13 września 2013

One-shot

Upierdliwość chwili.
Kochankowie nie mogli żyć ani umrzeć jedno bez drugiego. W rozłączeniu nie było to życie ani śmierć, ale i życie, i śmierć razem.
~Dzieje Tristana i Izoldy
Chwila. Na tyle nasze oczy zdołały się zetknąć, zanim turkus jej tęczówek ześlizgnął się dalej, niemalże niewzruszony spotkaniem z czernią moich. To permanentne zachowanie Temari w swojej naturalności zaczęło mnie już irytować.  I po co ta upierdliwa gra? Aktorstwo jest dobre na chwilę, na pierwsze wrażenie, żeby wyczuć siłę perswazji drugiej osoby i nie dać się zwieść. A my nie byliśmy nieznajomymi, którym dane było po raz pierwszy skrzyżować spojrzenia. Nie musieliśmy przed sobą udawać, bo znaliśmy się na wylot – każda iskra w jej oku czy gest palcem odczytywałem z kuriozalną łatwością. Z lekkością też przewidywałem jej ruchy.
Jednak dla innych była aktorką nie do zdarcia, która nigdy nie wychodziła ze swojej roli.
- Nie zgadzam się. „Kazekage S.A.” nie może sobie na to pozwolić, nie na to się początkowo umawialiśmy, do cholery! – zakomunikowała twardo, miażdżąc Uzumakiego zdecydowanym spojrzeniem. Szczerze mu współczułem; No Sabaku w łóżku była cudowna, jednak jeśli o negocjacje chodziło, nie dało jej się zedrzeć. Jedynym rozsądnym rozwiązaniem było przyjęcie odmowy z pokorą i odpuszczenie sobie ofensywy, jednak…
- Ale Gaara powiedział, że…
… jednak Naruto do rozsądnych osób na jego nieszczęście nigdy nie należał.
- Nie obchodzi mnie, co Gaara powiedział! Ten dureń wyciąłby sobie dla ciebie serce, gdyby mógł, więc nie oczekuj od niego racjonalnego myślenia! Przyjaciół ceni sobie ponad firmę, ale to nie znaczy, że pozwolę mu na frajerstwo. „Hokage S.A.”  (boki zrywać, co, Mits? xd) będzie podwykonawcą, a my zostaniemy głównym wykonawcą, na inne rozwiązanie się nie zgadzamy.
Temari świdrowała naszą dwójkę pewnym siebie wzrokiem, a jej twarz wyrażała wściekłość i determinację. Opierając się obiema rękoma o ogromny stół z ciemnego drewna, pochylała się nieznacznie, eksponując swój zgrabny tyłek i uwydatniając długie nogi. Nie byłem wstanie nie spojrzeć na jej atuty, nawet gdy gromiła mnie spojrzeniem, jednak nie zamierzałem pozostać w tej konwersacji bierny. W końcu nie po to Naruto wyznaczył mnie na swoją prawą rękę, bym zawalił sprawy firmy dla kobiety.
Cholernie upierdliwej kobiety.
- Przypominam, że to nasza firma ma większe doświadczenie w robotach gruntowych i lepiej dostosowany sprzęt – zaingerowałem. W oczach Temari dostrzegłem jakiś cień, jakby moje przyłączenie się do rozmowy nie było jej na rękę. – Gdy przystępowaliśmy do przetargu, nie wiedzieliśmy o tym, dlatego przystaliśmy na propozycję prezesa Gaary. Wasza firma bądź co bądź ma lepszy pogłos.
No Sabaku zmrużyła niezadowolona oczy, rzucając mi jeden z uśmiechów z pułki „pożałujesz tego”. Nie do końca byłem pewien, czy powinienem się tym przejąć. Zazwyczaj udawało nam się oddzielić sprawy prywatne od biznesowych, jednak nigdy spór nie był tak poważny. Tu chodziło o coś więcej niż o dominację w łóżku – o kilka milionów.
- Racja, ale to nie znaczy, że możecie złamać naszą umowę. Warunki przedwstępne były proste i obie strony się na nie zgodziły. „Kazekage S.A.” nie zmieni swojego stanowiska i radzę się z tym pogodzić. To my wygraliśmy przetarg, a podwykonawców możemy  w każdej chwili zmienić – zagroziła.
Uśmiechnąłem się zadziornie, wytrzymując jej zdeterminowane spojrzenie.
Kobieta, a twardsza od niejednego faceta, pomyślałem zgryźliwie. Na przykład od takiego Naruto.
Jedno Temari trzeba było przyznać – umiała się targować i walczyć o swoje. Odkąd nawiązaliśmy współpracę z firmą jej brata, stała się moim utrapieniem, a ja jej. Zazwyczaj to ja zwyciężałem nasze drobne biznesowe potyczki, jednak tym razem to ona trzymała w rękach lepsze karty i wygrała. Sprawy firmowe zawsze były dla mnie upierdliwe, jednak ostatnimi czasy nie aż tak bardzo – dawały nam kolejne chwile, które były przecież tak cenne.
Rzuciłem szybkie spojrzenie Naruto, który wciąż siedział w napięciu, czekając na jakąś reakcję z mojej strony.
- Odstąpicie nam jeszcze pięć procent z wynagrodzenia roboty i zgodzimy się na podwykonawstwo.
Temari ważyła moje słowa przez chwilę, jednak ja już wiedziałem, że przysta na moją propozycję. Wiedziała, że jesteśmy w naszej robocie najlepsi; nie ryzykowała dobrego mienia swojej firmy.
- Zgoda – odparła, prostując się i zbierając z biurka swoje papiery i teczki. – Odezwiemy się do was w najbliższym czasie.
I odwróciła się, wychodząc z pomieszczenia, a ja z żalem po raz ostatni spojrzałem na jej odchodzący tyłeczek.
Kolejny wspólny moment nam przeminął. Ale przecież od naszego pierwszego spotkania mieliśmy tylko same momenty.
Siedziałem w przedziale pociągu, czytając podręcznik od prawa. Sesja zbliżała się wielkimi krokami, a im bliżej była, tym większy ogarniał mnie leń i niechęć do nauki. Zdecydowanie bardziej wolałem spać na dachu akademika, lub obserwować na nim przemijające chmury i nie martwić o nic. Po prostu żyć w cudownym odprężeniu.
Jednak teraz wracałem na przerwę świąteczną do domu, a pociąg nie był dobrym miejscem na odprężenie i obserwację chmur – ciągły stukot kół nie dawał mi zasnąć, a obłoki z rozpędzonego pojazdu wydawały się przemijać zdecydowanie zbyt szybko, żeby się nimi zachwycić - dlatego chcąc nie chcąc, z nudów rozpocząłem lekturę.
Jednak po jakiejś godzinie - kiedy zagłębiałem się w tajniki psychologicznych mechanizmów obronnych ludzi przed przyznaniem się do winy - moją uwagę odwróciło ciche psiknięcie. Odruchowo rzuciłem „na zdrowie”, podnosząc na chwilę wzrok znad książki i zdziwiłem się, ujrzawszy przed sobą ładną blondynkę mniej więcej w moim wieku. Kiedy wsiadałem do pociągu nie było jej tu, więc musiała dosiąść się na którejś z kolejnych stacji, a ja tego nie spostrzegłem.
- Dzięki – wymruczała, smarkając nosa.
Turkusowymi tęczówkami śledziła linijki tomiku, który opierała o leżącą na jej kolanach torbę. Była w nim zaczytana na tyle, że nawet nie zwróciła na mnie specjalnej uwagi. Co chwilę jedynie zakładała za ucho kosmyki krótkich włosów, które  opadały jej na oczy, przeszkadzając w czytaniu i pociągała nosem.
Postanowiłem iść za przykładem nieznajomej i powróciłem do czytania książki. Jednak nie zdążyłem nawet skończyć linijki, kiedy zaczęło mnie kręcić w nosie. To upierdliwe uczucie ogarnęło moje nozdrza, a po chwili psiknąłem zupełnie jak nowa koleżanka. Słyszałem, że ziewanie jest zaraźliwe, ale że psikanie, to już przesada…
- Zdrowie – usłyszałem, gdy pocierałem nos dłonią.
Ponownie podniosłem wzrok, tym razem napotykając na drodze magnetyzujące spojrzenie nieznajomej. Lekko mrużyła oczy, chroniąc się tym od wpadających przez okno, rażących promieni słonecznych i przez moment nie wiedziałem co mam z sobą zrobić. Szybko jednak otrzeźwiałem, chwytając wyciągniętą w moim kierunku przez nieznajomą chusteczkę.
- Dzięki – odparłem leniwie.
Dziewczyna rzuciła mi ostatnie spojrzenie, ponownie zagłębiając się w lekturze. Nim spuściła wzrok, uśmiechnęła się jeszcze jakby łobuzersko, a ja zastanawiałem się, dlaczego.
Wtedy jednak pociąg wjechał na stację „Konoha główna”, a ja z westchnieniem schowałem podręcznik do plecaka i ściągnąłem bagaż z podróżnej półki.
Odchodziłem, a moje myśli nadal zaprzątała nieznajoma. Już na peronie zapaliłem papierosa, próbując nie roztrząsać tej krótkiej chwili spotkania. To był tylko moment, zaledwie kilka minut, które jednak nie dały mi o sobie zapomnieć.

