2 czerwca 2013

Rozdział 5


Na początku chciałam bardzo podziękować, za wszystkie komentarze pod o-s. DZIĘKUJĘ! Nawet nie wiecie, jaka duma mnie rozpierała, gdy je czytałam. Jestem prawdziwą szczęściarą mając takie czytelniczki ;*** 
A teraz zapraszam: 



„But if you close your eyes,
Does it almost feel like nothing changed at all?
And if you close your eyes,
Does it almost feel like you've been here before?
How am I gonna be an optimist about this?”
~Bastille „Pompeii”

13 września, piątek
Jestem na dworze, chyba na tarasie. Tak, poznaję to miejsce. Widzę przed sobą nasz ogród z posiadłości z Suny. Jest wczesna wiosna. Jeszcze chłodnawy wiatr zawiewa ze wschodu, jednak nie jest mi zimno, chociaż mam na sobie tylko zwiewną sukieneczkę i rozpinaną granatową bluzę. Ale co ja tu robię? Siedzę na czyiś kolanach. Moje ciało wydaje się takie małe i kruche. Poruszam palcami i czuję, że są nadzwyczaj słabe i niezgrabne, a skóra tak przyjemnie miękka w dotyku, niczym aksamit. Ale na czyich kolanach siedzę? Poruszam się niespokojnie, chcąc się odwrócić, ale wtedy czyjaś ręka delikatnie ustawia moją głowę znowu w prawidłową pozycję.
- Temari, nie wierć się, to szybciej skończę – słyszę kobiecy głos i natychmiast go poznaję. Mama.
Nagle tracę kontrolę nad swoim ciałem. A może w ogóle jej nie miałam? Przecież to sen, tylko wspomnienie. Myślałam, że wykonuję ruchy samodzielnie, a w rzeczywistości zgadzały się one jedynie ze z góry założonym scenariuszem. Jestem marionetką w rękach mojej przeszłości.
Czuję jak grzebień ciągnie mnie za włosy i krzywię się mimowolnie z bólu. Z moich ust wymyka się ciche jęknięcie, które jednak staram się stłumić. Mama mruczy do mnie, że musze wytrzymać jeszcze tylko chwilę. Przytakuję machinalnie, nie mogąc zrobić nic innego.
Pamiętam doskonale ten dzień. Mama właśnie mnie czesze, jak to miała zawsze w zwyczaju. Ja zawsze się wierciłam i krzywiłam, nienawidziłam tych pięciu minut dziennie, gdy zmuszona byłam siedzieć bezczynnie w torturach. Ale tego dnia moje zniecierpliwienie sięgało zenitu, pamiętam. Mama obiecała mi wyjście do wesołego miasteczka.
- No i proszę! – mówi z zadowoleniem mama. Śmieję się i chcę już zeskoczyć z kolan rodzicielki, jednak ona mnie przytrzymuje ręką w pasie. – Czekaj.
Mama podaje mi brązowe lusterko na rączce. Jest ciężkie, stare i drewniane. Ledwo mogę je utrzymać w rączkach, więc ściskam uchwyt jeszcze mocniej. Unoszę lusterko na wysokość mojej twarzyczki i chwilę wpatruję się w odbicie. Widzę w nim siebie, gdy miałam sześć lat. Włosy oczywiście mam sprytnie związane w cztery kiteczki. Krzywię się, bo nie podobam się sobie w tej fryzurze.
- Miałaś mi zrobić inną fryzurę! – burczę niezadowolona.
- Ta ci się nie podoba, kochanie?
W lustrze obok mojego odbicia pojawia się również twarz mamy. Uśmiecha się do mnie z  miłością, a jej krótkie blond włosy nachodzą jej delikatnie na policzki. Zachwycam się jej urodą.
- Miałaś mi zrobić jednego kitka – mruczę, spuszczając lusterko na kolana. – Albo zostawić rozpuszczone.
Mama bierze mnie pod boki i stawia na ziemi. Obracam się w jej stronę wydymając policzki i nie chcąc na nią spojrzeć. Czuję, jak kładzie mi ręce na ramionach, więc podnoszę wzrok.
- W tej fryzurze wyglądasz najpiękniej.
- Nie prawda! – spieram się, a mama kręci jedynie głową w rozbawieniu.
- Prawda – mówi z mocą, trącając palcem mój nos. – Poza tym masz za krótkie włoski na jednego kitka. Wypadną ci spod gumki i będą opadać na twarz, a tego chyba nie chcesz?
- Dlaczego? – pytam, nie widząc żadnego problemu w opadających na twarz włosach.
- No jak to! Przecież idziemy do wesołego miasteczka. Chyba nie chcesz, żeby na karuzeli włosy zasłaniały ci wspaniałe widoki, co?
Energicznie kręcę głową. Już na słowach „wesołe miasteczko” moje myśli uciekają w teren wyobrażeń o wspaniałości tego miejsca i czekających mnie tam wrażeń.
Mama wyciąga do mnie rękę, więc ją chwytam. Jej dłoń jest większa od mojej i smukła, jednak tak samo delikatna w dotyku. Podnoszę głowę, by móc spojrzeć na twarz mojej rodzicielki. Zauważam, że coś do mnie mówi, jednak nie rozumiem jej słów. Słyszę jedynie ciche pikanie, które powoli się nasila. Wtedy obraz się rozmazuje.
Otwieram drzwi, moje serce wali jak oszalałe po długim biegu i z niepokoju. W głowie huczą mi tylko słowa mamy „Wiem, że będzie dobrze. Wszystko się ułoży, zobaczysz, dacie sobie rade…”.
- Mamo! – wołam już na progu. Nie słyszę odpowiedzi, a jedynie pikanie. W domu jest ciemno, więc po omacku idę do przodu. Wiem, gdzie znajduje się włącznik światła i to do niego właśnie się kieruję. W końcu go znajduję i przyciskam. – Mamo! – Nadal panuje cisza, a ja jestem coraz bardziej zaniepokojona. Sprawdzam kuchnię, łazienkę na dole, salon, jednak wszystkie pomieszczenia są puste. Wbiegam po schodach na górę, jednak te rozmazują się. Słyszę pikanie. Pikanie, pikanie, pikanie…

Otworzyłam oczy. Wspomnienia snu, czy też raczej przeszłości, cały czas przemykały mi w wyobraźni, nie pozwalając mi się do końca wybudzić. Dokładnie pamiętałam te dwa dni – najgorszy i najlepszy w moim życiu.
Dopiero po kilkunastu sekundach i wielokrotnym przetarciu oczu, zdołałam oprzytomnieć. Przewróciłam się na prawy bok, nagle uświadamiając sobie, że mimo końca mary sennej, pikanie nadal nie ustawało. Dudniło w mojej głowie, co rusz nasilając swój ton i irytując jeszcze bardziej. Uniosłam się na łokciu i jeszcze trochę na oślep, drugą ręką schwyciłam stojący na szafce nocnej budzik. No tak, czas do szkoły.
Leniwie podniosłam się z łóżka, zakładając leżącą na krześle bluzę z kapturem. Zaspana, ociężałym krokiem zaczęłam dreptać do kuchni. Już będąc w salonie do moich nozdrzy dotarł przyjemny zapach kawy. Nie mogłam się doczekać jej kojącego smaku w ustach.
- Hej – mruknęłam na przywitanie do Gaary.
Usiadłam ciężko na krześle naprzeciw niego, spragniona od razu pochłaniając moje czarne uzależnienie. Gorąca ciecz wlała się łagodnie w moje gardło, przyjemnie pobudzając kubki smakowe do życia. Uwielbiałam tą niczym nie zmąconą gorycz.
Młody, przygarbiony, z przymkniętymi oczami bujał się nad swoim kubkiem kawy. Z tego co zdążyłam zauważyć, również nie kłopotał się przebraniem z piżamy w normalne ciuchy, a podobnie jak ja, narzucił jedynie na siebie swoją ulubioną bordową bluzę z nadrukiem Iron Mana na przedzie. Wyglądał okropnie z burzą nieułożonych, czerwonych włosów i pokaźnymi sińcami pod oczami.
- Ktoś tu nie spał najlepiej – burknęłam, podpierając głowę ręką.
Gaara niechętnie uniósł zmęczone powieki, patrząc na mnie błagalnym wzrokiem. Ciężko pokiwał głową.
- Ale chyba nie ja jeden – zauważył, przyglądając mi się.
No tak, pomyślałam, zapewne po dawce koszmarów sennych musiałam wyglądać bardzo podobnie do niego.
- Jak od tygodnia – odparłam.
Sączyliśmy swoje kawy w milczeniu. Doskonale wiedziałam, dlaczego mój braciszek był w takim stanie. Cały ostatni rok był dla niego trudny, nie potrafił pogodzić się ze śmiercią mamy. Najbardziej ją przeżył z nas wszystkich, a przecież dziś wybijała rocznica. Mogłabym mu dosypać środków nasennych do kolacji, a zapewne to i tak nie pomogłoby mu usnąć. Wspomnienia nie są czymś, z czym można wygrać zwykłymi proszkami.
- Kankuro wczoraj zgrał jakieś nowe filmy na przenośny dysk – wyrwał mnie z rozmyślań głos brata. Spojrzałam na niego podejrzliwie, uśmiechając półgębkiem. Tak oto z rozpaczy i beznadziei, narodził się buntowniczy Gaara.
- Nie idziemy do szkoły? – odgadłam jego propozycję.
- Miałem nadzieję, że to zaproponujesz. – Uśmiechnął się z wdzięcznością.

Obejrzeliśmy z Gaarą dwa filmy – detektywistyczny i dramat psychologiczny. Nie kłopotaliśmy się przebraniem w  cieplejsze ciuchy, tylko wskoczyliśmy pod ciepły koc, usadawiając się wygodnie na kanapie. Gdzieś w trakcie rozwikływania kluczowej zagadki filmu, mój braciszek zrobił nam śniadanie, a w punkcie kulminacyjnym dramatu dołączył do nas Kankuro. Właśnie leciały napisy końcowe, a mój telefon leżący na ławie zaczął dzwonić. Siedziałam z podkulonymi do siebie nogami, dlatego sięgnięcie po komórkę wymagało ode mnie przykucnięcia na kanapie. Gdy zobaczyłam na ekranie, kto dzwoni, mina mi zrzedła.
- To kto chce rozmawiać z tatusiem? – zapytałam wesoło braci, oklapując z powrotem na wygodne poduchy sofy. Spojrzałam to na jednego, to na drugiego, jednak ich skwaszone miny dogłębnie uświadomiły mi, że nie mam co liczyć na ich pomoc. – No weźcie, zawsze ja z nim rozmawiam. Bądźcie facetami, Kankuro! – Wyciągnęłam telefon w jego stronę, jednak on natychmiast zaczął bronić się przed urządzeniem.
- Zabierz to ode mnie, nie będę rozmawiać z tym typem! – odparł, łapiąc mnie za nadgarstek i odchylając moją rękę możliwie jak najdalej od siebie. Dzwonek telefonu wzmacniał swój ton.
- Jesteś najstarszy – jęknęłam.
- A ty dziewczyną! Gadaj z nim!
- Nie ma mowy!
- Ciebie lubi najbardziej!
- A ciebie najmniej, nie będzie cię przynajmniej zagadywał! – spieraliśmy się, kiedy nagle komórka zniknęła z mojej ręki. Zdezorientowana spojrzałam na Gaarę.
- Jak dzieci – zaczął niechętnie, odbierając: - halo? Cześć. – Chwilę słuchał. – Czekaj, dam ci Temari, wyrywa się do rozmowy…
Wyciągnął telefon w moim kierunku, a ja poczułam się żałośnie wykiwana.
- Zdrajca – wymruczałam, biorąc urządzenie w dłoń. Słyszałam, jak Kankuro szepce sobie pod nosem „Geniusz, no geniusz! Czemu ja na to nie wpadłem?”, jednak starałam się zachować spokój. – No cześć tato, co jest?
- Nie byliście z Gaarą w szkole – usłyszałam nieprzyjemny głos ojca. Wywróciłam oczami.
- Tylko po to dzwonisz? – spytałam od niechcenia.
- Gdzie jesteście?
- W domu, a gdzie mielibyśmy…
- Wiesz, że nie możecie wyjeżdżać. Jeśli się dowiem, że…
- Nie jesteśmy w Sunie, ani w drodze do niej – warknęłam, wyprowadzona z równowagi. – Trzymamy się dobrze, dzięki za troskę. Nie, nie czujemy się rozczarowani, że nie możemy pojechać na grób mamy, nie przejmuj się tym. Też ściskamy, pa – rozłączyłam się, nie czekając na odpowiedź ojca.
Rzuciłam telefon na ławę, a ten uderzył o nią ciężko z trzaskiem. Zacisnęłam pięści, wkurzona. Obrzuciłam braci przelotnym spojrzeniem. Również wyglądali na rozwścieczonych, zapewne domyślając się przebiegu rozmowy.
- Tata pozdrawia i całuje – rzuciłam ironicznie z wymuszonym uśmiechem.
- Czyli to co zwykle – odparł Kankuro, sięgając po pilota. – To teraz czas na horror.

