„(…)i jego kolega mówi:
-Jaki to ma sens pamiętać dzisiaj o
tamtym?
Faktycznie. Jaki to ma sens –
pamiętać?”
~Hanna Krall „Zdążyć przed Panem
Bogiem”
20
września, piątek
Otworzyłam
drzwi wejściowe do domu. Moje serce waliło jak oszalałe od gnieżdżących się we
mnie emocji. Martwiłam się, tak cholernie się martwiłam, że coś mogło się stać.
To nie było w stylu mamy dzwonić do mnie, gdy byłam na spotkaniu z przyjaciółmi
i w dodatku mówić mi takie rzeczy. Jej słowa cały czas huczały mi w głowie
bolesnym echem: „Wiem, że będzie dobrze. Wszystko się ułoży, zobaczysz, dacie
sobie radę…”.
Dacie
sobie rade – ale z czym? Dlaczego te słowa wydały mi się tak obce i brzmiały jak
pożegnanie? Nie chciałam, żeby nim były…
-
Mamo! – zawołałam już na progu, jednak nie doszła do mnie żadna odpowiedź. Moje
serce znowu owiała gęsta mgła zwątpienia i niepokoju, coś było nie tak.
W
domu było zupełnie ciemno i cicho. Odebrałam to jako kolejny zły znak – mama
nie pracowała, dlatego zawsze w którymś pokoju paliło się światło, ona zawsze tu
była. A teraz… czułam pustkę. Nie potrafiłam tego wytłumaczyć w żaden
racjonalny sposób, ale tak było. Tak niemożliwie cicho i pusto, jakby coś z
domu uleciało.
Po
omacku stawiałam ostrożne kroki w przód, szukając po ścianie włącznika światła.
Ręka mi drżała od nieuzasadnionych emocji, a serce biło zdecydowanie za szybko.
Nie rozumiałam tego. Zdrowy rozsądek cały czas mi tłumaczył, że przecież nie
mam się czym martwić, że nic się nie dzieje, jednak intuicja podpowiadała mi
coś zupełnie innego – śpiesz się, póki jeszcze nie jest za późno.
-
Mamo!
W
końcu znalazłam włącznik światła i czym prędzej go nacisnęłam. Jednak jasność
wcale nie przyniosła mi ulgi, a jeszcze więcej zwątpienia i niepokoju. Biegałam
od pokoju do pokoju, sprawdzając czy nie ma w nich mamy – nie było. Kuchnia,
łazienka na dole, salon… W końcu wbiegłam po schodach na górę i przetrzepałam sypialnie
- moją i braci - jednak i tam zastałam
pustkę.
Łazienka
– pomyślałam i skierowałam się do ostatniego pomieszczenia w domu, którego nie
odwiedziłam. Jednak z każdym metrem moje kroki stawały się cięższe i wolniejsze
– przytłumione przez strach. Tak, bałam się tego co zastanę za drewnianą zaporą
i to jak cholera! Intuicja. Ona nigdy mnie nie zawodziła.
Pięć,
cztery, trzy, dwa, jeden… moja drżąca ręka opadła na klamkę, a serce stanęło na
o wiele za długą chwilę, aby rozpocząć ponowne bicie w szaleńczo szybkim
tempie. To, co ujrzałam…
-
Mamo – wydusiłam.
Moje
gardło było ściśnięte przez łzy i strach, a z twarzy uleciała krew. Nagła fala
osłabienia ogarnęła moje ciało i z ledwością udało mi się utrzymać równowagę. Nie wiedziałam co zrobić, co się dzieje, co…
Nic nie wiedziałam. Miałam ochotę upaść na kolana, zwymiotować i zapomnieć cały
ten makabryczny obraz. Wymazać z pamięci widok mamy leżącej w zakrwawionej
wannie, ale nie mogłam. Potrafiłam tylko stać w miejscu, obserwując jak jucha
spływa po bladych nadgarstkach mojej rodzicielki i płakać jak małe dziecko,
które zgubiło się w tłumie i nie widziało, w którą stronę ruszyć żeby nie
pogubić się jeszcze bardziej.
Osunęłam
się w prawo na framugę i tylko dzięki niej mogłam nadal utrzymać się na nogach.
Byłam otępiała i nie potrafiłam uwierzyć w to co widzę. Chciałam, żeby to była
jedynie mara senna, pomyłka, dowcip, cokolwiek.
Jednak
fakty były faktami, a oczu nie można oszukać – to co widzimy jest tym co
widzimy, tak samo jako uczucia są jedynie uczuciami i Bóg nie dał nam mocy
niszczenia ich. A ja chciałam je zniszczyć, tak bardzo pragnęłam pozbyć się
tego przeszywającego bólu, bezradności, zagubienia. Tak po prostu nie czuć nic.
Pustka – dlaczego
osiągnięcie jej jest takie trudne?
Na dworze było
potwornie ponuro i szaro. Zazwyczaj witałam taką pogodę ze zgrzytem zębów i
grymasem na twarzy, jednak dziś niemal byłam za nią wdzięczna – idealnie
odwzorowywała mój aktualny nastrój, który należał do jednych z grupy
„krytyczny”. Dzisiejszy sen zupełnie wytrącił mnie z mentalnej równowagi, którą
udało mi się osiągnąć po rocznicy śmierci mamy, na nowo rozdrapując niedawno
zasklepione rany.
- Długo jeszcze masz
zamiar się do mnie nie odzywać? – usłyszałam głos Gaary po prawej.
Westchnęłam,
przymykając na chwilę powieki i delektując się podmuchem wiatru, który owiał
moją twarz. Był chłodny i nieprzyjemny, a jednak dał mi ukojenie i pomógł
pozbierać rozkołatane myśli. Nadal nie przyjęłam przeprosin mojego brata i
traktowałam go z dystansem, chociaż już od co najmniej dwóch dni nosiłam się z
decyzją wybaczenia mu. Nie ważne jak bardzo mnie zranił, nadal był moim
kochanym, młodszym braciszkiem, na którego nie chciałam się gniewać i którego
potrzebowałam. Tak, potrzebowałam – szczególnie dzisiaj.
- Nie – odparłam lekko,
otwierając oczy i omiatając wzrokiem ponury krajobraz; szare bloki wydały mi
się jeszcze bardziej bezbarwne, a korony drzew bardziej złowrogie. Wiele ludzi
chyba myślało podobnie, bo mijający nas przechodnie wbijali spojrzenia jedynie
w swoje buty, śpiesząc się gdzieś z nietęgimi minami. Chyba nie każdy cieszył się z pierwszych oznak jesieni.
- Czyli między nami
okej? – spytał niepewnie. Kątem oka zobaczyłam, jak przygląda mi się z
nieukrywaną ciekawością i lekkim niezrozumieniem.
- Nie – zburzyłam jego
tlącą się w tęczówkach nadzieję. Wzruszyłam ramionami, kopiąc leżący na mojej
drodze kamyczek i zaciskając mocniej
dłonie na pasku torby. – Zarzuciłeś mi, że nie przejęłam się śmiercią mamy. Nie
oczekuj, że tak łatwo ci to wybaczę.
- Wiem, ja po prostu… -
speszył się, spuszczając głowę. Tym razem to on przymknął powieki, jakby chcąc
odnaleźć racjonalne wytłumaczenie na swoje zachowanie gdzieś w ciemnościach
swojej podświadomości. – To były emocje. Byłem wściekły, bo nigdy mi z Kankuro niczego
nie mówicie, cały czas próbujecie chronić. Skąd miałem wiedzieć, że cierpicie
tak samo jak ja, skoro to ukrywaliście? Nie jestem już dzieckiem. Wiem, co to
śmierć, wiem, jak sobie z nią radzić, tak samo jak wy. Nie musicie mnie ze
wszystkiego wykluczać. – Spojrzał mi butnie w oczy, marszcząc w złości brwi.
Rysy jednak szybko mu złagodniały, a na twarz wypłynęło współczucie. – Ale wiem
też, że wtedy przegiąłem. Wiem, że ty miałaś najciężej, w końcu… ją znalazłaś –
niemal wyszeptał, odwracając wzrok.
