13 maja 2013

One-shot


It’s hard to loving you.* (SasuSaku)
*czyli miłosne flaki z olejem!

“You were everything, everything that I wanted.
We were meant to be, supposed to be, but we lost it.
All the memories so close to me just fade away.”**

Biegłam co tchu, czując wszechogarniający ból na ciele. Nogi niemal uginały się pod moim ciężarem i właściwie tylko dzięki silnej woli mogłam dalej stawiać kolejne kroki. Oddychałam z ledwością, a przeszywający wiatr, który łapczywie wdychałam sprawiał mi ogromny ból w klatce piersiowej. Byłam wyczerpana – psychicznie i fizycznie – jednak wiedziałam, że nie mogę przerwać biegu. Musiałam dotrzeć do nich.
Przemierzałam dalej step przez dobre pięć minut, kiedy w końcu ujrzałam upragnione sylwetki. Migotały na widnokręgu, dumne i wyprostowane, a przede wszystkim żywe. Moje serce podskoczyło radośnie ze szczęścia na ich widok, a nogi na raz wzmocniły siły, czerpiąc z jakiś tajemniczych mocy.
- Naruto! – zawołałam, gdy byłam już zaledwie kilka metrów od postaci. Oboje odwrócili się w moją stronę, a na ich twarzach odbiło się autentyczne zdumienie.
- S-Sakura-chan – wyjąkał Naruto, kiedy wbiłam się w jego ciało, z całej siły oplatając go w pasie ramionami. – He-hej, wszystko w porządku, udało nam się…
- W-wiem – wychlipałam, wtulając się w niego jeszcze bardziej. Czułam jak się spiął, zmieszany, nie wiedząc zupełnie jak się zachować w jego obecności. Zapewne zdziwił się, że to jemu, a nie jego kompanowi poświęciłam całą swoją uwagę i troskę. Naiwny, kochany Naruto. Ale skąd mógł wiedzieć, co się dzieje w moim wnętrzu, skoro tak bardzo dbałam o to, by nikt się tego nie dowiedział? Gardziłam mężczyzną, który stał obok nas i zapewne bardzo uważnie przypatrywał tej scenie. Gardziłam, jak nikim innym na świecie, a zarazem kochałam, jak nikogo przedtem.
- Sakura – chłodny głos wdarł się w moje uszy, a ciało nagle spięło – nadal uwielbiasz płakać, co?
Zacisnęłam dłonie na materiale odzienia Naruto.
- Sasuke! – syknął mój przyjaciel, a ja nagle zebrałam się w sobie, dostając zastrzyk odwagi. Poklepałam Naruto uspokajająco po torsie, zarazem odklejając od niego i przecierając dłonią załzawione oczy.
Przecież obiecałam sobie, że nie będę przy nim beczeć!
- Witaj, Sasuke – powiedziałam z powagą, odwracając się do Uchihy. Lustrował mnie uważnie z delikatnym, drwiącym uśmieszkiem, chcąc dać mi do zrozumienia, jak niewiele dla niego znaczę.
Mimo że czułam na sobie spojrzenia obu mężczyzn, postanowiłam nie zaszczycać żadnego z nich swoim. Zwróciłam się w stronę ciała leżącego nieopodal nas, które na dobrą sprawę dostrzegłam właśnie w tamtym momencie.  Zrobiłam w jego kierunku niepewne kroki, uświadamiając sobie, kogo widzę przed sobą. Uchiha Madara leżał na bielicowej glebie dumny, zakrwawiony… i martwy.
Kucnęłam przy jego ciele, z obawą wyciągając ku niemu rękę. Moja dłoń zawisła nad jego bladą, choć obleczoną posoką twarzą. Wydobyłam z siebie resztki chackry, która pozostała mi po licznych walkach i leczeniu rannych, sprawdzając jego stan od medycznej strony. Z zewnątrz mogłam zobaczyć mnóstwo ran pokrywających jego tors, szyję i barki, jak i ogromną dziurę w brzuchu, która zapewne w największym stopniu przyczyniła się do zgonu. Jednak dopiero, gdy moja energia sięgnęła wnętrza Madary, odetchnęłam z ulgą. Nie wyczułam w nim ani grama chackry, jak i nawet najcichszego bicia serca. Uśmiechnęłam się, a moje mięśnie czując się już bezpiecznie, rozluźniły się przyjemnie.
- Naprawdę to zrobiliście – powiedziałam, a Naruto natychmiast obdarzył mnie swoim najpiękniejszym uśmiechem.
- Z Sasuke pokonamy każdego! – wydarł się, zarzucając ramię na szyję Uchihy. Zapatrzyłam się na chwilę w ten piękny obrazek, którego już tak dawno nie miałam okazji podziwiać. Ta dwójka znowu razem, jako przyjaciele, nie wrogowie.
- Już, młotku, uspokój się – wymruczał Sasuke, odpychając Naruto na bezpieczną odległość wyciągniętej ręki. Zburzył mój piękny obrazek. Jak zwykle.
Westchnęłam, chcąc się podnieść z kucek, co jednak nie doszło do skutku. Zachwiałam się niebezpiecznie, na chwilę tracąc balans. Chwyciłam się za głowę, czując zawroty i widząc przed oczami mroczki, które na szczęście minęły równie szybko, jak się pojawiły. Udało mi się podnieść. Dopiero teraz w pełni odczułam skutki wojny. Byłam wycieńczona.
- Wracajmy do reszty – powiedziałam, podchodząc do chłopaków i przerywając tym ich dziecinną kłótnię, która nagle rozgorzała.
- Tak, idźcie – odpowiedział mi Sasuke, poprawiając swój fioletowy pas i oddalając się od nas o krok. Wraz z Naruto zrobiliśmy zdumione miny.
Znów odchodzisz?
- Jak to – zaczęłam – nie idziesz…
Właściwie to nawet nie musiałam kończyć, a Uchiha nie musiał odpowiadać. Przecież dobrze znałam scenariusz. Powtarzał się za każdym razem, kiedy przypadkiem go spotykaliśmy i niewątpliwie musiał wydarzyć się ponownie. Dlaczego w ogóle łudziłam się, że będzie inaczej?
- Sakura, nadal jesteś tak samo naiwna – odparł, a dla mnie była to jednoznaczna odpowiedź, potwierdzająca tezę wyprowadzoną w myślach. Oczywiście.
- Ale – włączył się Naruto – przecież pomogłeś nam, wróciłeś…
- Pomogłem wam ze względu na Itachi’ego. Nie mogłem pozwolić, by upadło coś, za co oddał życie i swój honor.
Odwrócił się do nas plecami, ówcześnie jeszcze rzucając krótkie, obojętne spojrzenie w moim kierunku. Zwróciłam się do Naruto, a moje serce zabolało. Widok przyjaciela, znów pogrążonego w myślach, nieobecnego i rozczarowanego był przybijający. Ja już zdążyłam przywyknąć, mimo wielu nieprzespanych nocy i litrów wylanych łez, przywykłam do myśli, że Sasuke już nigdy do nas nie wróci, nie ważne jakbyśmy się starali. Jednak on, Naruto… On ciągle miał nadzieję. Chciałam mu jakoś pomóc, najchętniej zaciągnęłabym siłą Uchihę do Wioski, jednak wiedziałam, że nie dam rady. Już raz próbowałam działać na własną rękę i o włos, a skończyłoby się to moją śmiercią. Byłam beznadziejna i całkowicie nieprzydatna, od zawsze. A w tej chwili odczułam to najdokładniej, obserwując dwójkę przyjaciół nie potrafiących się zjednać od lat.
- Walczmy! – krzyk Naruto przebił się przez stepowe przestrzenie.  Stał w bojowej pozycji, w dłoni ściskając swojego ostatniego kunai’a. Sasuke spojrzał na niego z rozbawieniem i politowaniem.
- Następnym razem, młotku – odparł spokojnie, a widząc, że Uzumaki szykuje się do kolejnej salwy krzyków, dodał: - Żaden z nas już nie ma chackry, pojedynek jest bez sensu. Wracaj do swoich towarzyszy.
- To też twoi towarzysze – wysyczał. Uchiha pokiwał przecząco głową. – Sasuke, do cholery, dlaczego…
- Naruto – mój spokojny, pewny głos przerwał jego monolog, niespodziewanie wymykając się z ust – wracajmy już. Czas przekazać dobre wieści.
- Dobre wieści?! – naskoczył na mnie. Oboje wpatrywali się we mnie skonsternowani. Oczywiście, nie spodziewali się, że Sakura, ta wiecznie becząca,  niepotrzebna Sakura, która niegdyś na każdym kroku wzdychała do Uchihy, okaże się tą rozsądną. – Mam się chwalić, że znowu nie udało mi się sprowadzić przyjaciela do domu? Nie poznaję cię, Sakura!
Zwróciłam się w stronę Sasuke, nie przejmując się znacznie słowami przyjaciela. Wiedziałam, że cierpi, że moje zachowanie go zawodzi. Ale musiał zrozumieć, że dalsze błądzenie w nicości nie zaprowadzi go do celu, musiał! Ja to zrozumiałam i zaakceptowałam, mimo buntu ze strony serca i duszy.
- Po prostu przywykłam – odparłam. Mój wzrok na powrót ześlizgnął się na oblicze Naruto, a nogi zrobiły kilka kroków w jego kierunku. W przyjacielskim geście położyłam dłoń na jego barku, w zamyśle chcąc dodać mu otuchy. – Ty też powinieneś.
Dwa nieba wpatrywały się we mnie z bólem. Widziałam, że go rozczarowałam, a świadomość tego bolała. Jednak bardziej bolała świadomość tego co zobaczyłam w jego tęczówkach. To niewyobrażalne cierpienie, które przebijało się przez oczy Naruto, porażając mnie swoją szczerością.
- Proszę, Naruto… - Coś się w nim zmieniło. Dwa nieba się zachmurzyły, zmieniając swój odcień na szary i przymglony. To nadzieja… uciekła z nich nieodwracalnie.
- Dobrze – odparł, zaciskając powieki. Nawet nie zdążyłam zareagować na jego słowa, a już odwrócił się i zmierzał w stronę, z której przybyłam. Nawet nie obejrzał się na Sasuke.
Natomiast ja to zrobiłam. Zwróciłam się w stronę Uchihy, mając nadzieję, że ujrzę w jego oczach bynajmniej poczucie winy.  Oczywiście się przeliczyłam. Mimo że stał ode mnie w odległości kilku metrów, w jego czarnych tęczówkach zdołałam zauważyć jedynie jedną emocję – obojętność. Zacisnęłam pięści, nagle uświadamiając sobie, jak niewiele dla niego znaczyliśmy. Niemal nic, jakby wszystkie lata spędzone razem, jakby wszystkie nasze starania były dla niego nic nie wartymi błahostkami. Stratą czasu i energii.
- Jesteś draniem – syknęłam, na co jedynie uśmiechnął się pogardliwie.
- Wiesz, Sakura – Zmierzył mnie wzrokiem od samych stóp po czubek głowy. – może jednak się trochę zmienił…
- Żegnaj, Sasuke – przerwała mu, odwracając na pięcie.
Nie miałam zamiaru go słuchać. Nie miałam zamiaru o nim myśleć. Chciałam tylko zapomnieć i jak najszybciej od niego odejść.  Przyspieszyłam kroku, z każdym kolejnym przybliżając się do maszerującego w znacznej odległości Naruto, zarazem oddalając od zdrajcy. Zdrajcy, którego chciałam jak najszybciej wymazać z mojej pamięci i życia. Którym gardziłam i którego się brzydziłam.  Którego nienawidziłam, kochając.