To niesamowite, jak głupi sen potrafi zepsuć humor. Jak wspomnienia potrafią boleć. Nie ważne, czy piękne, czy te najboleśniejsze. Jeśli dotyczą osoby, której już nigdy w życiu się nie zobaczy, zawsze towarzyszy im nieopisane cierpienie, które nie chce odejść wraz z przymrużeniem oczu, zaciśnięciem pięści, czy krzykiem agonii. Flashbacki z przeszłości boleśnie dobijają się do drzwi teraźniejszości, chcąc dokonać rzezi na szczęściu, które panuje w twoim życiu. Rozrywają cię od środka, największe rany zostawiając w sercu i duszy. A te najciężej wyleczyć. Zwykła medycyna, leki przeciwbólowe tutaj nie działają. Do tego potrzeba innego lekarza. Najlepiej osoby zaufanej, która złapie wszystkie łzy, nawet te, które nigdy nie ujrzą światła dziennego. Łzy duszy, które wyzierają na zewnątrz, gdy tylko mają okazję, wołając o pomoc przez na pozór twarde oczy. Jednak nie każdy widzi, kiedy czyjaś dusza płacze i w tym tkwi problem.
Bo co jeśli osoba, która znała cię najlepiej nagle znika? Pewnego dnia tak po prostu odchodzi z tego świata zupełnie bez ostrzeżenia? Zostawiając ciebie i twoje łzy na pastwę losu. Zarówno te widoczne, jak i te ukryte, które tylko tamta osoba mogła dostrzec. Co wtedy?
Obróciłam się na lewy bok, przytykając czoło do miękkiej poduchy sofy i zaciągając puchaty koc pod nos. Kaptur bluzy opadał lekko na mój policzek, podobnie jak grzywka, która postanowiła rozstrzępić się na całe czoło. Czułam się okropnie i byłam pewna, że mój wygląd nie odstaje od nastroju. Od rana, odkąd z Gaarą zasiadłam na kanapie, wychodziłam spod koca jedynie na jedzenie i siusiu, nie zawracając sobie głowy przebraniem w chociażby dres. A dochodziła już siedemnasta.
Jednak nie byłam jedyną, która wpadła w melancholijny nastrój. Moi bracia tuż po horrorze, zgodnie udali się do swoich pokoi, by móc zatopić się w swojej własnej ponurej atmosferze. Nie miałam im tego za złe, a nawet byłam wdzięczna. Byliśmy rodzeństwem, wspieraliśmy się na każdym kroku, mimo wzajemnego dokuczania. Naprawdę ceniłam ich obecność. Byli jedynymi osobami, którym ufałam i przy których byłam sobą. Nie wyniosłą Temari, która zawsze musi mieć racje; która udaje dorosłą, choć w duszy drży i marzy, by wrócić do czasów dziecięcych. Nie dziewczyną, która używa ironii i szyderstw jako tarczy przed ludźmi, którzy mogliby ją polubić. Przy tych dwóch głupkach mogłam być po prostu sobą, choć nie do końca wiedziałam co to oznacza.
Ale tym razem byłam wdzięczna, że dali mi chwilę wytchnienia. Potrzebowałam pomyśleć, powspominać, zatopić się we wspomnieniach i trochę pocierpieć w samotności. I wiem, że oni też tego potrzebowali, jednak byli zbyt dumni, by to przyznać. A przynajmniej Kankuro, który wiecznie udawał wesołego. Grał tak umiejętnie już od tak dawna, że właściwie nie potrafię sobie przypomnieć, jaki był kiedyś. Nie przed śmiercią mamy, ale dużo wcześniej. Jeszcze wtedy, gdy nasza rodzina, była szczęśliwą rodziną…
Zawsze był idiotą, pomyślałam, uśmiechając się pod nosem. Mocniej wtuliłam się w kanapę, kuląc do siebie nogi i zamykając oczy. Tyle że kiedyś jego idiotyzm był przynajmniej szczery…
- Znowu o tym myślisz.
Otworzyłam oczy słysząc głos Kankuro. Wszedł właśnie do salonu przystając w progu i opierając się ramieniem o framugę drzwi. Z założonymi na piersiach rękoma obserwował mnie czujnie łagodnym spojrzeniem. Nie odezwałam się, a jedynie przeniosłam swój wzrok na sufit, obracając na plecy. Zdecydowanie łatwiej rozmawiało mi się z bratem, gdy nie musiałam się mierzyć z jego wzrokiem. Może Kankuro był idiotą, jednak to on dał mi największe wsparcie po śmierci mamy. Zawsze rozprowadzał wokół siebie ciepłą aurę. Nawet w najcięższych chwilach potrafił wykrzesać z siebie odrobinę pozytywizmu by mnie pocieszyć, nawet kiedy sam rozpadał się w środku na milion kawałków.
- Wiesz, siostrzyczko, kiedy zapominasz o aktorzeniu naprawdę łatwo cię przejrzeć – powiedział i nagle jego twarz znalazła się tuż nad moją, zasłaniając mi białe widoki sufitu. Podpierał się na łokciach o oparcie kanapy, pochylając nade mną.
- Trochę trudno o tym nie myśleć w takim dniu – wymruczałam, nie spuszczając wzroku z Kankuro. Przez chwilę wydawało mi się, jakby na moment odrzucił swoją rolę, a przez dotychczasową maskę pozytywizmu przebił się smutek. Trwało to jednak zbyt krótko, by uznać za prawdę i szybko zostało zastąpione pocieszającym, delikatnym uśmiechem.
- Trzeba najpierw coś dokładnie przemyśleć, żeby móc o tym zapomnieć. Chociaż czasami to długotrwały proces, to skuteczny. – Uśmiechnął się szerzej, a ja już wiedziałam, że coś kombinuje. – A teraz rusz tyłek, bo trzeba przygotować amnezje.
- Amnezje? – Zmarszczyłam delikatnie brwi.
- Żarcie. Żarcie jest dobre na wszystko – oznajmił, po chwili uciekając do kuchni.
Kankuro znowu skrył się za twardą maską pozytywizmu, którą tak ciężko było przebić. Zawsze myślałam, że tylko mama potrafi mnie przejrzeć i pocieszyć, gdy tego potrzebuje. Jednak od jakiegoś czasu i jemu się to udawało. Nie był w tym jeszcze tak dobry jak ona, jednak się starał i sam fakt, że widzi co się ze mną dzieje był pocieszający. Bo każdy potrzebował osoby, która się nią zaopiekuje, nie ważne jak bardzo by temu zaprzeczał. Dlatego byłam wściekła na siebie, że nie potrafię rozgryźć swojego brata. Z nim nie było tak jak z Gaarą, nie można było z niego czytać, jak z książki. Zawsze uciekał ze swoimi bólami do pokoju, przed nami grając błazna i wesołka. A ja nawet gdy dostrzegałam w nim cząstkę cierpienia, nigdy nie zebrałam się na odwagę, by mu pomóc. Dlaczego?  Ponieważ nawet nie wiedziałam jak sobie pomóc.
Westchnęłam przeciągle, siadając. Leniwie opuściłam nogi, nadal opatulona kocem od pasa w dół. Niedbałym gestem zmierzwiłam swoją grzywkę, wstając z kanapy. Owinęłam koc wokół bioder, tak, by spływał swobodnie wzdłuż moich nóg, grzejąc je. Kiedy ma się na sobie jedynie krótkie spodenki od piżamy i grube skarpety na stopach, trzeba korzystać z ludzkiej pomysłowości. Uważając by nie potknąć się o rąbek koca, małymi krokami poczłapałam do kuchni, gdzie mój brat już coś szykował. Świadczyły o tym najróżniejsze odgłosy dobiegające z pomieszczenia.
- Więc co to za amnezja? – spytałam, instalując się przy stole.
Kankuro odwrócił się od blatu, przy którym stał, a moim oczom ukazały się szklane pucharki. Tuż obok nich znajdowało się pudełko lodów waniliowo-czekoladowych i puszka z brzoskwiniami w słodkim sosie. Uśmiechnęłam się do rozradowanego, dumnego ze swojej pomysłowości Kankuro.
- Dokładnie to, co widzisz, siostrzyczko.
- Lody – mruknęłam, przełykając ślinkę, która niespodziewanie nabiegła mi do ust.
- Tak, powszechnie znane jako uśmierzacz bólu i uniwersalny pocieszyciel, na wszystkie smutki ludzkie! – odparł wesoło, ponownie zabierając się do pracy.
Oparłam głowę na rękach, opierając się na stole i obserwując poczynania Kankuro. Sprawnie kroił brzoskwinie na małe kawałeczki, wrzucając je do pucharków, już zapełnionych chłodnym smakołykiem. Po krótkim czasie postawił deser przede mną.
- Czego oczekujesz w zamian? – spojrzałam na niego podejrzliwie. Zaśmiał się krótko na moje słowa, siadając po drugiej stornie stołu. Wsadził sobie do ust sytą łyżeczkę lodów.
- Posprzątasz mi pokój – odparł z pełna buzią.
- O nie – zaczęłam, dłubiąc w swoim pucharku łyżeczką – do strefy gazu się nie zbliżam.
- Cholera – mruknął, udając zawiedzonego. Ja jednak doskonale wiedziałam, że nawet nie oczekiwał mojej zgody.
W ciszy jedliśmy swoje lody. Ich delikatna, chłodna egzystencja pieściła moje podniebienie i zmysły, w magiczny sposób poprawiając mi humor. Skubany, jednak wiedział co lubię. Wtedy jednak w kieszeni bluzy poczułam wibracje, mające świadczyć o tym, że ktoś się do mnie dobija. Mina od razu mi zrzedła na myśl, że to ojciec znów miał zamiar nas skontrolować. Jednak po wyciągnięciu urządzenia, na wyświetlaczu nie widniał jego numer telefonu, a osóbki znacznie weselszej.
- Tenten? – odebrałam. Kankuro zerknął na mnie zdumiony.
- Temari! – jej rozradowany głos przebił się przez urządzenie, wprost do moich uszu. Mimowolnie kąciki moich ust uniosły się delikatnie w górę. – Co z tobą? Dlaczego nie było cię w szkole?
- Aaaa – przeciągałam, robiąc minę cierpiętnika. – Rodzinne powody.
- Jezu, co jest!? Coś z Gaarą, Kankuro? Jego ręką? Zakażenie, czy co, gadaj!
- N-Nie – zaczęłam, dziwiąc się, że dziewczyna tak bardzo się przejęła moimi słowami. Dlatego tym trudniej było mi ją okłamać. Tenten miała coś w sobie, co sprawiało, że chciałam jej zaufać, a mimo to moja wewnętrzna blokada mnie wciąż powstrzymywała. – Raczej rodzinny leń.
Zaśmiała się.
- No tak, mogłam się domyślić. Ale nie tylko po to dzwonię, mam do ciebie sprawę.
- Jaką? – zainteresowałam się. Kankuro nadal mi się przyglądał, jakby chcąc z moich reakcji dowiedzieć się, o czym rozmawiamy. Co chwilę też szeptał do mnie, bym pozdrowiła koleżankę, co zbywałam ignorancją.
- A właściwie propozycję. Jutro wybieramy się do wesołego miasteczka. Wiesz, całą paczką, tak jak ostatnio w barze. – Mruknęłam w odpowiedzi. Kankuro cały czas szeptał do mnie „Pozdrów, pozdrów, pozdrów…” jak jakaś katarynka, irytując tym mnie, przez co nie do końca skupiałam się na rozmowie. – Co ty na to?
- Pozdrów! – niemal krzyknął mój brat. Spiorunowałam go wzrokiem i mając już dość jego skomlenia, dopowiedziałam:
- Dobra!
- Serio? – usłyszałam nagle rozradowany głos koleżanki. – To świetnie! Zabierz ze sobą braci.
- Czekaj, co? – spytałam skonsternowana. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że Tenten musiała odebrać moje słowa, jako zgodę na jej propozycję. – Nie, Tenten, ja mówiłam do Kanku…
- Wiesz, gdzie jest budynek firmy „Kazekage S.A.”? – przerwała mi, nawet nie zwracając uwagi na moje protesty. Skrzywiłam się, słysząc nazwę firmy, w której pracował ojciec.
- Tak, ale… – burknęłam.
- To wtedy tam się spotkamy, okej? I razem pójdziemy  na miejsce.
- Tenten, czekaj!
- Kurde, musze kończyć, mama coś ode mnie chce – dalej nie zawracała sobie mną głowy, jakby wiedziała, że moje słowa były pomyłką, ale bardzo chciała mnie mimo wszystko wrobić w ten wypad. – Jutro! O szesnastej! Pozdrów braci!
- Ten… - Rozłączyła się, a ja westchnęłam zirytowana. – Tak, oni też pozdrawiają.
Odłożyłam telefon na stół, gniewnym wzrokiem spoglądając na brata. Szczerzył się do mnie, a jego pucharek lodów był już prawie całkowicie pusty. Przeniosłam wzrok na swój, który był już w połowie roztopiony. Posmutniałam na ten widok. Wzięłam łyżeczkę w dłoń i zaczęłam nią mieszać zimną papkę.
- Gratuluję – rzuciłam w stronę Kankuro – dzięki tobie, jutro idziemy się pobawić w wesołym miasteczku.
- No i dobra. – Wstał z krzesła niezrażony, odstawiając pucharek do zlewu. Oczywiście, sprzątanie zostawił dla mnie.
Włożyłam sobie łyżeczkę lodowej papki do ust. Na całe szczęście nadal były smaczne.