Kawiarnia była urządzona w dobrym stylu. Ściany były obite gładką, piaskową tapetą a stoliki, krzesła i kanapy były w ciemnych kolorach brązu. Gdzieniegdzie wisiały stare, czarno-białe fotografie, które nadawały miejscu wydźwięku retro i atmosferę swojskości. Przy barze na mosiężnym, drewnianym filarze wisiało długie lustro, na którym różową szminką wypisane było menu. Jednak bardziej od menu, zainteresowałem się siedzącą na podwyższonym stołku białogłową, której szukałem.
„Atsu Cafe” było naszym sekretnym miejscem, gdzie zawsze mogliśmy siebie znaleźć po rozmowach w biurze.
Ruszyłem w głąb lokalu, lawirując między stolikami i ludźmi, jednak nie spuszczając z niej oka. Kiedy podniosła wzrok znad kubka latte, zauważyłem w jej spojrzeniu ten błysk podniecenia. Zobaczyłem, jak bez grudek zrzuca swoją maskę business woman.
- Masz chwilkę? – spytałem niby niedbale, lekko znudzonym głosem, przystając przy jej krześle i oplatając ramieniem jej talię. Na kontakt z jej ciałem przeszedł mnie znajomy dreszcz.
Odtrąciła mnie lekko i podpierając podbródek ręką, zerknęła na mnie władczo. Jej dystyngowana poza uświadomiła mnie, że gdzieś popełniłem błąd.
- Śmierdzisz fajką – zwróciła mi uwagę.
Westchnąłem, opadając na krzesło obok. Sądziłem, że znudziło jej się już narzekanie na mój nałóg, ale jak widać, kobieta nigdy nie ma dość wałkowania jednego tematu w kółko. Zupełne przeciwieństwo mężczyzn. Ja już dawno dałem sobie spokój z ciągłym upominaniem Temari o aktorzenie…
Przemierzaliśmy promenadę niezbyt trzeźwym krokiem. Po lewej otaczał nas ciemny las, a od prawej, zza krzaczków dobiegał nas szum fal obijających się o brzeg morza. Czarne lampy uliczne dawały nam przygaszone światło, rozświetlając nieco drogę, a silna bryza bawiła się naszymi ubraniami.
- Że też zachciało ci się s-spaceru p-promenadą! – warknęła na mnie Temari.
Skulona, dreptała tuż obok mnie, trzęsąc się z zimna i, jak podejrzewałem, złości na mnie. Po spektaklu wyszliśmy do baru, nie spodziewając się, że wizyta w nim zejdzie nam tak długo i że zaproponuję wieczorny spacer, dlatego No Sabaku narzuciła na siebie jedynie cienki sweter, który nijak ją grzał. W dodatku miała na sobie jedynie krótkie spodenki, kabaretki i długą koszulkę, więc mogłem sobie wyobrazić, jak wiatr ciągnie ją po nogach. Zgrabnych, muszę przyznać…
Nigdy nie rozumiałem, dlaczego kobiety tak przejmują się wyglądem. Jako mężczyzna nie miałem problemu z zimnem, bo zawsze ubierałem się rozsądnie, przewidując pogodę. Zazwyczaj miałem również w zapasie jedną warstwę więcej, na przypadki takie jak dziś.
- Mogłaś ubrać się cieplej – rzuciłem niedbale, spoglądając w gwiazdy. Nie były jednak tak przejmujące jak chmury.
- To mogłeś mnie do cholery ostrzec, że marzy ci się romantyczny spacer nocą! – wyrzuciła z siebie, przystając. Gniew wręcz buchał od niej, wylatując nawet uszami. Dziwiłem się, że tak silna emocja jej nie rozgrzewa…
- Bo nie marzył mi się. – Wzruszyłem ramionami, po chwil wygrzebując z kieszeni spodni paczkę fajek. – Tak wyszło, a ty się nie sprzeciwiałaś – zauważyłem zgryźliwie.
Temari ofuknęła mnie, kierując się nagle na plażę. Byłem zbity z tropu – to było jej zimno, czy nie? Przecież nad samym morzem wiało bardziej.
Kobieca logika mnie przerasta – pomyślałem z goryczą, truchtając tuż za nią.
Temari przystanęła na końcu drewnianego zejścia na plażę. Ściągnęła trampki i kabaretki, miękko stąpając na zimny piasek. Przemierzywszy kilka kroków, odwróciła się ponownie w moją stronę i rozpostarła szeroko ramiona; wiatr bawił się jej szerokim sweterkiem i przydużą bluzką, przykrył też jej twarz kaskadą rozpuszczonych włosów.
- Kochanie! – zawołała, wyciągając ku mnie zachęcająco rękę. – Chodź do mnie. Wykąpmy się. Jest tak pięknie, tak c-ciepło!
Skrzywiłem się, marszcząc czoło. Nie lubiłem kiedy taka była.
- Daj spokój – zganiłem ją, wysuwając z paczki jednego papierosa i układając go w ustach. Natychmiast zaogniłem go zapalniczką, chroniąc dłońmi przed uciążliwym wiatrem.
Postawa Temari natychmiast się zmieniła. Skuliła ramiona, oplatając się nimi i jedną dłonią szybko przyklepując rozmierzwione włosy. Zgryzła wargę, spuszczając wzrok, a jej oczy momentalnie się zaszkliły. Idealnie wcieliła się w zranioną niewiastę.
- Wszystko co zrobię jest złe, prawda? – wyjąkała płaczliwie. Niechętnie postąpiłem kilka kroków ku niej, nie zważając na gęsty piasek w butach. – Nigdy nie będę dla ciebie wystarczająco dobra, nie? Ty dupku, świnio… Traktujesz kobiety tylko jak zabawki! Nie liczysz się z moimi uczuciami, z tym, czy jest mi zimno, czy ciepło. Mógłbyś przynajmniej oddać mi swoją bluzę, ale nie! Jesteś na to zbyt dumny, męska duma… - Splunęła. Następnie wykonała zamaszysty ruch ręką, kontynuując szopkę. – Wy, mężczyźni jesteście jak glony, które morze wyrzuciło na brzeg. Nic nie warci, tylko zawadzacie i wzbudzacie odrazę…
- Przestań – przerwałem jej ostro. – Kiedy aktorzysz poza sceną, jesteś naprawdę upierdliwa. Twój spektakl się już skończył.
Uśmiechnęła się enigmatycznie.
- Życie to mój spektakl.
Temari studiowała zarządzanie na Uniwersytecie Suny, jednocześnie grając w studenckiej sekcie aktorskiej. Była naprawdę świetna, jednak za często używała swoich zdolności w życiu prywatnym, przez co ludzie raczej od niej stronili, nie wiedząc, czy przypadkiem w jednej chwili nie zmieni się z miłej koleżanki we wredną paniusię.
Mnie natomiast przyciągała za każdym razem, gdy przypadkiem się na siebie natknęliśmy.
Na dzisiejszym spektaklu również znalazłem się przez przypadek. Odwiedzając rodzinę w Sunie, błądziłem po mieście znudzony i całkowicie zdezorientowany. Wtedy na jednym z murów zobaczyłem plakat promujący przedstawienie, a tytuł „Wachlarze wstydu” mnie zaintrygował. Nieznana siła pchnęła mnie ku budynkowi, a kiedy na scenie ujrzałem blondynkę z pociągu, już wiedziałem, że nie wyjdę z niego wcześniej.
Po przedstawieniu złapałem ją przed budynkiem. Też mnie poznała, od słowa do słowa przeszliśmy do baru i drinków. Rozmawiało nam się lekko, chociaż od razu zauważyłem, że dziewczyna nie ma łatwego charakteru; utożsamiłem ją nieco z moją matką, co nie przypisywało jej zbyt wielu pozytywnych aspektów. A jednak nie chciałem się z nią zbyt szybko rozstawać, dlatego już przy wyjściu z pubu, zaproponowałem spacer. Tak znaleźliśmy się tu.
Usiedliśmy po turecku na piasku, obserwując wzburzone morze. Po aktorskim kazaniu Temari, postanowiłem oddać jej swoją bluzę, pozostając w długorękawniku i skórzanej kamizelce. Przyjęła ją bez sprzeciwów, kwitując moją opóźnioną reakcję komentarzem na temat braku dżentelmenów w dzisiejszych czasach. Ja z kolei bez sprzeciwów zignorowałem jej słowa.
- Życie nie jest spektaklem – zagaiłem, gasząc w piachu papierosa. W szumie fal zadźwięczał jej wykpiewczy śmiech.
- Dla mnie jest – odparła, przesypując ziarenka pisaku z jednej ręki do drugiej. Zerknęła na mnie z ukosa, uśmiechając gorzko. – Skąd wiesz, że teraz nie gram? Nie znasz mnie.
Podtrzymałem jej spojrzenie. Nie wiedziałem czemu, ale gdy zagłębiałem się w głębię jej tęczówek, wiedziałem jaka jest. Że nie gra, a przynajmniej nie teraz. Coś w środku mi to podpowiadało cichym szeptem, który irytująco wbijał się w podświadomość, kiedy ta obca dziewczyna jest naprawdę sobą.
W tej chwili była.
- Po prostu wiem.
Przez jej twarz przebiegł jakiś cień. Przymknęła powieki, a kiedy ponownie je uniosła, jej wzrok się zmienił w bardziej melancholijny i zamyślony. Usta złączyła w wąską linię, po chwili otwierając je, by się odezwać, jednak ją powstrzymałem, zatykając je swoją dłonią. Wtedy na jej twarzy wykwitł wyraz szczerej irytacji. Szybko odtrąciła moją rękę.
- Co ty wyprawiasz? – wyrzuciła mi, rozjuszona. Uśmiechnąłem się łobuzersko.
- Chciałaś znowu aktorzyć, to cię powstrzymałem.
Temari zdumiała się, a ja ponownie sięgnąłem po paczkę fajek. Jednak gdy tylko ją wyciągnąłem, ona porwała mi ją z rąk.
- Ej! – zbuntowałem się.
- Chciałeś znowu zapalić, to cię powstrzymałam – odparła zadziornie, bawiąc się paczuszką.
- Jesteś irytująco upierdliwa, nawet jak na kobietę.
- A ty nieprawdopodobnie spostrzegawczy, mimo że jesteś facetem.
Widocznie oboje mieliśmy swoje nałogi, których nie potrafiliśmy w sobie zwalczyć, a które wzajemnie nas irytowały. Jednak w tamtej chwili to nie było ważne. Liczył się tylko tamten  moment na plaży, tamto spotkanie.