Dziwny prąd i dreszcz
przeszedł moje ciało na ostatnie słowa brata, a przed oczyma momentalnie
przeleciały mi sceny z dzisiejszego snu. Wspomnienia.
Te najboleśniejsze, o których tak bardzo chciałam zapomnieć, tak po prostu
wymazać.
Przystanęłam, zdając
sobie sprawę, że doszliśmy już prawie do budynku szkolnego. Uczniowie mijali
nas szybkim krokiem, śpiesząc się na lekcje i do ciepłych, bezwietrznych murów,
od których ja w tym momencie chciałam uciec. Nie miałam siły zmagać się z
radosną Tenten, która posiadała radar na czyjeś smutki.
- Mama mi się dziś
śniła – powiedziałam, zamiast w jakikolwiek sposób zareagować na monolog Gaary;
w końcu chciał, żebyśmy przestali przed nim wszystko ukrywać. – Tamten dzień.
Gaara spojrzał na mnie
w ten dziwny sposób, a oczy mu pociemniały. Nienawidziłam tego – litości
innych, nawet rodziny.
Mój brat otworzył i
zamknął usta, jakby nie mógł się zdecydować, czy mnie pocieszyć, czy nie. Albo
raczej po prostu nie wiedział jak to zrobić; mu zawsze najlepiej wychodziło
milczenie. Potrafił podnieść człowieka z mentalnego bruku samą obecnością.
Jednak teraz – jak na złość – potrzebowałam czegoś więcej niż drugie ciało
obok. Potrzebowałam słów, których Gaara nie był w stanie wypowiedzieć.
- Jadę do niej, do Suny
– rzuciłam ostro, mierząc bogu ducha winnego brata nieprzychylnym wzrokiem.
Jego bierność działała na mnie jak płachta ta byka. – Teraz.
Dróżka prowadząca do
szkoły nagle opustoszała, przybierając bez śpieszących nią uczniów, posępnego
wyrazu. Wiatr zadmą mocno, ostrzegając przed przyprowadzonymi chmurami, które
bez wątpienia zwiastowały deszcz.
Gaara poruszył się
niespokojnie. Pewnie rozważał, czy lepiej dać mi reprymendę na temat wkurzonego
ojca, czy może lepiej puścić moją wiadomość mimo uszy i ewentualnie przyłączyć
się do wyprawy. W końcu przekręcił lakonicznie oczyma, wkładając ręce do
kieszeni bluzy-kangura.
- Pewnie wiesz co
robisz.
Uśmiechnęłam się
łobuzersko.
- Jak zawsze –
odparłam, stawiając pierwsze kroki w tył. Po chwili już przemierzałam park,
zmierzając do mojego nowego celu – stacji kolejowej.
Sasuke Uchiha zbiegał
schodami ku wyjściu, pośpiesznie narzucając na siebie czarną skórę. Pędził,
przeskakując po trzy stopnie i na zakrętach łapiąc się barierki by wspomóc się
w zawrotce. Włosy miał zmierzwione jeszcze po nocy; żył bowiem w przekonaniu,
że wiatr i dłoń lepiej ułożą jego fryzurę niż grzebień, który w jego mieszkaniu
i pełnił jedynie funkcję ozdobną.
Klatka schodowa była
urządzona w ekskluzywnie minimalistycznym stylu – ściany były obłożne
drobniutkimi jasnymi kamyczkami, które mieniły się od wpadającego przez
niewielkie okienka słońca, bądź blasku eleganckich karniszy narożnych. Podłogę
wypełniały kafelki w stonowanych odcieniach szarości i granitu, które nie były
najlepszym przyjacielem w biegu na złamanie karku. Chłopak niejednokrotnie klął
na ich śliskość i powtarzał, że kiedyś się na nich zabije.
W końcu dobiegł do
wyjścia, a gdy minął mosiężne drzwi, jego uwagę zwróciły skrzynki pocztowe. W
głowie natychmiast zamigała mu żarówka i garstka wspomnień z wczorajszego
wieczoru napłynęła na myśl.
Gdy wrócił z treningu u
Hidana, Sasuke nie marzył już o niczym innym jak o kąpieli i łóżku. Zeszłego
wieczora trener - albo raczej jak Uchiha zwykł go nazywać, kat – kazał mu
przelewać wodę z jednej dziesięciolitrowej beczki do drugiej, uznając, że
będzie to lepszy trening, niż ćwiczenie na ławce z obciążnikami. Uważał, że
podnoszenie i opuszczanie beczek wzmocni zarówno jego plecy, nogi i ręce, a
także wzbogaci go o pokorę, której według Hidana wiecznie Sasuke brakowało.
Dlatego, gdy wujek
Orochimaru złapał go w kuchni po powrocie i zaczął rozmowę, Sasuke nawet nie
skupił się dokładnie na jego słowach. Był zbyt zmęczony by słuchać jego kazań,
jednak wyraźnie pamiętał, że opiekun mówił mu coś o liście do niego w skrzynce.
Chłopak zainteresował się tym, bo nigdy
wcześniej nie dostał żadnej korespondencji, dlatego teraz, mimo że zaspał i
śpieszył się do szkoły, przystanął na chwilę w klatce. Pośpiesznymi ruchami
przeszukał kieszenie kurtki, po kilku chwilach znajdując w jednej z nich,
pomiędzy stertą starych chusteczek, paczki papierosów, słuchawek i innych
bzdet, upragniony, mały kluczyk. Wybrał odpowiednią skrzynkę i przekręcił
zamek, a gdy wyciągnął list, ponownie ją zamknął i ruszył w drogę.
Na ulicy powitał go
gwar miasta i przejeżdżających samochodów. Dzień dobry powiedział mu także
wiatr, który natychmiast postanowił zabawić się w jego prywatnego fryzjera,
przy okazji przyprawiając go o dreszcze z powodu chłodu.
Sasuke wyciągnął z
kurtki paczkę mentolowych papierosów, po chwili umieszczając jedną fajkę w
ustach i przygryzając ją zębami. Z drugiej kieszeni wygrzebał czarną
zapalniczkę, czyniąc, co należało i zaciągając się nikotyną. Dopiero gdy
wydychał dym, w końcu na poważnie zainteresował się listem. Zwolnił nieco kroku
i poprawiając uprzednio plecak, przeczytał nadruk na kopercie. I zamarł,
momentalnie stając.
Z
więzienia.
Przygryzając papierosa, rozdarł niecierpliwie papier i pewnym ruchem rozłożył
urzędowy świstek. A to, co z niego wyczytał zdecydowanie mu się nie spodobało.
Sąd wysłał mu
zawiadomienie o przeniesieniu jego brata z Iwy, do konoszańskiego więzienia. Co
więcej, Itachi upraszał się o jego wizytę i sąd wyraził na nią zgodzę. Tyle że
Sasuke wcale nie chciał się z nim widzieć.
Wściekły, zgniótł list
z pogardą, wyrzucając go do pierwszego lepszego mijanego śmietnika. Wyjął z ust
papierosa i z niezadowoleniem odkrył, że zgryzł filtr zbyt przesadnie i
papieros nawet nie nadawał się już do palenia. Ponownie zaklął, choć teraz na
język nachodziła mu nawet wiązanką przekleństw, którą jednak w sobie zdusił.
Drań
nagle sobie przypomniał o braciszku,
zakpił gorzko. Wszedł właśnie w boczną ulicę i trącił kogoś ramieniem, lecz nie
przejął się tym, a jedynie jeszcze na tę osobę warknął. Zorientował się, że nie
kieruje się nawet w stronę szkoły, co zupełnie mu nie przeszkadzało – nagle
stracił ochotę na siedzenie na dupie w klasie. Zdecydowanie wolał siedzieć na
dupie w pubie.
Jego
niedoczekanie, że się z nim spotkam.
Nie spodziewałam się,
że peron o tak wczesnej godzinie będzie przeludniony. A jednak, ludzie tłoczyli
się koło siebie, sprawiając, że czułam się jak mała dziewczynka, która szukała
w tłumie swojej mamusi. Skrzywiłam się, dostrzegając ponurą ironię mojego
porównania.
