła.
Pijani przemierzaliśmy puste ulice Konohy, trzymając się za ręce. Miał duże, silne dłonie. Trochę szorstkie i zimne, ale mimo wszystko przyjemne w dotyku.
Naśmiewaliśmy się z Daisuke i Ino. Mówiliśmy co nas w nich drażniło, klęliśmy na nich. Łączyliśmy w bólu i nienawiści. Tak, w ten jeden dzień zdążyłam znienawidzić Daisuke.
Kto by pomyślał, że ten dzień skończę z leniwym ignorantem z uczelni? Z chłopakiem, z którym rozmawiałam zaledwie kilka razy na imprezach. Któremu ukradłam zapalniczkę. Kto by pomyślał, że się w nim zakocham?

Z uśmiechem na ustach wspominam to, co wydarzyło się rok temu. Tamten ból, chwila w której wyznałam Daisuke miłość, było najlepszym, co mi się  w życiu przytrafiło. Wtedy zaczęłam żyć, na nowo odnalazłam siebie przy Nim.
Leżeliśmy na tym samym betonowym pomoście co rok temu. Piliśmy to samo whisky. Paliliśmy te same papierosy. Trzymaliśmy się za ręce. Całowaliśmy się. Cieszyliśmy się sobą. Byliśmy w sobie zakochani.

Miłość jest zabawą. Cieszy. Sprawia, że cały świat staję się piękny. Deszcz jest cudowny. Zima nie przeszkadza, bo bliskość drugiej osoby cię rozgrzewa. A uczucie pali od środka. Przebiśniegi są symbolem waszego związku. Przetrwa wszystko, przebije się przez przeszkody. Pęczki kwiatów są jak każdy kolejny dzień razem – rodzi nowe motylki w brzuchu. Radość z dni przepełnionych słońcem wzmaga Jego obecność. Gorąc na zewnątrz równa się z ogniem rozpalonych ciał, złączonych w tańcu namiętności. Jest pięknie. Cudownie. Niebo na Ziemi.
Niebo! Tak, Niebo istnieje. Istnieje dla mnie. Teraz. Zawsze. Miłość  to nic innego, jak zabawa. I nikt nie powinien mówić, że cierpienie jest jej częścią.


Od Autorki: Zdziwione? Ja też. Nie sądziłam, że kiedykolwiek napiszę one-shota, ale na tego jakoś tak... mnie natchnęło xd Wpadłam na pomysł i po prostu musiałam go szybko spisać. 
Z miłością dużo do czynienia nie mam, więc musicie mi wybaczyć tą jej marną definicję. Rozpacz Temari i jej silne uczucia też. Wiem, że to trochę nie w jej stylu. Niemniej jednak to nie zmienia faktu, że z całości jestem zadowolona :)
Błędy bardzo możliwe, że są, bo dodaję notkę z marszu. Jeśli coś zauważycie, będę bardzo wdzięczna za wypisanie ich :)
Rozdział4 postaram się dokończyć w przerwie świątecznej. Utknęłam na jednej scenie i nie mogę ruszyć >.< ratujcie...

Tak, tak, moja matura płacze i pozdrawia ^^

19 komentarzy:

  1. Okej, obiecuję, że jutro przeczytam, ale teraz coś ważnego..
    http://sandskunoichi.blogspot.com/p/blog-page_22.html zostałaś nominowana :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozdro dla matury również!
    Na początku...
    WOW! Cóż za szablon ja widzę! Sama robiłaś, czy zamawiałaś?;>
    No, no, mnie również zaskoczył One-shot w Twoim wykonaniu. Zaskoczyłoby mnie, gdybyś już teraz dodała notkę, a co dopiero taki bonus!
    Był taki... przyjemny :)
    Strasznie podobały mi się porównania. Ilekroć wczytywałam się w ciąg dalszy, tym bardziej porażał mnie fakt, że w porównaniu do Ciebie, mój słownik niekiedy wydaje się taki ubogi. Ty momentami pisałaś niczym jakiś poemat :D
    Zaskoczyła mnie pierwsza scena. Czytam sobie, czytam i myślę "aha, Temari i Shikamaru siedzą sobie na balkonie..." a ty nagle wyskakuje mi... jakiś Daisuke!
    W ogóle ro, przeoczyłam gdzieś po drodze, potwierdzenie, że była to Temari i przez jakiś czas zastanawiałam się, czy ten One-shot nie dotyczy dwójki zupełnie nowych bohaterów :)
    Potem jednak znów padło Temari no Sabaku i wszystko jasne!
    Wybacz, nie będę się zbytnio rozpisywać, bo przypomniało mi się, ze wstałam dziś wcześnie i już zaczyna mnie mulić. A muszę jeszcze nadrobić kilka zaległości! :O
    Co mi się niezbyt spodobało? Za dużo cienia, a za mało światła jak na mój gust. Większość notki była w dosyć depresyjnym klimacie. Ogólnie zauważyłam, ze chyba lubisz ukazywać ból Temari, co?;>
    To czego mi zabrakło... tych pierwszych, nieśmiałych dotyków, może pierwszego pocałunku, tego nowego łaskotania w brzuchy, tego całego zauroczenia. Szkoda, że nie skupiłaś się więcej na tym. Może kolejnego one-shota walniesz w nieco weselszych barwach, hmm?:) A skoro lubisz dramaty, to zawsze na koniec możesz kogoś zabić >:D
    Ogólnie rozdział czytało mi się bardzo przyjemnie. Potrafisz zaciekawić i wciągnąć czytelnika. No i szacun w ogóle, za znalezienie czasu na napisanie tego dodatku! :)

    Jak mogłabym Cię poratować, byś nabrała weny i przebrnęła przez ten fragment, na którym utknęłaś? W razie co, pisz mi na gg, jeśli potrzebujesz jakiejś burzy mózgów, a ja odezwę się, jak tylko będę mogła ;*
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie kuś mnie z tą śmiercią, serio! Napisałam Ci to w żartach, ale właściwie jestem do tego zdolna. Bój się o swojego Kibę, bo jak sama zauważyłaś - dobrze czuję się w dramacie.

      Co do światła i mroku, to wiem. Czasami mam takie rzuty, że piszę same smuty i właściwie rzadko zdarzają się perełki w stylu złotego podrywu Kiby xd Przyzwyczaj się, bo "When life..." raczej zaplanowane jest w tym klimacie, szczególnie w dużo dalszych rozdziałach.

      Szablon - wykonanie własne. Zaparłam się i postanowiłam, że w blogspotowej sferze się usamodzielnię i nie zamówię żadnego szablonu. I chyba mi idzie całkiem nieźle. Z tego jestem bardzo zadowolona :D

      Co do burzy mózgów to chyba się kiedyś do Ciebie zwrócę z tym. Jakieś 10 rozdziałów środkowych nadal czeka na zaplanowanie i nijak mi o wychodzi :< A tym fragmentem to muszę sie po prostu zebrać w sobie...