~*~

- D-D-Dupek! – mamrotałam do siebie pod nosem, przemierzając kolejne śmierdzące uliczki Uni Gakure. Deszcz łajał mnie nieustannie tylko pogarszając mój już i tak parszywy humor. W pośpiechu uciekając ze szpitala nawet nie pomyślałam, żeby zabrać ze sobą płaszcz, za co teraz płaciłam srogą cenę. Drżałam z zimna. Moje ubrania były doszczętnie przemoczone, nawet czułam jak w kaburze zbiera mi się woda, zalewając broń i odtrutki, które zawsze miałam przy sobie na niespodziewane przypadki. Nie mówiąc już o moich włosach – przynajmniej nie będę musiała ich dzisiaj myć.
- Dupek, cholerrrrrrrnyyy – klęłam dalej na delikwenta, który wprawił mnie w stan pełnej złości – dupek!
Jakaś para obejrzała się za mną, zapewne zaalarmowana agresywnym zachowaniem. Na ich szczęście jednak nie zdecydowali się na zwrócenie mi uwagi, albo chociażby zasugerowania udania się do psychiatry. Byłam w stanie furii, w czasie której lepiej było nie zbliżać się do mnie na odległość mniejszą niż dziesięć metrów. Naruto i inni wiedzieli to doskonale, jednak tutejsi mieszkańcy mogli mieć z tym mały problem.  Dlatego z ulgą przyjęłam brak reakcji.
- Bufon przeklęty nadęty! – zaklęłam głośniej, dumna, że we wzburzonej głowie udało mi się znaleźć synonim słowa dupek. – Syn Mefito… Mefistatela… Diabła cholernego syn wygnany!
Pchnęłam drzwi do jednego z barów. Były ciężkie, drewniane i śmierdziały jakby spoconym mężczyzną. Co gorsze, zapach ten wzmógł się, gdy tylko przekroczyłam próg lokalu, dodatkowo zmieniając się na coś zgoła obrzydliwszego, jak spocony, mokry od deszczu facet. Zmarszczyłam nos, jednak nie wycofałam się. Miałam zamiar najnormalniej w świecie się upić i głupi smród nie stanowił dla mnie przeszkody! W końcu, gdy już odpowiednia ilość alkoholu będzie krążyć w mojej krwi, nieznośny odór przestanie być odczuwany, a wkurzenie i brudy dnia spłyną po mnie, jak deszcz.
Przepychałam się przez tłum obleśnych facetów i wymizdrzonych panienek, które zarabiały na siebie walorami ciała i urody. Gdzieniegdzie udało mi się dostrzec opaskę ninja, jednak były to sporadyczne jednostki, które raczej nie rzucały się w oczy, grzecznie siedząc z boku, popijając sake i racząc się towarzystwem zaledwie jednej pani, miast czterech.  Kobiety shinobi raczej nie zaszczycały tego miejsca, co bynajmniej mnie nie zraziło. W razie czego potrafiłam się obronić, korzystając z cudownej mocy mojej sensei, a wizja przebijania się  przez deszcz do innego lokalu niespecjalnie mi się podobała.
W końcu dotarłam do baru, od razu instalując się na jednym z podwyższonych stołków. Barman niemal natychmiast zwrócił się w moją stronę, zupełnie nie ukrywając swojego zdumienia. Dopiero gdy zauważył mój rozwścieczony wzrok, szybko się zreflektował, proponując swoją pomoc. Bez wahania zamówiłam dwie kolejki sake. Brodacz o szarych oczach postawił na blacie kieliszek, nalewając mi trunku. Szybko go opróżniłam, krzywiąc się czując tą odurzającą gorycz w ustach.
- Aaaagh, dupek! – wrzasnęłam, nadal mając w głowie sytuację sprzed piętnastu minut. Barman natomiast przyglądał mi się z przerażeniem i jakby zdziwieniem. Szybko sobie wykalkulowałam, że musiał uznać moją obelgę, jako skierowaną do niego. Jego błąd. – Lej!
Przesunęłam kieliszek w jego stronę, by po chwili znów przystawić go do ust i opróżnić. Tym razem gorycz była nieco słabsza, choć złość wciąż ta sama.
- Dupek, bufon, partacz, diabeł, dupczysty – mruczałam jak mantrę – dupek!
- A myślałem, że mnie nie zauważyłaś – do moich uszu dobił się ten głos – Sakura.
Moje serce jakby na chwilę stanęło, następnie rozpoczynając swą pracę w zbyt szybkim tempie. W głowie, w której jeszcze przed chwilą panował chaos, huczała pustka. Dopiero po kilkudziesięciu sekundach przebiła się w niej nieśmiała myśl: Sasuke?
Odrętwiała z szoku powoli podniosłam wzrok, spoglądając w prawo na przybysza. I zamarłam, z rozwartymi ustami i oczami szeroko otwartymi. Ponieważ przede mną rzeczywiście stał on, Sasuke Uchiha. Po prawie pięciu latach od wojny, tych długich latach zadręczania się, uwijania z problemami Konohy i borykania z rzeczywistością, znowu go widziałam. I zarazem serce jak i rozum, nie chciały w to uwierzyć. Po pięciu latach…
- A jednak nie zauważyłaś – odparł sucho, patrząc na mnie z góry. Jego czarne oczy świdrowały moje zielone, zagubione i zdumione, jakby chciały mnie przekonać, że to nie zwykła mara senna, a jawa.
Sasuke odwrócił wzrok, kiwając na barmana. Ja jednak nadal wpatrywałam się  w jego profil. W tą idealną, nie skalaną żadną rysą twarz, która wyryła się w mojej pamięci, niczym głowy byłych Hokage w skale. Ta sama blada cera, te same krucze włosy, delikatnie opadające na twarz Sasuke w nieładzie. Jedyne co się zmieniło to wiek właściciela, który odbijał się na ciele. Dopiero po dokładniejszym przyjrzeniu się mogłam dostrzec wyostrzone rysy twarzy i delikatny zarost, jakby dwudniowy. Jednak to były tylko detale, które na moje nieszczęście jedynie dodawały draniowi urody.
- Sakura.
Otrząsnęłam się. Zmieszana spuściłam wzrok, mając pełną świadomość, że Uchiha właśnie uśmiecha się perfidnie pod nosem. Mogłam sobie jedynie wyobrazić, za jaką irytującą mnie teraz miał. Jednak nie chciałam się tym zadręczać, czasy płaczliwej, beznadziejnej Sakury już dawno przeminęły, a na jej miejscu wyrosła nowa, odważna dziewczyna, która nie przejmowała się opinią jakiegoś dupka. W tamtej chwili tylko chciałam zaspokoić swoją dręczącą ciekawość.