Rozejrzałam się po
stacji. Oprócz ludzi w oczy rzucały tu się ogromne, szaro-niebieskie filary z
drobnymi rzeźbionymi zdobieniami, które były już ledwo widoczne poprzez
zniszczenia czasu. Podłoże było wyłożone z kocich łbów, mieniących się różnymi
odcieniami brązu i szarości, a białe ławki z obryzgującą farbą idealnie
komponowały się z tym opłakanym krajobrazem peronu, który niewątpliwie był
zaniedbany. Gdyby nie przewijający się tędy ludzie, skłonna byłam pomyśleć, że
stacja jest opuszczona.
Z rozmyślań wyrwał mnie
stukot wjeżdżającego na peron pociągu i dopiero to ostudziło moje zmysły na
tyle, by uświadomić mnie, że nie mam biletu. Zaklęłam siarczyście pod nosem,
natychmiast rzucając się do kasy biletowej nieopodal, która na całe szczęście była
otwarta i co najważniejsze - w kolejce stały tylko dwie osoby. Lekko zdyszana po wędrówce ze szkoły
na peron, ustawiłam się za tęgą kobietą w czerwonym płaszczu i aż
znieruchomiałam ze zdziwienia, słysząc znajomy, męski głos przed sobą.
Co
on tutaj robił?
- Do Yuke, z ulgą
uczniowską – poprosił Nara, wykładając na ladę banknot do zapłaty.
- Pociąg odjeżdża za
pięć minut z peronu numer sześć – odpowiedział mu zniekształcony przez mikrofon
głos zgryźliwej ekspedientki. Już po chwili Nara odwracał się w moją stronę i
schwyciwszy swój bilet, schował go do kieszeni skórzanej, brązowej kurtki.
Dopiero wtedy zauważyłam, że w drugiej dłoni trzymał do połowy spalonego
papierosa.
- Wiecznie uzależniony
– mruknęłam pod nosem, zupełnie zapominając, że powinnam milczeć by nie zwrócić
na siebie jego uwagi. I zaledwie zdążyłam o tym pomyśleć, a nasze spojrzenia
skrzyżowały się, sprawiając, że po moim ciele rozlało się nieprzyjemne ciepło.
Przyłapana, pomyślałam zgryźliwie.
- Temari? - wydukał w szoku, a na jego twarz wystąpił
grymas zdziwienia. Widać on również nie spodziewał się tu spotkać kogoś ze
szkoły, a już w szczególności nie mnie. – Co ty…
- Co dla pani? –
uratował mnie przed niezręcznym pytaniem zbawienny, acz nadal nieprzyjemnie
skrzeczący, głos niemiłej pani z kasy.
- S-suna, uczniowski –
wyjąkałam, nie mogąc uwolnić się od skanującego mnie bacznie wzroku Shikamaru.
To spojrzenie mnie… hipnotyzowało.
- Dwadzieścia jenów,
odjazd za trzy minuty z peronu numer sześć – zaskrzeczała ekspedientka,
zmuszając mnie tym do oderwania spojrzenia od czarnych tęczówek Nary.
Drżącymi rękoma
wyciągnęłam z torebki portfel; miałam szczerą ochotę trzepnąć się za to
infantylne, zupełnie do mnie nie podobne zachowanie!
Skup
się, Temari,
upomniałam siebie. Graj.
Podziałało.
Zdecydowanym ruchem wyciągnęłam z portfela banknot i schwyciłam z blatu swój
bilet, gotowa na zmierzenie się z Narą.
- Suna. Odwiedzasz stare
śmieci?
Ruszyliśmy w stronę
peronu, przeciskając się przez tłum. Shikamaru dopalał papierosa, a mi nie
uśmiechała się jazda i rozmowa z nim, jednak wiedziałam, że jestem na to
skazana. W drodze do Suny pociąg przejeżdżał przez Yuke. Pocieszała mnie jedynie
świadomość, że nasza wspólna przejażdżka nie będzie trwać dłużej niż godzinę,
chociaż już i ten odcinek czasu wydał mi się cholernie długi.
- Coś w tym stylu. Jadę
do mamy – odparłam zgodnie z prawdą, celowo pomijając kwestię cmentarza.
Weszliśmy na nasz
peron, a czarny pociąg z biało-niebieskimi obklejeniami ukazał się naszym
oczom. Odruchowo przyspieszyłam kroku nie chcąc się spóźnić, a Płaczek z cichym
westchnieniem podążył za mną, gasząc
papierosa przy najbliższym śmietniku. Szybko jednak zrównał ze mną kroku.
- Rozwód? – ponownie
zagaił.
Rodzice rozstali się
tuż przed śmiercią mamy, więc przytaknęłam, krzywiąc się lekko. Nie
spodziewałam się, że ten ignorant będzie tak dociekliwy. Od początku naszej
znajomości sprawiał wrażenie obojętnego na innych i jakby wyłączonego ze
świata, w którym żyje.
Gdy dotarliśmy do
pociągu, Shikamaru szarmancko przepuścił mnie w drzwiach. Zdziwiłam się,
sądząc, że gatunek męski w tym mieście nie wie już co to dobre wychowanie,
jednak nie skomentowałam gestu Nary. Jedynie przechodząc przez kolejne
korytarze nieustannie kontrolowałam, czy nadal za mną podąża. Skoro już na
niego wpadłam, zamierzałam wykorzystać sytuację na moją korzyść i też go nieco
wypytać. Sprawa z Ino i tajemniczy zatarg z Inuzuką ciągle upominały się w
mojej podświadomości o wyjaśnienie, a teraz nadarzyła się ku temu okazja.
Otworzyłam drzwi do
jednego z wolnych przedziałów i z ulgą przywitałam twarde siedzenie. Pociąg z
wolna ruszył.
- A ty? – rzuciłam,
poprawiając sobie zmierzwioną grzywkę. – Yuke?
Mlasnął zniechęcony,
zsuwając się nieznacznie na fotelu.
- To dziwne, że opiekę
przydzielono waszemu ojcu. W dziewięćdziesięciu procentach przypadków to matka
po rozwodzie opiekuje się dziećmi – dociekał zamiast odpowiedzieć.
- Nie twój interes –
warknęłam zniesmaczona. – Teraz moja kolej na wypytki.
Wytrzymałam jego
badawcze spojrzenie, a kiedy w końcu bardziej interesujące wydały mu się chmury
za oknem, odetchnęłam niemal bezgłośnie. Mimo że uwaga Shikamaru mnie
zirytowała, to wiedziałam też, że ma rację, a mnie w tamtym momencie wyjątkowo
trudno przychodziło udawanie pewnej siebie. W końcu póki mama żyła, to ona się
nami opiekowała, chociaż może użycie tego słowa będzie nadużyciem. Złość
ogarniała mnie na samą myśl, że ojciec zniszczył jej życie. Kiedy dowiedziała
się o jego zdradzie, najpierw popadła w paranoję, potem w depresję, która w
końcu doprowadziła ją do grobu.
Uspokoiłam swoje myśli.
- To zamierzasz mi
odpowiedzieć na moje pytanie? – zapytałam najpewniej jak potrafiłam. Dla
lepszego efektu z gracją i pewnego rodzaju władczością założyłam nogę na nogę.
- Kojarzysz nauczyciela
historii, Asumę Sarutobiego? – zagaił, a ja przytaknęłam identyfikując nazwisko
z profesorem, o którym kiedyś wspomniałam mi Tenten. Nara wzruszył ramionami. –
Jest moim chrzestnym, a jego żona wczoraj urodziła. Jadę ją odwiedzić.
Nie ukrywam, że na tę
wiadomość poczułam lekki zawód. Spodziewałam się, że Płaczek podobnie jak ja
wymyka się w jakieś zakazane mu miejsce, ale chyba za wcześnie przyczepiłam mu
łatkę hultaja. Prawdopodobnie po prostu wolał wysłużyć się wymówką wizyty w
szpitalu, żeby nie musieć udawać zaciekawienia na lekcjach. Zdążyłam już
zauważyć, że ten facet nie przywiązywał żadnej wagi do nauki.