Weszliśmy do windy, a Temari wcisnęła piątkę. Wnętrze było lustrzane, co rujnowało całą atmosferę prywatności, a migająca lampka dawała pewnego ponurego wydźwięku. W połączeniu z melancholijną piosenką lecącą z radia, sceneria skłaniała się ku napiętej scenie z dennego romansidła. Właściwie gdyby się uprzeć, nasz związek można by podpiąć pod ten gatunek.
Winda zatrzymała się, a drzwi rozsunęły się z cichym „dzyń”. Temari wkroczyła na korytarz pierwsza, uprzednio rzucając mi zalotne spojrzenie, którego nie potrafiłem nie odwzajemnić badawczym przeleceniem wzrokiem jej ciała. Czarna sukienka idealnie opinała jej wysportowaną sylwetkę, a szpilki uwydatniały długie nogi i zgrabny tyłek, na którego punkcie miałem obsesję. Żałowałem jedynie, że piaskowa marynarka zagradzała mi dostęp do piersi. W planie na najbliższe chwile zanotowałem, że to jej muszę się pozbyć w pierwszej kolejności.
Przystanęliśmy przed drzwiami do mojego mieszkania, a ja natychmiast schwyciłem Temari od tyłu w talii, przejeżdżając nosem po jej długiej szyi. Uwielbiałem zapach jej skóry i ten delikatny, różany perfum, którym się zawsze skrapiała. Usłyszałem jak mruczy, kiedy ledwie musnąłem jej kark ustami. Oboje pragnęliśmy swojego dotyku, jak bezdomny pies czułości i jedzenia, dlatego czym prędzej wygrzebałem z kieszeni garnituru klucze od mieszkania i otworzyłem drzwi.
Chciałem zedrzeć z niej marynarkę, potem sukienkę i bieliznę. Chciałem przyciągnąć ją do siebie i całować tak zapamiętale, jak nigdy wcześniej. Chciałem móc błądzić rękoma po jej ciele bez przerwy, nie pozwolić jej nigdy uciec. Chciałem…
Jednak ona chciała czegoś innego. Chciała dominować, dlatego mimo widocznego pożądania czającego się w jej oczach, trzymała mnie na dystans. Lubiła mieć wszystko pod kontrolą i pisać scenariusze, które doprowadzały mnie do białej gorączki. Uwielbiała grać i robiła to przy każdej nadarzającej się okazji, nawet w łóżku. Upierdliwa baba.
- Mamy czas – wymruczała mi w usta.
- Chwilę – warknąłem zniecierpliwiony.
- Myślałam, że zdążyliśmy już odkryć, jak długa potrafi być chwila.
Spoglądała na mnie wyzywająco, jakby z wyrzutem. Zupełnie jakby zarzucała mi winę za to, że mieszkamy w tak oddalonych od siebie miastach, w których mamy sprawy nie pozwalające nam na przeprowadzkę. A ja nie miałem siły się teraz z nią o to kłócić ponownie, tym bardziej po napiętej rozmowie na konferencji.
- Nie pieprz – rzuciłem wściekły i nie pozwalając jej na jakąkolwiek reakcję, wbiłem się w jej usta, zamykając w żelaznym uścisku.
Nie walczyła już więcej. Oboje zagłębiliśmy się w tym wygłodniałym pocałunku, który zarazem był tak czuły, jakby był naszym  p i e r w s z y m.  Smakowałem jej ust z błogą ulgą, która dreszczem rozeszła się po moim ciele. Poczułem jak Temari uśmiecha się, mocniej napierając na mnie ciałem. Z lubością zdjąłem jej marynarkę i wypełniłem poszczególne punkty mojego planu.
- Wtedy na plaży nie pomyślałbym nawet, że się jeszcze kiedyś spotkamy – wyznałem.
Temari zaśmiała się dźwięcznie, wrzucając piłkę do kosza. Było już ciemno, a najbliższa latarnia znajdowała się jakieś trzysta metrów od boiska, przez co widoczność na nim była koszmarna. Jej jednak zdawało się to nie przeszkadzać; nie potrzebowała światła, by wiedzieć, jak mocno uderzyć piłką o tablicę, żeby ta wpadła w obręcz bez komplikacji. Lata treningu musiały ją tego nauczyć.
- Naszego następnego spotkania też nie przewidzisz – odparła beznamiętnie, po raz kolejny przymierzając się do rzutu. Zgięła kolana, wyskakując lekko, a piłka wpadła w obręcz na czysto. Cmoknęła zadowolona, zerkając na mnie z dumą.
- Jeśli będzie jeszcze jakieś kolejne spotkanie – zauważyłem trzeźwo, podchodząc pod dziurę kosza i podnosząc turlającą się po betonie piłkę.
Obserwowałem, jak zaciąga czarną spódniczkę, która obsunęła się jej delikatnie w górę przy rzucie. Wrodzonej gracji, jaka towarzyszyła każdemu jej ruchowi, pozazdrościłaby jej nawet sama królowa, a pewnego kroku każda modelka. Puls mi przyspieszył, kiedy stanęła tuż przede mną, kładąc dłonie na trzymanej przeze mnie piłce. Jej palce niemal stykały się z moimi, a pociemniały wzrok uważnie lustrował moje reakcje.
- Wpadliśmy na siebie już trzy razy. Gdyby los nie miał dla nas napisanego wspólnego scenariusza, ostatnie dwa spotkania nie miałyby miejsca.
Piłka między nami nagle stała się upierdliwie ciężka i niepotrzebna. Miałem ochotę wyrzucić ją w cholerę gdzieś w ciemność, ale uznałem to za nietaktowne. Jednak magnetyczne spojrzenie Temari nie pozwalało mi się skupić na niczym innym, jak na niej. Przyciągała mnie. Nie tylko teraz, a zawsze. Miała w sobie coś niebezpiecznego, co sprawiało, że chciałem z nią igrać jak z ogniem. Tak po prostu grać w jej przedstawieniu, nawet jeśli byłaby to najpodlejsza rola nędznika, który został oszukany i okradziony z męskiej dumy.
- Mówisz o przyszłości, jak o pewniku, ale nie znasz jej. Równie dobrze jutro któreś z nas mogłoby umrzeć, a druga osoba nawet by się o tym nie dowiedziała.
- Zawsze jesteś takim pesymistą? – zapytała ponętnym szeptem, a jej ciepły oddech owiał moje usta. Była za blisko.
- Nie jestem pesymistą, a realistą. Oceniam świat przez rozum, a nie przez wyobrażenie o nim.
Uśmiechnęła się psotnie.
- Czucie i wiara silniej mówi do mnie, niż mędrca szkiełko i oko – wyrecytowała słowa Mickiewicza. – Ale skoro ty wolisz rozum, to chłodno oceń naszą sprawę. Z moich kalkulacji wynika, że skoro jutro mamy się rozstać na zawsze, to dziś nic nie stoi nam na drodze, by cieszyć się tą chwilą.
Już ostatnie słowo wyszeptała mi w usta, następnie muskając je delikatnie swoimi. Eteryczny posmak alkoholu i jej kokosowej pomadki utkwił w mojej pamięci na dłużej, wraz z naszym kolejnym pocałunkiem. Z początku nieśmiałe muśnięcia z każdą chwilą stawały się śmielsze, tak samo jak moje ręce, które w szybkim czasie porzuciły piłkę na rzecz ciała Temari. Sunąłem dłońmi po jej kręgosłupie, gdy ona badała palcami mój kark; oba zabiegi służyły zbliżeniu nas do siebie. Całowaliśmy się po raz pierwszy, myśląc, że prawdopodobnie po raz ostatni, a to przeświadczenie dodawało naszym odruchom żarliwości.
- Lubię cieszyć się chwilą – wychrypiałem lekko zdyszany. Mój umysł był otumaniony, a zmysły rozbudzone do granic możliwości. Co dziwne, chciałem by ten stan trwał wiecznie.
Nigdy mu tego nie wyznałem, ale byłem Kibie wdzięczny, że zaciągnął mnie na imprezę, z której razem z Temari uciekliśmy.