      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń
  3. No więc, czasami miło przeczytać taką odskocznię od tematu. Szczególnie taką pisaną podczas natchnienia. Jeśli masz pomysł na one-s. to spisuj, spisuj, bo nawet to z chęcią przeczytamy. Zresztą sama wiesz, że wierną czytelniczką jestem ;D - Odea potwierdzi. Czasami tylko znikam na jakiś czas... ale! uwaga, planuje powrót. Tylko mam mały problem, który nie pozwala mi wystartować. ;(
    Ale przechodząc do tego co Cię interesuje najbardziej... :)
    One s., traktuje inaczej niż opowiadanie, także zmodyfikowanie bohaterów absolutnie mi nie przeszkadzało. Tak jak napisałaś - nie pasowało to do Temari, ale jakoś specjalnie nie zwróciłam na to uwagi. Widać było, że spisałaś po prostu z przyjemnością tekst i obmyślaną scenę. Szkoda, że taka wena nie pojawia się jak mamy pisać rozdział, nie? Zawsze - jak pamiętam - wena płatała figle i ja np. miałam pełno pomysł na one s., a nie na własny FF. No ale cóż, tak bywa.
    W ogóle muszę Cie pochwalić, bo przynajmniej długo czekać nie trzeba. Chociaż i Ty i Odea mogłybyście szybciej drukować.;D - Odezwała się! Ta co wcale nie drukuje. ^^'
    Jak napisała Odea - Twój słowniczek rośnie i wzbogaca się, więc ta maturka może niekoniecznie taka zapłakana będzie, co? Takie wypracowanie na polskim machniesz, na końcu adres bloga i może ktoś Cię wyłowi z tego morza. ;d
    Ja też na początku sądziłam, że Temari biesiaduje sobie na tym tarasie z Narą, a tu... ło, Daisuke. No, siema! My sie chyba proszę Pana nie znamy?
    Nie spodobało mi się tylko użycie tego przekleństwa - wiem, że chciałaś oddać tą sytuacje, ale jakoś wybiłam się z rytmu po prostu.;D Czytam, czytam "popierdoiło" oczy takie O,O i czytam dalej.;D Haha. I faktycznie, lubisz ukazywać tą delikatniejszą wersje Temari. Chcesz odznaczyć ją, że na tle takiej twardej i poważnej kobiety ukrywa się ktoś delikatny, ktoś kogo też można zranić i ktoś kto też kocha. Super. Każda postać ma taką stronę, nawet Pani no Sabaku.
    Metafory świetne, masz inny styl niż Odea - dlatego w ogóle was nie można do siebie porównywać. Skupiasz się bardziej na grze słownej, ja osobiście bardzo to lubię i pod tym względem i może głównie dlatego - czytam Twoje opowiadanie. Po prostu bardzo umiejętnie to robisz i przypomina mi to troszeczkę to co sama pisałam. Bawisz się słowami, porównaniami, elastycznie opisujesz uczucia i często ironizujesz.
    No dzisiaj to Ci wypisuje same plusy, ponieważ nie mam weny na krytykę - ja muszę mieć natchnienie na komentarze. XD A tak w ogóle moim marzeniem jest bycie krytykiem - mówi głosem małej dziewczynki.
    Końcówka jednak wydaje mi się najlepsza! Ino rzuciła Shike, Temari rzucił Daisuke... no więc co im pozostało? Niech Daisuke i Ino teraz patrzą i zazdroszczą. Popełnili wielki błąd!
    A! i fajnie, że przytoczyłaś początkowy fragment na końcu w trochę zmienionej formie. Wiesz, tej o miłości. Na początku było z pesymistycznym dopiskiem a po poznaniu Nary zmieniło sie znów na optymistyczną zabawę. Jakoś szczególnie zwróciłam na ten zabieg uwagę.
    Nie no, generalnie czekam na nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu, zauważyłam, że ja ostatnio emotek nie używam i jak sama czytam to co pisze to wydaje mi się takie... ogólnikowe, niesympatyczne. ;D Mamusiu. Muszę znów się tego nauczyć. ;) Emotki jednak są ważne, nie? ;>
    ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, właśnie jeśli chodzi o te wypracowania na polskim, to w moim wykonaniu są całkowitą katastrofą. No bo jak wczuć się w klucz? W taką Temari to łatwo, ale... nie lubię klucza >.<

      No właśnie, odezwała się ta co wgl nie drukuje! Ogarnij się kochanie, bo chętnie przeczytałabym coś Twojego o Hinacie. Problem? Jaki problem? Mów, zaraz go zwalczę, żebyś ruszyła!
      Wgl wyobrażasz to sobie? My trzy znów piszące, przecież to piękne ... wspomnienia wracają <3

      Do przekleństw w opowiadaniu mam takie samo nastawienie jak Ty, ale w tym wypadku... no musiało być. Na początku napisałam bez niego, ale wtedy czegoś mi brakowało. Tak więc siłą rzeczy.