~*~

14 września, sobota
Przyjrzałam się sobie w lustrze. Miałam na sobie czarne, obcisłe spodnie, bordową bluzkę z rękawem trzy czwarte i jeansową katanę. Ubiór dopełniał srebrny, długi wisiorek z ozdóbką w kształcie wachlarza, czarny pasek z delikatną klamrą i niewielka torebka z ciemnej, skóropodobnej tektury. Zmęczenie próbowało się przebić przez warstwę delikatnego makijażu, który jednak przegrywał w okolicach oczu z ciemnymi cieniami pod nimi. Nadal nie sypiałam dobrze. Przeczesałam dłonią rozpuszczone włosy.
 „Chyba nie chcesz, żeby na karuzeli włosy zasłaniały ci wspaniałe widoki, co?”
Uśmiechnęłam się smutno do swojego odbicia.
- Nie, mamo – mruknęłam do siebie, sięgając po leżące na biurku cztery gumki. Z wprawą związałam włosy w tradycyjne kitki. – Teraz lepiej, prawda?
Jednak w odpowiedzi usłyszałam jedynie pukanie do drzwi. Odwróciwszy się w ich stronę, ujrzałam Kankuro.
- Gotowa?
- Pewnie – odparłam. Rzuciłam ostatnie spojrzenie w stronę swojego odbicia, następnie odchodząc za bratem.
- A gdzie Gaara?  - spytałam, gdy byliśmy już przy wyjściu, zakładając swoje buty.
- Powiedział, że nie idzie. – Spojrzałam na Kankuro pytająco, zawiązując sznurówki trampka. Wzruszył ramionami. – Go pytaj, nie mnie.
Wywróciłam oczami, rzucając w stronę brata, że zaraz wrócę. Skierowałam się do pokoju Gaary. Nie wiedziałam, co ten samotnik znowu wymyślił, ale zamierzałam zrujnować jego plany nie wyjścia z domu.
- Wchodzę! – krzyknęłam, wkraczając do pokoju brata. Panował w nim półmrok, spowodowany spuszczeniem rolet. Gaara leżał na swoim niezasłanym łóżku w zmiętolonej pościeli, wzrok wbijając w sufit. Słuchał muzyki z  MP3 i z początku nawet nie zauważył mojego przyjścia. Dostrzegł mnie dopiero, gdy stanęłam przy jego łóżku z rękoma na biodrach i surowym spojrzeniem. Wyjął z ucha jedną ze słuchawek.
- Rusz się, wychodzimy – nakazałam.
- Nie idę – burknął obojętnie, na powrót wkładając słuchawkę do ucha i ignorując mnie zupełnie.
Moja brew powędrowała w górę, jednak wciąż starałam się zachować spokój. Z Gaarą było jak z chomikiem – należało do niego podchodzić bardzo wolno, ostrożnie, bezszelestnie i mieć anielską cierpliwość, bo inaczej cię ugryzie i się obrazi. Niestety, nie byłam osobą, która w stu procentach mogła się dostosować to tych reguł, więc w połowie opanowana stanęłam nad nim, wyszarpując mu kabelkowe ustrojstwo z uszu.
- Bo? – syknęłam, zakładając ręce na piersi.
- Bo nie mam ochoty.
Nowość. Zupełnie jakbym ja miała.
Wiedziałam jednak, że nie tylko o to chodziło. Przeczesałam palcami grzywkę w nerwowym geście, przysiadując na skraju łóżka brata.
- Żałoba skończyła się wczoraj. Każdy teraz musi ruszyć, nie ważne co. Siedzenie w domu nie poprawi ci humoru, a zdobycie kilku kumpli tak.
Prychnął.
- Łatwo powiedzieć „ruszyć dalej” – uniósł głos. – Może ty z Kankuro potraficie tak po prostu zapomnieć i się nie przejmować, ale ja nie. Nadal nie zapomniałem o mamie, cały czas czuję jej brak i głupie wyjście do wesołego miasteczka tego nie zmieni. Głupi kumple nie zastąpią mi matki!
Wpatrywałam się w niego, a złość wzrastała we mnie w każdym kolejnym słowem.
- Ty myślisz, że nam jest łatwo!? – Wstałam pod wpływem buzującej we mnie krwi. – Myślisz, że my nie przeżyliśmy wczorajszego dnia, że nie tęsknimy za mamą? Cholera, Gaara, otwórz oczy!
Usiadł na łóżku, również gromiąc mnie wściekłym spojrzeniem.
- A przeżyliście!? – rozłożył szeroko ramiona. – Bo jakoś nie zauważyłem. Oboje zachowywaliście się jak zwykle, Kankuro się wygłupiał, a ty byłaś obojętna jak zwykle. Tak okazujecie swoją tęsknotę za mamą?
- Ja byłam obojętna? – spytałam tępo, niedowierzając w jego słowa. – Nie wiesz co działo się w mojej głowie i co robiłam, gdy ty zamknąłeś się w swojej pieczarze. A Kankuro… A Kankuro swoimi wygłupami stara się jedynie nam ulżyć, cholera, jemu też jest ciężko! To, że nie okazujemy…
- No właśnie! Wy nic nie okazujecie, bo nic was to nie obchodzi!
-  Ty się w ogóle słyszysz, człowieku? – Pokręciłam głową, załamana. – Nie pomyślałeś, że robimy to dla ciebie? Bo chcemy cię chronić? Z resztą… zawsze wszystko kręci się wokół ciebie! – wybuchłam, wbijając ręce we włosy. – Biedny, mały Gaara, stracił ukochaną mamusię – zironizowałam gorzko. – A nie pomyślałeś, że my też straciliśmy matkę? Karura No Sabaku miała trójkę dzieci, ale oczywiście i tak zawsze chodzi o ciebie, prawda?
- Szkoda tylko, że nie wszystkie dzieci opłakiwały jej śmierć na pogrzebie – prychnął, przeszywając mnie pogardliwym spojrzeniem. – Kankuro próbował być twardzielem, ale w końcu i tak pękł. Ale ty? Nawet łzy… - pokręcił głową, jakby rozczarowany -  i nazywasz się jej córką?
Nie wytrzymałam. Postąpiłam krok na przód, wymierzając bratu siarczysty policzek, w który włożyłam całą swoją złość i ból, który sprawił mi swoimi słowami.
- Nic o mnie nie wiesz, gówniarzu – syknęłam. – Więc nie wypowiadaj się na temat rzeczy, o których nie masz zielonego pojęcia.
Rzuciłam w stronę Gaary ostatnie zawiedzione spojrzenie, jak najszybciej uciekając z jego pokoju i zatrzaskując za sobą drzwi. Będąc na korytarzu emocje nadal we mnie buzowały, a ręce drżały ze złości. Oparłam się o ścianę, pochylając delikatnie i chowając twarz w dłoniach. Musiałam się uspokoić. Niespodziewanie jednak na moim ramieniu wylądowała czyjaś ręka, a gdy się wyprostowałam, ujrzałam przed sobą Kankuro. Bez wahania oplótł mnie swoimi wielkimi ramionami, zatrzaskując w niedźwiedzim uścisku.
- Wystarczy, że ja znam prawdę, mała – wyszeptał, a ja zdołałam jedynie pokiwać głową w odpowiedzi. Wiedziałam, że gdy spróbuję się odezwać, głos odmówi mi posłuszeństwa i zadrży nieproszenie. Nie pozwoliłam jednak tej chwili trwać długo i sprawnie wyswobodziłam się z ramion brata, wymijając go bez słowa, choć w duchu dziękowałam mu za wsparcie. I za tysiące poprzednich.