Leżeliśmy na łóżku nadzy, zmęczeni i szczęśliwi. Pościel przesiąknięta naszą wonią, lekko nas opatulała, dając poczucie złudnej prywatności i normalności. Zupełnie jakbyśmy dzielili to łoże codziennie, a chwila, której właśnie doświadczaliśmy nie była niczym szczególnym. A przecież była szczególna, zdarzając się raz na kilka miesięcy.
Przewróciłem kartkę, zaczytując się w kolejny wiersz tomiku, który sprezentowała mi Temari na urodziny. Nie lubiłem poezji, ale ona uparła się, że muszę mieć o niej jakieś pojęcie, bo inaczej mój mózg będzie jedynie coraz bardziej popadał w beznadzieję pod wpływem prawniczych formułek i problemów firmy. A ja wolałem mieć święty spokój, więc się nie sprzeciwiałem.
Przeczesywałem wzrokiem kolejne wiersze, kiedy kątem oka zauważyłem, że Temari już nie śpi. Nie dałem tego jednak po sobie poznać, pozwalając jej w ciszy mi się przyglądać. Delikatny uśmiech błąkał się na jej umęczonej twarzy, a półprzymknięte oczy taksowały moje rysy. Pozwoliłem naszemu cichemu teatrzykowi - gdzie ona grała sen, a ja przekonanie, że śpi - trwać pięć minut, zanim postanowiłem go taktownie przerwać.
- Długo jeszcze zamierzasz mnie obserwować? - spytałem, nie przerywając czytania.
- Ja nie obserwuję, ja zapamiętuje - mruknęła ponuro. Wyciągnęła z mojej ręki tomik, odkładając go na szafkę nocną i położyła swoją dłoń na moim torsie. Powolnymi ruchami czyniła szlaczki na mojej skórze. - Shikamaru, ja nie chcę już tak żyć.
Nie zdziwiły mnie jej słowa. Już nie raz i nie dwa rozmawialiśmy na temat naszego zwią… Nie, to nie był związek. To był układ, w którym oboje byliśmy wolni. Jednak ta “wolność” była zarazem naszym najokrutniejszym więzieniem, z którego nie było ucieczki. Nasze wzajemne uczucia zakratowały nasze życie, czyniąc nas niewolnikami momentów i chwil.
- Wiem - westchnąłem.
Splotłem ze sobą nasze palce. Temari wspięła się na mnie i jej twarz zrównała się z moją, a turkusowe, zagubione spojrzenie ujęło moje. Wiedziałem, że szukała w moich tęczówkach zrozumienia, ale nie byłem pewny, czy je znalazła. W każdym razie odstąpiła od uciążliwego tematu, ponownie łącząc nasze usta w pocałunku.