- Co ty – odchrząknęłam – tutaj robisz?
- Błądzę – odparł bez zawahania, uśmiechając się przy tym enigmatycznie. – Od pięciu lat tułam się po wszystkich wioskach, zwiedzam, żyję, wykonuje drobne zlecenia. Z resztą – zaśmiał się chłodno, instalując swój wyważony, dumny wzrok na mnie – chyba nie sądziłaś, że się ustatkuję, co?
Nie, pomyślałam. A nawet miałam nadzieję, że się nie ustatkujesz. Nie póki… nie wrócisz.
- Gdzieżby! – prychnęłam.
Powoli zaczynałam się rozluźniać, czuć się swobodniej. Jakby to, że mężczyzna, któremu oddałam swoje serce nie był draniem, który odszedł i jakbym w ogóle się tym wszystkim nie przejmowała. Zupełnie jakby moje własne ciało próbowało oszukać serce, że nie reaguje na Uchihę jak magnez. Jakby motyle nagle ktoś zamordował, co przecież było niedorzecznością, gdy wciąż tańczyły radośnie w moim wnętrzu, naiwnie wierząc, że latają dla słusznej sprawy. A jednak, z niezrozumiałych dla mnie względów, czułam się cholernie swobodnie. Moje dotąd spięte ze zdenerwowania ciało trwało teraz w błogim rozluźnieniu. Przedziwne uczucie.
- Jednak nie spodziewałam się, że jeszcze kiedykolwiek cię spotkam – ponownie zagaiłam.
- Życie zawsze postawi na swoim. – Zaśmiał się pobłażliwie. – Ale co ty tu robisz? Kobieta, medyk, przemoczona, w takim miejscu?
Jego wzrok prześlizgnął się po moim mokrym, ciasno obleczonym przylegającymi ubraniami ciele. Moje serce zapłonęło, dając ujście żarze na policzkach. Jego wzrok nie był taki, jakim zwykle mnie obrzucał – obojętnym, nienawistnym z nutą pogardy – a zupełnie innym. Był… zaintrygowany. Czułam się, jakby po raz pierwszy uznał mnie za kobietę.
- J-Jestem na misji – wydukałam. Odwróciłam się do Sasuke bokiem, opierając o blat baru. Kiwnęłam na barmana, dając mu znak, żeby mi nalał kolejną kolejkę. – Tutejszy szpital potrzebował mojej pomocy.
Wlałam w siebie następną dawkę alkoholu, a następnie kolejną, by dodać sobie odwagi. Sasuke również uraczył się jednym kieliszkiem.
- A kto cię tak wkurzył? Bo zakładam, że to jednak nie mnie nazywałaś dupkiem.
Oboje się zaśmialiśmy, co wydało mi się strasznie dziwne. Sasuke się śmiał. Co gorsza, śmiał się ze mną. Niepokojący fenomen.
- Ty jesteś draniem nie dupkiem – odparłam, wlepiając wzrok w pustkę kieliszka. – Młody stażysta ze szpitala. Myśli, że jest najlepszy, pozjadał wszystkie rozumy i napuszył niemowlęce piórka. – Pokręciłam głową z dezaprobatą, uśmiechając pobłażliwie. – Spieprzył odtrutkę, którą na szczęście podawaliśmy jedynie kotu, jednak całą winę zwalił na mnie. Nienawidzę gówniarza.
Sasuke zaśmiał się, co kazało mi na niego spojrzeć. Zadziornie unosił kąciki ust, lustrując mnie tym… tym dziwnym wzrokiem!
- Przypuszczałem, że się zmieniłaś, ale nie sądziłem, że zmiękłaś – zakpił.
- Nie zmiękłam, draniu – wysyczałam, zaciskając pięści. – Gówniarz jest synem Lorda Feudalnego. Konoha mogłaby mieć kłopoty, gdybym go chociaż tknęła. Ma dureń szczęście. Dobrze, że jutro wracam do wioski.
- No tak – prychnął. – Już zdążyłem zapomnieć, co to poświęcenie dla wioski. Dziwi mnie, że kiedykolwiek się tym przejmowałem.
- Mnie dziwi bardziej – odgryzłam się.
Uśmiechał się enigmatycznie, nadal taksując mnie tym niezrozumiałym dla mnie spojrzeniem. Czułam się… osaczona.
- Wynajmuję pokój nad lokalem. Tam będzie wygodniej nam się rozmawiało. I – znowu obłapił moje ciało zaciekawionym wzrokiem – będziesz mogła się osuszyć.
Sasuke nie czekał na moją odpowiedź. Jakby nigdy nic, zwrócił się w przeciwną stronę i zaczął kierować do schodów, których kawałek zaledwie dało się ujrzeć z miejsca, w którym stałam, każąc mi podążać za sobą. A stałam jak w murowana, zupełnie nie wiedząc jak zareagować. Ta propozycja wydała mi się nagle bardzo… niemoralna. Poczułam się jak jedna z panienek do towarzystwa, które krążyły wokół mnie, obściskując się z przypadkowymi mężczyznami, którzy byli skorzy, by im zapłacić. Szybko jednak ocuciłam się z wątpliwości, przypominając sobie jeden fakt, który wyjaśniał wszystko:
Przecież to Sasuke, a Uchiha nigdy nie dają niemoralnych propozycji.
Jak głupia, z sercem na dłoni, pobiegłam za Sasuke, w duszy odczuwając jakiś dziwny niepokój, wymieszany z dziką ekscytacją i… pożądaniem.

Już na wejściu Sasuke poczęstował mnie sake. Od razu przez myśl mi przeszło, że perfidnie chce mnie doprowadzić do stanu całkowitego upicia, żeby… właściwie nie wiem co „żeby”. Jednak ta myśl sprawiła, że zaczęłam uważać, zwracać uwagę na jego zachowanie. Każdy gest, czy uśmiech traktowałam, jak coś podejrzanego, co tylko sprawiało, że moje serce zaczynało bić szybciej. To było okropne. Znów go widzieć i rozmawiać, jakby nigdy nie odchodził. Było nawet gorzej. Rozmawialiśmy jak najlepsi przyjaciele, albo bynajmniej kochankowie na cotygodniowej schadzce. Czułam się z tym dziwnie nieswojo, a zarazem znajomo. Te sprzeczności mnie wykańczały. Nie wiedziałam co o tym myśleć i jak się zachować. Cały czas pochłaniałam kolejne porcje alkoholu, by zagłuszyć wszelkie wątpliwości, które podsyłał mi rozsądek. Przez myśl nawet mi przyszło, że może Uchiha zachowuje się w tak pobłażliwy sposób, zupełnie do niego nie pasujący, bo… chce mnie uwieść? To było głupie! Wręcz idiotyczne z mojej strony! Przypuszczać, że Sasuke… że on… że może jednak żywi do mnie jakieś uczucie?
A jednak nadzieja się we mnie tliła…