Było już piętnaście po szesnastej, a Tenten nadal nie było. Zaczynałam się już niecierpliwić, tym bardziej, że schody wejściowe do biurowca „Kazekage S.A.” nie były miejscem, w którym chciałam zostać dłużej niż kilka sekund. Było zdecydowanie zbyt duże ryzyko na spotkanie ojca, co tylko pogorszyłoby mi humor i do końca zepsuło dzień. Kłótnia z Gaarą wytrąciła mnie z równowagi na tyle, że nawet najmniejsza błahostka mnie drażniła. Kankuro to widział i dzięki Bogu nie odezwał się do mnie w czasie drogi nawet słowem. Teraz siedział na jedynym stopniu, bawiąc się palcami dłoni i co jakiś czas zerkając na zegarek.
Oparta o barierkę, ściskałam pasek torebki, nerwowo rozglądając się po okolicy. Stopa latała mi w zniecierpliwieniu, a wzrok nie mógł zawisnąć na jednym punkcie co chwila przeskakując z jednego przechodnia na drugiego. Niestety, nigdzie nie zdołałam znaleźć Tenten. Z westchnieniem wyciągnęłam telefon, chcąc do niej zadzwonić, kiedy usłyszałam za plecami nawoływania:
- Jeju, przepraszam! – Odwróciwszy się, ze zdumieniem zdałam sobie sprawę, że to spóźniona Tenten biegła w naszą stronę od drzwi frontowych budynku. Po chwili stała już tuż obok, dysząc ciężko od biegu. – Wiem, wiem, spóźnienie, wynagrodzę wam! Musiałam podrzucić tacie obiad i mnie trochę zagadał.
- Twój tata tu pracuje? – Kankuro wyjął mi te słowa z ust, pojawiając się nagle obok nas.
- Niestety – burknęła, krzywiąc się nieznacznie. – Płacą nieźle, ale wykorzystują ludzi jak tylko mogą. Tata haruje od rana do wieczora, a często nawet w domu jeszcze kończy robotę. Mówię wam, masakra. Kilka miesięcy temu było jeszcze spoko, ale niedawno zmienił się prezes i – prychnęła zdegustowana, tworząc przy głowie cudzysłowy z palców – „zasady się zmieniły”.
Spojrzałam zaniepokojona na Kankuro, w którego głowie musiało się tlić w tamtym momencie tyle samo myśli, co w mojej. Doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że to o naszym ojcu mówi Tenten, a wizja jego jako tyrana nie była nam obca. Osiągnął tytuł prezesa bynajmniej nie dzięki swojej ciężkiej pracy, a kierując się zasadą „po trupach do celu”. Poza tym, w domu jego tyraniczny charakter również miewał swoje przebłyski, co najbardziej odczuł właśnie Kankuro.
- Współczuję – wydukałam w końcu, wdziewając na twarz idealną maskę niewiedzy i współczucia. Zupełnie jakbym słyszała o tajemniczym prezesie po raz pierwszy w życiu. Uznałam jednak, że nie warto było zaznajamiać Tenten z informacją jakoby tyran był naszym ojcem. Jedynie zaczęłaby uważać przy nas na swoje słowa, w obawie o posadę ojca, stopniowo oddalając się ode mnie. A ja nie chciałam stracić jedynej kompanki w klasie. – Idziemy?
- Pewnie! – natychmiast podchwyciła, zbiegając ze schodów. Z Kankuro rzuciliśmy w swoje strony poważne spojrzenia, pieczętując tym naszą zmowę milczenia i podążyliśmy za Tenten.

Słońce zaświeciło mocniej, wyłaniając się nagle zza jednej z chmur, które leniwie przesuwały się po nieboskłonie. Shikamaru mruknął na to niechętnie, zaciskając nagle powieki i krzywiąc twarz w grymasie. Poruszył się niespokojnie, czując jak drewniane belki ławki wbijają się w jego plecy. Nagle jego ulubiona pozycja wydała mu się niesamowicie niewygodna, co tylko wzmocniło jego rozdrażnienie. Pochylił się do przodu, opierając łokcie, jak i całe ciało, na kolanach. Westchnął przeciągle.
Dlaczego on się w ogóle na to wszystko zgodził? Przeklinał chwilę, w której spotkał Naruto, w drodze do swojego ulubionego miejsca obserwacji chmur. Gdyby Uzumaki niemal siłą nie zaciągnął go w to miejsce, teraz zapewne leżałby sobie na dachu najwyższego wieżowca Konoha, śpiąc bądź wpatrując się  w niebo w stanie błogiego odprężenia. Jak tęsknił do tej myśli! Natomiast zamiast istnego raju, teraz jak ostatni skazaniec czekał na nadejście piekła. Całkowicie tego nie rozumiał, jednak kiedy Sakura oznajmiła grupie, że czekają już tylko na Tenten i Temari, z jego ust wyrwały się słowa, które nie powinny wydostać się na zewnątrz. Nierozsądnie zaproponował, że to on będzie kozłem ofiarnym, który poczeka na spóźnialską dwójkę. I o ile wtedy wymówka, jakoby w ten sposób mógł chociażby częściowo oddać się przyjemności obserwacji chmur była bardzo dla niego samego przekonująca, o tyle w chwili obecnej uważał ją za najgorszą z możliwych i całkowicie bez sensu. Sam rzucił się lwu na pożarcie.
Cholernie upierdliwe…, ledwie zdążył pomyśleć, kiedy w tłumie ludzi przed sobą ujrzał trzy znajome sylwetki. Jedna z nich zauważyła go niemal natychmiast, obrzucając zdziwionym spojrzeniem turkusowych tęczówek. Na zadziorny uśmiech No Sabaku nie mógł odpowiedzieć niczym innym, jak tym samym.
- Nara – zaczęła jakby z wyższością, nazwiskiem zastępując tradycyjne przywitanie – gdzie reszta?
- Tylko nie mów, że już weszli – wtrąciła się Tenten. Shikamaru chciał odpowiedzieć na oba pytania tą samą odpowiedzią, jednak Tenten sama zdążyła wykalkulować sobie sytuację. – A mówiłam im, że mamy trzymać się razem. No nic – westchnęła, kręcąc niezadowolona głową – będziemy musieli ich poszukać.
Ruszyła przed siebie, a za nią rodzeństwo No Sabaku. Na ten widok Shikamaru zaczął się cieszyć w duchu – odwalił brudną robotę, a nie musiał wyduszać z siebie nawet jednego słowa. Lew odchodził w nieznane, a jagnię mogło odetchnąć z ulgą i zrelaksować się na zasłanej zielenią polanie. Albo w przypadku Nary – na upragnionym dachu budynku. Uśmiechnął się z ulgą, chcąc udać się w swoje wymarzone miejsce, jak tyko trójka znajomych zniknie w tłumie, jednak niespodziewanie na jego twarz znów powrócił grymas. Temari idąc jako ostania, zatrzymała się nagle, zerkając na niego przez ramię, gdy pozostała dwójka dalej brnęła przed siebie.
- Czekasz na zaproszenie? – spytała z drwiną.
Shikamaru zaklął pod nosem, wiedząc już, że jego plan ucieczki zostanie udaremniony. Postanowił jednak się nie poddawać.
- Raczej spasuje. Wesołe miasteczko to nie miejsce dla mnie – odparł obojętnie, opierając się na ławce.
Wtedy jednak dostrzegł, jak wyraz twarzy dziewczyny zmienia się z neutralnego, w zaintrygowany, a jej usta wygięły się w uśmiechu, którego sam Shikamaru się obawiał. Mimo że znał dziewczynę krótko, to wiedział, że ten uśmiech zwiastuje coś, co z pewnością uzna za kłopotliwe.
- Och, czyżby Płaczek się bał wysokości i szybkości? – zaszydziła, idąc w jego kierunku. Stanęła nad nim władczo, z rękoma opartymi o biodra i dumnym wyrazem twarzy. – Mogę się założyć, że nie wszedłbyś na chociażby połowę z tych karuzeli.
- Zgoda – odparł niechętnie. Wiedział, że będzie żałował swojej decyzji, jednak męska duma nie pozwalała mu nie przyjąć wyzwania. Nie mógł pozwolić, by kobieta wyzywała go od tchórzy! Wystarczyło, że w drodze wyjątku pozwalał jej nazywać siebie Płaczkiem, choć i to przezwisko przyprawiało go już o ból głowy.
Jednak zdziwienie winiące na twarzy No Sabaku zdawało się wynagradzać chłopakowi wszystkie nieprzyjemności.
- Co „zgoda”? – spytała skonsternowana.
- Na zakład. – Wstał z ławki, zmuszając dziewczynę do zadarcia głowy; teraz to on był górą. Wyciągnął z kieszeni kartonowe pudełeczko, z którego wydobył swojego ostatniego papierosa. Ostentacyjnie włożył go do ust, szukając po kieszeniach zapalniczki. – Jak pójdę z tobą na te wszystkie upierdliwe karuzele, kupisz mi paczkę papierosów.
Temari uśmiechnęła się enigmatycznie, co sprawiło, że Shikamaru zaczął żałować swoich słów szybciej, niżby się spodziewał. Znalazłszy zapalniczkę, zaognił papierosa, zaciągając się mocno. Wypuszczając dym jednak nie przejął się, że powinien wydmuchnąć go w inną stronę, miast w twarz No Sabaku. Dziewczyna skrzywiła się.
- Okej – rzuciła, a Nara wyczuł w tym jednym słowie jakby groźbę. – Ale jak stchórzysz chociaż na jednej, już nigdy przy mnie nie zapalisz.
- No to mamy zakład – odparł odważnie z zawadiackim uśmiechem.

Siedzieli na ławce nieopodal budki z lodami. Oboje pałaszowali swoje porcje, ciesząc się swoją obecnością i rozmawiając o sprawach, które samowładnie nasuwały im się na języki. Naruto nieczęsto miał okazję porozmawiać z Hinatą sam na sam, głównie ze swojego powodu. Wolał wygłupiać się z Kibą i być w centrum uwagi znajomych, zamiast od czasu do czasu porozmawiać z kimś w osobności. Teraz bardzo tego żałował, bo po godzinie spędzonej z Hyugą nie chciał by ta chwila się kończyła. Uzumaki miał dobry kontakt z każdym z paczki, jednak z niewieloma osobami mógł tak naprawdę porozmawiać. A z Hinatą było inaczej; czuł, że może powiedzieć jej wszystko, a ona wysłucha go z uśmiechem na ustach i uwagą, że nie przeoczy żadnego ze słów, co napełniało go szczęściem. Tylko ona go tak słuchała, podczas gdy inni traktowali go raczej pobłażliwie. Nawet Sakura, jego domniemana przyjaciółka nie poświęcała mu tyle uwagi co Hyuga.
Naruto właśnie opowiadał dziewczynie historię, która przydarzyła mu się rano. Nie mógł powstrzymać w sobie emocji, a ciało pod ich wpływem poruszało się impulsywnie. Nawet nie zauważył, kiedy gałka lodów zaczęła się roztapiać, przesuwając niebezpiecznie z wafelka. Wtedy niespodziewanie lód wymsknął się z objęć wafla, lądując na bluzie Hinaty. A dokładniej, piękna brązowa plama powstała idealnie na wysokości piersi dziewczyny. Siedzieli przez chwilę w całkowitym bezruchu, sparaliżowani całą sytuacją. Pierwszy otrząsnął się Naruto.
- Hi-Hinata! – krzyknął, przybliżając się bardziej do dziewczyny. Wpatrywał się w jej biust, wymachując rękoma tuż nad nim, z ogromnym przerażeniem wypisanym na twarzy. – Ja ja ja ja ja ja… ja przepraszam! Przepraszam ja… ja nie chciałem! – tłumaczył się żałośnie, nadal obserwując krągłości koleżanki. – Zaraz… zaraz coś na to poradzę, poczekaj!
Wstał nagle, nieporadnie przeszukując kieszenie swoich jeansów. Kiedy już znalazł w nich upragnioną kolorową paczuszkę, wykrzyknął tryumfalne „ha!”, na powrót podskakując do wciąż  zdębiałej z szoku Hinaty. Już siedząc, wyciągnął jedną chusteczkę, niedbałym ruchem ręki ją rozkładając. Następnie bez zastanowienia przyłożył ją do plamy, poczynając wycierać. Cóż za niefartowny błąd!
Hinata już od dobrej minuty siedziała nie tylko zszokowana, ale również poważnie zawstydzona. Nie potrafiąc zebrać się na odwagę, by chociażby zerknąć na chłopaka, siedziała skulona, chowając się w swoich ramionach. Słowa Naruto do  niej nie docierały, nie mówiąc już o tym, co robił. Dlatego, czując  czyiś nieproszony dotyk na swoim biuście, gwałtownie zareagowała. Wymierzyła napastnikowi siarczysty policzek, niemal natychmiast po tym wstając z ławki. Gdy tylko ujrzała zdezorientowaną, zupełnie nic nierozumiejącą twarz chłopaka, momentalnie poczerwieniała.
- Hinata – wyszeptał skonsternowany Naruto. Również wstał, tym razem zachowując odpowiednią ostrożność, zbliżył się nieznacznie do Hyugi. Jednak nawet tak spokojne gesty, wprawiły dziewczynę w istną panikę.
Hinata opadła ciężko na ławkę stojącą za nią, łapiąc się za głowę. Nie wierząc w to, co zrobiła, była wstanie jedynie dreptać w miejscu i trzymając się kurczowo swoich włosów, piskliwym głosikiem powtarzać „nie nie nie nie nie nie nie nie!”. Dopiero po kolejnej minucie histerii, gdy nogi przestały nerwowo tańczyć, a usta poczęły jedynie szeptać niespokojne słowa, dziewczyna oparła czoło o swoje kolana, ściślej opatulając głowę rękoma.
Naruto, widząc tą jawną zmianę, postanowił działać. Ostrożnie ukucnął naprzeciw Hyugi i z zatroskaną miną, powiedział:
- Hinata, przecież ja ci to wypiorę… no obiecuje, zrobię wszystko, żeby ta plama zeszła! Proszę, przepraszam no, spójrz – chwycił dłonie dziewczyny, delikatnym ruchem zdejmując z głowy – na mnie.
Ostrożnie podniosła głowę. Jej twarzyczka przybrała jeszcze żywszy ocień czerwieni, gdy tylko ujrzała cudownie  błękitne oczy Uzumakiego tuż przed nią.
- A-ale – wyjąkała z trudem  - ty… N-Naruto się n-nie… nie gniewasz?
Naruto zrobił zmieszaną minę, marszcząc brwi w akcie niezrozumienia.
- Ja? – wydukał. – Przecież to ja zrobiłem ci tę plamę, czemu mam być zły?
- No bo ja – zaczęła, wyciągając rękę przed siebie i palcem wskazującym dotykając policzka chłopaka. – Bo ja cię przecież uderzyłam! – pisnęła.
Hinata widziała, jak usta Naruto drżą delikatnie, po chwili już wyginając się w uśmiech. Czuła również, jak mięśnie policzkowe chłopaka napinają się pod jej palcem. A zaraz potem słyszała już wesoły, głośny śmiech Uzumakiego. Szybkim ruchem cofnęła dłoń.
- A podobno to ja jestem głupi! – wydusił z siebie, pomiędzy kolejnymi chichotami. Gdy już się trochę uspokoił, spojrzał na dziewczynę rozczulonym wzrokiem, na powrót przywołując na jej policzki czerwone plamki. – Czasami w tej swojej słodkości i nieśmiałości jesteś naprawdę głupiutka, wiesz?