W czasie studiów spotkaliśmy się z Temari nie raz, a każde nasze spotkanie prezentował nam los. Póki jej nie poznałem, nie wierzyłem w przeznaczenie, jednak w naszym przypadku to ono było jedyną racjonalną odpowiedzią. Wiedzieliśmy o sobie jedynie tyle, że mieszkamy w miejscowościach oddalonych od siebie o niemal czterysta kilometrów, a mimo to jakimś cudem regularnie na siebie wpadaliśmy. A każde spotkanie kończyło się coraz czulej i bardziej zakleszczało nasze kajdany uczuć.
- Czy my jesteśmy parą? - spytała raz Temari, opierając się o moją klatkę piersiową. Siedzieliśmy pod drzewem, a przed nami rozciągało się pole słoneczników. Dopiero zaczynały rozkwitać.
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale chyba nie. Pary spędzają ze sobą niemal każdy dzień, a my widzimy się raptem dziesiąty raz.
Po moich słowach dłuższą chwilę bawiła się moją dłonią w ciszy. Poczułem się trochę nieswojo, kiedy uświadomiłem sobie, że moje słowa mogły zabrzmieć oschle. Były jednak prawdą, więc nie zamierzałem ich cofać.
- Ale - odsunęła się nagle, siadając naprzeciw mnie - przecież to nie jest nic, prawda?
Była zmotywowania do działania, a ja wiedziałem, że ta rozmowa będzie jedną z naszych najmniej przyjemnych. Będzie rozmową prawdziwej, zagubionej pary ludzi.
- Nie - odparłem.
Nie, to co między nami było, nie było niczym. Uwielbiałem tę cholernie irytującą kobietę, fascynował mnie każdy jej oddech i ruch. Słowa - choć wymawiała ich stanowczo na dużo - spijałem z jej ust niczym najsłodszy nektar. Gdy nie było jej obok, gdy nie widywaliśmy się miesiącami, wielokrotnie przyłapywałem się na tym, że szukam jej złotych kitków wśród tłumu. Wypatrywałem i szalałem, nie rozumiejąc uczucia nadziei i tęsknoty za chwilami.
- Więc co teraz zrobimy? - spytała głucho. - Chcemy być razem, ale żadne z nas nie zrezygnuje ze swojego życia, dla drugiego. Przez ostatnie cztery lata w ciągu tych durnych kilku spotkań, zdążyliśmy się w sobie zadurzyć, ale co dalej?
- Chcesz, żebyśmy rozpoczęli związek?
- Nie. To nie ma sensu.
Byłem zbity z tropu. Gdy na nią patrzyłem, wiedziałem, że ona też nie wie co robić. Mówiła jedno, a pragnęła czegoś innego. Ja też pragnąłem czegoś innego, ale rzeczywistość sprowadzała mnie nieustannie do parteru. Słowa Temari były prawdą - to nie ma sensu. Związek na odległość nie ma sensu. Kierowanie się nadzieją i uczuciami, miast rozumem nie ma sensu. Nasza miłość również nie ma sensu.
- To nie ma sensu, ale nie chcę tracić, tego co mamy. Przypadkowe spotkania i chwile szczęścia są lepsze, niż wieczne cierpienie z samotności - powiedziała, przybliżając się do mnie. - To będzie nasz układ. Będziemy razem, ale będziemy wolni.
Wtedy kochaliśmy się po raz pierwszy. Na polu słoneczników, kiedy słońce zaczynało zachodzić, a niebo się różowić. Naszym ciężkim oddechom i jękom akompaniowały świerszcze, a wiatr dopingował naszą miłość delikatnymi podmuchami. Tamta chwila miała sens.

