“Cause you had a bad day
You're taking one down
You sing a sad song just to turn it around
You say you don't know
You tell me don't lie
You work at a smile and you go for a ride”
~Daniel Powter “Bad Day”
6 września, piątek
Miałam sen. Naprawdę piękny sen. Była w nim mama, jak
zwykle uśmiechająca się promiennie, opowiadająca małemu Gaarze jedną z
wymyślonych przez nią bajek. Mój braciszek słuchał jej uważnie, wtulając się w
ściskaną w rączkach poduchę. Jego oczy śmiały się, zachwycone historią o nadpobudliwym
ninja, który wiecznie wpakowywał się w kłopoty. Ja również słuchałam w
skupieniu, będąc jednak na zupełnie innym, dalszym planie. Obserwowałam ich z
odległości kilku metrów i nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że w całym
przedstawieniu byłam tylko rekwizytem. Nie mogłam podejść do mamy, usiąść jej w
nogach, opierając się o kanapę. Nie mogłam zrobić nic, prócz biernego
słuchania. I to mnie męczyło. Bo chciałam wtulić się w Nią, znów poczuć Jej ciepło, Jej zapach.
Ponownie stać się kochaną.
Jednak, jak to w snach zwykle bywa, świat Arkadii
najczęściej w jednej chwili zamieniał się w koszmar.
Zdążyłam zaledwie mrugnąć, a na brązowej kanapie zamiast
mojej rodzicielki, ujrzałam ojca. Miejsce Gaary zajął Kankuro, w buntowniczej
postawie stając przed draniem. Kłócili się, jednak tym razem mój film miał
wyłączony głos. Mój brat wrzeszczał, a tata nie wytrzymując już presji jego
krzyków, rzucił się na niego, przyciskając do ściany. Szepnął mu coś do ucha,
szarpiąc przy tym za jego koszulkę. Mrugnęłam, a ten szept odbił się
niespodziewanie w mojej głowie. Czas się
obudzić, gówniarzu. Obudzić z dzieciństwa i zacząć żyć.
Ledwie podniosłam powieki, a sceneria znów się zmieniła.
Tym razem to ja byłam w centrum akcji, to ja byłam przyciskana przez ojca do
ściany. To ja byłam przerażona i bezbronna. To ja wpatrywałam się w gniewne,
nienawistne tęczówki.
- Karura – wysyczał
ojciec.
Więc
jednak to nie byłam ja.
Otworzyłam zaspane oczy, zaczepiając wzrok na małej
plamce na ścianie. Czułam się dziwnie źle. Byłam zdezorientowana i przez chwilę
nie rozumiałam dlaczego. Dopiero po kilkunastu sekundach do mojej głowy zaczęły
powracać poniektóre fragmenty snu. Snu, który tak naprawdę był jedynie marnym,
całkowicie nielogicznym zlepkiem wspomnień. Ale przecież sny nigdy nie są
logiczne.
Obróciłam się na plecy, czując, jak całe moje ciało lepi
się od potu. Skrzywiłam się na to odczucie. Naprawdę rzadko cokolwiek mi się
śniło, jednak kiedy już do tego dochodziło, zawsze budziłam się w takim stanie.
Rozbita, zdezorientowana i brudna od wspomnień. Bo moje mary senne zawsze były
tylko przeszłością.
Odkryłam kołdrę, siadając. Przez moment delektowałam się
chłodniejszym powietrzem, które owiało moje rozgrzane ciało. Wstając przetarłam
oczy dłonią, doprowadzając do porządku mój do tej pory rozmazany wzrok. Ślamazarnym,
trochę niepewnym krokiem wyszłam z pokoju, kierując się w stronę łazienki. Z
ulgą przyjęłam fakt, że była pusta, miast okupowana przez Gaarę i zamykając
drzwi na zasuwkę, zaczęłam się rozbierać. Po kilkunastu sekundach upajałam się
dotykiem delikatnych strumieni letniej wody. Idealnej by ostudzić i oczyścić
moje ciało.
Jednak nawet zajęta kojącym prysznicem, nadal nie mogłam
pozbyć się z głowy jednej myśli. Dlaczego w ostatniej części snu byłam mamą? To
zdecydowanie nie było moim wspomnieniem, nigdy nawet nie zastałam rodziców w
takiej sytuacji. Przecież to nie miało sensu! Cholera, klęłam w myślach, te
nocne mary zawsze wprawiały mnie zdezorientowanie.
Westchnęłam. Rozdrażniona wyszłam spod prysznica,
sięgając po ręcznik. Pobieżnie się nim wytarłam, następnie owijając niedbale i
opuszczając łazienkę. Idąc korytarzem miałam jednak wrażenie, że coś jest nie
tak. Przystanęłam już przy samych drzwiach mojego pokoju, nasłuchując odgłosów
domu. Jednak nie usłyszałam nic i to był dla mnie znak, świadczący, że
rzeczywiście coś było nie w porządku. Nie usłyszałam odgłosów grającego
telewizora, które przecież codziennie rano rozbrzmiewały w salonie, by umilić
mojemu bratu krzątanie się po kuchni, podczas gdy ja szykowałam się do wyjścia.
Nie docierały do mnie również żadne dźwięki przechadzania się Gaary od szafki
do szafki, czy gotowanej na kawę wody. Panowała po prostu cisza. Bardzo, bardzo
niepokojąca cisza.