Wysiedliśmy właśnie z wagonika ostatniego rollercoaster’a naszej wesoło miasteczkowej wyprawy. Adrenalina krążyła w mojej krwi, wykrzywiając usta w niekontrolowanym uśmiechu i wprawiając w doskonały humor. Ironią było, że jeszcze trzy godziny temu kłóciłam się z bratem, klnąc na Tenten w duchu za wpakowanie mnie w ten wypad, a teraz byłam jej za to niezmiernie wdzięczna. Jednak spojrzawszy na Narę, zdałam sobie sprawę, że byłam jedyną tak pozytywnie nastawioną do tej sytuacji osobą. Chłopak trzymał się za brzuch, z nietęgą miną snując się obok mnie i paplając o upierdliwych rollercoaster’ach. Zaśmiałam się na ten widok, szturchając go w ramię.
- Tylko mi tu nie zwymiotuj, twardzielu – zadrwiłam, na co zostałam obrzucona zirytowanym wzrokiem Nary. – Więcej cię już dziś nie będę dręczyć.
- Cóż za łaska – zaszydził, mimo wszystko uśmiechając delikatnie. – Ale od dziś nienawidzę wesołego miasteczka. Nawet za tonę papierosów nie wejdę więcej na te ustrojstwa.
- Tony by ci nawet nikt nie dał.
- Jesteś upierdliwa – jęknął. Chwilę przyglądał mi się w milczeniu, jakby analizując, czy powinien coś powiedzieć, po czym wstrząsnął głową, uśmiechając zadziornie. – Ale wygrałem, więc teraz musisz spłacić swój dług.
Przewróciłam oczami, przenosząc wzrok z Shikamaru na mijane sklepiki. Zaczynało już zmierzchać przez co sklepikarze pozapalali różnej maści świecidełka, którymi były obleczone ich budki, a na uliczkach włączono porozwieszane wszędzie papierowe lampiony. Zachwyciłam się na chwilę tym widokiem, a do mojej głowy znowu zaczęły napływać wspomnienia z dzieciństwa. Wtedy widok rozświetlonych uliczek wywarł na mnie tak samo ogromne wrażenie, zapisując się w pamięci jako jeden z najpiękniejszych widoków, jakie dane mi było zobaczyć.
Spuściłam wzrok, skupiając go na swoich stopach. Delikatny uśmiech nadal nie znikał z mojej twarzy, choć w rzeczywistości przypomnienie dawnych chwil wytrąciło mnie nieco z dobrego humoru. Od niemal tygodnia wspomnienie mamy zadręczało mnie, nie dając szans na ucieczkę choćby na chwilę, a mimo to… dziś mi się udało. Przez ostatnie trzy godziny spędzone z Narą moją głowę zaprzątała jedynie dobra zabawa i intrygi, jaką kolejką zgnębić Shikamaru. To było takie dziwne i… niespodziewane. Poczuć się szczęśliwą i beztroską Temari, zamiast zagłębiać się w przeszłości i smutku. Przez myśl mi nawet przeszło, że może moje zachowanie jest niepoprawne? Jeszcze wczoraj… Nie, nawet jeszcze dziś dołowałam się wspomnieniami o matce, o tym co przeszłam, a teraz w najlepsze śmiałam się wraz z tym pompatycznym dupkiem, myśląc jak wykręcić się z zakładu albo bardziej mu dopiec. Jednak mimo wszystko nie czułam, jakbym robiła coś złego; nie czułam się winna. Byłam szczęśliwa.
- To nie w twoim stylu tak milczeć i się uśmiechać – zagadnął Nara, tradycyjnie chowając swoje ręce w kieszeniach spodni. – To ci w niczym nie pomoże, nie odpuszczę ci tej paczki papierosów.
Zaśmiałam się, znów przerzucając wzrok z jednego sklepu na drugi.
- Wiem – odparłam i wtedy nagle jedna z budek przykuła moją uwagę. Napis nad wejściem głosił „Najlepsze słodycze z całego świata”, co podsunęło mi do głowy świetny pomysł na wykiwanie Nary. Bez zastanowienia pobiegłam do upatrzonego sklepu, słysząc za swoimi plecami narzekania chłopaka, które jednak zignorowałam zaaferowana swoją zdobyczą.
Będąc już w środku mogłam bez wahania stwierdzić, że napis promujący zakład nie był wyolbrzymiony. Było tu zaledwie kilka osób, jednak ogrom słodyczy na pułkach dawał wrażenie, jakby stało się w tłumie. Zafascynowana minęłam pułki z żelkami, cukierkami i batonami, docierając w końcu do swojego celu. Regał, przy którym stanęłam był wypełniony gumami wszelkiego kalibru; od twardych kolorowych kulek i listków z naklejkami super bohaterów, po zwierzęce kształty i niezidentyfikowane stwory. Dojrzawszy interesujący mnie kształt, czym prędzej zapłaciłam za zdobycz, dumna ze swojej pomysłowości.
Wychodząc z lokalu schowałam pakunek za plecami, wzrokiem szukając Shikamaru. Nie spodziewałam się, że będzie na mnie czekał przed wyjściem, dlatego ujrzawszy go siedzącego na ławce pod drzewem, natychmiast ruszyłam w tamtym kierunku.
- Szukałaś papierosów w sklepiku ze słodyczami? – przywitał mnie, na moje nieszczęście podnosząc się z ławki. Mimo w miarę wysokiego wzrostu, nadal byłam niższa od Nary o kilka centymetrów, co zmuszało mnie do patrzenia na niego z dołu.
- A żebyś wiedział – odparłam hardo, uśmiechając przy tym zadziornie. Shikamaru patrzył na mnie nierozumnie, co uznałam za zachętę do wyciągnięcia „prezentu” zza pleców. Jego zdziwienie na widok paczki gumowych papierosów było wręcz epickie. – Nagrodą w zakładzie była paczka papierosów, ale nie określiłeś jakich. Uznałam, że te też się nadadzą.
Leniwie sięgnął po paczkę, kręcąc przy tym głową rozbawiony. Otworzywszy wieczko chwilę wpatrywał się w zawartość z pobłażliwym uśmiechem na twarzy, po czym wyciągnął z niej jedną gumę, udającą papierosa.
- Jesteś upierdliwie niemożliwa – zaśmiał się. Wyciągając paczkę w moją stronę, spytał: - Może jednego?
- Pewnie – odparłam, sięgając po „papierosa” i dumnie patrząc mu w oczy. Chciałam szybko spuścić wzrok, zajmując się odpakowaniem papierka gumy, jednak nieoczekiwanie nie mogłam tego zrobić. Czarne tęczówki Nary zamknęły mnie na chwilę w swoim więzieniu, uwalniając dopiero po kilkunastu, albo nawet kilkudziesięciu długich sekundach, w których czułam się obezwładniona. Odzyskałam panowanie nad własnym ciałem wraz z chwilą, w której to Shikamaru odwrócił wzrok, spoglądając w bok i masując kark. Wydawał się równie zmieszany zaistniałą sytuacją jak ja, co przyjęłam z ulgą.
Co to w ogóle było?
- Powinniśmy znaleźć resztę – wydukałam w końcu, ruszając z miejsca i wymijając Narę. Nie odpowiedział, jednak słyszałam jak jego kroki podążają za mną.