- Zamierzasz się
rozczulać nad bobasem? – zakpiłam. – Ambitnie.
Uśmiechnął się
zgryźliwie, jednak nie odpowiedział. A ja poczułam się jak zignorowane dziecko,
które jednak za wszelką cenę domaga się uwagi i nie ustaje w próbach. Chciałam
wyciągnąć od niego kilka informacji, jednak Nara nie wydawał się skłonny do
współpracy.
Wtedy w głowie zawitała
mi pewna myśl. Rzuć psu kość na zachętę,
a będzie posłuszny.
- Byliśmy pod opieką
mamy, ale rok temu wszystko się zmieniło.
Tak jak się
spodziewałam uwaga Nary znowu była skierowana na mnie. W myślach wypięłam pierś
do przodu w akcie zwycięstwa, na zewnątrz jednak nadal pozostając opanowaną
Temari.
- Dlaczego?
- Nasze ścieżki życia
się rozeszły – odparłam zdawkowo, uśmiechając przy tym kpiąco. Jednak ułożenie
ust w ten uśmiech kosztowało mnie wiele zdolności aktorskich i zmuszenia
niechętnych mięśni twarzy do pracy. Niemniej, dla Shikamaru była to
wystarczająca maska.
Chwycił
kość w pysk.
- W takim razie pewnie
zdziwi ją twoja wizyta.
Tym razem to ja
wzruszyłam ramionami jakby od niechcenia, chociaż w środku cała się trzęsłam.
Nie ważne po co i z kim, rozmowa o mamie zawsze była dla mnie trudna. Tym
bardziej gdy musiałam w jej sprawie łgać, albo jak kto woli, ukrywać niektóre
fakty dotyczące jej.
- Możliwe. Ale i tak
tego nie skomentuje – odparłam jak najnaturalniej, w myślach dopowiadając
pesymistyczne „Bo przecież z grobu nie
wstanie.”
Nie wiedziałam czemu,
ale kiedy czarne tęczówki Nary z zaciekłością lustrowały moją twarz, miałam
wrażenie, że on wie. Wszystko. Że wcale moje sztuczki na niego nie działają, o
czym przecież byłam przekonana. Czułam, jakby moja maska pękała i kiedy to do
mnie dotarło, szybko spuściłam wzrok.
Shikamaru nic nie
powiedział.
- A ty? Czemu ścieżki
twoja i Ino się rozeszły?
Widziałam, jak w
pierwszej chwili się spiął, nie spodziewając się, że wiem cokolwiek o ich
związku. Potem jednak powoli zacząć się rozluźniać, jakby stopniowo układając
sobie w głowie układankę. W pewnym momencie uniósł kącik ust w łobuzerski sposób, który dodawał mu męskości.
- Nie twój interes –
rzucił, nieporadnie imitując moje warknięcie.
Ja jednak nie
zamierzałam się poddać. Uważnie przyglądając się swoim paznokciom,
kontynuowałam tyradę:
- Czyli twój zatarg z
Kibą pewnie też nie ma z tym nic wspólnego.
Shikamaru wyciągnął z
kieszeni spodni zapalniczkę, bawiąc się nią i przekładając sprawnie między
palcami. Był podirytowany.
- Tenten za dużo gada –
rzucił zgryźliwie, co dało mi nadzieję, że moje nieśmiałe teorie mogą się
sprawdzić.
- Kiba też do
małomównych nie należy – dodałam w obronie koleżanki.
- To na pewno – niemal
wypluł.
Nagle zapadła cisza, a
jedynymi słyszanymi odgłosami były nasze płytkie oddechy i stukot pędzącego
pociągu. W oczekiwaniu na jakiś odzew ze strony Shikamaru, zapatrzyłam się na
wirującą w jego dłoni zapalniczkę i dopiero po dłuższej chwili zdołałam się od niej
oderwać.
- Czyli? – zachęciłam
go do dalszych zwierzeń, jednak jego nieprzychylne spojrzenie zgasiło mój zapał
do dopingu.
- Czyli dalej dowiaduj
się rzeczy o mnie od innych i wysuwaj irracjonalne wnioski.
Okej. W tamtej chwili
poczułam się, jakby tata zbeształ mnie za zjedzenie słodyczy przed obiadem i
uczucie to wyjątkowo mi się nie spodobało. Przez chwilę nawet zrobiło mi się
głupio, jednak tę emocję szybko zastąpiło coś nowego i silniejszego – złość.
Niczym mała, obrażona dziewczynka splotłam ręce na piersi.
Wcale
nie chwycił kości w pysk. Pompatyczny drań jedynie zakopał ją bezczelnie pod
siebie.
Światła dla pieszych
zmieniły swoją barwę na zieloną, a tłum ruszył na drugą stronę jezdni.
- Bez sensu –
wymruczała do siebie Haruno.
Powłóczając nogami
przeszła przez przejście dla pieszych. Skręciła w boczną uliczkę; ze wszystkich
stron otaczały ją wysokie budynki biurowców, jednak ona nie obrzuciła nawet
ukradkowym spojrzeniem ich potęgi. Uważnie obserwowała swoje stopy, strzegąc
się każdego kroku, którego nie chciała wykonywać. Nie chciała, ale musiała. Bo
przecież nie mogła złamać słowa danego jej matce.
Bez
sensu jak cholera!
Po dziesięciu minutach
dotarła na miejsce. Stanęła przed ogromnym, betonowym murem, którego szczyt
zakończony był pozwijanym w sprężyny drutem kolczastym. Jej ramiona załamały
się pod ogromem zapory, a poczucie dziewczyny, że znajduje się nie w tym
miejscu, co powinna jedynie wzmogła metalowa brama. Sakura przygryzła wargę.
Do
czego własna matka mnie zmusza, to niepojęte! zawyła desperacko w myślach. Po kolejnych kilku chwilach
wahania, wypuściła ciężko powietrze z płuc i nacisnęła klamkę masywnej bramy.
Jednak widok budynku więziennego wcale nie dodał jej odwagi.
Odkąd Sakura otrzymała
od ojca list, nie potrafiła się przestać zastanawiać, czy nie powinna się z nim
spotkać. Całą sytuację pogarszała jej matka, która uparcie namawiała ją do
odwiedzin. A ich codzienne kłótnie o to robiły jej coraz to większy mętlik w
głowie.
- Pójdź do niego,
porozmawiaj! Przecież o nic więcej cię nie prosi – zapewniła ją wczoraj mama.
- A ja od tygodnia nie
proszę ciebie o nic innego, jak żebyś dała mi już z tym spokój. Nie chcę
rozmawiać z tym pieprzonym przemytnikiem – odparowała podniesionym głosem
Sakura.
Matka szarpnęła ją za
ramię.
- Na miłość boską,
Sakura, to twój ojciec!
- Trudno o tym
zapomnieć, jak wiecznie mi to wypominasz! – wrzasnęła w apogeum furii. Szybko
jednak pożałowała swojego zachowania, widząc zawiedzony wzrok matki. Wtedy
zmiękła, a jej westchnienie ogłosiło poddanie się. – Dobra już. Jutro po szkole
do niego pójdę.
I tak znalazła się w sytuacji, w której nigdy nie zamierzała się
znaleźć, a szare korytarze więzienia budowały w niej jeszcze większą niechęć do
tego co robi.
Z ciężkim sercem
stanęła przy biurku sekretarza w mundurze, który niemal natychmiast podniósł na
nią swoje stare, niemal czarne tęczówki skryte za dużymi okularami.
- Tak, panienko?
- Emm. – Sakura spięła
się jeszcze bardziej. – Ja do Makoto Haruno.
Policjant zaczął
kartkować gruby zeszyt A4, śledząc
uważnie zapisany drobnym pismem tekst. Po chwili pokiwał głową.
- Sakura Haruno, córka?
– Przytaknęła. Mężczyzna wyciągnął na biurko plastikowe, przeźroczyste pudełko.
– Proszę tu włożyć wszystkie rzeczy z kieszeni i zostawić torebkę. Poproszę też
od pani dokument tożsamości.