Szybko nacisnęłam klamkę, popychając drewnianą zaporę i
żwawym krokiem podchodząc do stojącego na szafce nocnej budzika. Może przez te
koszmary obudziłam się wcześniej, jeszcze przed Gaarą?, pomyślałam
zaintrygowana. Jednak kiedy tylko moje oczy odczytały zakodowaną w tarczy
zegara odpowiedź, już wiedziałam, że było zupełnie odwrotnie. Mała wskazówka,
znajdująca się na siódemce i duża, usytuowana na dziewiątce, wyraźnie
przekazały mi wiadomość, że najzwyczajniej w świecie zaspałam! No nie wierzę,
zaspałam! Ja, Temari No Sabaku, ta co zawsze jest wszędzie o czasie, lub nawet
przed, zaspałam! Skrzywiłam się, jęcząc żałosne, przeciągnięte „nieeeeeee!” i
rzucając w stronę komody. W tempie ekspresowym wybrałam ubrania i w pół minuty
później byłam już zwarta i gotowa do drogi. A właściwie prawie gotowa;
chwyciłam jeszcze czarną torbę, wiszącą na klamce szafy i stawiając ją na
biurku, przyglądałam się wiszącemu nad nim planowi lekcji. Już przy pierwszej
rubryczce, w której widniało słowo „wok”, ujrzałam smutną minkę, ilustrującą
moje niezadowolenie z samotnej wędrówki do szkoły. Zagadka cichego domu
rozwiązana – Gaara zaczynał dziś godzinę później niż ja. Nie myśląc o tym
więcej, spakowałam wszystkie potrzebne mi na dziś zeszyty. Następnie
podreptałam do łóżka, sięgając po leżący na podłodze telefon. Godzina
wyświetlana na ekranie wręcz krzyczała mi w twarz, że mam dziewięć minut na
dobiegnięcie do szkoły, do której de
facto spacerkiem szłam dwadzieścia minut.
Do diaska, wręcz cudownie!, krzyczałam w myślach,
wybiegając w niezawiązanych trampkach i kurtce założonej jedynie na jedno ramię
z domu.
Doprawdy nie wiem jakim cudem, jednak jakimś pięknym,
spóźniłam się na lekcję jedynie cztery minuty. W dodatku kiedy dotarłam pod
salę, drzwi okazały się stać otworem, a w środku nadal nie było nauczyciela.
Dysząc ciężko, przekroczyłam próg pomieszczenia, automatycznie rozglądając się
za znajomą twarzą Hinaty. W ostatnich dniach Tenten zaciągała mnie do niej
codziennie, twierdząc, że lepiej będę się czuła w jej klasie, gdy będę kogoś
znała. Mnie ten argument bynajmniej nie przekonywał, gdyż zdecydowanie nie
zależało mi na zaprzyjaźnieniu się z żadnym z tych dzieciaków. Lekcje w tej
klasie zamierzałam elegancko odbębnić,
byle tylko profesor Jiraiya nie musiał za mnie świecić oczami. Nie przywiązywać
się, zdać, iść na studia – prosty plan, jeszcze prostsze wykonanie.
Jednak mimo tak doskonałego planu, widząc, że krzesło
obok koleżanki Nieśmiałej jest zajęte przez pewną różowowłosą dziewczynę,
poczułam lekki zawód. Niechętnie rozejrzałam się po klasie, ruszając z miejsca
z cichą nadzieją na znalezienie całej wolnej ławki. Mojej uwadze oczywiście nie
uszły zdziwione, ciekawskie – mnie osobiście irytujące – spojrzenia. Jednak
skoro ten dzień już się zaczął źle, to zła passa musiała przecież trwać dalej.
Puste krzesło ujrzałam jedynie dwa razy. W pierwszej ławce pod oknem, obok
roztrzepanego bruneta z dzikim spojrzeniem i zawadiackim, niemal uwodzicielskim
uśmiechem, oraz w ostatniej… tuż przy Shikamaru.
Bóg chyba dzisiaj przegrał w karty z diabłem, w rozgrywce
o moje życie.
- Hej, Aniele –
wymruczał roztrzepany brunet, odsuwając zachęcająco krzesło obok siebie. – Co
tutaj robisz, czyżbyś zgubiła drogę do Nieba?
Zdębiała pod wpływem głupoty tego osobnika, chwilę wpatrywałam się w niego wzrokiem z półki
„ale ty tak na serio?”. Szybko się jednak zreflektowałam, bezceremonialnie
robiąc kolejne kroki w przód. No błagam, nawet mój durny brat nie używał tak
żałosnych tekstów!
- Hej, nie uciekaj! –
wykrzyczał za mną, nagle spanikowany bajerant. Obróciłam się w jego kierunku,
słysząc, jak kilka osób chichocze, obserwując scenę. – Ja jestem Kiba, ty
jesteś nowa, a tu jest wolne miejsce. – Uśmiechnął się zadziornie, wskazując na
odsunięte krzesło.
- Och, wybacz, mówiłeś
do mnie? – zironizowałam, udając zdziwioną. Jednak szybko powróciłam do swojego
standardowego, wykpiewczego tonu. – Wiesz, bliżej mi do diablicy niż anioła,
więc uznałam, że twoje słowa muszą być skierowane do jakiejś wyimaginowanej dziewczyny.