Przyglądałem się, jak zapina biustonosz, który ja w pocie czoła wcześniej odpiąłem. Kobieta, która wymyśliła to ustrojstwo, zapewne była upierdliwą feministką, której głównym celem było uprzykrzenie życia mężczyznom. Z tego względu nie dziwiłem się, czemu Temari go nosi - była największą feministką, jaką znałem.
Wstała z łóżka i zmysłowym krokiem przemierzyła pokój, zbierając przy tym kolejne części garderoby. Gdy czarna sukienka ponownie przyległa do jej ciała, a szpilki uwydatniły jej nogi, nie mogłem ukryć swojego rozczarowania.
- Spokojnie. - Znów przysiadła na skraju łóżka, nachylając nade mną. - Następna narada w sprawie budowy już za miesiąc.
Całowaliśmy się długo i namiętnie. Nie chciałem jej wypuścić za szybko. Nie chciałem… Też nie chciałem już tak żyć! Pragnąłem być z nią, wspierać w każdej chwili, zestarzeć się z nią i umrzeć z nią. Pragnąłem wyznać jej, że ją kocham. Tak po prostu, po raz pierwszy powiedzieć: kocham cię. Pragnąłem...
- Do za miesiąc.
Jednak ona uciekła. Tak po prostu, szybkim krokiem, nie odwracając się za siebie. Z głośnym trzaskiem drzwi. Z moimi niewypowiedzianymi słowami.
Ale czy to rzeczywiście jest miłość?, zastanawiałem się przewracając na drugi bok. Jak mógłbym nazwać to, co nas łączyło miłością, skoro nasze uczucie żywiło się jedynie wydartymi z życia chwilami, które były niczym zwykły pył w odmętach wieczności?
Nie mogłem.