Bez sprzeciwu wykonała
polecenia, a następnie skierowała się w stronę wyznaczoną jej przez policjanta.
Czuła napięcie wszystkich mięśni swojego ciała, była strasznie zestresowana.
Całe to miejsce było jej obce i wzbudzało w niej strach. Nie pocieszał jej
nawet fakt, że jest otoczona praktycznie przez samych mundurowych.
Przeszła rewizję
osobistą i została zaprowadzona do pomieszczenia cztery na trzy metry, gdzie
jedynymi meblami był mały, metalowy stół i dwa krzesła. Nie było w nim okien, a
ciemność rozświetlała jedynie zwisająca na drucie żarówka.
- Co ja tu, kuźwa,
robię – szepnęła do siebie gdy została już sama. Co chwilę wycierała spocone
dłonie w spodnie, siedząc jak na szpilkach i z niepokojem wpatrując się w puste
krzesło naprzeciwko.
On
zaraz tu będzie.
Spięła się jeszcze
bardziej. Zaczęła wpadać w panikę, rzucając spojrzenia na puste ściany.
Równocześnie zastanawiała się, czy tak właśnie wygląda cela? Czy jest równie
pusta i ponura? Wzdrygnęła się, uświadamiając sobie odpowiedź: cela jest jeszcze gorsza. W jej głowie
nagle pojawił się obraz ojca, wycieńczonego i załamanego, jak siedzi na
więziennej kozetce, która usłana jest jedynie kocem, a rolę poduszki odgrywa zawiniątko
materiału. Wyobraziła sobie też zasiatkowane okno i te przerażające pręty krat.
Jak
w klatce, pomyślała i
niespodziewanie ogarnęła ją fala współczucia dla ojca. Przebywa w okropnym
miejscu, gdzie myśli człowieka były jego największym wrogiem i przyjacielem, a
ona chciała go pozbawić nawet tej drobnej uciechy, namiastki normalności jaką
było spotkanie z własną córką.
Westchnęła akurat w
momencie, gdy drzwi pomieszczenia zostały otwarte. Ucisk oczekiwania w brzuchu
wzmocnił się, a serce rozpoczęło galop.
- Macie piętnaście
minut – oznajmił strażnik służbowym głosem, ponownie znikając za drzwiami.
Makoto Haruno z
czułością i pewnego rodzaju ostrożnością spojrzał na plecy córki, okalane
kaskadą różowych włosów. Były krótsze niż widział je ostatnio, bo sięgały
zaledwie niewiele za ramiona, a nie jak niegdyś do pasa. Były delikatnie
pofalowane i roztrzepane przez wiatr. Uśmiechnął się ciepło, wspominając, że
przecież dziewczyna nigdy nie potrafiła zapanować nad niesfornymi kosmykami.
- Sakura – wymówił
miękko. Sposępniał jednak, kiedy zobaczył jak ramiona córki uginają się pod
jego słowami, a głowa opada niżej. Powoli podszedł do krzesła i usiadł na nim,
kładąc spięte kajdanami ręce na stole. – Sakura – powtórzył nieco głośniej i
wtedy dziewczyna podniosła głowę. Ujrzał jak jej szmaragdowe, zaszklone
tęczówki przyglądają mu się z mieszanką strachu i współczucia. Była bliska
płaczu.
- T-tato – wyjąkała.
Nie spodziewała się, że
spotkanie z ojcem ją wzruszy. Spodziewała się gniewu na niego, sądziła, że
wyrzuci mu wszystkie złe myśli na jego temat prosto w twarz. Myślała, że po
prostu się z nim spotka, będzie obojętna i się z nim pokłóci.
Taki miała plan, jednak
został on spalony już na panewce. Kiedy zobaczyła umęczoną twarz ojca, serce
jej się ścisnęło. Ledwo go poznała przez liczne zmarszczki, których wcześniej
nie widziała i niemal siwe włosy. Oczy miał podkrążone, a ich zieleń nie była
już tak żywa jak niegdyś. Wyglądał jak cień własnego siebie, nie tak go
zapamiętała.
I
jeszcze te kajdanki,
pomyślała, mając pewność, że zaraz się rozpłacze. Prawda była taka, że widziała
ojca po raz pierwszy odkąd policja go zabrała z domu. I po raz pierwszy w
kajdankach, bo tamtego dnia to matka zasłoniła jej oczy rękoma, nie chcąc by
córka widziała swojego tatusia w takim wykonaniu.
- Wypiękniałaś –
powiedział, a w jego głosie dało się wyczuć dumę.
Sakura uśmiechnęła się
wątle.
- Ty natomiast
przeciwnie. Zmizerniałeś.
Cisza cmentarza mnie
przytłaczała. Dlatego nigdy nie lubiłam tu przychodzić. Wszystkie te nagrobki
przyprawiały mnie o gęsią skórkę na całym ciele, a stare znicze jedynie
utwierdzały w przekonaniu, że przywiązanie do ludzi jest bez sensu. W końcu po
śmieci prędzej czy później wszyscy o tobie zapomną, nie ważne jak bardzo
wierzysz, że tak nie będzie. Początkowo płomyk będzie się palił codziennie,
potem co tydzień, co miesiąc, od święta, aż w końcu wygaśnie zupełnie, a stare
znicze będą trumną dla pamięci i starych zażyłości.
- Ale nie myśl, że my o
tobie zapomnieliśmy, mamo – powiedziałam, przyklękając i czyniąc znak krzyża.
Pozbierałam z nagrobka
liście, które zdążyły dopiero co spaść i zgniotłam je w pięściach. Powoli
nadchodząca jesień stawała się coraz widoczniejsza. W Sunie chyba nawet
bardziej niż w Konoha. Tu, gdy padał deszcz, beznadziejność pogody podsycał
ostry wiatr i to on bezlitośnie ogołacał drzewa.
Spojrzałam w niebo i
westchnęłam, widząc szare chmury nad sobą. Często przewijały się nad morzem i
nigdy nie było pewności, czy są one deszczowe, czy tylko ponure. Usiadłam po
turecku na ziemi, uśmiechając się smutno.
Siedzenie przy grobie
matki było do dupy. I nie zrozumie tego uczucia nikt, kto go nie doświadczył.
- Przepraszam, że nie
przyszliśmy w rocznicę. Ojciec… z resztą wiesz, jaki jest. Nawet twoja śmierć
go nie zmieniła. A w sumie może zmieniła, ale na gorsze. – Zaczęłam gnieść
liście w zamyśleniu. – Przeprowadziliśmy się, wiesz? Do Konohy. Właściwie nie
jest tam najgorzej. Nie ma miejsc ze wspomnień, ludzi ze wspomnień, wszystko
świeże. Nie chcieliśmy tam jechać, ale chyba wyszło na dobre. Gaarze na pewno,
nawet ma już kumpla. Śmieszny typek, rozgadany, idealny na przyjaciela dla
niego. Zawsze chciałaś, żeby sobie takiego znalazł, nie? Chociaż jest też
trochę po staremu – dodałam, uśmiechając szerzej na wspomnienie wizyty w
szpitalu. – Chłopaki nadal lubią kłopoty, ja nadal muszę ich niańczyć.
Oczywiście pierwszego dnia musieli się już wdać w bójkę, ale w dobrej wierze.
Jakiś czas temu zdjęli Kankuro opatrunek. I byliśmy w wesołym miasteczku,
wiesz? Było inaczej niż z tobą, ale miałam dobrego towarzysza. Gdybyś tylko
widziała minę Shikamaru, jak żeby go złamać zaciągnęłam go do tunelu miłości.
Myślałam, że zabije mnie wzrokiem i cały czas powtarzał, że jestem najbardziej
upierdliwą kobietą jaką zna i… - urwałam, uświadamiając sobie o kim mówię.
Nagle zarumieniłam się, a potem ogarnęła mnie złość. – Z resztą nie ważne, on
jest tylko pompatycznym dupkiem, który pali fajki i ma nie wiadomo jaką przeszłość.