– Przerwałam, dla odmiany tym razem sama uśmiechając się zadziornie. Natomiast Podrywacz
Za Dychę przyglądał mi się z wyraźnym zainteresowaniem, sprawiając wrażenie,
jakby moje słowa w żadnym razie go nie dotknęły. Może jednak był ciut za głupi,
pomyślałam z politowaniem. – A co do siedzenia z tobą w ławce, to dzięki, ale
nie. Patrzenie nauczycielowi w oczy raczej nie jest moim hobby.
Zanim odeszłam, jeszcze zabębniłam paznokciami w ławkę
chłopaka. Widząc jednak na jego twarzyczce lekki szok, przyćmiony przez szeroki
uśmiech, zdziwiłam się. Patrzył na mnie, jak ciele w malowane wrota i nie do
końca rozumiałam dlaczego. Czyżby wcześniej nie spotkał na swojej drodze
dziewczyny z ostrym językiem?
Idąc w stronę Shikamaru, minęłam ławkę Hinaty. Wysłała mi
pełne współczucia spojrzenie i przepraszający uśmiech. Biedna miała teraz
pewnie wyrzuty sumienia, za wystawienie mnie. W odpowiedzi uśmiechnęłam się do
niej delikatnie i puściłam oczko, na znak by się nie przejmowała. Nie mogłam
przecież od niej oczekiwać, że dla mnie – osoby, którą ledwo znała – odmówi i
odwróci się od koleżanki.
- Wolne? – burknęłam, stając niby od niechcenia. Oparłam cały ciężar ciała na prawej nodze. W prawej
dłoni ściskałam pasek, zawieszonej na ramieniu torby. Skrzywiłam się
nieznacznie, zdając sobie sprawę, że ten tik towarzyszył mi jedynie, gdy byłam zestresowana.
- Jasne – odparł
spokojnie, prześlizgując po mnie wzrokiem. Gdy nasze oczy na chwilę się
spotkały, niespodziewanie moje tęczówki uciekły przed rozleniwioną ciemnością
jego. Ciało natomiast wzięło przykład z tchórzliwych ocząt i zdecydowanie za
szybko usiadło.
Zdenerwowana własną reakcją, pospiesznie wyciągnęłam z
torby jakiś zeszyt i czarny długopis, rzucając niechlujnie na ławkę. Uspokajając
się nieco, odgarnęłam opadające mi na twarz włosy za ucho. Już biegnąc do
szkoły zdałam sobie sprawę, że w pośpiechu zapomniałam się nimi rano zająć i
klęłam na siebie za to w myślach – zawsze mnie drażniły.
Kątem
oka zauważyłam, że Shikamaru mi się przygląda, podpierając głowę na lewej ręce.
Jednak tym razem – będąc już opanowaną i sobą – sparowałam jego spojrzenie, unosząc
jedną brew delikatnie w górę. Tak, jak się spodziewałam, tym razem to on
odwrócił wzrok; zmieniając rękę podpierającą głowę, bezceremonialnie począł
obserwować scenerię za oknem.
Uśmiechnęłam
się sardonicznie, opierając wygodnie o oparcie krzesła. Zarzucając nogę na
nogę, zakodowałam sobie w głowie nowy przymiotnik, określający pana obok.
Tchórzliwy Płaczek.
Siedziałam na kanapie z podkulonymi nogami. W rękach
ściskałam małą poduszkę, ciesząc się dodatkowym ciepełkiem, jakie mi dawała i
komfortem. W telewizji leciała jakaś stara telenowela, której tytułu nawet nie
znałam. Jak w otępieniu wpatrywałam się w ekran, z obojętnością obserwując
poczynania postaci. Ich głosy stały się idealnym soundtrackiem dla moich myśli.
Chciałam, żeby ten dzień się już skończył. Pragnęłam
zamknąć oczy, nie śnić o niczym i obudzić się z nowymi, optymistycznymi
perspektywami. Ale była dopiero szesnasta, kilka godzin do zmierzchu i jakieś
siedem odcinków beznadziejnych seriali do obejrzenia.
Ścisnęłam mocniej poduszkę. Ten dzień mnie już strasznie
irytował. Najpierw sen, którego nie rozumiałam, potem zaspanie i szaleńczy bieg
do szkoły. Już wtedy wiedziałam, że ten dzień będzie katastrofą. Zawsze tak
jest, bez wyjątków – zaczęło się źle, to i tak się skończy. Teoria oczywiście
się sprawdziła. Ta cała sytuacja w klasie, chłoptaś z kiepskim gadanym. Czy to
Bóg robi sobie ze mnie żarty? No i oczywiście Nara. Żałowałam, że to jego
wybrałam na swojego ławkowego partnera, miast Podrywacza. Byłam zła na siebie
na to, jak się zachowałam. Jak idiotka. Przecież to nie ja. Temari nigdy się
nie peszy. Nigdy nie odwraca wzroku. Nigdy nie działa nerwowo. Zawsze
opanowana, dumna, pewna siebie, ironiczna – to ja! A nie ten cień z rana…
- Jadłaś już?
Aż się wzdrygnęłam, słysząc melodyjny głos brata.
Zwróciłam się w jego stronę, unosząc nieco głowę. Gaara stał przede mną, ubrany
w swoje ulubione szare dżinsy i bluzkę z długim rękawem w czarnym kolorze. Ze
spokojem przyglądał mi się, cierpliwie czekając na odpowiedź.