      Pani Krytyk, to Pani sobie zostawi tą krytykę na następny rozdział, bo potrzebny mi porządny kop w dupę xd Musze się ogarnąć z tym opowiadaniem, bo jak sama napisałaś, wena w takich przypadkach ucieka... niewdzięczna.

      Dziękuję za komentarz. DOCENIAM, ŻE JESTEŚ. <3

      Usuń
  5. O tak... co do tego kopa w dupala to się W PEŁNI zgadzam. To niemoralne pozwalać nam tak długo czekać tym bardziej, że w ostatnich rozdziałach tyle niewyjaśnionego... bo nadal nie wiemy do czego to wszystko zmierza. Ja nie wiem co wam ostatnio jest z tą skrytością.;D
    Ogólnie to racja. Wspomnienia wracają. Ja chciałabym zacząć pisać głównie dlatego, że wy tu jesteście, wy piszecie i dajecie mi taka motywacje. Podoba mi się to bardziej niż dawniej. Wchodzę na bloga Odei, przenoszę się w jej świat, postaci z którymi zżyłam się, i wchodzę tu i kolejny świat, tych pierwotnych bohaterów, więc... chciałabym stworzyć jeszcze swój własny... ale jest też obawa, że niedługo znudzi sie albo Tobie albo jej i co nieuniknione - mi potem też. No i problem stanowi też mój szablon! Ja nie umiem go zrobić. :( Załamka ever. Więc dopóki go nie będę miała to papa Mitshie. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A długo się jeszcze nie dowiecie, o co mi chodzi xd jakoś od 24 rozdziału ta prawdziwa, zaplanowana od dawna i w pewnej części spisana akcja się rozpocznie (i teraz sobie myślisz - nie ma szans, nie dotrwa. dotrwam!) Chociaż w następnej notce rąbka tajemnicy uchylę...

      O Odeę się nie martw, ona nas nie opuści. Przecież jest guru, jako jedyna dokończyła historię , w dodatku tak długą! Więc o nią się nie martw, ja w nią wierzę. Ze mną może być trochę gorzej, ale z całych sił też postaram się wytrwać. Nie chcę popełniać tego samego błędu, tym bardziej, że podoba mi się mój pomysł (skromność) Więc pisz i się nie bój! A szablon.. a mało masz szabloniarni? Poza tym, Ty byłaś moją szabloniarą na Onecie, to może role mogą się odwrócić? Nie jestem mistrzynią, ale się staram, więc jak już masz dość ogarniania blogspotu, to służę pomocą. Zrobię wszystko byś ruszyła!

      P.S. Wiesz, że nadal mam na poczcie Prolog, który mi kiedyś przesłałaś? ^^

      Usuń
    2. Łooo, szalona! Czyli to będzie długometrażowe opowiadanie! No mam nadzieję, że wytrwasz. Skoro jesteś zadowolona z pomysłu to na pewno nie ma w tym nic banalnego. Ale jestem ciekawa co to za pomysł, który rusza dopiero od 24! To łapki na klawiaturkę i drukuj.
      Co do szabloniarni to... nigdy nie mogłam się do nich przekonać. Dlaczego? Bo ja muszę mieć wszystko swoje. Lubię być chwalona. XDDDD Także będę kombinowała, a jak mi nie wyjdzie - bo jestem zielona z tymi kodami, to zwrócę sie o pomoc do Ciebie.;D Możesz być pewna, że jestem marudziatą klientką. XD
      Serio? Podeślij mi go!