Skonsumowaliśmy już całą butelkę sake, a ja byłam pijana w sztok. Nigdy nie przesadzałam z alkoholem, nie chciałam popełniać błędu mojej mentorki, wpadając w ten nieprzyjemny nałóg. Już właściwie na dole, w barze kręciło mi się delikatnie w głowie. Cóż, teraz było o wiele gorzej.
Leżałam jakby na plecach, chociaż moje nogi były położone na boku, więc właściwie moje ciało było skręcone. Jednak mimo wszystko patrzyłam w sufit, więc i chyba pierwsza teoria się sprawdzała? W dodatku miałam mokre ciuchy! Jak osioł uparłam się, że nie skorzystam z pomocy Sasuke i nie pożyczę żadnego z jego ciuchów, bo we wszystkim widziałam podstęp. Drań pewnie chciał mnie zgwałcić, już ja wiedziałam, co takim po głowie chodzi! Dlatego wytłumaczyłam się, że przecież zaraz i tak będę wracać do swojego hotelu. Na tą wymówkę Uchiha jedynie uśmiechnął się enigmatycznie, jakby już wtedy wiedział, że nie będę w stanie się podnieść. Drań!
- Czyli młotek dalej jest takim samym młotkiem  – zaśmiał się Sasuke na moją historię o przygodach naszego kochanego Hokage. Siedział po turecku przy mojej głowie spoglądając nań z pewnego rodzaju sympatią i pobłażliwością. Niemal zupełnie nie spuszczał ze mnie wzroku, co na początku mnie nieco drażniło i krępowało, jednak po kolejnych łykach sake minęło.
Sama z resztą nie byłam lepsza! Hańba mi i szubienica! Z początku wpatrywałam się w niego z równą zaborczością, łapczywie zapamiętując każdy kawałek twarzy, by w przyszłości z łatwością móc ją odtworzyć na nowo w ciągu chwili. Dopiero gdy zawroty głowy się nasiliły, a moje ciało ogarnęło ciężkie odrętwienie, co jakiś czas instalowałam wzrok na suficie, żeby tylko świat na powrót stanął w miejscu. W dodatku cały czas się szczerzyłam! Pewnie gdyby moje mięśnie nie były znieczulone przez alkohol, bolałyby mnie niemiłosiernie, jednak… sake robi swoje! Robi z człowieka idiotę, marionetkę, którą pogrywa sobie jak zechce.
Dlaczego, cholera, Uchiha jeszcze siedzi?!
Z trudem podniosłam się na rękach do pozycji siedzącej. W głowie mi wirowało, więc potrzebowałam dobrej chwili, zanim zebrałam się do wstania na równe nogi. W końcu się jednak udało, a wtedy na moich ustach zawidniał tryumfujący uśmiech, choć nie miałam pewności, czy różnił się czymkolwiek od poprzedniego szczerzenia.
- Co ty wyprawiasz? – spytał niezmiernie rozbawiony mój ukochany.
- Ja – zachwiałam się, wskazując kciukiem swoją upitą twarz – idę do siebie! – Wypięłam dumnie pierś.
Sasuke zaśmiał się dźwięcznie, aż w moim brzuchu motyle poderwały się do lotu. Uśmiechnęłam się szerzej - jeśli się wierzy, że to w ogóle możliwe - i zachybotałam na boki. Obserwowałam z rozmarzonym wzrokiem (choć oczy były zwężone pod wpływem alkoholu, niczym u kobry) Sasuke, delektując tym cudownym dźwiękiem jego śmiechu i widokiem rozradowanej twarzy.
Sakura! Cholera, weź się w garść!, pomyślałam. Przecież się z niego wyleczyłam… A przynajmniej tak sądziłam.
- Oczywiście, pani doktor – zaczął, niespodziewanie stając naprzeciw mnie. Był to dla mnie tak niespodziewany widok, że niemal się nie przewróciłam. Silne ramię Sasuke jednak sprawnie oplotło mnie w talii, chroniąc przed haniebnym upadkiem. – Ale ja jednak bym radził pozostać tutaj – mruknął, a nasze ciała były niemiłosiernie blisko siebie.
Moje serce znowu wystartowało w maratonie. Głupie! Czy nie widziało, że już nie miało siły? Że niemal pada z wycieńczenia? A jednak, dalej biegło i biegło, i biegło… A oddech Sasuke był taki ciepły. A oczy tak hipnotyzujące. A usta tak magnetyzujące… A moje motyle tak głupie i naiwne!
O, na wszystkich byłych Hokage!
Kiedy usta Sasuke zetknęły się z moimi, aż jęknęłam z rozkoszy. Były takie ciepłe i miękkie! Zapalczywie wbijały się w moje. Nasze języki niespodziewanie również się odnalazły i poszły w tan. A ja nie wiedziałam co się dzieje. Emocje we mnie buzowały. Na zmianę chciałam go odepchnąć i przycisnąć do siebie bliżej. Byłam rozdarta. Moje motyle szalały, a mięśnie podbrzusza ściskały tak bardzo przyjemnie. Zaciskałam dłonie na jego ramionach, wpijając w nie palce. Nagle poczułam jak spadam w tył, a już po chwili leżałam na tym ogromnym łóżku Uchihy, na którym tak bardzo nie chciałam się znaleźć. Nie chciałam? Błąd! Przecież od początku tylko tego chciałam!
Oddawałam chaotyczne pocałunki Sasuke w głowie mając tylko jedną myśl: Kocham cię. Słowa te jednak nie mogły wydostać się na zewnątrz z dwóch prostych powodów: dumy i faktu, że moje usta były zajęte zgoła czymś innym. Przez chwilę nawet pomyślałam, że to tylko jest jakiś pijacki sen. Ale nie był! A ta chwila wytchnienia, którą podarował mi Sasuke była tego potwierdzeniem.
- Nie musiałeś mnie upijać, żeby mnie uwieść – wydyszałam półprzytomna.
- Wiem – zaśmiał się. Spojrzałam w jego czarne tęczówki, w których ku mojemu zdumieniu, ujrzałam… istną radość. – Ale musiałem siebie upić, żeby mieć odwagę cię uwieść.
Nie zdążyłam się nawet zaśmiać, a nasze usta znów się spotkały w namiętnym tańcu. A ciało chyżo się do tego dostosowało. Czułam, jak dłonie Sasuke niecierpliwie przesuwały się po moich udach, brnąc w górę. Odpiął moją kaburę, następnie zabierając się za zamek mojej szortnicy. Poszło mu nadzwyczaj szybko i w niedługim czasie zostałam pozbawiona również spodenek. Z kamizelką jednak miał już nieco większy problem, co zaskutkowało przerwaniem pocałunku. Niemal jęknęłam z rozczarowania, powstrzymując się pozostałością dumy i opanowania. Kiedy on trudził się z zamkiem kamizelki, ja bez problemu pozbyłam się jego odzienia, więcej czasu poświęcając jedynie szerokiemu pasowi. Wkrótce oboje byliśmy nadzy. (wiwaaaat, golasy!)
Alkohol jakby całkowicie ze mnie uleciał. Co prawda nadal kręciło mi się w głowie, jednak nie było to spowodowane sake. To nadmiar uczuć zmącił mi w głowie i z ledwością rozróżniałam górę od dołu. Widziałam i czułam tylko Sasuke. Jego dłonie na całym moim ciele. Jego pocałunki na każdym centymetrze mojej skóry. Jego oddech drażniący każdą komórkę mojego ciała. W końcu czułam jego całego i było to najwspanialsze uczucie, jakie kiedykolwiek w życiu przeżyłam. Szczyt wszystkiego, z którego powoli spadałam w błogie odprężenie i spokój ducha.