- Tak – odparłam tępo.
Zamrugałam, wyswobadzając się z objęć myśli. – Zrobiłam zupę, odgrzej sobie.
Stoi na kuchence.
Pokiwał głową, nadal jednak nie spuszczając ze mnie
wzroku. Ba, nawet nie mrugnął! A ja już wiedziałam, że nieprędko zaspokoi swój
głód.
- Zły dzień? – spytał
łagodnie, siadając obok mnie. Wywróciłam oczami, robiąc niezadowoloną minę.
- Tak trochę –
mruknęłam, wracając wzrokiem do ekranu. Główny bohater właśnie kłócił się z
ukochaną, a ta płakała, wrzeszcząc, że nie ma ochoty z nim rozmawiać.
Niesamowicie wciągająca scena, której oglądanie przerwał mi jednak młody.
- U mnie też.
Oho, pech chyba jest rodzinny!
- Co jest? – spytałam,
skupiając na nim swój wzrok. Jego historia ciekawiła mnie bardziej, niż
porywająca akcja telenoweli.
- Nic specjalnego, po
prostu nie czuję tej klasy – wyburknał pod nosem, bawiąc się palcami. – Wszyscy
się znają, a ja jestem tam intruzem.
- To logiczne, że w
niecały tydzień nie podbijesz ich serc. Zresztą znając ciebie, to nawet nie
próbujesz z nimi rozmawiać. Odważ się, młody.
Milczał, dalej miętoląc palce. Po chwili jednak jakby
zebrał się w sobie. Spojrzał na mnie niepewnie.
- Wiesz – zaczął powoli
– właściwie to zaprosili mnie dziś do takiego jednego pubu. I właściwie nie
chodzi o to, że nie mam z kim gadać, ale… ja… - Znowu spuścił głowę. – Nie
wiem, jak mam się przy nich zachowywać. Oni się znają i są mili, szczególnie
taki jeden Naruto. Mówiłem ci o nim, to ten z bójki. Ale… przecież wiesz, jaki
jestem.
Westchnęłam. Wiedziałam, jaki był mój brat. Idealne
przeciwieństwo moje i Kankuro. Cichy, zamknięty w sobie, nie lubiący
towarzystwa. Czasami myślałam, że on się boi obcych ludzi i chyba nie mijało
się to za bardzo z prawdą. W poprzedniej szkole też nie miał zbyt wielu
kolegów. Zaledwie jednego, z którym siedział w ławce, jednak ich znajomość
zamykała się w czterech ścianach klasy.
- I pewnie nie masz
zamiaru iść do tego pubu? – spytałam gorzko. Gaara pokiwał przecząco głową. – A
powinieneś i pójdziesz. Tenten też proponowała mi dziś wypad z jej znajomymi do
pubu, a z tego co wiem, to trzyma się właśnie w ludźmi z twojej klasy. Więc
pójdziemy tam oboje.
Gaara spojrzał na mnie zdziwionym, wręcz przerażonym
wzrokiem. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, jednak słowa utkwiły mu w
gardle. Wiedziałam, że nie chciał tam iść, tak samo jak i ja tego nie chciałam.
Ale nie mogłam pozwolić, by mój braciszek po raz kolejny został rzucony w wir samotności.
Zasługiwał na coś więcej, a to miasto mogło mu to dać.
Gaara chyba doszedł do tego samego wniosku, bo nic nie odpowiedział.
Mój rozkaz przyjął skinięciem głowy, następnie udając się do kuchni.
Idąc ulicami Konohy, klęłam na siebie w myślach. Diabeł
podkusił mnie do tego głupiego pomysłu, jakim było wyjście z domu, a ja z
każdym krokiem żałowałam tego bardziej. A przecież mogłam siedzieć na wygodnej
kanapie, odmóżdżając się przy niesamowitych historiach telenowelowych
bohaterów! Jednak czego się nie robi dla rodziny?
- Daleko jeszcze? –
jęknął Kankuro.
Oczywiście,
gdy tylko do jego uszu dotarły słowa pub i wieczór, postanowił całkowicie
nieelegancko uprzeć się, że idzie z nami. Na nic był mój protest, który on zbył
jedynie stwierdzeniem, że przecież ma prawo poznać osoby, którym uratował
życie. Gaara był obojętny, a moje argumenty przeciw okazały się
niewystarczalne.
- Nie wiem, geniuszu,
też nie znam tego miasta. Tenten mówiła, że jak przejdziemy przez park, to
zostanie nam jakieś pięć minut drogi.
Park zostawiliśmy za sobą chwile temu. Pozostało nam iść
prosto i wypatrywać Tenten, która obiecała mi, że będzie na nas czekać przed
pubem.
- Tęsknię za Suną –
wyburczał Kankuro. - O wiele łatwiej było się gdzieś dostać. Konoha jest za
wielka i pogmatwana. Tu park, tam las, a centrum to jeden wielki labirynt!
- No – przyznał Gaara,
który odezwał się pierwszy raz odkąd wyszliśmy z domu. – Suna była fajna.
- Zamiast narzekać
lepiej przywyknijcie. Raczej nie zapowiada się, żebyśmy tam wracali – rzuciłam,
nie chcąc już słuchać ich biadolenia. Podobno to kobiety są sentymentalne i
martwią się błahostkami, jednak moi bracia są wyjątkiem od reguły, nie jedynie
w tej kwestii. Codziennie karmią mnie dawką irytujących wtrąceń na temat
miejsca, które opuściliśmy, wprawiając mnie w rozdrażnienie.