„Miłość bowiem żąda odrobiny przyszłości, a my mieliśmy tylko chwilę.”
~A.Camus „Dżuma”


Od Autorki: Hej hoo! :) I jak wrażenia po narracji Shikamaru? Przyznam się szczerze, że obawiam się Waszej oceny, bo naprawdę nie mam pojęcia, czy udało mi się w cielić w mojego kochanego lenia. Chciałam jednak spróbować swoich sił i tak powstała ta partówka. I chociaż generalnie jestem z niej zadowolona, to jednak niepewność nadal mi towarzyszy. Także czekam na Wasze szczere komentarze!
Buziaki! ;**

10 komentarzy:

  1. To było świetne. Shikamaru jest genialny. Nienawidzę, jak niektórzy robią zniego taką sierotę. To jak jego charakter został opisany boski. Paring ShikaTema jest dość trudny, bo mają takie odróżne charaktery i takie mocne, niezbyt uczuciowe. Moim zdaniem, oni są jedną z trudniejszych par do napisania, ale tobie i jeszcze niewielu to wychodzi. Historia, bardzo mi się podoba. Tak inna. Teraźniejszość i przeszłość jednocześnie. No i fakt, że nie zaczynają od zera. Większość jest typowym znanym wszystkim stylem : poznanie, miłość, coś się psuje miłość. A ty od tego odstąpiłaś. Mimo, że jest moment poznaiania, to jednak ta historia jest dość inna.

    Dobra skończymy tym upokarzaniem się Ronny, ze składnią jej zdań w jaki kolwiek sens. Co do opowiadania nie jestem dość na bierząco, bo nie miałam ostatnimi czasy, nawet na to chwili. Ale o tym blogu nie zapominam. Kiedyś, tu wrócę i tak pewnie będziesz właśnie dodawać epilog ale wrócę przeczytać zaległości.

    Ok, przepraszam, za jakość komentarza, ale jakoś tak dziś dzień. Proszę informuj mnie o nowych rozdziałach, postaram się zajrzeć. Moje gg powinnaś mieć. Dobra nie zanudzam. Do następnego. Weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. łał.łał, łał, łał.. łał! łał! łał!.. ŁAŁ! ŁAŁ! ŁAŁ! ...ŁAAAAAAŁŁŁ! no po prosu ŁAŁ xD hehe wiem jak to brzmi ale nie potrafię inaczej tego opisać xD ;p
    pełne zaskoczenie. kiedy po przeczytaniu twojego dopisku, zabierałam się do czytania one shota, podchodziłam do tego z dość dużym dystansem. twoje słowa włączyły wtedy lampkę z napisem : "to Shikamaru.. jego nie można idealnie ugryźć" ale przyznaję, że nie wyszło tak źle xD. przyznaję, że miejscami miałam wrażenie, że jednak mówi to kobieta, no bo bądźmy szczerzy, kobiety nie czytają w myślach facetom i nie potrafią idealnie ich odwzorować.. ale kurde to było naprawdę dobre xD nooo ŁAŁ xD
    pozdrawiam xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Cholera, tak bardzo chciałabym, żeby ten komentarz wyszedł taki ładny i długi i zawarł każdy szczegół tego o-s'a, którym jestem zachwycona, ale już czuje, że mi się to nie uda!

    Zacznę od pierwszego cytatu, czyli jedynymi wersami, nad którymi się nie rozpływałam: nie cierpię "Tristana i Izoldy", ugh. Ale w sumie nawet nie wiem dlaczego o tym piszę! Zwłaszcza, że cytat bardzo pasował!

    Kreacja Shikamaru wyszła ci obłędnie. Niczego mu nie zabrakło: ani inteligencji, ani męskości, ani lenistwa, ani tego z lekka wymuszonego gentelmeństwa. Nie był dzieciakiem, który w sumie to na wszystko ma wyrąbane i tylko chmury ogląda, ale o to to ja się w twoim przypadku w ogóle nie martwiłam.
    Tem jako aktorka-amatorka wyszła niemożliwie naturalnie. Bardzo łatwo mogę sobie tak ją wyobrazić, a jej stroje z mangi bez problemu da się przerzucić na te trampki i kabaretki.
    Sama forma tego tekstu była naprawdę niesamowita, to podzielenie go na kilka krótkich fragmentów(chwil) nadało temu charakteru. W ogóle słowami "chwila" i "moment" bawiłaś się cudownie.
    Moje serce chyba podbiła ta scena na plaży, gdzie Shikamaru powstrzymuje teatrzyk Tem za nim on się w ogóle zaczął. Taka krótka scena, a wyszły na wierzch całe ich charaktery, ta ich cicha walka praktycznie w każdym zdaniu.
    Nie muszę mówić, że gdybym była facetem to bym się po tym, w jaki sposób Shikamaru opisywał Temari, zwyczajnie w niej zakochała? Za to też ci się należą gratulacje, bo opisałaś mega seksowną kobietę z perspektywy faceta i udało ci się to wyważyć tak, żeby nie wyszło gejowsko, ale też nie wulgarnie i zbyt obrazowo przez co wręcz czuć było całą tą gorącą atmosferę ich sypialni.
    Ta scena wyznania wyznania sobie uczuć była cudowna. I uderzyła w mój czuły punkt tej pary, bo ja sobie serio nie mogę wyobrazić ani Shikamaru w Sunie, ani Temari w Konosze. Oni są jednakowo oddani sobie jak i swoim wioskom, są między takim prawdziwym młotem a kowadłem.

    Ech i mówiłam, że mi nie wyjdzie... Mam ochotę cię za tę miniaturkę wyściskać, taka była cudowna. Mogę śmiało powiedzieć, że to najlepszy tekst ShikaTema jaki w życiu czytałam(głównego opowiadania na razie nie liczę, bo tam takiego typowego ShikaTema jeszcze nie ma), a chyba mi wierzysz, że trochę tego było.

    Pozdrawiam
    Rozpłynięta Cashmire

    OdpowiedzUsuń
  4. Muszę przyznać, że mnie zaskoczyłaś. W sensie, że tak szybko dodałaś tego one-shot'a. Bo co do jakości, nie miałam wątpliwości, że będzie dobrze.