Chodził z taką pięknisią, Ino, która go zdradziła i to w dodatku chyba z jego
kumplem. Zwykły frajer, który nie ma pojęcia, że dżentelmen nie powinien palić
w towarzystwie kobiety. Z resztą on nawet nie jest dżentelmenem, tylko zwykłym
dupkiem. – Jęknęłam, zdając sobie sprawę, że za mocno zaciskam pięści, po czym
załamana swoim zachowaniem dodałam: - Po co ja to do cholery mówię?
Zerwałam się z miejsca,
otrzepując tyłek z piasku. Ponownie pozbierałam liście, które nawet nie wiem
kiedy wyrzuciłam i chwyciłam kilka nowych z nagrobka. Wtedy zobaczyłam na nim
kilka kropel wody, a po sekundzie jedna z nich skapnęła z nieba na moją dłoń.
- Muszę lecieć. –
Uczyniłam znak krzyża. Przełknęłam ciężko ślinę, wpatrując się z czarno-białe
zdjęcie mamy w kamieniu i daty narodzin i śmierci. Odetchnęłam głęboko, czując
ogarniające mnie, niebezpieczne uczucie rozpaczy i czym prędzej odwróciłam od
nagrobka. Długimi krokami uciekałam od
smutku cmentarza.
Pustka – dlaczego
osiągnięcie jej jest takie trudne?
Sam nie wiedział,
dlaczego nogi zaprowadziły go akurat w to miejsce. W miejsce, w którym w tym
momencie najmniej chciał być, którego się strzegł i zamierzał omijać szerokim
łukiem. Wyszedł z pubu po szesnastej lekko pijanym krokiem. Chciał się przejść,
przewietrzyć umysł i wytrzeźwieć na tyle, by Hidan nie miał podstaw, żeby tyrać
go bardziej niż zazwyczaj. Z początku kierował się w znane mu uliczki i zakątki
miasta, jednak po jakimś czasie przestał się przejmować, gdzie go nogi niosą,
aż niespodziewanie stanął przed budynkiem konoszańskiego więzienia. Zaklął wtedy,
zapalając kolejnego tego dnia papierosa, jednak nie odszedł. Zamiast tego
zaczął się zastanawiać, dlaczego Itachi właściwie chce się z nim widzieć?
Natychmiast odrzucił pierwszą myśl, która mu się nasunęła: bo chce przeprosić. Szyderstwem z jego strony byłoby robienie tego.
Bo jak można przeprosić za zamordowanie rodziców? Nie można.
Sasuke wyrzucił
spalonego papierosa na ziemię, przydeptując go butem. Rzucił ostatnie
spojrzenie więziennej bramie, chcąc w końcu odejść, kiedy jego uwagę przykuł tak
dobrze mu znany płaszcz i fantazyjne włosy starej przyjaciółki. Przystanął w
pół kroku i zmarszczył brwi w niezrozumieniu. Dziewczyna kroczyła w jego stronę
z delikatnym uśmiechem na ustach. Nie zdążyła go jeszcze zauważyć, zapatrzona w
wyświetlacz komórki. Nie była świadoma wzroku Uchihy na sobie, dopóki nie
podniosła głowy. Wtedy to ona przystanęła w pół kroku, a jej buzia rozdziawiła
się.
- Sakura – wymówił twardo
jej imię.
Haruno zmarszczyła
gniewnie brwi, zaciskając usta w wąską linię.
- Czego, Uchiha? –
warknęła, przechodząc przez bramę więzienną i stając tuż przed chłopakiem.
- Co ty tu robiłaś? –
zainteresował się, zamiast zareagować na jej ostre przywitanie.
Sakura prychnęła
gniewnie.
- Nie twój zasrany
interes. – Chciała go minąć, jednak zastąpił jej drogę, chwytając za
przedramię. Cofnęła się z powrotem, wiedząc, że chłopak nie da jej przejść. – Z
resztą mogłabym ci zadać to samo pytanie.
- Przechodziłem –
odparł zdawkowo, wzruszając niedbale ramionami. Lustrował ją chłodnym, uważnym
spojrzeniem. – Odpowiedz.
Haruno przekręciła
lakonicznie oczami. Potem jednak jakby złagodniała, gniew nieco z niej
wyparował, a głos nie był już tak pewny siebie.
- Ojca tu przenieśli –
odparła cicho, zakładając zbłąkany kosmyk włosów za ucho i zerkając gdzieś w
bok.
Sasuke olśniło.
- To dlatego chciałaś
się spotkać – bardziej stwierdził niż spytał.
- Nieważne. –
Pokręciła głową. W jej oczach znowu pojawiły się ogniki złości, co nie
spodobało się Sasuke. Nie lubił się z nią kłócić. Wiedział jednak, że ma ona do
niego żal, że nie pojawił się tamtego wieczoru na placu zabaw. Nie winił jej za
oschłe zachowanie, to on schrzanił sprawę.
- Nie mogłem przyj…
- Nieważne! –
przerwała mu ostro, dzielnie spoglądając prosto w oczy.
Nie chciała słuchać
jego durnych, nic nie wartych wymówek, które i tak nie były prawdą. Nie chciała
sobie robić nadziei, że jeszcze coś dla niego znaczy. Nie po tym, jak się od
nich oddalił. Miała dość bycia tą naiwną,
która zawsze była na jego skinienie. Budowanie przyjaźni jest robotą dla
dwojga; nie ma sensu, gdy tylko jedna osoba stara się utrzymać jej fundamenty w
ryzach.
Czas
zakończyć coś, co umarło już dawno temu.
- Sakura.
- Nieważne –
powtórzyła głucho, niemal niesłyszalnie. Wyminęła Sasuke, który tym razem nie
starał się jej zatrzymać.
Z ulgą przywitałam
progi domu. Byłam wycieńczona podróżą, przemarznięta i nie w humorze. Podwójna,
ponad trzy godzinna jazda pociągiem całkowicie mnie wymęczyła. W dodatku deszcz
rozpadał się w mojej drodze z cmentarza na peron, więc zanim na niego dobiegła
byłam już całkowicie przemoczona. W Konoha sytuacja nie wyglądała wcale lepiej,
więc gdy weszłam do przedpokoju, woda ściekała ciurkiem z mojej kurtki i włosów
na dywan.
- Stój, mugolko! –
usłyszałam głos Kankuro. Pociągnęłam nosem, spoglądając na niego tępo. I mimo
beznadziejnego humoru, parsknęłam szczerym śmiechem, widząc co mój głupi brat
ma na sobie.
Stał w przejściu do
salonu w samych bokserkach w okulary a’la
Harry Potter. Koszulkę z twarzą Daniela Radcliffea miał włożoną w gacie, na
ramionach zarzuconą miał czarną pelerynę, a wokół szyi zawiesił szalik rodem z
Gryffindoru. Włosy miał roztrzepane na wszystkie strony, a na czole markerem
namalował sobie bliznę-błyskawicę. W dłoni dzierżył różdżkę z ołówka, którą
celował prosto w moją twarz. Dosiadał również naszą miotłę, na której
wydziergał nożem napis „Nimbus 2000”. Całej komedii dopełniał jego zacięty
wyraz twarzy.
- Idioto, co ty znowu
odwalasz?
- Milcz, bo inaczej
zostaniesz stracona Avada Kedavrą! I
to nawet nie przeze mnie – dodał, opuszczając „różdżkę”. Podleciał na swojej
miotle nieco bliżej i wypinając pierś do przodu, oznajmił: - Czarny Pan dzwonił,
był rozczarowany twoją dzisiejszą niesubordynacją i oczekuje twojego odzewu!
Westchnęłam, zdejmując
całkowicie przemoczone trampki. Nie mogło się obejść bez złej wiadomości na
koniec dnia.
- Acha. Mocno był zły? –
wypytywałam nie do końca wzruszona telefonem ojca.
- Szacunku, mugolko! Gdy
mówisz o Czarnym Panie, mów na niego Czarny Pan! – pouczył mnie, jednak widząc
mój zrezygnowany, obojętny wzrok, zaprzestał komedii. Jednak nadal nie
opuszczał miotły. – No był zły, nawet bardzo. Wiesz jak to jest jak ktoś mu się
sprzeciwia. – Wzruszył ramionami, po czym znowu przybrał postawną pozę. – A teraz,
mugolko, wytłumacz się! Czemu dokonałaś zbrodni?