Kankuro prychnął, mamrocząc coś niewyraźnie pod nosem.
Jednak nie przejmowałam się nim. Moją uwagę przykuła postać Tenten, majacząca w
oddali. Stała pod skromnym budynkiem, na którym widniała nazwa lokalu
„Fotograf”. Rozmawiała z wysokim blondynem w pomarańczowej bluzie, co chwilę
przerywając konwersację śmiechem. Zauważyła nas dopiero po dłuższej chwili i
pomachała w naszą stronę. W odpowiedzi uniosłam rękę nieco w górę.
- Eeeee, ładna ta twoje
Tenten! – Ożywił się Kankuro. Posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie.
- I nadal nie dla
ciebie – warknęłam. Zwróciłam się w stronę Gaary. – A ten blondyn to Naruto?
Młody pokiwał twierdząco głową, uśmiechając się ciepło.
Chyba trochę polubił tego chłopaka, co mnie ucieszyło. Może jednak to miasto miało
dla niego coś pozytywnego do zaoferowania.
- Temari! – krzyknęła
Tenten, wychodząc nam naprzeciw.
Blondyn
dreptał tuż za nią, szczerząc się w stronę Gaary. Uśmiech pasował do całej jego
roześmianej twarzy i roziskrzonych niebieskich oczu. Budził zaufanie i chyba
nie dało się go nie lubić. Nawet moją sympatię zyskał, głównie ze względu na
młodego.
- Tak się cieszę, że
jednak przyszłaś! – uradowała się Tenten, przytulając mnie na przywitanie.
Jeśli chodzi o zawieranie znajomości, ta dziewczyna jest mistrzynią. Może nieco
nachalną w swoim zachowaniu, ale zawsze mistrzynią.
- Tak – wymruczałam – w
końcu jest piątek wieczór.
Po krótkim zapoznaniu się, skierowaliśmy się w końcu w
stronę pubu. Naruto cały czas zagadywał Gaarę, zasypując go opowieściami różnego
kalibru. Mój braciszek słuchał go uważnie, przytakując i odpowiednio reagując
na wspomniane historie. Widziałam, że się stresuje. Mówiły mi to przygarbione
ramiona i niepewny wzrok. Jednak widziałam też, że jest zadowolony, bo mimo
wszystko jego delikatny uśmiech był szczery. Cieszyłam się, utwierdzając się w
przekonaniu, że jednak dobrze postąpiłam zaciągając go tu.
Kankuro natomiast starał się jak mógł, by oczarować
Tenten. Już przy przedstawianiu się, nie omieszkał skomplementować urody mojej
koleżanki. Ta jednak odbiła jego słowa śmiechem i machnięciem ręki.
Pub mieścił się w małym, starym budynku, przypominającym mi nieco kamieniczki, których w Sunie było pełno. Do wejścia prowadziły betonowe schody, okolone również betonowymi, ładnie zdobionymi barierami. Na wysokości drzwi znajdował się mały ganek, gdzie goście lokalu urządzili sobie palarnię.
Pub mieścił się w małym, starym budynku, przypominającym mi nieco kamieniczki, których w Sunie było pełno. Do wejścia prowadziły betonowe schody, okolone również betonowymi, ładnie zdobionymi barierami. Na wysokości drzwi znajdował się mały ganek, gdzie goście lokalu urządzili sobie palarnię.
Kiedy weszliśmy do środka od razu uderzył mnie
nieprzyjemny zapach alkoholu i duchoty. Sytuację pogarszał dym papierosowy,
który wdzierał się ukradkiem do pomieszczenia przez lekko uchylone okna i
drzwi, przez które co jakiś czas ktoś wchodził. Nie lubiłam takich miejsc i w Sunie sumiennie ich unikałam, woląc spotykanie się ze znajomymi w zaciszu domu.
Głośna muzyka i tłok nigdy nie były moimi towarzyszami.
Pomieszczenie
było dość sporych rozmiarów. Ściany były obklejone starymi zdjęciami i
plakatami, tworząc przyjemny klimat. Bar był drewniany i wysoki w kształcie
litery C. Dookoła niego stały podwyższone krzesła, również wykonane z ciemnego
drewna. Stoliki ustawione były w rogach. Całość prezentowała się naprawdę
dobrze, a dzięki szerokiemu rozstawieniu pomieszczenie wydawało się być większe
i przestrzenne.
Tenten
już od wejścia z uśmiechem witała się ze znajomymi, rzucając mnie w wir nowych
imion. Dowiedziałam się, że różowo-włosa dziewczyna z wok’u nazywa się Sakura,
a Pan Podrywacz, to Kiba. Wraz z Różową siedziała Hinata i Ino – blondynka o
konkretnych kształtach. Neji’ego i Lee poznałam już wcześniej, z czego o
pierwszym nie miałam zbyt pozytywnego zdania. Był wyniosły i ponury, nie był
też fanem konwersacji. Natomiast Lee to już inna historia. Chodził z nami do
klasy. Z zachowania kojarzył mi się nieco z Kankuro, jednak był bardziej
pozytywny. Był szczery i porywczy. Na lekcjach nie raz wyrywał się do
odpowiedzi, chociaż w rzeczywistości nie miał do powiedzenia nic sensownego.