Podniosłam ciężkie powieki. Głowa mnie lekko bolała, jednak nie przejęłam się tym. Przed oczami, jak flashbacki zaczęły mi przelatywać obrazy z wczorajszej nocy. To było takie dziwne! Leżeć na piersi Sasuke, wtulać się w niego i mieć w głowie, te wszystkie myśli. Czułam się zupełnie nieswojo i chyba nawet było mi… wstyd? Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć, byłam taka zagubiona… Wyrzucałam sobie, że się tak upiłam, że dałam się ponieść. Ale z drugiej strony… czy rzeczywiście tego żałowałam?
Poruszyłam się niespokojnie, odkrywając przy okazji, że jakimś cudem mam na sobie bieliznę. Nie pamiętałam, żebym ją wkładała, jednak w rzeczywistości całkiem niewiele pamiętałam z ubiegłej nocy.  Oprócz tej najważniejszej chwili, reszta była przykryta jakby mgłą.
- Nie śpisz? – usłyszałam chłodny głos Sasuke. Wzdrygnęłam się. To nie był już ten miły, uwodzicielski ton z wieczora.
- Mhhm – mruknęłam, nie mając odwagi nic więcej wykrztusić, czy nawet na niego spojrzeć. Wolałam dalej przyciskać policzek do jego torsu i odkładać zmierzenie się z prawdą na później.
- Sakura – zaczął po chwili – kochasz mnie?
Serce zabiło mi szybciej. Zaskoczył mnie.
 Czy Cię kocham? Naiwne pytanie, kochanie. Ale  czy na pewno chcesz znać na nie odpowiedź?
- Nie, Sasuke. Ja cię nienawidzę – odparłam hardo.
Poczułam, jak mięśnie Uchihy naprężają się. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał.
- Oczywiście – prychnął. Jego wyprany z uczuć śmiech odbił się echem w mojej głowie. –  I dlatego się ze mną przespałaś, tak? To dlatego nadal leżysz przy mnie w połowie naga?  - Musnął nosem moje lewe ucho, a jego ciepły oddech owiał mój policzek. Drażniło, tak przyjemnie drażniło. - Skoro to nie miłość, to wychodzi na to, że Sakura Haruno jest dziwką.
Dziwką? Nie, Sasuke, to ty jesteś dziwką, nie ja. Jesteś męską dziwką, wykorzystywaną przez nienawiść i dumę.
- Nie, Sasuke. – Odkleiłam się od jego ciała, nagle czując przypływ odwagi i siadając naprzeciw niego po turecku. Splotłam ze sobą palce naszych dłoni; nie protestował. – Kiedy wczoraj spotkałam cię w barze, kochałam cię. Kiedy mnie całowałeś, kochałam cię. Kiedy się kochaliśmy – Uśmiechnęłam się na wspomnienie dreszczy przyjemności. – kochałam cię.
Sasuke patrzył na mnie nierozumnym spojrzeniem. Czarne tęczówki przeszywały mnie na wskroś, chcąc odkryć tajemnice moich słów.
Spokojnie, kochany, zaraz wszystko się wyjaśni.
- Ale teraz cię nienawidzę – zaczęłam chłodno. Podtrzymywałam kontakt wzrokowy; mojej uwadze nie uszło zdziwione przymrużenie oczu przez Sasuke. Tak, nienawidzę cię, Uchiha. – Tak samo jak nienawidziłam cię, gdy odchodziłeś z wioski siedem lat temu. I po Czwartej Wojnie. Za każdym razem, gdy odwracałeś się ode mnie, od nas… zaczynałam cię nienawidzić.
Milczał, obserwując mnie uważnie. Nawet nie mrugnął, a ja nie potrafiłam odczytać jego emocji.
Czy moje słowa Cię przejęły?
Czy Twoje serce krwawi, jak moje?
Czy żałujesz swoich czynów?
Wróć.
Nie rozłączając naszych dłoni, usiadłam  okrakiem na Sasuke. Bezwiednie podkulił nogi, dając mi oparcie. Ścisnęłam mocniej jego dłoń, jednocześnie pochylając się w jego stronę. Nasze twarze dzieliły milimetry, a oddechy zlewały się  w jeden. Miałam przymknięte powieki, ale czułam magnetyzm między nami, czułam, jak jego usta zbliżają się do moich. Jednak nie pozwoliłam im się spotkać. Zsunęłam głowę w bok, mijając się z ponętnymi wargami Sasuke.
- Nienawidzę cię – szepnęłam mu do ucha – bo za chwilę znowu odejdziesz. Zostawisz mnie na kolejne dni, miesiące, lata… albo już nigdy nie wrócisz.
Ciężko było mi złapać oddech. Cała drżałam od emocji. Chciałam się rozpłakać, ale jednocześnie wiedziałam, że nie mogę tego zrobić przy nim. Zbyt wiele razy widział mnie w tym wydaniu.
- Sakura…
Nie wiem co chciał powiedzieć. Nie obchodziło mnie to. Jednym szybkim ruchem zeszłam z łóżka, uciekając do łazienki. Gdy zamknęłam jej drzwi, podeszłam do umywalki, opierając się o nią rękoma. Chwilę wpatrywałam się w ceramiczne dno, łapiąc głębokie oddechy. Potem spojrzałam w lustro.
Oczy czerwone od wzbierających się w nich łez, a zarazem bardziej soczyście zielone niż kiedykolwiek wcześniej. Usta drżące i nabrzmiałe. Włosy w nieładzie. Policzki czerwone… jednak wciąż suche. Łzy tym razem przegrały walkę z dumą.

Wzięłam długi, gorący prysznic. Cieszyłam się kojącą wodą, która w tak delikatny sposób obejmowała moje ciało. Pomagała zmyć z siebie cudowne chwile, które przyniosły tak wiele wyrzutów sumienia.
Czy dobrze zrobiłam?, pytałam wciąż siebie. A odpowiedź zmieniała się za każdym razem.
Dobrze. Przecież przez te kilka minut, kilka najwspanialszych minut mojego życia… byłam szczęśliwa. Nigdy wcześniej nie czułam się lepiej. Ta euforia, która mnie opanowała w momencie zjednoczenia. To było coś niesamowitego.
Źle. Przecież on nic do mnie nie czuje. Dla niego to była po prosu świetna zabawa, dobry seks. Wykorzystał mnie, a świadomość tego bolała.
Dobrze. Przecież spełniło się moje największe marzenie! Ja, Sakura Haruno, kochałam się z Sasuke Uchihą. Tyle razy o tym śniłam, że realność tego zdarzenia wydawała mi się aż… nierealna. Chciałam trwać w tym marazmie, nigdy z niego nie wyswobadzać. Jednak prawda w oczy kole.
Źle. Przecież on i tak  o d e j d z i e

Wchodząc do pokoju owinięta szczelnie ręcznikiem, ujrzałam Sasuke siedzącego na łóżku w pełnym ubiorze. Jego katana leżała grzecznie na pościeli obok właściciela, lśniąc niebezpiecznie w blasku lampy. Gdy usłyszał moje kroki, zwrócił się w moją stronę. Jego twarz jak zwykle nie wyrażała żadnych uczuć. Spokój, zdecydowanie, chłód, opanowanie. Zero litości, zero miłości, zero wrażliwości. Jak ja mogę go kochać?
- Niedługo wyruszam – rzekł twardo, sięgając po swą broń i na niej skupiając swój wzrok.
Miękko stąpając, przemierzyłam pokój, zbierając wszystkie swoje ciuchy. Nie odpowiedziałam. Bezceremonialnie zrzuciłam z siebie ręcznik, stając za plecami Uchihy w samej bieliźnie. Powoli zaczęłam ubierać poszczególne części garderoby. Spodenki, szortnicę, kamizelkę. Przy ostatniej wymienionej rzeczy poczułam na sobie jego wzrok. Palił mnie w plecy. Drżącymi palcami zapięłam się, następnie odwracając ku podglądaczowi.
Podniósł się z materaca, podpierając katanę o skraj łóżka. Powolnym krokiem dotarł do mnie, stając zaledwie w kilkucentymetrowym odstępie. Musiałam zadrzeć głowę, by spojrzeć mu w oczy, lecz widok był tego wart. Zmieszany Uchiha – to właśnie zobaczyłam.
- Dziękuję – wyszeptał, całując mnie delikatnie w usta.
To było tak niespodziewane i czułe,  że znowu przez myśl przeszło mi słowo  s e n.
Pogłębiłam pocałunek, wygłodniała jego dotyku. Skróciłam dzielącą nas odległość do zera, napierając na niego swym ciałem. Dłonie wpiłam w jego włosy, a jego ręce bynajmniej nie były dłużne, oplatając mnie w tali. Błądził w górę i w dół mego kręgosłupa, kurczowo trzymając blisko siebie. Ze zdziwieniem zdałam sobie sprawę, że on pragnie mnie w tak samym stopniu, jak ja jego. To było chore. Ten dziki, namiętny pocałunek był chory. A najbardziej chora byłam ja, bo tego nie przerwałam.
Gdy w końcu przestrzeń między naszymi ustami zwiększyła się do jakiś trzech centymetrów, poczułam się otępiała. Oboje oddychaliśmy ciężko, spragnieni powietrza i siebie. Nogi miałam jak z waty i zapewne gdyby nie silne ramiona Sasuke, upadłabym na podłogę w jak najmniej zgrabny sposób. Ale on był przy mnie. Siła tych dwóch słów poraziła moje serce, niemal zabiegając je szybkim biciem na śmierć.  P r z y   m n i e .
- Dziękujesz mi za dobry seks? – spytałam drżącym głosem, bojąc się odpowiedzi.
Zdrowy rozsądek podpowiadał mi tylko jedną odpowiedź: tak. Jednak serce, ten głupi, niewdzięczny i nieposłuszny narząd żył oddzielnym życiem i twierdził zupełnie inaczej, niż rozsądek. Ono krzyczało: nie! A słowa Sasuke były dla mnie ukojeniem i rozwiązaniem sporów:
- Nie – zaśmiał się. – Chociaż rzeczywiście był dobry.
Również się zaśmiałam, jednak mniej pewnie niż on. Wciąż byłam uwięziona w niewiedzy, rozdarciu i w jego ramionach.
- Więc za co?
Długo milczał, skanując całą moją twarz; usta, nos, oczy. Tu zatrzymał się na o wiele dłużej. Wpatrywał się we mnie, jakby chciał zobaczyć moją duszę. Lub odpowiedź na pytanie, które przecież ja zadałam.
- Za to samo, za co dziękowałem ci siedem lat temu.
Puścił mnie, natychmiast się odwracając i odchodząc. Chwycił swoją katanę i zawiesił przez ramię. Znów był zabójcą i zdrajcą, którego każdy znał. A zarazem człowiekiem, którego ja nie znałam.
- Czekam na zewnątrz – rzucił przez plecy, ściągając z wieszaka przy wyjściu swój czarny płaszcz.
Wyszedł. Ponownie zostawił mnie samą, zagubioną i bez odpowiedzi.