- Nie jestem mugolką –
zirytowałam się. Podeszłam do brata i wyszarpnęłam mu miotłę z krocza, aż
jęknął rozczarowany. – A to służy do sprzątania, a nie latania.
- I to właśnie dowodzi, że jesteś mugolką! –
obruszył się, odbierając mi miotłę. – Jak widać w tej rodzinie tylko ja jestem
prawdziwym czarodziejem!
Odszedł do swojego
pokoju, obrażony. A ja nie wiedziałam, czy mam się śmiać z zachowania brata,
czy płakać ze zmęczenia i przeczucia, że jutrzejszego dnia będę musiała odbyć
nieprzyjemną rozmowę z Czarnym Panem. W końcu zdecydowałam się na długą, gorącą
kąpiel.
Od Autorki: No to jest kolejny rozdział, chociaż może trochę krótki :) Przepraszam, że tak długo musieliście na niego czekać, ale początkowo sprawy rodzinne nie pozwoliły mi się na nim skupić, a potem nie miałam czasu przez pracę. A jak przyszło co do czego, to co? Napisałam go w trzy dni xd Tak, brawa dla mnie za wcześniejszy brak motywacji!
Ogólnie to mam wrażenie, że zwaliłam sprawę z Gaarą po całości, ale już nie miałam siły pisać tej sceny na nowo >.< Ach, no i ostatnia scena z dedykacją dla Odei! Hehe, podobało się? :D
Ogólnie to chciałam Wam tak bardzo, bardzo podziękować! <3 Tyyyyyyyyyyyyle komentarzy otrzymałam pod ostatnią notką, że aż miło na sercu ^^ Naprawdę nie spodziewałam się, że mam aż tylu czytelników i ta świadomość bardzo mnie podbudowała. Mam jednak nadzieję, że przy kolejnych rozdziałach komentarzy nie będzie wcale mniej! Wiecie jakiego to daje powera, motywację? NIESAMOWITĄ! Dlatego jeszcze raz Wam dziękuję, że jesteście <3
I jak tam pierwsze dni w szkole? Ja tam jeszcze mam miesiąc leniuchowania, fajnie, nie? ^^
Trzymajcie się dzielnie! ;***
Nooooooo witam kochana! :D Czyżbym dostąpiła zaszczytu bycia pierwszą? Oby nikt mnie nie ubiegł w trakcie pisania komentarza ;__;
OdpowiedzUsuńZacznę może od końca, bo to taki jedyny pozytywny akcent w całym dość ponurym rozdziale. O matko xD normalnie z miejsca pokochałam Kankuro! Jako wielkiej fance HP.. no zaplusował u mnie, nie powiem xD Temari naraziła się Sama-Wiesz-Komu i co teraz będzie? :D
A teraz przejdźmy do początku. Ogólnie to mam takie nieodparte wrażenie, że rodzice w twoim opowiadaniu są tacy.. mniej 'odpowiedzialni' (nie wiem czy to dobre określenie, ale nie umiem znaleźć innego) niż ich dzieci. No bo niby rozumiem, że mama Tem kochała tego Czarnego Pana i wgl, ale żeby popełniać samobójstwo i zostawić trójkę ukochanych dzieci na pastwę takiego skurwiela? Coś nie halo. Potem mamy rodziców Sakury. Ojciec siedzi za przemyt, no cóż, zdarza się. Ale ta reakcja jej matki jest - przynajmniej dla mnie - przegięciem. Powinna zwrócić uwagę na uczucia Sakury, skoro ona nie chce się z nim spotykać to nie chce, a nie ją do tego namawia i jeszcze robi afery ;__;
Dobra bo tak się rozgadałam na dziwny temat xD
Fajnie, że nawet tutaj wtrąciłaś jakieś ShikaTema, bo obawiałam się, że skoro Temari ucieka ze szkoły, to nie spotka się z Shikamaru. A tu takie zaskoczenie! Jestem ciekawa, czy faktycznie jechał do Kurenai, czy jednak ma tam jakieś swoje mroczne sekreciki. Boże jak ja uwielbiam jak opisujesz reakcje Temari na niego *.* szczególnie to jak zatapia się w jego oczach.. bomba.
No ale i tak najbardziej podobała mi się scena Sasuke z Sakurą. Tyle tłumionych emocji, niewypowiedzianych słów.. To 'nie ważne' niby nic takiego, ale wspaniale dodawało takiego.. charakteru sytuacji.
Widzę, że naprawdę nie oszczędzasz bohaterów opowiadania. Nawet wprowadziłaś te morderstwa Itachiego, jestem ciekawa jaki motyw wymyślisz, no i po co Itaś się chce spotkać z Sasuke?
Ostatnia kwestia - monolog Tem nad grobem. Wzruszające trochę, że tak jej opowiadała (głównie o Shikamaru, przypadek? nie sądzę xd) jak się jej żyje.. chociaż i tak uważam, że jej mama źle postąpiła xd no ale co ja tam będę oceniać.
Jak początek szkoły pytasz? Ledwo wytrzymuję psychicznie xD No dobraa, aż tak źle to nie ma, ale pierwszy/drugi dzień to była porażka.. Chcę do mojego ciepłego łóżeczka!
Pozdrawiam, buziaki ;3
Rozdział cudo! *.* Warto było czekaać, naprawdę!;p
OdpowiedzUsuńUwielbiam Narę za tę akcję w pociągu! Zawiódł oczekiwania biednej Temari, wreeedny:D
tak jak wiesz, że paring ShikaTema wcześniej mi wisiał i powiewał, teraz sprawiłaś, że zabujałam się w nim bez opamiętania;p masz u mnie za to ogromnego plusa, chusteczko! ;p
oczywiście SasuSaku również podbiło moje twarde serducho. :D wiesz jak mnie zadowolić!
liczę na jeszcze co najmniej jeden rozdział tutaj we wrześniu! ;*
Doczekałam się! (nie oczekuj składniowego komentarza - jestem po pierwszym tygodniu szkoły!)
OdpowiedzUsuńGaara szczerze mówiąc tutaj wyszedł gorzej niż w tej kłótni z Tem, bo tam ,można go było mimo wszystko zrozumieć, rocznica śmierci ukochanej matki, a rodzeństwo zachowuje się jak dwie mumie. Ale teraz, kiedy wypalił, że "skąd ma wiedzieć że oni cierpią" no to serio trochę pojechał z logiką kilkulatka. Chociaż mimo wszystko dobrze, że się pogodzili.
Wiesz, że umierałam z ciekawości jak to się tam potoczyło, że nienawidzą ojca i żyją w Konosze... I tak mi się szkoda zrobiło tej Temari, która się z wspomnień o martwej matce chyba nigdy nie wyplącze. W ogóle prawdę mówiąc mnie zaskoczyłaś, bo nie spodziewałam się, że za to wszystko co się stało będę obwiniać tylko ich ojca, a tutaj matka... musiała mieć mimo wszystko strasznie kruchą psychikę i chociaż ciężko tak mówić o osobie, która na pewno zmagała się z głęboką depresją... to ona ich też zawiodła. Przynajmniej ja tak to widzę. I monolog Temari przy grobie też był wzruszający, jak tak beblała o Shikamaru <3
W ogóle co do niego to też się ucieszyłam, że na siebie wpadli. I miałam taką cichą nadzieję, że Temari mu więcej powie, chociaż on sobie to pewnie w dużej mierze poskładał do kupy, w końcu to mój(ok, niech będzie nasz) pięknooki geniusz! A z Temari swoją drogą wychodzi niezła plotkara(chociaż wiem, że tylko ze względu na Shikamaru).
Kankuro: mój mistrz. Tutaj nawet nie wiem co mam pisać bo mnie ta scena zabiła.
Wątek Sakury mi się strasznie podoba, to taka sytuacja, w której nie da się zachowywać do końca racjonalnie, dlatego nawet nie bardzo jak mam się wściekać na jej matkę, że prosiła ją o spotkanie z ojcem. I szczerze mówiąc to też raczej myślałam, że będzie raczej oschła, a tutaj wszystkie bariery puściły.