Zdecydowanie dodawał klasie humoru i chyba tylko dzięki temu zyskał moją
sympatię – sprawiał, że szkoła nie była taka zła. Shikamaru nigdzie nie było.
Usiedliśmy
przy dwóch sąsiadujących stolikach, jednak nie przeszkadzało to w rozmowie.
Wydawało mi się, że Gaara się nieco rozluźnił i kilka razy nawet się odezwał,
co już było ogromnym sukcesem. Ten cały Naruto miał na niego dobry wpływ i
niemal nie odstępował go na krok. Podrywacz też okazał się dość przyjemnym
typkiem.
- A więc jesteś z klasy
Tenten – zagadnął do mnie, gdy czekaliśmy przy barze na nasze trunki. – Gdybym wiedział
to wcześniej, nigdy nie wpadłbym na tak głupi pomysł i nie próbował cię poderwać – Zaśmiał się. – w tak głupi
sposób.
Pokręcił w rozbawieniu głową, żałując swojego durnego
zachowania. Uśmiechnęłam się zadziornie, opierając o blat baru i patrząc na
niego z dołu. Był rok młodszy, jednak wyższy ode mnie o co najmniej dziesięć
centymetrów.
- O tak – przyznałam –
to był głupi pomysł. Ale nie martw się! Uznałam cię jedynie za idiotę z
kiepskimi tekstami.
Parsknął śmiechem, drapiąc się po podbródku. Był lekko
skrępowany.
- No racja, tekst z
aniołem był nietrafiony. Działa raczej na tępe blondyneczki, a nie ironiczne
dziewczyny. – Zmierzył mnie wzrokiem. – Przy tobie będę musiał się bardziej
napracować.
Uniosłam zdziwiona brwi. No proszę, zmiana taktyki.
- Mówisz tak, jakbyś
był pewien, że i tak mnie poderwiesz.
- Bo jestem pewien –
odparł bez zastanowienia. Znowu zyskał u mnie minusa, chociaż jego szybka
odpowiedź mnie rozbawiła.
- Wiesz – zaczęłam,
przybliżając do niego nieznacznie – ta taktyka też nie działa.
Ponownie wykrzywił usta, tym razem w szarmanckim stylu.
Biedak chyba naprawdę myślał, że z nim flirtuję, a nie próbuje go spławić.
- A tak serio –
Odsunęłam się na właściwszą odległość. – naprawdę myślałeś, że nowa uczennica
będzie chciała siedzieć w pierwszej ławce?
- Nie – przyznał. – Ale
warto było spróbować. Przecież mogło się okazać, że masz słaby wzrok i pierwsza
ławka jest wskazana. A ja w końcu bym miał towarzyszkę w ławce!
- A właściwie dlaczego
siedzisz sam? – zaciekawiłam się. Wydawał się dość lubianą osobą.
- A to dość ciekawa
historia, wiesz – ucieszył się, z dumą kiwając głową. – Właściwie dość zabawna.
Wiesz, w zeszłym roku tak jakby… trochę uprzykrzałem życie nauczycielom. Znasz
Lee – wtrącił, kiwając głową w stronę Rock’a – powiedzmy, że irytowałem
nauczycieli trochę bardziej niż on. Nie ważne z kim siedziałem, nawet Hinatę
potrafiłem zepsuć. Trafiałem do dyrektora średnio dwa razy w tygodniu, aż w
końcu wymyślili, że powinienem siedzieć sam. No i jest tak do teraz.
Tym razem to ze mnie wydobył się niekontrolowany śmiech.
W międzyczasie barman podał nam nasze piwa, które teraz wzięłam do ręki,
upijając łyk. Jednak to był błąd, bo prawie się nim nie zakrztusiłam, słysząc
kolejne słowa Kiby.
- O, Shikamaru! –
zawołał, unosząc rękę w górę. Spoglądał za mnie, w stronę drzwi. Odwróciłam się
w tamtą stronę, wcześniej ocierając usta z kropel alkoholu, które na nich
pozostały.
Nara szedł w naszą stronę leniwym krokiem. Ręce miał
schowane w kieszeniach brązowej kurtki. W półmroku panującym w pubie jego włosy
wydały się być jeszcze ciemniejsze, a oczy pogłębiły swą czerń. Podchodząc,
ledwo musnął mnie swoim wzrokiem, jakby moja obecność go nie obchodziła. Cholerny
ignorant.
- No stary, w końcu
dotarłeś! – przywitał się Kiba, wymieniając uściskiem dłoni z płaczliwym irytującym
ignorantem. Następnie ożywił się jeszcze bardziej, wskazując na mnie ręką. –
Poznałeś już Temari, co nie?
Shikamaru spojrzał na mnie obojętnie. Jego czarne,
głębokie oczy wpatrywały się we mnie beznamiętnie, a powieka mu nawet nie
drgnęła. Przez chwilę myślałam, że Tchórz wyprze się, że w ogóle widział mnie
kiedykolwiek na oczy, ale chyba przypomniał sobie sytuację z rana, bo pokiwał
twierdząco głową.
- Taaa – Nadal nie
odwracał wzroku. – Rano… i w szpitalu.
Tu mnie zaskoczył. Byłam pewna, że będzie grał
niewiniątko, jak tchórz uciekając przed prawdą. Uśmiechnęłam się ironicznie, przerywając
kontakt wzrokowy i upijając kolejny łyk piwa. Smakował lepiej niż poprzedni, bo
przysłodzony satysfakcją.