Padało. Niebo było zasłane ciemnymi, niemal czarnymi cumulonimbusami, które szczelnie zakrywały nocne gwiazdy. Mój płaszcz był już prawie całkowicie przemoknięty, natomiast kaptur mokry, jak szczur spod rynny. Szliśmy z Sasuke przez pogrążony w mroku las, a jedyne co byłam w stanie zobaczyć, to zarys jego sylwetki, która jednak niemal całkowicie wtapiała się w otoczenie; i moje zabłocone buty. Kiedy dodać do całej sytuacji kompletny mętlik w głowie, pytania bez odpowiedzi i świadomość, że wraz z końcem kniei na powrót znienawidzę ukochaną osobę, rachunek był prosty – całkowita beznadzieja. Jednak to było nic, w porównaniu do tego, jaka żałosna byłam ja.
Ostatni wieczór był jak spełnienie moich marzeń.  Marzeń, które nigdy nie miały się spełnić.
Dlaczego? Dlaczego byłam tak lekkomyślna i dałam się ponieść emocjom? Myślałam, że się zmieniłam, że dawna Sakura już nie istnieje. Że przepadła wraz z dniem, gdy mężczyzna idący przede mną próbował mnie zabić. Bo przecież tak było! Znienawidziłam go, tak naprawdę znienawidziłam, całym sercem, całym rozumem, całym ciałem, całą sobą. Każda komórka istniejąca we mnie drwiła z uczucia, które kiedyś owładnęło moim ciałem, tą głupią miłością. W tamtym czasie liczył się dla mnie tylko trening, stawanie się silniejszą i pomoc Naruto. Zrezygnowałam  z Sasuke i schowałam wspomnienia o nim gdzieś głęboko, w najciemniejszym zakątku mojej podświadomości, gdzie powoli wykrwawiał się w zapomnieniu i nicości.
A jednak, kiedy pojawił się wtedy w barze. Kiedy wymruczał moje imię. Kiedy mnie na nowo omamił. Kiedy gładził i pieścił moje ciało i zmysły. Kiedy po raz kolejny mi dziękował. Znów rozpalił we mnie ogień miłości. Uciekł z więzienia podświadomości i przeszłości, i rozgościł się w teraźniejszości. A ja nie potrafiłam go zatrzymać.
- Sakura – jego szorstki głos wyrwał mnie z zadumy.
Skupiłam na nim swój wzrok, a kiedy zobaczyłam, gdzie jesteśmy, już wiedziałam, czemu się do mnie zwracał. Przystanęliśmy na skraju lasu, przed nami rozciągało się jedynie pole skąpane w mroku. Wzdłuż linii drzew ciągnęła się piaszczysta - choć w tej chwili błotnista – droga towarowa. Deszcz nadal siekał niemiłosiernie, jakby swoim bytem chciał nas pospieszyć  do rozstania i znalezienia sobie osobnych schronów przed nim. Drań.
- Czyli to już – zaczęłam, odnajdując jego głęboko czarne tęczówki, jak zwykle zimne i niewzruszone. – To koniec naszej przygody.
Nie przytaknął. Stalowym spojrzeniem przewiercał mnie na wylot, jakby chciał zatrzymać w pamięci właśnie ten moment. Obraz mnie – przemoczonej, przemarzniętej i przepełnionej głupią nadzieją. I cały czas milczał, kiedy ja pragnęłam wykrzyczeć mu w twarz, by nie odchodził po raz kolejny, żeby wrócił ze mną do Konohy. Był oazą spokoju, podczas gdy we mnie szalała burza z ulewą większą, niż ta, która nas gromiła. Burza uczuć i zwątpienia w słuszność swoich myśli i zachowań. 
- Nic nie powiesz? – wyrzuciłam z siebie z drwiną.
Cała drżałam, nie tyle z chłodu, co z tłumionych emocji. Starałam się, tak cholernie mocno staram się sprawiać wrażenie, jakby mi nie zależało. Chciałam zimitować jego bladą maskę obojętności, jednak niestety, gdzieś przy procesie kopiowania popełniłam błąd. Podróbka wyszła nadzwyczaj marna; oczy roziskrzone nadzieją, czoło zmarszczone miast gładkie, a usta drżące – nie w drwiącym uśmiechu, lecz z bólu.
- Sasuke…
- Dziękuję.
Znowu to samo. To pieprzone  d z i ę k u j ę , niewytłumaczone, nieodkryte, nieistotne. Zacisnęłam pięści, boleśnie wbijając paznokcie w skórę.
- Za co - wydusiłam ze ściśniętym gardłem. Łzy zaczęły bezkarnie spływać po moich policzkach, a ja łudziłam się, że Uchiha tego nie zauważył przez deszcz.  – Za co mi, cholera, tak ciągle dziękujesz, draniu?!
Ledwie zdążyłam mu to wykrzyczeć, a już czułam na ustach jego smak. Całował mnie inaczej niż wcześniej, bardziej zażarcie i brutalnie. Przyciskał do siebie tak blisko, jakby nigdy nie miał zamiaru mnie puścić. Jakby miał zostać na zawsze, a ostatnia noc rzeczywiście coś dla niego znaczyła. Jakby mnie kochał. A ja czułam się, jakby to była prawda. Moje ciało reagowało na to wszystko, jakby było prawdą. Mięśnie podbrzusza ścisnęły się przyjemnie, a serce zabiło mocno niczym dzwon. Nie potrafiłam złapać oddechu zaaferowana tymi wygłodniałymi pocałunkami.
I nagle wszystko zniknęło. Ciepło Sasuke oddaliło się ode mnie, usta były pieszczone już tylko przez deszcz. Spadające krople grały smutną melodię, która przyniosła mi ostatnie słowa kochanka:  za miłość. A gdy otworzyłam oczy, jego już nie było.
- Za miłość? – wyszeptałam w szoku. Dopiero w tamtej chwili dotarło do mnie znaczenie tych dwóch słów, sens tego wszystkiego. Wtedy nieznane ciepło zaczęło panoszyć się w moim ciele, mając swoje epicentrum w sercu. Tam był czysty ogień.
Spojrzałam w czarne czeluścia lasu, a ogromny płomień przygasł.
Sasuke Uchiha nigdy nie mówił o swoich uczuciach, pomyślałam. I wtedy uświadomiłam sobie, czym była spowodowana jego chwilowa słabość. Te dwa słowa nie były jedynie głupim wyznaniem, ale czymś zgoła innym i gorszym – pożegnaniem.  Zadrżałam z zimna i rozczarowania, a żar w sercu całkowicie wygasł, zostawiając po sobie jedynie marny popiół.  Coś we mnie umarło. Nie do końca byłam pewna co: nadzieja, miłość, nienawiść? Jednak z pewnością jedno z nich… albo wszystkie. Czułam się pusta…

„All this time you were pretending
So much for my happy ending.”**

*słowa z piosenki „My Happy Ending” Avril Lavigne 

Od Autorki: No cześć! Tak tylko wstawiam one-shot'a, żeby nie popaść u Was w zapomnienie ^^" Trochę mi wstyd przychodzić z takim nijakim czymś, no ale już trudno. Uznałam, że szybciej skończę one-shot'a niż nową notkę. Bo niestety mam dopiero napisaną połowę rozdziału 5 ;< A jeszcze prace maturalną muszę napisać - tak, lubię robić wszystko na ostatnią chwilę xd
Na SasuSaku się nie znam, więc wybaczcie mi wszelkie nieścisłości charakterów :) Ogólnie mam wrażenie, że strasznie chaotycznie mi to wyszło  >.< No nic, czekam na krytykę!

Pozdrawiam! ;**

22 komentarze:

  1. Echh dziewczyno.. I co ja ci mam teraz powiedzieć? Początkowo trochę żałowałam, że zamiast rozdziału wyskakujesz mi tu z takim one shocikiem, ale teraz po przeczytaniu.. Ech głupia, głupia ja. Popłakałam się. Piękne słowa, układające się w emocjonalny tekst, do tego słuchałam genialnej piosenki i tak właśnie wyszło..
    Pisałaś to wszystko tak naturalnie, pięknie, bez najmniejszego problemu wczułam się w rolę Sakury, tak jakbym to ja właśnie była tą różową płaczką i cierpiała z miłości do tego egoistycznego dupka. Poza tym wszystkie targające nimi emocje opisałaś tak, jakbyś sama to przeżywała i pisała z własnego doświadczenia. Chyba jeszcze nigdy nie czytałam tak cudownego i magicznego opisu seksu, a ta końcówka.. Poruszająca i to cholernie. Teraz do końca dnia będę się czuła dziwnie, przypominając to sobie. Kurde.
    Nie no teraz mogę się tylko powtarzać: piękne, piękne, cholernie piękne, oddziaływające na emocje i zapadające w pamięć.
    Gratuluje.