      Usuń
  6. Jak obiecałam, tak zrobiłam.
    Przeczytałam ten.. zajebisty łanszocik. Naprawdę, dziewczyno - nie wiem czy Ci to pisałam, nawet jeśli to się powtórzę.
    JESTEŚ GENIALNA.
    Nie tylko masz talent, ale również to "coś" co sprawia, że czyta się i nie zważa na czas. :D

    Twój łanszot stanowczo przewyższa moje, mimo wszystko, zapraszam do mnie.
    sandskunoichi.blogspot.com
    szkola-ukryta-w-tokio.blogspot.com

    Czytałam, że nie masz wiele czasu, zrozumiem, jeśli byś na niego nie zajrzała.
    Pozdro! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już kiedyś zajrzałam i przeczytałam jakiś bieżący rozdział. I zajrzę znowu, obiecuję, ja cały czas pamiętam ^^ Ale to może trochę potrwać xd

      No i dziękuję za miłe słowa! :)

      Usuń
  7. Mam jakiś dziwny nawyk czytania najpierw mowy końcowej autorki, później komentarzy a na końcu dopiero notkę. Chyba, że jest za dużo spoilerów w tym drugim to wtedy rezygnuję, bo ciekawość zapoznania się z treścią zwycięża xD Tak więc ja byłam psychicznie przygotowana, że na balkonie Temari nie siedzi z Narą tylko z kimś zupełnie innym, obcym. Jak ja ogólnie lubię o-s w takim wydaniu. Musi dla mnie być smutno, żeby było ślicznie. To chyba już wynika ze spojrzenia na świat, tak sądzę. Ja cierpię, więc nich moi bohaterowie również pocierpią. Przynajmniej ja mam takie założenie. Nic nie pociesza bardziej niż świadomość, że ktoś ma gorzej.
    Weź mnie naucz tak porównywać i bawić się słowem! Ja tak nie umiem a bardzo bym chciała! ;< Tyle emocji biło od tego o-s, że Perełka czuła się jak w niebie. I również koniec, który był zmienionym początkiem, zależny od sytuacji w której znalazła się Temari. Jak mi się to podobało! :) Zastanawia mnie też jedna sprawa. Jest ona sama w sobie bardzo durna i dziwna, ale ja się lubię zagłębiać w takie rzeczy xD Mianowicie : w pewnym momencie jest napisane tak : ''Odstawiłam do połowy pełną szklankę'' w drugim zaś : ''Do połowy pustą butelkę również schowałam do torebki''. Zabawa w odgadywanie czy ktoś jest optymistą czy pesymistą. To było użyte specjalnie, że raz jest tak a drugi raz tak? :)
    Haha, mam problemy.
    Podsumowując; mi się o-s bardzo podobał. Zakończenie szczęśliwe co mi nawet nie przeszkadza. Temari przez większość o-s się wycierpiała, więc niech teraz wiedzie sobie szczęśliwe życie u boku Nary :)
    A teraz czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! Może posłuchaj jakiejś piosenki, albo muzyki (zapuść sobie Mozarta-Fortunę! ;D Nieźle daje xD) albo obejrzyj coś ciekawego...? Wena na takie coś przeważnie ukryta jest w błahostkach, które ciężko odnaleźć ;<
    *macha maturze*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, tak, zabieg optymista/pesymista został użyty specjalnie. Cieszę się, że to zauważyłaś :)Budowa klamrowa również użyta z premedytacją i z tego zabiegu jestem bardzo dumna, a co! xd

      Mozart-Fortuna mówisz? W przerwie świątecznej będę sięgać po każdą pomoc, więc bardzo możliwe, że i ten utwór weźmie udział w akcji "odzyskać wenę!" ;D

      Pozdrawiam!

      Usuń
  8. Wpadłam na Twojego bloga przypadkiem. Przeczytałam notkę i jedno wielkie Łał! Cholernie mi się to podobało. Może i taka rozpacz nie pasuje do Temari, może i to opowiadanie nie odpowiada cechom bohaterów, które zostały nadane w anime, ale jest na prawdę świetne. Powiedziałabym, że nie ma żadnych minusów. Widać, że włożyłaś w to część siebie, dzięki temu daje to taki powalający efekt. Po prostu cudownie, nie mam więcej słów. :3 Zazdroszczę ci bardzo talentu. Dużo weny i czasu na pisanie życzę. ;*
    Ps. W wolnej chwili zapraszam do siebie. :3