    Było zupełnie inaczej niż w głównym opowiadaniu. Narracja Shikamaru wyszła Ci idealnie. Rozpływałam się wręcz, gdy to czytałam. Taki bardzo melancholijny romans. I to właśnie tak bardzo pasowało do Pana Nary. Ta melancholia i racjonalizm, które czuć było w każdej wypowiedzi. W wyrażaniu swoich uczuć kierował się głównie logikom, ale nawet on nie był w stanie wyjaśnić, na czym polegał ich "związek"
    Fajnie, że pojawiło się tyle "chwil" i "momentów", i że całość była taka... spójna i logiczna po prostu :) Czytając, niemal słyszałam w głowie głos Shikamaru, który opowiadał tę historię. Czułam się, jakbym to wszystko oglądała, a nie czytała. Świetnie więc to wszystko zobrazowałaś.

    Na początku myślałam, że Temari i Shikamaru są zapracowanym małżeństwem, które nie ma dla siebie czasu. Okazało się jednak, że cały ich "związek" składał się TYLKO z tych chwil, przypadkowych spotkań. To wszystko wydało mi się jednocześnie niezwykle romantyczne i smutne. Oboje chcieli czegoś więcej, ale nie mieli odwagi, by coś zmieniać.

    Najbardziej podobały mi się te wspominki. Pierwsze, drugie, trzecie spotkanie. Ten ich pocałunek na boisku. No i te igraszki na polu słoneczników :)
    Sama nie wiem, o czym dokładnie powinnam tu napisać, bo całość wyszła tak spójna, że ciężko wytypować lepszy i gorszy moment.
    Ogólnie rzecz ujmując, myślę, że o-s wychodzą Ci świetnie i już się zastanawiam, o czym i kiedy planujesz następny?;>
    Ach, no i baaaardzo spodobało mi się to, że byłą wzmianka o! A jakże xD

    Tak więc, pisz więcej taki bonusów, bo mnie normalnie inspirujesz i aż sama mam ochotę spróbować swoich sił w czymś takim.
    Pozdrawiam!;*

    OdpowiedzUsuń
  5. I Ty się martwiłaś, że narracja Shikamaru mogła Ci źle wyjść? Niemożliwe, bo czytając tą jednopartówkę miałam wrażenie, że nic innego nie robisz, tylko siedzisz w głowie Nary. Fajnie jest być takim mądrym, nie? ;) O, i tytuł! Przecież to takie typowe dla tego lenia. Jestem pełna podziwu dla Ciebie za cały tekst i pomysł, ale tytuł przeszedł sam siebie - najpierw mnie rozbawił (gdy go zobaczyłam), a później, po przeczytaniu one-shota, sprawił, że mi się trochę smutno zrobiło.
    Wszystko tak ładnie ze sobą współgrało, te wplatane wspomnienia z pierwszego spotkania, pierwszej mini-randki, zwieńczone wspaniałym podsumowaniem. Wiesz, chyba będę Ci musiała zacząć bić brawo, bo cóż ja mogę pisać o takich dziełach?
    Ten o-s wydawał mi się na początku taki przyjemny, spokojny, ale kurcze... mimo wszystko było w nim dużo ukrytego dramatu kochanków. Co od razu połączyłam z nieszczęsnymi Tristanem i Izoldą, z której to książki zamieściłaś na początku cytat. Biedni Shikamaru i Temari, ciągle musieli walczyć o chwilę razem. Nie wiem, jak to robisz, ale cholernie sprawnie operujesz emocjami czytelnika. Jakoś zawsze po przeczytaniu czegoś, co napiszesz jestem taka skołowana.
    Noo, trochę ochłonęłam po tym tekście i już bym chciała dorwać w swoje łapki jakiś kolejny, więc muszę Ci życzyć ogromnej ilości weny. W innym wypadku chyba zacznę Cię nękać na gg. xD
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow. Kurde, muszę chwilę odczekać żeby złożyć do kupy jakiś sensowny komentarz..
    Jak zwykle jestem oczarowana. Świetny pomysł z narracją Shikamaru, niepotrzebnie się obawiałaś, bo wyszło ci bardzo dobrze. Fajnie tak poznać jego punkt widzenia, rozmyślania, przede wszystkim te na temat Temari. Tak się nie mogę doczekać jakiegoś ich zbliżenia w głównym opowiadaniu, że to tutaj jeszcze narobiło mi smaczku ;D
    Mega wielki plus za retrospekcje, każde z ich spotkań było niebanalne, oryginalne i takie.. magicznie. Kto by pomyślał, że kichanie tak zbliża ludzi? ;D Przeznaczenie, los.. można z tych pięknych tematów stworzyć coś naprawdę kiczowatego, ale ty cudownie operowałaś tymi słowami.
    Aaaach ich miłość była taka cudowna, cały łanszot jest taki słodko gorzki, z jednej strony żałuję, że nie dowiem się co działo się z nimi dalej, ale z drugiej mam wrażenie, że tak jednak będzie lepiej.
    Całe to aktorzenie Temai, emocje Shikamaru, momenty i chwile.. no składają się w jedną genialną całość!

    Pozdrawiam, buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
  7. haha.. wiesz.. biustonosz i podpaski wymyślił facet, specjalnie dla kobiet :)
    opowiadanie masz boskie, >3> pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mogę byc szczera? ... No więc będę. Nie chcę, żeby to wyglądało tak, że się "podlizuję" czy coś... ale to jest NAJLEPSZY ONE-SHOT o ShikaTema jaki kiedykolwiek czytałam. Serio.

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetnie wyszła Ci ta narracja! Nie porzebnie się bałaś, bo jak na razie sprawdziłas się w każdej i wyszło to fenomenalnie ;)
    A ta partówka jest piękna. A koniec, mimo wszystko, najlepszy. Osobiście nie lubię happy end'ów, więc po przeczytaniu tekstu jestem gotowa bić Ci połowy ;) I życzę dla naszej pary jak najlepiej, mimo, że w mandze to już niemożliwe ;/
    Przepraszam, że tak krótko,
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Wow czytam tego one-shota już dobre pare lat po opublikowaniu i nadal jestem zachwycona nim i jest to jeden z najlepszych one-shotów jakie kiedykolwiek czytałam

    OdpowiedzUsuń

Kłaniam się nisko w podzięce za komentarz! ♥