    Czekam na rozdział, powodzenia ze wszystkim co związane z maturami ;D
    Pozdrawiam, buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O boziuuuuuuu... dziękuję za tak budujące słowa! ;*** Naprawdę nie spodziewałam się, że... potrafię swoją twórczością poruszyć kogoś na tyle, by się popłakał! DZIĘKUJĘ! Podobno jestem empatyczną osobą, więc może jednak udało mi się w czuć w postacie, bo bynajmniej nie pisałam z własnego doświadczenia ^^

      JESZCZE RAZ DZIĘKUJĘ, POZDRAWIAM I CAŁUJĘ, KOCHANA! ;**

      Usuń
  2. Matko, jestem oczarowana po prostu!

    Od samego początku, od sceny spotkania dawnego team 7 wszystko było idealne, kreacja postaci i zgodność z kanonem(a na to jestem naprawdę uczulona) - perfekcyjne. Przysięgam, że kiedy czytałam o reakcji Naruto, o wyrazie jego błękitnych oczek na to, że znowu odchodzi to coś mnie ukłuło w serce. I ta Sakura, niby nowa, odważniejsza,a jednak ciągle walcząca ze starymi uczuciami.

    Rozwaliła mnie scena, gdzie Sakura chodziła mokra po wiosce i klęła na czym świat stoi. Właśnie tutaj oddałaś jej charakter: tę wybuchowość i energiczność. W ogóle to wszystko było takie klimatyczne, przemoczona dziewczyna w obskurnym barze. No i Sasuke... Kurcze, za ten jego opis to Cię normalnie zabiła. Dwudziestoletni(dobrze liczę?) Sasuke z dwudniowym zarostem w barze... Dziękuję za pozbawienie mnie mózgu na resztę wieczoru(nocy w sumie). To co się działo dalej, ich rozmowa i seks, to niesamowicie zmysłowa scena - właśnie taką parą jest dla mnie SasuSaku, na pewno nie idealną, ale niemożliwie namiętną. A ty oddałaś ten klimat po prostu rewelacyjne, pochałaniałam tekst, był po prostu piękny - dla mnie najlepiej opisującego go słowo. I ta tęsknota, walka dwóch sprzecznych uczuć. Za nic sobie nie przypomnę kto to powiedział, ale tutaj idealnie pasuje cytat, że trzeba kogoś pokochać, aby go nienawidzić. No i podoba mi się ta zależność między bardzo skrzywdzonym dzieckiem, który szuka zemsty, a dorosłym, silnym mężczyzną, któremu brakuje miłości. No i ta, wcześniej wspomniana walka Sakury, walka rozumu z sercem i pewnego rodzaju sentymentem.
    Podoba mi się, że ten one-shot nie skończył się do końca pozytywnie, można to nazwać pewnego rodzjau otwartym zakończeniem. Szczerze mówiąc czytając trochę się bałam, że Sasuke po ich wspólnej nocy wróci do Konohy produkować prześliczne dzieci, a tak nie wiadomo jak to się potoczy, czy się jeszcze kiedyś spotkają... Chodziło o piękno chwili, a to uchwyciłaś po porostu genialnie.

    Co mogę powiedzieć - rozpływam się... Jeśli planujesz tego rodzaju sceny między ShikaTema(lepiej, żebyś planowała) to ja już w ogóle oszaleję ze szczęścia o ile oczywiście dam radę doczytać do końca bez mdlenia z ekscytacji. Idealnie oddajesz emocje.

    Pozdrawiam - prawdziwa fanka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaaaaa... rozpływam się od tych komplementów! Weź mnie czasem skrytykuj, bo się jeszcze za bardzo rozleniwię xd I wiesz, ja ogólnie nie lubię happy end'ów, więc sielankowe zakończenie z Sasuke w wiosce nie wchodziło w grę, to nie mój styl ^^ Co do ShikaTema, to nic nie zdradzę! Wytrwasz, to zobaczysz, ha! ;D

      DZIĘKUJĘ CI KOCHANA! Te wszystkie wspaniałe słowa naprawdę wiele dla mnie znaczą ;** A to "prawdziwa fanka" już wgl mnie rozczuliło *q* Teraz to będę miała piękne, kolorowe sny...

      Pozdrawiam! <3

      Usuń
  3. Mistrzostwo! Piszesz tak płynnie, że nie można sie oderwać, scena, w której Sasuke podrywał Sakurę mmmm, uwielbiam go takiego, zdecydowanie za szybko mi zleciała:) Straszna szkoda, że ten blog nie jest właśnie oparty na podobnej historii, a pisany jest przez Temari, wiadomo w każdym wydaniu świetnie piszesz, ale jestem zdeklarowaną fanką SS, dlatego nie urywam, że to o nich wolałabym czytać, no ale cóż...:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooooo, widzę, że mam cichego czytacza! Cieszę się, że ten one-shot skłonił Cię do ujawnienia się ^^ I spokojnie, SasuSaku w moim opowiadaniu też wystąpi, mała namiastka już nawet całkiem niedługo, więc mam nadzieję, że mnie nie opuścisz!

      Dziękuję za nadanie mi mistrzostwa, choć nie jestem przekonana, czy na nie zasługuję i POZDRAWIAM SERDECZNIE! :)

      Usuń
  4. Przeczytałam już wczoraj, ale było tak późno, że nie miałam siły komentować, wybacz.
    Siedziałam z otwartymi ustami i chłonęłam. Ten o-s podbił moje malutkie serduszko i pokochałam go całym sercem. Mimo, iż jest malutkie to jednak bardzo mocno potrafi pokochać.
    To jest po prostu arcydzieło! Wszystko było cudowne - emocje, myśli, przeżycia, sytuacje.
    Najbardziej urzekło mnie zakończenie... Mogłabym go czytać i czytać, a nadal zachwycałabym się jego idealnością. Jest po prostu piękne i smutne zarazem. Chwyta za serce! Chylę czoła, bo to jeden z lepszych o-s o SasuSaku jakie w życiu czytałam - jednakże tyle ich było, że jednak nie potrafię wybrać które najbardziej mi się podobało, ale każde z nich miało coś w sobie - tak jak ten one-shot. Jest napisany po mistrzowsku, z idealnie opisanymi uczuciami. Normalnie rozpływam się! Znając mnie, jeszcze nie jeden raz wrócę do tego one-shota, gdyż tak bardzo mi się spodobał.
    No nic, nie jestem dobra w pisaniu komentarzy, więc wybacz. Nie jestem w stanie stworzyć poruszającego komentarza, ale mam nadzieję, że chociaż troszeczkę oddał mój podziw.
    Pozdrawiam i życzę weny! ;3

    OdpowiedzUsuń
  5. witaj.
    mówisz, że one-shot wyszedł ci chaotycznie i nie jesteś pewna co do charakterów bohaterów, ale moim zdaniem wyszło całkiem całkiem xD.
    czytało się nieprzerwanie, nie było zbędnych nudząco długich opisów czy przemyśleń.
    konkrety i emocje, emocje, emocje xD.
    bardzo podobał mi się początek, gdy Sakura rzuciła się w objęcia Naruto, a nie jak każdy myślał Sasuke. podobał mi się spontan w pokoju. zaskoczył mnie fakt, że Sasuke musiał się napić by odważyć się na kolejny krok.
    tak.. to nie było chaotyczne. raczej spontaniczne i wyszło świetnie xD
    POZDRAWIAM xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Jezu... piszę tutaj komentarz pod małą presją - muszę mieć laptopa z kablem, bo mi bateria wysiadła już rok temu, niestety kabel był już 20 razy rozbierany, cięty, lutowany przez chłopaka elektryka i nagle... znów się urwał, elektryk w domu, a ja sama... coś tam popodcinałam nożem, złączyłam jakieś kationy z anionami ? głównie łut szczęścia, bo jak się na odwrót zrobi to laptop robi BUM, no i... szybko pisze komcia bo małe drgnęcie kabla i wszystko szlak trafi. Także... uważaj.xd