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie nie nie, nie ma takiej opcji, żebyś wmówiła mi, że nie masz do czynienia z miłością! xD
    Dobra, ale zacznę od tego, że jak już zaczęłam krążyć po twoim blogu, to natknęłam się na jeszcze jedną notkę, której nie czytałam! Karygodne.
    No ale co do treści. Takie same odczucia miałam już gdy czytałam łanszota SasuSaku - jakbyś przeżyła co najmniej setkę żyć i w każdym z nim zakochała się do szaleństwa. A te miłości były różne - jedne spokojne i czułe, drugie niebezpieczne, a trzecie niespełnione. Po prostu tak pięknie opisujesz to uczucie, czy w tej pozytywnej odsłonie, czy negatywnej, że wzruszam się i to cholernie.
    Piękny szocik, cudowny, a to rozpoczęcie i zakończenie.. Idealne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeeeezuuu, nawet nie wiesz ile Twoje słowa dla mnie znaczą! I niestety, muszę Cię rozczarować, bo naprawdę, przyrzekam Ci, że jeszcze nigdy w życiu się nie zakochałam. I może to jest dziwne, ale taka jest prawda, bo nie dane mi było jeszcze mieć faceta xd Nad czym ubolewam i pracuję, no ale... ;p Ale dlatego Twoje słowa są dla mnie jak miód na serce, bo taka pochwała to chyba dla autora najlepsze, co mógłby dostać. Stwierdzenie, ze opisuję uczucia, jakbym przeżyła setkę żyć i miłości - rozpływam się, naprawdę. DZIEKUJĘ! Dziękuję, dziękuję, dziękuję :***

      Usuń
  10. Nie masz do czynienia z miłością? Serio? Nie widać, a przynajmniej po tym tekście ;3
    Jesteś mistrzem opisywania uczuć, chyba postawię Ci ołtarzyk w pokoju, modląc się, by taki talent spłynął na mnie. No ale to trochę nierealne, więc zostaje trudna droga samodoskonalenia xD
    Na początku nie wiedziałam, o co chodzi z tą akcją z Daisuke. Czy on się z nią drażni, że nie są razem, a tak naprawdę nie są? Czy to jakiś toksyczny związek? W ogóle się nie spodziewałam, że Temari będzie przykładem miłości platonicznej. Zaskoczyłaś mnie, skurczybyku :p
    A zakończenie one-shot'a było po prostu cudowne. Zakochałam się w nim <3
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. Autentycznie miałam łzy w oczach, gdy przestałam czytać tego one-shota. Ech, chyba wszystkie one shoty o Shikamaru i Temari tak na mnie działają :) Git, że czytałam na razie tylko trzy.
    Początek mnie zaskoczył, bo myślę sobie "Oho! Myśli o Shikamaru". A tu się wkrada jakiś niebieskooki Diasuke. Co prawda nie wiem jak to jest, zakochać się w najlepszym przyjacielu, ale to musi być okropnie bolesne, gdy ten cię odrzuci, bo wyznałaś mu swoje uczucia. I to jeszcze tak brutalnie!
    Matko, a później jak Shikamaru przysiadł się do Temari i powiedział, że pokaże jej jak pali mistrz, to nie mogłam pohamować uśmiechu <3 Przypomniałaś mi jak bardzo go uwielbiam. I to, że odnaleźli w sobie pocieszenie, a później miłość i ten tekst, mówiący o tym, że jest zabawą i to z porami roku... ;____;
    No wzruszyłam się.
    Dziękuję Ci za tego one shota <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Ciekawe. Trudne. I genialne. Panna No Sabaku....mnie się podoba że pokazałaś jej drugą stronę. Czasami każdy ma dość bycia twardym. Czasami po prostu trzeba wszystko wyrzucić z siebie. Choć, jakby to ujął Shikamaru, jest to upierdliwe😉

    OdpowiedzUsuń

Kłaniam się nisko w podzięce za komentarz! ♥