- W szpitalu? – Kiba wyglądał
na zdezorientowanego, jednak szybko się zreflektował. – Ach, no tak… jej bracia
i Chouji!
- Właśnie – przyznał rację
Shikamaru.
Przyglądałam
się Kibie, jednak czułam jak Jego wzrok nie schodzi ze mnie. I w tym momencie
to ja nie miałam pojęcia o co chodzi. Najpierw Nara rzetelnie udawał, że mnie
nie zna, a teraz nagle zainteresował się moja osobą. W co on grał?
- To w takim razie,
Shikamaru, zajmij się naszą nową koleżanką – zaproponował nieco zmieszany. –
Pierwsze piwo domaga się uwolnienia.
I uciekł, pozostawiając mnie na pastwę losu, który dziś
wyjątkowo wybrał sobie mnie, jako swoją ofiarę. Jęknęłam w duchu.
Nara zajął miejsce uciekiniera, opierając się wygodnie o
bar. Był nieco niższy od Kiby, jednak wciąż wyższy ode mnie, co zmuszało mnie
do patrzenia na niego z dołu. Tym razem jednak czułam się z tym źle, bo jego
przeszywający wzrok w niczym nie był podobny do roześmianego Kiby. I dziwnie na
mnie działał.
- Nie spodziewałem się
ciebie tutaj – wyznał. Przewróciłam oczami.
- Przykro mi, że cię
rozczarowałam. Chociaż nie – zironizowałam – jednak nie jest mi przykro.
- Nie rozczarowałaś –
uśmiechnął się enigmatycznie. A to ciekawe. – Chciałem z tobą porozmawiać już w
szkole, ale szybko opuściłaś salę.
No proszę, a więc ten facet ma jednak jakieś jaja, pomyślałam.
- O czym? – grałam niewiniątko,
doskonale zdając sobie sprawę, jaki temat chciał omówić. Szpital.
Shikamaru potarł się po karku, spuszczając wzrok i
mamrocząc coś pod nosem. Słowo chyba zaczynało się na „u”, jednak nie mogłam
tego jednoznacznie stwierdzić, przez panujący hałas.
- Wyjdźmy na zewnątrz –
zaproponował, nie czekając jednak na moją odpowiedź.
Minął mnie bez słowa, zakładając, że pójdę za
nim. Cholerny ignorant. Przez chwile rozważałam wrócenie do stolika, jednak
moja ciekawość, w jaki sposób zachowa się Nara zwyciężyła. Wzięłam dwa łyki
trunku alkoholowego, zostawiając w połowie pustą szklankę na barze.
Wyszła z budynku, a jej rozpuszczone włosy natychmiast pochwycił
wiatr, tańcząc z nimi w niekontrolowanym tańcu. Przemierzając lokal zdążyła
narzucić na siebie turkusową, materiałową kurtkę, która idealnie współgrała z
kolorem jej oczu, zarazem gryząc z odcieniem włosów. Rozejrzała się po małym
balkoniku. Ujrzawszy obiekt poszukiwań po prawej stronie, skierowała się w jego
kierunku. Stał, oparty nonszalancko o barierkę, w ręce trzymając opakowanie
papierosów. Temari skrzywiła się widząc je, co bynajmniej nie uszło uwadze
chłopaka. Myśląc, że tak wypada zrobić, wyciągnął mały kartonik w jej kierunku.
- Chcesz? – spytał obojętnie,
jednak szybko tego pożałował. Dziewczyna skrzywiła się, marszcząc brwi w nieco
gniewnym geście.
- Nie dzięki, palenie
zabija – stwierdziła z przekąsem. Shikamaru zbył jej pouczenie jedynie
wzruszeniem ramion i wkładając papierosa do buzi, począł go odpalać. Ku jego
zdziwieniu jednak dziewczyna nadal wpatrywała
się w niego hardo, jakby czegoś oczekiwała. Wyjął nikotynowe cudeńko z
ust.
- No co? – Jego
zniecierpliwiony głos odbił się zmarszczeniem brwi na twarzy Temari.
- Palenie zabija nie
tylko palącego, idioto. Dym, który wydychasz prawdopodobnie zatruwa mnie
bardziej niż ciebie.
- No i? – odparł
bezceremonialnie, na co dziewczyna prychnęła, odwracając głowę w bok.
- Kultura wymaga, żebyś
darował sobie palenie w obecności osoby, która mówi takie rzeczy - wyjaśniła,
jednak widząc obojętny wyraz twarzy towarzysza, jeszcze bardziej się zirytowała.
- Wiesz, taka aluzja, żebyś nie ćmił peta przy mnie.
No Sabaku oburzona odwróciła się w stronę barierki,
opierając o nią łokciami. Z całych sił starała się nie zwracać uwagi na Narę,
który mimo jej narzekań w ostateczności zapalił papierosa. Kiedy wyrzucił ze
swoich płuc pierwsze
obłoki dymu, dziewczyna westchnęła.
- Nie wiem czemu spodziewałam się, że ją
załapiesz – mruknęła, ręką przesadnie odganiając nikotynową trutkę,
rozpływającą się w powietrzu.
- Załapałem – odparł
obojętnie Shikamaru, stając w identycznej pozycji jak dziewczyna. – Po prostu
nie mam zamiaru się do niej dostosowywać.