    Myślałam, że to będzie normalny rozdział i tu - rozczarowanie. Tak, poczułam rozczarowanie i ciężki oddech - łe jezuuu... szczególnie, że zobaczyłam SASUSAKU... ŁE BŁEŻE...
    No ale... zaczełam czytać i trochę jestem zazdrosna boo mi się strasznie podobało... Czuję, że Twoje opowiadanie o SasuSaku mogłabym przeczytać, bo wiesz dobrze, że ja tej pary do siebie nie przyklejam za bardzo... Sasuke nie pasuje mi do nikogo, amen. Ale tutaj... świetnie to oddałaś! Myślałam, że to będzie przecukrzone, że będą razem... a on, po prostu odszedł. Po prostu ją wykorzystał, no ale podziękował - fakt. Ogólnie, mistrzowsko oddane charaktery. Nie powiem Ci która scena najbardziej mi się spdoobała - bo wszystkie tworzyły tak spójną całość, tak zapierały dech w piersiach i po prostu napięcie - co się wydarzy. I niby wiedziałam już, że w jego pokoju coś będzie to w ogole nie spodziewałam się, że tak to będzie rozegrane - te ostatnie pożegnanie. Intrygujący one-shot, najlepszy w Twoim wykonaniu i styslistycznie nawet zaryzykuje, że to jest mój ulubiony rozdział. Żadnego nie czytało się tak dobrze i tak przyjemnie jak ten... - tak jak mówię, jestem zazdrosna i jest mi troche przykro, bo poczułam się od Ciebie gorsza. :(

    Sceny namiętności wyszły przecudownie! zauwazyłam tez, że nowego okreslenia się nauczyłąś - często powtarzałas "enigmaTYCZNE spojrzenie" ;D

    A do jednego sie przyczepie tak szybciutko

    "MOJE SERCE PODSKOCZYŁO" jakoś tak nie bardzo mi to pasuje.
    i coś tam jeszcze z tym sercem było, ale to odnajde w tekście i ci na GG napiszę, bo mówie ci... pisze pod presją, że zaraz mi to siądzie wszystko...

    Przepraszam za taki krótiki komentarz, ale naprawdę... wszystko co miałam oddać oddałam... był cudowny i wzruszający i PEŁEN UCZUĆ! czyli to co lubię najbardziej i oczywiście... oddanie charakteru Sasuke - ogromny plus!

    Dobra kończe, bo co chwile tutaj coś dopisuje i tak się to cągnie. ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. AAA! SZABLON JEST MEGA! MUSISZ MI POKAZAĆ KOD NA TE KOMENTARZE! W OGÓLE! CUDOWNY! <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak dla mnie to było/jest jedno z lepszych one-shotów SS jakie czytałam. Stęskniłam się ostatnio za FF Naruto i tak poszukuję, aby zaspokoić moją ciekawość i pragnienia. Historia tak przyjemnie podana, że nie potrzeba nic więcej. Jedynie częściej takich pomysłów życzę xD
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. jakby co, to ja tu ciągle zaglądam, chociaż jak zobaczyłam (już chyba z kilka tygodni temu, więc pseplasam za chamski blak komentarza) zmianę szablonu to się bardzo zdziwiłam.
    W treści zamajaczyło kilka razy (chyba dwa) "bynajmniej" gdzie chyba powinno być "przynajmniej".

    Ogólnie ten one-shot wyszedł Ci świetnie, choć jeśli dobrze pamiętam, to wspominałaś kiedyś, że nie przepadasz za tym pairingiem.

    W sumie w tym utworze, ta para wydaje się całkiem realna, mimo braku happyendu. "Wejście" w Sakurę wyszło Ci świetnie, pokazałaś jej wewnętrzną porywczość, ale także niechętną powściągliwość i opanowanie. Całokształt bezbłędny.

    Jakoś ciężko mi było sobie uświadomić, że Uchiha może potrzebować sporej dawki alkoholu, aby nie bać się zagadać do jakiejkolwiek dziewczyny, ale w sumie przecież częściowo spędził czas na banicji.

    Rozmowa po seksie wyszła Ci bardzo prawdziwie i nawet pytanie Sasuke, czy kocha go, nie brzmiało sztucznie. Wpasowało się w całe to rozważanie, które następowało.

    Pozdrawiam,
    Nikumu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano dawno Cię u mnie nie było ^^ Szczerze, to już się zaczęłam martwić, że nie wrócisz, dlatego cieszy mnie ten komentarz! Co do "bynajmniej" to bardzo możliwe, że masz rację, ale ja po prostu mam taki nawyk, że wszędzie wtryniam to słowo, bo "przynajmniej" mi jakoś tak... nie pasuje xd Zboczenie takie.

      Co do SasuSaku, to kiedyś ta para była mi po prostu bardzo, bardzo obojętna, na tyle, że po prostu nawet nie miała racji bytu w mojej główce. Ale jakoś rok temu zaczęłam czytać o niej fanficki i zyskała moją sympatię, chociaż niezmiennie w moim sercu góruje ShikaTema <3

      Z Sasuke to bardziej tak, że musiał się upić, żeby okazać swoje emocje, niż że musiał się upić, bo się boi zagadać, chociaż może rzeczywiście źle to trochę ujęłam :)

      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń
  10. Ja nie wiem co powiedzieć... To było cudowne... Wybacz, że mój komentarz jest taki króciutki, ale teraz w mojej głowie jest pustka. Cudne...

    OdpowiedzUsuń
  11. Najlepszy one-shot jaki kiedykolwiek czytałam! Piękne! Wymyśliłaś tak dobrą fabułę, tak ładnie ubrałaś wszystko w słowa, że zaczynam wierzyć, że może Kishimoto się nad nami zlituje i spiknie Sasuke z Sakurą ;3
    I wiesz co jest najlepsze? Ten niedosyt na końcu. To, że mimowolnie próbujemy sami wymyślić sobie ten upragniony happy-end...
    No, to się ceni xd
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Widzisz, planowałam przeczytać rozdział pierwszy. Wchodzę sobie w spis treści i już prawie naciskam na napis, który przekierowałby mnie do niego, gdy nagle zauważam pod spodem One shoty.
    Pierwszy, który u Ciebie przeczytałam był niesamowity, dlatego bez zastanowienia postanawiam najpierw zacząć od jednopartówek. I jak postanowiłam tak zaczęła robić. I muszę Ci powiedzieć, że znowu miałam łzy w oczach. I znów jestem oczarowana.
    Jednak o ile tamta opowieść miała swój Happy endning, o tyle ta sprawiła, że czuję palącą pustkę. Wiesz, ja zawsze lubiłam i nienawidziłam jednocześnie takich zakończeń.
    Lubiłam z tego powodu, że wzbudzało to we mnie tyle emocji, a nienawidziłam ze względu na to, że jest mi tak smutno.
    Chyba nie muszę mówić, że Twój styl pisania sprawia, że nie mogę się oderwać?
    Pięknie, no! Co tu dużo mówić, skoro wszyscy Ci już powiedzieli, że wspaniale opisujesz uczucia i emocje.
    Na początki tej historii byłam zła na Sasuke. Bo znów odszedł i tak oschle w dodatku. I zdziwiło mnie, że dopiero po pięciu latach spotkał się z Sakurą. Jak zaproponował jej, że pójdą do niego, to miałam takie same myśli jak Sakura "chce ją zgwałcić" i cóż... na to wyszło :)
    Tylko, że tu chodziło o coś więcej. O miłość, kurna! Dlaczego sam sobie to robi? Dlaczego z nią nie został. Przecież będzie tak samotny ;______;
    Matko, rozkleję się. Co ty robisz z ludźmi?
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wszystkie piękne słowa <3 A na kontynuację tego o-s zapraszam na mojego drugiego bloga :)
      http://nakanaide-ss.blogspot.com/
      Historia już się chyli ku końcowi, ale myślę, że warto mimo wszystko zajrzeć, skoro partówka cię urzekła.

      Pozdrawiam serdecznie :3

      Usuń
  13. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  14. No, no, muszę napisać, że jestem bardzo miło zaskoczona. :) Kiedy znalazłam to opowiadanie, byłam po prostu spragniona ukochanego OTP w języku ojczystym i zraniona przez to, co Kishimoto nawyprawiał w "Naruto Gaiden", potrzebowałam odtrutki. A teraz, kiedy zabrałam się w końcu za czytanie, jestem naprawdę pod wrażeniem! Tym, co uwiodło mnie najbardziej, jest wysmakowany język, naturalny, emocjonalny w idealnie dla tej pary subtelny sposób. Może tak Sasuke, jak i Sakura wydali mi się nieco zbyt uparci w obstawaniu przy swoim "nie obchodzi mnie" i "nienawidzę", ale widzę, że tekst został napisany daleko wcześniej, zanim sensei uraczył nas wyjaśnieniem na końcu serii, więc wybaczam. ;) Poza tym, każde odbiegnięcie od kanonu można dobrze lub źle sprzedać, a Tobie wyszło to niesamowicie przekonująco. Gratuluję świetnego dzieła i życzę weny na przyszłość! :)

    OdpowiedzUsuń
  15. 29 yrs old Paralegal Emma Josey, hailing from Cookshire enjoys watching movies like Parasite and Electronics. Took a trip to Yin Xu and drives a Econoline E150. Polecane do czytania

    OdpowiedzUsuń

Kłaniam się nisko w podzięce za komentarz! ♥