Mrok nocy przebijały uliczne latarnie, dając Sakurze poczucie względnego bezpieczeństwa. Jedynie względnego, gdyż Konoha po zmroku przeobrażała się w zupełnie inne miasto, w którym każdy szelest liścia mógł oznaczać niebezpieczeństwo, a szczeknięcie psa ostrzeżenie. Wszyscy wiedzieli, że to wtedy Akatsuki wychodziło z ukrycia, by szerzyć swoje zło, czy po prostu się zabawić, a dzielnica, w której mieszkała Haruno była jedną z sąsiednich ich dzielnicy. Dlatego właśnie starała się nie wracać do domu w zbyt późnych godzinach, co jednak niestety rzadko jej wychodziło. Dziewczyna uwielbiała swoich przyjaciół, co za tym idzie, często przemierzała chodniki swojej okolicy w towarzystwie ciemności i strachu, a także radości i wspomnień minionego wieczoru. Tak było i tym razem; choć uważnie przeczesywała wzrokiem otoczenie zlękniona, maszerując swym najszybszym tempem, to jednak w duchu była szczęśliwa. Niemniej jednak, gdy pokonała dzielące ją od drzwi domu schody i chwyciła za klamkę, poczuła ulgę.
- Jestem – powiedziała w ciemność, zamykając za sobą drzwi na klucz. Nikt jej jednak nie odpowiedział, co Sakura uznała za zły omen, gdyż jej mama niemal zawsze witała ją w sieni z karcącym wzrokiem i wykładem na temat jej lekkomyślności. Ujrzawszy nikłe światło na końcu korytarza dobiegające z kuchni, ruszyła w tamtym kierunku. – Mamo – zawołała cicho.
- Tutaj, kochanie – odpowiedział jej melodyjny głos matki.
Wchodząc do kuchni ujrzała kobietę siedzącą przy starym, drewnianym stole kuchennym, pogrążoną w ciemności rozświetlanej jedynie przez słabe światło świeczki. Wyglądała na zmartwioną, co jeszcze bardziej wybiło dziewczynę z równowagi.
Coś się stało.
- Co jest, nie ma prądu? – spytała łagodnie, uważnie obserwując matkę. Kobieta pokręciła delikatnie głową, spoglądając na córkę niepewnie i z troską, jakby bała się odezwać. Sakura zmarszczyła brwi. – Więc co jest?
- Kochanie – zaczęła, jednak głos mimo wszystko odmówił jej posłuszeństwa, grzęznąc w gardle. Nie wiedząc jak zareagować, kobieta zdołała jedynie przesunąć w stronę córki list leżący na stole, który tamta dopiero co ujrzała. Sakura obrzuciła go podejrzanym wzrokiem, z wahaniem sięgając po kopertę. Obróciła ją w dłoniach, w nikłym świetle świeczki odczytując wydrukowane na przedzie litery.
Z więzienia, pomyślała, odrzucając kopertę z powrotem na stół. Nie musiała nawet czytać wiadomości, żeby domyślić się, od kogo był list. Tylko jedna osoba mogła go przysłać, a z nią Sakura nie chciała mieć nic wspólnego.
- Czego chce? – warknęła, odwracając się  w stronę szafek kuchennych. Z jednej z nich wyciągnęła szklankę, napełniając ją wodą z kranu i upijając kilka łyków dla uspokojenia.
- Jest w Konoha – szepnęła kobieta, na co Sakura spięła się. Zszokowana odwróciła się do matki, spoglądając nań wzrokiem wypełnionym niedowierzaniem i strachem. – Przenieśli go tu i… - spuściła wzrok na swe ręce – on chce się z tobą widzieć.
Dźwięk odstawianej z hukiem na kuchenny blat szklanki rozniósł się po pomieszczaniu, sprawiając, że pani Haruno podskoczyła na krześle. Z obawą zerknęła na córkę, która gromiła ją rozwścieczonym, zawiedzionym spojrzeniem.
- A ty oczywiście chcesz, żebym spełniła jego prośbę? – spytała z drwiną Sakura. Dobrze znała swoją matkę i doskonale wiedziała, że uległaby każdej jego prośbie, nawet gdyby była niemoralna i niezgodna z jej wolą.
- Kochanie, proszę… on się zmienił i… to tylko rozmowa, przecież możesz tyle dla niego zrobić – mówiła z przekonaniem, błagalnym wzrokiem taksując córkę. Jednak Sakura Haruno nie była potulną owieczką, która nie ma swojego zdania i rozumu.
- Nie zamierzam spełniać ani jego, ani twojej prośby! – krzyknęła, czym prędzej opuszczając pomieszczenie i dom. Zatrzaskując drzwi jeszcze słyszała, jak matka woła jej imię, jednak nie miała zamiaru się zatrzymywać. Nogi same poniosły ją do jedynego miejsca, które wydało jej się właściwie, a palce biorąc przykład z dolnych kończyn, samowolnie napisały esemesa do Sasuke: Teraz.


Od Autorki: WSTYD MI ZA TEN ROZDZIAŁ.

19 komentarzy:

  1. Za co Tobie jest wstyd?! Za najlepszy rozdział jak do tej pory? (;
    W ogóle zacznę od tego, że cudowny blogger mi nie powiedział, że dodałaś coś nowego. Wpadłam przypadkiem, bo szukałam powodu, żeby się nie uczyć. I pierwsze co pomyślałam, to to, że ten szablon jest po prostu boski. Naprawdę niesamowity, mam nadzieję, ze zostanie z nami na dłużej, bo ta mała Temari jest rozczulająca.

    Co do samego rozdziału... Byłam niesamowicie ciekawa dnia tej rocznicy. Chociaż tak po cichu liczyłam, że Temari wyrwie się do Suny, to to, jak opisałaś całą tą sytuację wyszło przecudnie. Z każdym rozdziałem kocham Kankuro coraz mocniej, jest idealnym starszym bratem. Pokazałaś jak oni wszyscy reagują na na smutek, opiekuńczość Temari i Kankuro wobec Gaary jest piękna. W ogóle, kłótnia Gaary i Temari to coś, czgo mi brakowało u Kishimoto, już ci pisałam, że nienawidziłam tego podejścia jakby to tylko Gaara stracił matkę, a ty tak świetnie to rozegrałaś, że mi nic innego nie pozostaje, tylko bić brawo. I aż mnie coś w sercu ukuło, jak Gaara zaczął oskarżać Temari o brak uczuć. No pięknie po prostu! Czekam też na rozwinięcie wątku ojca rodzeństwa, bo nie ukrywam, że jestem ciekawa jak to się poukłada. Aż nie mogłam uwierzyć, że zamiast "Jak sobie radzicie?" on zaczął robić problemy.

    Ciąg dalszy... Temari i Shikamaru w wesołym miasteczku! Taaak, moja fangirlowa dusza się raduje! Szkoda tylko, że w sumie tak mało porozmawiali, ale to dobrze, rozwijasz ich relacje powoli, a nie wrzucasz do łóżka po trzech rozdziałach(nie, żebym miała coś przeciwko) i przed ołtarz po pięciu. W każdym razie Temari zobaczyła, że się dobrze przy nim czuje. Tak tak mała, bardzo dobrze.

    Nie jestem jakąś wielką fanką NaruHina( raczej traktuję ich jako oczywistość), ale ta scena była świetna. Znowu idealnie oddane charaktery, aż widziałam tego Narutka jeżdżącego po biuście Hyuugi. No geniusz po prostu!

    A ostatnią sceną mnie zaskoczyłaś. Chodziło o ojca Sakury? Nie wiem, ale czekam na rozwinięcie tego wątku.

    Ostatnio prosiłaś mnie, żebym cię skrytykowała za coś, tylko kurcze to prawie niemożliwe, jak świetnie oddajesz charaktery, masz ciekawą fabułę i wciągający styl. I nawet tekst sprawdzasz tak dokładnie, że nie widzę literówek! Ale napiszę, że nie pasuje mi używanie słowa "flashback" w tekście. Szczerze mówiąc, to nawet czytając ff'y po angielsku nie spotkałam się z użyciem tego słowa w innym odniesieniu niż do filmów. Ale jak Tobie pasują, to niech i te flashbacki zostaną.

    Mam nadzieję, że rozdział szósty będzie szybko, bo ja się serio nie mogę doczekać! I poproszę o informowanie na gg, bo ja temu bloggerowi przestaję ufać. o.O
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bloggerowi nie ufam, bo zawsze ma jakieś problemy przy publikacji postu >.< pewnie dlatego nie ogarnia, że ma kogoś o tym poinformować, ale trudno, nic na niego nie poradzę. Preferuję gg :D

      No i dziękuję za te wszystkie miłe słowa, na które jednak nie zasługuję. Określiłaś ten rozdział najlepszym, a dla mnie jest najgorszym. Zupełnie nie mogłam się wczuć w postacie i mam wrażenie, że to widać (sztucznie, sztywno, nudno). Dodatkowo nie umieściłam dwóch scen (ShikaTema), bo już nie miałam siły się z nimi mierzyć, a niektóre sceny zupełnie nie wyszły tak, jak chciałam ;( Podoba mi się tylko pierwsza scena, ostatnia i NaruHina. Niemniej jednak dziękuję, bo cholernie miło jest czytać, że jednak komuś przypadło do gustu :**

      Do flashbacków się dostosuje i przestanę używać :) a szablon powinien wytrwać jeszcze następny rozdział, bo mi również się wyjątkowo podoba :D A co, z niego to jestem dumna!

      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam! <3

      Usuń
  2. No więc... tak się ucieszyłam, że od razu przeczytałam! ;) Kazałam Krzychowi siedzieć ci, podczas, gdy ja, skrupulatnie odczytywaam łam linijkę za linijką.

    No więc - jak zwykle, ignoruje Ciebie i Twoje marudzenie; "rozdział do dupy", "najgorszy rozdział na tym blogu", "wstyd mi za ten rozdział" bla, bla, bla... ja już nawet nie słucham, bo... ja nie widze powodu, żeby tak mówić. Wszystko było ładnie, książkowo opisane, początkowe sceny niemalże były tak czyste i klarowne, że z ledwościa mogłam się w nie wczuć, jednak... no było trochę statycznie, trochę nudnawo momentami, bo czasami przeciągałaś dosyć mało znaczące opisy - ale każdy to robi, ja to robię zapewne częściej niż Ty, więc to nie powód do czepiania się.;D Tylko z racji, ze Ty zazwyczaj piszesz ciekawie, to Ci tylko delikatnie zwracam uwagę jak wypadły niektóre sceny - chodzi mi o te przemyślenia Temari, na początku były świetnie, ale potem... tak jakbyś powtarzała to co już powiedziała, rozumiesz? ;D Ale to nic... to naprawdę mały, nieistotny element, który nie psuł efektu - na pewno nie najgroszego rozdziału.

    I znów! "enigmatyczny" ale tylko raz to użyłaś! ;D Ale już chyba i tak będę na to wyczulona... od razu zauważyłam to słowo i się uśmiechnęłam! ;D Ale jajca.;D

    Co mi się najbardziej podobało?
    Pierwsza scena! W nią chyba najwięcej wysiłku włożyłaś - tak przynajmniej można to odczuć. Poza tym zauważyłam, że opisałaś scene z szablonu. STRASZNIE spodobało mi się to wykorzystanie i nawiązanie do grafiki. Wesołe miasteczko, opis mamy, mała Temari, aż trudno opisać jak bardzo mnie kupiłaś tą sceną - a niby taka banalna i prosta, nie? Podobały mi się dąsy małej Temari - ja miałam tak samo, z tym że miałam lokowane włosy aż za sam pas i niestety... codzienne katorgi zmusiły mie do ich ścięcia... teraz się męcze i znów zapuszczam - ale jestem blisko ich dawnego stanu, ale sobie nie wyobrażasz przez ile lat ja się z nimi męcze? tymbardziej że prostowałam... oj... chyba coś się zapędziłam w innym kierunku (zakłopotana) ;DDDD
    Wracając do Temari ;DDDD Utnę tutaj bo znów się rozgadam o włosach - po prostu najlepsza scena w całym rozdziale.

    Następne... rodzinne wagary. Lubię Kankuro u Ciebie. Zawsze był mi obojętny - no i będzie nadal, ale u Ciebie w rozdziale nadaje sobie takich barw i wyrazistości, że... nie traktuje go tak, jakby pojawił się w mandze "Znowu On..." i palec w nos czekając aż jego moment przeminie. Nienie... tutaj podoba mi się jego upierdliwość. Gaara mnie wkurza szczerze powiedziawszy, rozumiem, że wykreowałaś go na tego Gaare z początków Naruto? Tego, jak był jeszcze mordercą, no... w Twoim opowiadaniu wrednym bratem. Ale trochę podirytowało mnie ta jego "otwartość" bo Gaara zazwyczaj był takim zamknięty w sobie, a w pewnym momencie odebrałam go jak małego dzieciaka który - tak jak mówiła Temcia - stracił mamusię, ojeju. Ale w ogóle... bardzo podobała mi się ich kłótnia - wybuch Temari był świetny, całkowicie naturalny. Nie było tak, że od razu zaplanowałaś wybuch złości i od razu człowiek to odczuwał czytając to... ale to było takie zwyczajne "w ciągu" zdarzeń, że nie pomyślałam nawet, że to zaprowadzi aż do tak ostrej wymiany zdań - Jak widzisz są rzeczy w tym rozdziale które mnie trochę zdrażniły, a zaraz następna rzecz to wszystko naprawia, więc... skrupulatnie wpasowywałaś się i nie w mój gust ;d

    Najbardziej się uśmiałam "KAZEKAGE S.A" hahahahahaha ;d

    Lubię reakcje Temari i Kankuro <3

    Dalej... co dalej... kurcze, jednak trochę do opisywania jest xD

    Nie rozumiem dlaczego każdy wszędzie wsadza TenTen tak w sumie... ostatnio zaczęła mnie drażnić - taka inflantylna, radosna jak słoneczko - ale nie że w twoim wykonaniu, ale w ogóle jej charakter, zero złożoności, ale np Temari... w rozdziale pokazałaś jej delikatniejsza stronę, wyjaśniłaś dlaczego jest taka, jaka jest ;D Za to ją lubimy ;D