Temari spojrzała na niego przymrużonymi oczyma,
uśmiechając przy tym chytrze. Jednak ten uśmiech bynajmniej nie spodobał się
chłopakowi.
- A co, męska duma by
ucierpiała, gdybyś mnie wysłuchał? W dzisiejszych czasach jednak trudno o dżentelmena.
- Bycie dżentelmenem, a
bycie pantoflarzem to dwie różne sprawy – odparł, pomiędzy kolejnymi
zaciągnięciami papierosem, niemalże niewzruszony zaczepką dziewczyny. – A ja
nie zamierzam słuchać kobiety, tym bardziej w sprawie mojego uzależnienia.
- No tak, zachowanie
typowego szowinisty – wysyczała, przymrużając pogardliwie oczy.
- Odezwała się
niepoprawna feministka – odparł odruchowo, strzepując papierosa.
Leniwie
odwrócił głowę, mierząc się ze spojrzeniem dziewczyny – twardym i
nieustępliwym, a zarazem wyniosłym. Całkowite przeciwieństwo jego opanowanych,
nieco znudzonych, a bynajmniej nie poruszonych całą sytuacją tęczówek.
Skanowali
się nawzajem, testowali. Żadne nie przerywało kontaktu wzrokowego i ciszy,
która zaległa w powietrzu, nie chcąc odpłynąć wraz z dymem papierosowym.
Spuszczenie wzroku oznaczałoby przegraną, a przecież każdy z nich był
zwycięzcą. Porażka stanowiłaby upadek teorii wyprowadzonej w dialogu. Nie mogli
zawieźć swoich przekonań.
Jednak
cisza była uciążliwa, irytująca i upierdliwa.
W dodatku Nara nie przywykł do patrzenia w gniewne oczy, mimo wieloletniej
praktyki u matki i Ino. Więc koniec końców, to on przerwał bój, zaciągając się
ostatnią dawką nikotynowej trucizny, w ramach uśmierzenia bólu emanującego z
zadraśniętej dumy. Jedną ręką przetarł włosy, drugą gasząc ostatek papierosa i
wyrzucając niedopałek gdzieś w trawę.
- A wracając do sprawy
– zaczął Nara, przypominając sobie w porę powód ich rozmowy. – Ta sytuacja w
szpitalu – Odchrząknął zmieszany. – To co widziałaś…
- Płaczek woli, żeby
jego łzy stały się sekretem? – zgadła, wyginając usta w znienawidzonym przez
Narę uśmiechu. Chłopak mruknął przeciągle coś
na kształt upierdliwe, zmemłał
przekleństwo i wyciągnął z kieszeni
spodni ukochaną paczkę fajek.
- Nawet nie wiesz o
czym mówisz – rzucił wymijająco, co spotkało się jedynie z irytacją i
buntowniczą postawą Temari.
- Trochę chyba wiem,
moi bracia tam byli…
- Ale nie znasz całej
historii – przerwał jej spokojnie, kręcąc przy tym głową. – Z resztą nie ważne.
Zapomnij.
- Tak zrobię – odparła
chłodno, na odchodne rzucając pogardliwe spojrzenie w stronę wyjętego i
gotowego do zapalenia papierosa.
Shikamaru zaiskrzył srebrną zapalniczkę, pozwalając
płomieniowi czynić swą powinność. Czując drażniący dym w gardle poczuł ulgę,
jednak nie tylko on był jej powodem. Z zainteresowaniem obserwował, jak No
Sabaku znika za drzwiami pubu. Szła pełna gracji i pewności siebie, jakby nic
nie mogło jej złamać.
Łamie
wszystko i wszystkich, zanim coś złamie ją, przeszło mu przez myśl. Uśmiechnął się do siebie. Ale i tak nic nie wygada.
Od Autorki: No cóż. więc jest rozdział. Jakimś cudem się wyrobiłam, chociaż właściwie powinien być umieszczony jeszcze jeden fragment. Nie zdarzyłam go jednak napisać i uznałam, że nie jest aż tak istotne, czy pojawi się w tym rozdziel, czy następnym. :)
Notka miała wyglądać nieco inaczej, jednak wyszło, jak wyszło. Chyba po prostu nie potrafię spisywać dokładnie tego, co chcę i naprawdę nie wiem, czy wychodzi mi to na plus. No nic.
Scena Kiby i Temari w klasie początkowo była napisana jedynie dla jaj, jednak później uznałam, że w sumie może być xd Postanowiłam Wam dać trochę rozrywki, pozwalając pośmiać się z moich oklepanych pomysłów ;p
Błędów nie sprawdzałam, więc śmiało mi je wypisujcie. Ogólnie, czekam na solidną krytykę, bo wiem, że ten rozdział przebojem nie jest ^^
Ze spraw organizacyjnych, to mam jedną nieprzyjemną wiadomość. Daty następnej notki na razie nie ustalam. Możliwe, że pojawi się dopiero po maturze, zobaczę, jak się ze wszystkim uwinę. Nowy rozdział przed 10 maja będzie miłą niespodzianką zarówno dla Was, jak i dla mnie.
Tyle ode mnie.
Pozdrawiam!
EDIT: Przepraszam za akapity, czasami nie chcą mnie słuchać >.< Postaram się je poprawić później, w chwili wolnego czasu :)