    OdpowiedzUsuń

  3. Ostatnia scena z Sakura była dość... intrygująca ;d Nie no dobra... przyznam się... spodobała mi się;d Ja lubię tkie tajemnicze wątki, ale nie rozumiem tego esemesa od Saska - chyba czegoś nie pojęłam;d Napisał jej "Teraz" ;d ale co? to było powiedziane i nie zauważyłam? czy taki celowy zabieg żeby nas zaciekawić?:D oby to drugie ;d


    OOOOOOOOOOOOOOO W KOŃCU UROCZA SCENA NARUHINA! Jak ja się cieszę, że Ty tak ładnie opisałaś to, jak Naruto się przy niej czuje, że w końcu ktoś go SŁUCHA - cieszę się, że zwróciłaś na to uwagę, bo fakt, faktem on ma dużo przyjaciół, naprawdę lojalnych, wiernych i oddanych, ale nikt go nie słucha... z góry skreślają to co mówi, bo jest błaznem, a ona... patrzy na niego tak, jakby jej gwiazdkę z nieba ściągał słowami.;d Scena z lodem - oblegana, ale zawsze trafna! Szczególnie w tej parce. Wyobrażam sobie całe to zamieszanie! Wszystko wyszło jak z końcowego odcinka Naruto ;d wiesz... z tych krótkich "Za kulis"

    I teraz... nie będe się czepiała histerii Hinaty, bo mowiłaś, że ona u Ciebie jeszcze n8ie "przekwitła" więc wyjątkowo to przemilcze i poczekam na jej pięć miut u Ciebie... ;D Ale oólem... cała scenka w ich typie. Ona, zakochana, rozmążona, z wielkim BIUSTEM który pięknie ukazałaś i on... wiecznie gadający i nic nie widzący! Nie! Ona nie jest głuputka Naruto... ONA CIE KOCHA, BARANIE! ;D

    No i przejdźmy do... tygryski lubią najbardziej - SHIKATEMA ;d Nie dość, że zdopingował się i po nią wyszedł O.O to jeszcze zmusiła go do karuzelowania ;d Motyw z słodyczowymi papierosami - całkowicie w stylu Temari, i... już widać, że coś się między nimi dzieje, a Temari zdaje się nie widziec co... tzn, pewnie widzi ale jeszcze nie dopuszcza tej myśli do siebie.;d

    Ja już będę kończyła moje wywowdy bo pisze, jem, gadam z Krzychem i oglądam TV jednocześnie i mam tylko nadzieje, że wszystko zrozumiałaś co

    Podsumowując... Pierwsza scena, Kankuro, kłótnia Gaara-Temari, SHIKATEMA W CAŁOŚCI i pieć minut mojej Hinaci... rozdziałem mnie kupiłaś, więc... spójrz na niego przychylniejszym wzrokiem! :)
    napisałam.;d

    OdpowiedzUsuń
  4. No i co? Co teraz? O co z ty chodziło?
    Wiesz co… żeby kończyć w takim momencie…. Ja to sobie zapamiętam!
    No… to skoro już zaczęłam od końca, to lecę w górę.
    List z więzienia. Domyślam się, że był od ojca Sakury. Dziwnie mi z taką świadomością, bo on filmu Naruto, gdzie ukazani zostali jej rodzice, mam już o nich takie wyobrażenie xD
    Niemniej jednak, strasznie jestem ciekawa historii Sakury, zwłaszcza po ostatnim wyrazie w scenie.

    Wesołe Miasteczko… normalnie, czytałam to z wielkim zaciechem na twarzyxD Sceny ShikaTema wyszły tak cudownie, że aż się rozpływam. Ten moment… zaiskrzyło. Kurczę, już się nie mogę doczekać, aż coś się zacznie między nimi i jak to będzie. Pomysł z papieroskami też dobry. Tak coś myślałam, że Temari zacznie kombinować, ale pierwsze co przyszło mi do głowy, to kupno jakiejś najgorszej firmowo szmiry. A tu proszę! Jak zdrowo! I ten uśmiech Shikacza… mmm… widziałam to normalnie xD

    Dalej… Bliżej… Czyli ojciec Tenten jest podwładnym ojca rodzeństwa no Sabaku. Ale się porobiło. Nie dziwię się, że nie chcą nic mówić na ten temat. Mimo wszystko, mogliby zostać przez to jakoś odsunięci od paczki. .

    Kłótnia Temari i Gaary O.O Normalnie aż sama miałam ochotę strzelić Gaarze w twarz. Gdyby ktoś mi powiedział, że kogoś nie kochałam, bo nie odnosiłam się ze swoim cierpieniem jak ktoś inny, to chyba bym udusiła. Jak nigdy wcześniej, Gaara wydał mi się w tej scenie rozpuszczonym smarkaczem.
    No i… (tu aż mam ochotę zapłakać ze wzruszenia)… Kankuro jest taki kochany. To skarb nie brat. Tacy nie istnieją ;} To jak ją objął po kłótni i jak wcześniej zrobił jej lody. Słodko, że hej! Albo, jak krzyknął „Pozdrów!” haha, to było dobre xD
    No i pranek w mieszkaniu. Tu jeszcze lubiłam Gaarę xD Oj, będziesz musiała odkupić jego winy po tamtej kłótni. Motyw z telefonem świetny. Prawdziwy zdrajca z tego Gaary. Zawsze myślałam, że bardziej stoi po stronie Temari. No i Kankuro szepczący „geniusz, no geniusz” xD CChyba moja ulubiona scena w tej notce.
    Początek… sen… Rany! Sny są naprawdę okrutne. Nie będę się tu rozpisywać, ale napiszę tylko, że bardzo fajnie to obmyśliłaś. Domyślam się, ze obrazek Ci zainspirował, ale wyszło niezwykle ciepło i uroczo.

    Dobra! No i jeszcze ten boski szablon. Nie mogę napatrzeć się na tą słodziuchną Temari. Jak trzyma w rączkach to duże dla niej lusterko…:) Urocze – nic innego nie przychodzi mi do głowy.
    Będziesz tak dopasowywać wygląd do każdej notki?;>
    Ogólnie, to jak dla mnie Twój najlepszy rozdział. Czytało mi się go niezwykle szybko i przyjemnie, a na koniec zasmucił mnie fakt, że to już koniec.:<
    Z niecierpliwością będę oczekiwała kolejnego! Bądź więc tak dobra i się śpiesz ;D

    PS.
    No właśnie! Zapomniałabym o scenie NaruHina. Narutek zmacał Hinatkę, a ta go palnęła w twarz. Jak fajnie xD Dobrze, że tak łatwo im się ze sobą rozmawia. Spodobał mi się moment, gdy ukucnął przed nią i chwycił za ręce by na niego spojrzała. „jest taka głupiutka” – dziwnie to brzmi z ust Naruto xD

    To by było na tyle…
    Pozdrawiam i życzę duuuużo weny!;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A sobie zapamiętaj! Jeszcze nieraz skończę w takich złych momentach, haha xd Wtedy dopiero będziesz jęczeć. Ale musiałam tak, bo dokończenie będzie w następnej notce. Po prostu historia Sakury i Sasuke zajmie trochę i nie dałabym rady wcisnąć tego tutaj - za długi rozdział by wyszedł xd Ogólnie to cieszę się, że zainteresowałam wszystkich Sakurą, tego się nie spodziewałam!

      To, że ojciec Tenten pracuje w Kazekage S.A. będzie miało w przyszłości swoją małą rólkę, więc radzę zapamiętać ten fakt ^^ A "pozdrów" Kankuro, to dosłownie moje "pozdrów" jak siedzę koło mojej siostry, a ta rozmawia ze swoją przyjaciółką, z którą ja żyję również w dobrych stosunkach - jestem upierdliwa ^^ I tak, szablony raczej będą się zmieniać wraz z nową notką (szybko mi się nudzą), chociaż ten akurat powinien przetrwać jeszcze rozdział 6, bo wyjątkowo mi się podoba *q* Przesłodka ta Temari, nie?!

      Dziękuje kochana za komentarz ;**

      Usuń
    2. KAZEKAGE S.A leje! Nie powtarzajcie tego, bo nie mogę normalnie... BUUUUHAHAHAHA ;D lol?

      Usuń
  5. No nie wiem czy masz powód do wstydu? Szczerze mówiąc, mi się bardzo podoba to, że skupiasz się na tak fajnej postaci jak Temarii - mało kto dostrzega w niej potencjał:P a akcja z lodami mnie rozwaliła, słodko:D

    OdpowiedzUsuń
  6. No to wkraczam do komentarza :D Oczywiście przepraszam, że nie czytam ONE SHOTów, ale jakoś tak mam, że wolę główną fabułę, mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe :) No to tak, rozdział boski, nie rozumiem, czemu ci za niego wstyd :P wstydzić się powinnaś, że wstydzisz się za taką zajebistość ;D naprawdę! Hańba ci! :P
    O ale teraz zacznę komentować ci fabułę :D Otóż, sen Temari był fajny, wspomnienie takich miłych momentów :) Szkoda, że jej takie miłe wspomnienia sprawiają większy ból i bardziej nasila się to uczucie tęsknoty za matką – no nie poznaję się, taki mądry wniosek z mojej klawiatury :D
    Potem ta ich decyzja z Gaarą, hahaha jak ja kocham takie rodzinne stosunki, uwielbiam, jak je opisujesz w opowiadaniu, bardzo chętnie je czytam ^^ Mi tam nikt nie proponował wagarów prócz przyjaciółek xD
    No i takie spędzanie czasu jest o wiele lepsze, niż nauka, a ta kłótnia o telefon OMG :D Ale faktycznie Gaara to geniusz, trochę wredny, ale walić to ;D Jednakże, ciekawe dlaczego nie mogą pojechać na grób matki? To jakaś większa sprawa z jej śmiercią czy o co chodzi? Musisz to szybko wyjaśnić ;D
    No i po raz kolejny jestem pod wrażeniem twojej twórczości, przemyślenia Temari na temat tego pogodzenia ze śmiercią matki ;) Przy Kankuro nadużywałaś stwierdzenia ‘maska pozytywizmu’, ale takie faj wyrażenie też bym nadużywała xD Zresztą nieźle się przez niego wrobiła xD a Tenten jeszcze to wykorzystała – no no xD
    Ale potem jak Gaara na nią wyjechał O.O no powinno go gryźć sumienie, jak mógł tak powiedzieć? No ja rozumiem złość, ale to jego siostra, trochę szacunku... sorki, ale w sumie nie lubię jak tak się dzieje między rodzeństwem, sama też jestem w takowej sytuacji :P
    No i dowiadujemy się pod czyją tyranią pracuję tata Tenten, już mu współczuję :P Swoją drogą fajny pomysł „Kazekage S.A” :D wracając, aż mi żal Kankiego skoro dostawał od ojca – jak dobrze, że już z nim nie mieszkają ;D
    No i wesołe miasteczko, jak fajowo – chociaż Shikamaru bym tam się nie spodziewała xD za dużo ruchu xD ale wiesz z tym zakładem fajny pomysł, a mi przez myśl przeszło, że razem zwieją podziwiać chmury czy coś :P Ale to by było nudne xD
    *_______* NaruHina, wiesz… kocham cię za te scenkę xD jacy oni są słodcy :D jeszcze Naruto tak panikował, że nie widział niczego niestosownego w ocieraniu jej biustu xD Kochany jest z tą swoją idiotycznością xD a Hinata mu z liścia dała xD przebosko, a jeszcze ten cały czas sądzi, że chodzi o bluzę – kochane xD uroczy są ;D
    I ta scenka ShikaTema, bardzo miło mi się ją czytało :D myślałam, że Temari wygra i Shika puści pawia, ale i tak mi się podobało ;D ach gumy w kształcie papierosów, no moje dzieciństwo xD w zerówce bawiło się w jakiegoś dilera – jakie to nostalgiczne xD no fajnie, że Temari zapomniała o przykrościach z tego dnia, przy Narze – nieświadomie spełnił dobry uczynek ;D
    No to ja z niecierpliwością czekam na następny rozdział :)
    Życzę weny ;D

    PS: Tak jakbyś miała czas może wpadniesz ;D
    www.soli-naruhina.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A już miałam trochę czasu ostatnio i już wpadłam, i jestem na...14 rozdziale? Jakoś tak. I, kochana, powiem Ci, że jak na razie to pokładam się ze śmiechu przy każdym! Więc w niedalekiej przyszłości możesz spodziewać się ode mnie komentarza, bo już kocham tą najśmieszniejszą historię na świecie! O-s sie nie przejmuj, bo ja taki sam zbój jestem xd

      I zauważyłam, że biedny Gaara, jak był do niedawna ulubieńcem, tak teraz został zdegradowany i nikt go nie lubi, haha ;p No cóż, naprostuję to jeszcze, a co do historii rodzinki No Sabaku to cały rozdział 7 będzie jej poświęcony :) (prawdopodobnie)

      Gumowe papierosy to również i moje dzieciństwo <3

      No cóż, dziękuję za komentarz i że jesteś, bo już się bałam, że mnie opuściłaś ;**
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Ooo to się cieszę, że się śmiejesz :D to jest dla mnie najważniejsze xD Z komentarzem się nie spiesz :P mi na nich tak sobie zależy xD Wystarczy, że ktoś czyta i ten ktoś się śmieję ;D

      Haha xD Oj tam, wiesz musi być taka czarna owca w rodzinie xD No to się nie mogę doczekać ;D

      No tak, jesteś tylko rok młodsza :P Miałyśmy cudowne dzieciństwo ;D w erze "wychodzę na pole!" XD

      Nie! Wiesz, aż mi wstyd, że tak pomyślałaś :< Nigdy! :D

      Również pozdrawiam, przesłałabym słońce, ale nie prześlę xD ;*

      Usuń
  7. Heeej chciałabym poinformować o nowej notce u mnie :) rozdział II. I o tym, że zostałaś dodana do linków tak przy okazji, bo zabrałam się do czytania całego Twojego bloga i po prostu arcydzieło.. jezu, brakowało mi naprawdę takich dobrych opowiadań:D

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiesz co... jak tobie jest wstyd za ten rozdział, to ja nie wiem co powinno mi być, gdy publikuję u siebie. Wychłostać się mam 27 czerwca? xD Co ci w nim nie pasuje? Nie uzasadniłaś w ogóle, a ja nie widzę przyczyn aby tak myśleć. Czyżby Sakura...? Dobra, moje antysakurowskie poglądy odstawiam na bok i sama przyznaję, że gdyby nie to że każdą jej więź z Naruto po prostu nienawidzę i wszystko co złe na nią zwalam, to uważam, że jest całkiem spoko i nawet mi SasuSaku pasuje. Tak więc sms pod koniec intryguje. I serio facet od żartów w RTN w więzieniu...? Mam blokadę wyobraźni. No, ale to mniejsza. Zaczęłam od końca, to przejdę do początku. Musze się po prostu wypowiedzieć o tym zacnym szablonie, którego zacność jest zacna. No jaram się nim. Ten obrazek, ta kolorystyka. Oczy się po prostu cieszą. Nawet się nie waż go zmieniać! Chwyt z czytaniem scenki zamieszczonej po boku wywołał niesamowity efekt. Temari jest taka urocza! Ja tak uwielbiam zestawienia co było kiedyś, a co jest teraz. Wtedy można dojść tylko do jednego wniosku - life is brutal. I w tych scenkach też tak było. Najpierw kiteczki Temari robi mama, a później ona sama, bo już kobiety nie ma. Rozpływam się.

    Wgl. Ich tęsknota w rocznicę wypadła tak żywo. Kłótnia z Gaarą to samo. Przyszła od tak sobie jak prawdziwa kłótnia. Ale ja tam się na niego nie złoszczę. Wiadomo, że wszyscy mają problemy, ale są tacy ludzie którzy sobie z nimi po prostu nie radzą. Szkoda, że w mandze to aż tak w okrutny sposób pominięto, ze Kankuro i Temari też przecież stracili matkę. Ja się skapłam, jak był wątek spotkania Gaary ze swoim ojcem w anime. Nie ma to jak spostrzec się po prawie 500 odcinkach, prawda? xD Tak potrafię tylko ja, a co !

    Uczucia Temari były tak genialne opisane...! Czemu ja się otaczam takimi genialnymi autorkami...? Czuję się jakbym towarzystwa pomyliła. Nie mój poziom.

    Rany... gumowe papieroski i ten lans na koloniach ;D To były czasy. Świetny pomysł z nimi! Już czuć cheemię. Oni może jeszcze o tym nie wiedzą, ale ja wiem i to jest najważniejsze.

    No i co, hm... NARUHINA! omg, moje kochaniutkie cukiereczki, misie, kociątka! Płonę ! xD Czytałam scenkę z kilka razy i za każdym razem miałam banana. Obudziłaś moje zwierzęce zmysły. Kiedy mogę oczekiwać na więcej? Jestem tak podekscytowana i szczęśliwa...! Ona taka kochaniutka, wysłucha Naruto i da z liścia, czasami. Wgl. miałam dwa rozdziały w mandze do tyłu i jak w przedostatnim była Hinatka to się jarałam. <3 Teraz jest w prawie każdym chapie! Zaczynam się martwić, ze ją uśmierci. Taka zasada w mangach panuje, że jeśli nagle bohatera drugoplanowego jest straaasznie dużo, to dlatego, że za chwile umrze. *looka w stronę FT*

    Komentarz o kant du*p roztrzaskać ;< Następny będzie lepszy i bez takich długich przerw ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I Ty ten komentarz pisałaś przez ponad godzinę?! ŚLIMAAAAAAAK! Ale i tak Ci za niego dziękuję, cieszę się, że jesteś ;**

      I nie, Sakura akurat mi w tym rozdziale bardzo pasowała i się podobała ;p Wstyd bo po prostu pisało mi się ten rozdział koszmarnie, nie mogłam się wczuć w Temari i miałam dać jeszcze jedną scenę ShikaTema (Temari zabrałabym Shike do tunelu miłości, haha) ale zabrakło mi już cierpliwości i... ech, no nic, w moje marudzenie i tak nikt nie uwierzy ;< A szablon dalej podbija serca, no duma mnie rozpiera :D!

      NaruHina to dopiero 8 rozdział, ale jest już napisane i jestem z niego bardzo dumna, więc niech ci ślinka już cieknie :D I dopiero na ten rozdział zrobię nowy szablon, bo ten cieszy się za duża popularnością xd

      A jeszcze do Sakury wracając, to po prostu wymyśliłam tą akcję jeszcze przed RTN, kiedy nie miałam pojęcia jacy są jej rodzice, dlatego tak to wyszło ^^"

      Pozdrawiam <3

      Usuń
  9. NIE WIERZE
    Tobie jest wstyd za ten rozdział? To mi jest wstyd, że czytam go dopiero teraz. Cholerny blogger! Jak następnym razem nie będzie pod postem mojego komentarza, to powiadom mnie proszę o notce, bo z własnej woli nigdy nie zostawiłabym takiego rozdziału bez opinii!
    O rany tyyyyyyle się działo *.*
    Były ważniejsze rzeczy, ale zacznę od tego 'magicznego spojrzenia' między Shikamaru i Temari, rany rany jak słodko xD Fajnie, że już coś tak miedzy nimi iskrzy coraz mocniej! Jak ja uwielbiam karuzele, chętnie bym się zamieniła z Shikamaru. Albo ten sklep ze słodyczami! Wykupiłabym połowę
    Słodka retrospekcja. A co do tej kłótni z Gaarą.. Faktycznie to było coś czego bym nie mogła zapomnieć. Ale cholera! Takie rzeczy jej nagadał, aż się zdziwiłam. Ona się stara dla niego zachowywać normalnie, nie pokazywać swojego smutki a on jej z takim czymś wyjeżdża. Niedobry Gaara, idź się wstydzić
    Ojciec.. hm ja bym nie odebrała chyba telefonu, albo jak już to bym mu nawrzucała. Tyran w domu.. coś z przemocą będzie, pewnie się znęcał nad nimi nie tylko psychicznie?
    Podoba mi się, że oprócz dużej ilości akcji, w tym rozdziale są też przemyślenia. Taka melancholijna Temari też mi się podoba.
    Całe napięcie i gniew na Gaarę opuścił mnie przy czytaniu fragmentu z Naruciakiem i Hinatą, normalnie lałam jak głupia xD Boże, ktoś jak patrzył na to z boku to musiał mieć niezły ubaw! Słodziaki dwa normalnie
    Wooooow ten ojciec Sakury. Ciekawe za co siedzi. Chociaż teraz zepsułam sobie niespodziankę i już wiem o co chodzi z tym esem do Sasuke xD No ale nie dziwię się Sakurze za tą reakcję

    Nie no i tak jaram się jak szalona przez to ShikaTema, uwielbiam momenty jak staje przed nią, a ona musi zadzierać głowę do góry bo jest wyższy! *.*
    No i własnie przeczytałam powyższe komentarze i jak dowiedziałam się o tym tunelu miłości to ubolewam nad tym, że straciłaś cierpliwość.. to by było epickie xD Mam cichą nadzieję, że jeszcze kiedyś to gdzieś wplątasz

    Pozdrawiam, buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym tunelem miłości, to rozważam możliwość, żeby uzupełnić ten rozdział w tę scenę xd Ale to jeśli mnie najdzie żeby ją napisać, na pewno Cię o tym poinformuję, jak już się dokona. No i jeśli zauważę, że nie ma Twojego komentarza, to z przyjemnością Cię powiadomię :D

      A ja uwielbiam opisywać, jak Temari musi zadzierać głowę i sie wtedy wkurza xd Dziewczyna nie lubi być od kogoś gorsza, a takie patrzenie z góry ją irytuje, cóż, ciężki charakter xd Ale Shikamaru będzie musiał sobie jakoś z nią poradzić!

      No Gaara sobie nagrabił! Mówiłam, że byś tego nie zapomniała, za bardzo wyrazista scena, haha xd

      Dziękuję za komentarz, i że jesteś. Buziaki ;***

      Usuń
  10. Co, co, cooooo!? No ten rozdział wyszedł Ci jak nigdy i jeszcze ta końcówka. Aż z podekscytowania nie mogę napisać w miarę dobrego, a przynajmniej znośnego komentarza, no! Co ,,teraz"?
    Dobra, mam nadzieję, że mi to wybaczysz, ale ja się muszę dowiedzieć, co stanie się w następnym rozdziale! xd

    OdpowiedzUsuń
  11. O jejciu ten rozdział jest - do tej pory- moim ulubionym. Było i ShikaTema i NaruHina i o Sakurze oj jestem zachwycona. Ciekawi mnie zakończenie więc czytam dalej!
    Paulina

    OdpowiedzUsuń
  12. Jaki wstyd ja się pytam, jaki wstyd? :D Bardzo przyjemnie mi się czytało ten rozdział :D nie mam do niego zastrzeżeń :D pośmiałam się w niektórych momentach, ale także i posmutniałam przy niektórych :D podoba mi się, że nie skupiłaś sie tylko na ShikaTema ale także przenosić się na inne osoby :D

    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń

Kłaniam się nisko w podzięce za komentarz! ♥