Co do Sasuke... Mogę się nad nim poznęcać? xd
" Włosy miał zmierzwione jeszcze po nocy; żył bowiem w przekonaniu, że wiatr i dłoń lepiej ułożą jego fryzurę niż grzebień, który w jego mieszkaniu i pełnił jedynie funkcję ozdobną."
Przepraszam... Wyczuwam ironię.
"Sasuke wyciągnął z kurtki paczkę mentolowych papierosów, po chwili umieszczając jedną fajkę w ustach i przygryzając ją zębami."
Serio Sasuke? Mentole? Prawdziwi faceci(i obie wiemy kogo mam na myśli) mentoli nie palą.
Ja go ogólnie lubię, nawet bardzo, ale w tym rozdziale mnie z nie wiadomych powodów śmieszył. Taki gówniarz. Albo się czegoś na chemii nawdychałam. To też możliwe.
No to czekam na kolejny rozdział, więcej ShikaTema i Kankuro i Hidana!
A o swoim miesiącu wolnego mi nie przypominaj nawet. Mam żałobę po wakacjach.
Ja i ironia jesli chodzi o Sasuke? Ja i Sasuke? SASUKE? XD Kochanie, wydaje Ci sie xd Ale tak. Ci prawdziwi faceci nie pala mentoli i obie wiemy o kim mowie^^
UsuńTez sie ciesze, ze udalo mi sie wcisnac shikatema bo szczerze to nie planowakam tej akcji. No a Gaara to mowilam, ze go zwalilam! Co do matki Temari to sie tez jeszcze troche wyjasni, chociaz nie wiem jak na to zareagujecie. Nie wiem czy nie za duzo chce xd
Hidan? A prosze bardzo. Da sie zalatwic!
Dzieki za komentarz ;** swoja droga to dawno nie rozmawialysmy o naszym Shikamaru. Brakuje mi tych faz ;<<<
No! W końcu doczekałam się Czarnego Pana xD Ale przyznam, że zaskoczyłaś mnie tym całym teatrzykiem, jaki odwalił Kankuro. Czyżby był świeżo po maratonie z "chłopcem, który przeżył"?xD Zabawnie było wyobrazić sobie Kankuro w takiej odsłonie. Zwłaszcza z koszulką swojego idola i tą wymalowaną na czole blizną<3
OdpowiedzUsuńUbolewam jednak nad tym, że Kobkuro było w tym rozdziale tak mało.
To przejdę teraz do początku...
Pierwsza scena bardzo mi się spodobała. Nie wiem, cyz było już wspominane samobójstwo ich matki, ale jakoś mnie to nie zaskoczyło. Ostatnio często słyszę o jakiś samobójstwach, więc to może dlatego. Przez to wszystko, jakaś część mnie sądziłą, że Temari znajdzie swoją matkę, która się powiesiła. Podcięte żyły wydają mi się bardziej powszechne w opowiadaniach, acz zwykle powodują należyty dreszczyk emocji. Ta krew, to przerażenie...
Gaarze nadal nie wybaczyłam. Będzie musiał jakoś odpokutować, by zmienić w moim mniemaniu swoją postawę rozpieszczonego gówniarza. Nie wiem, jak to zrobisz, ale powodzenia ;)
Co dalej?
Sasuke... Ogólnie, to muszę Ci powiedzieć, że średnio mi się czyta wątek SasuSaku. Ale to pewnie dlatego, ze w tej historii ShikaTema tak bardzo ich przysłania, bo przecież nakanaide uwielbiam (i czekam z niecierpliwością na nowy rozdział).
Wydawało mi się, czy w tym rozdziale poszalałaś trochę z opisem pomieszczeń?;> Nie było tego dużo, ale miałam wrażenie, ze więcej niż zwykle.
No, ale... Sasuke i jego brat domagający się odwiedzin. Czyżby chciał go ostrzec i uchronić przed podejrzanymi typkami? A może Itachi wcale nie jest tym dobrym? Czy Sasek posłucha głosu serca i pójdzie odwiedzić braciszka? Te pytania z tego wątku nurtują mnie najbardziej.
Sakura i jej ojciec. Cieszę się, że jednak ustąpiła. Nie lubię, gdy ktoś za bardzo unosi się dumą i nigdy nie odpuszcza. Spotkanie z jej tatą wydało mi się wręcz wzruszające.
No i moment, gdy opuściła więzienie i natknęła się na Saska. Ta niezręczność... Sama nie wiem, po czyjej stronie stanąć. Sasuke przecież mógł naprawdę nie móc się sspotkać, ale z drugiej strony, wydawało się, ze nie zawiódł jej pierwszy raz.
Tak swoją drogą, to rozwalił mnie "wujek Orochimaru"xD Jak to zabrzmiało. Od razu wyobraziłam go sobie przy garach w kuchni, w fartuszku i chochlą w ręku xD Wujcio Orochimaru!
Teraz to, co podobało mi się najbardziej. Więcej, więcej scen ShikaTema. A w nich wspomniej o związku Ino ;> Ale nawet bez tego jest bosko. Ich zwyczajna rozmowa wydaje się zawsze taka ciekawa i wciągająca. Kiedy oni wreszcie się do siebie zbliżą? Ja chcę jakąś scenę pełną zwierzeń, nieśmiałych wspomnień, przypadkowych dotyków...!
I to, jak Temari potem zarumieniła się, gdy o nim opowiadała mamie <3
Ogólnie, to krótko, moja droga. Każdy Twój rozdział wydaje mi się za krótki, ale tu było naprawdę krótko. Oczywiście wyszło cudownie, a scena z Shikamaru i Temari w jednym przedziale była genialnie!
Przy okazji, wybacz, jeśli komentarz jest chaotyczny, ale jestem bardzo zmęczona...
No i oczywiście, dziękuję za dedykację tejże boskiej sceny. Oby moc zawsze była z Kankuro!
Z niecierpliwością będę oczekiwała dalszego ciągu wydarzeń!
Pozdrawiam ciepło!;**
Hejka!!!
OdpowiedzUsuńWarto było czekać, oj warto :D
Brawo dla buntowniczej Temari, mam nadzieję że nie oberwie mocno od Czarnego Pana :P I ta rozmowa w pociągu, nie mogę się doczekać jak coś więcej zacznie się między nimi dziać.
No i Sakura nie gada z Sasuke... Nie wytrzymam, no. Jaki z niego idiota, zostawił przyjaciół i nic sobie z tego nie robi.
Przepraszam, że tak krótko :)
życzę masy weny, by rozdział pojawił się niebawem :*
Ej! Koniec najlepszy! Ja chcę takiego brata <3
OdpowiedzUsuńW sumie dobrze, że Sakura odwiedziła ojca i się rozczuliła. Gdyby była twardą, byłaby za idealna :D No i te spotkanie z Saskiem na koniec. Po prostu - JA CIĘ KURCZĘ ;___; Jeżeli Uchiha nie ogarnie dupy to ja to zrobię w bardzo bolesny sposób...
I, i, i... Czekam aż zawiążą się nam pierwsze miłości, hyhyhyh... :D
Pozdrawiam!
Ostatnio wchodziłam na Twojego bloga właściwie co chwilę z nadzieją, że ruszą w końcu te nieszczęsne procenty i dodasz rozdział. I jak już się doczekałam, to miałam ochotę wydać z siebie jakiś dziki okrzyk wojenny. xD Pewnie nawet coś mi się przez przypadek wyrwało z tego gardła (jakiś pisk?), ale mam nadzieję, że nikt z domowników nie słyszał.
OdpowiedzUsuńCo ja jednak będę męczyć Cię takimi bzdurami, lepiej przejdę do najważniejszej części komentarza, czyli do moich wrażeń odnośnie treści.
Dobrze, że czytałam rozdział już w dniu dodania i trochę ochłonęłam, bo nie wiem co wyszłoby z tego nieszczęsnego komentarza. Naprawdę tyle się w tym rozdziale dzieje, że nawet nie przychodzi mi do głowy od czego zacząć.
Jak to jednak mówią, najlepiej od początku, więc tym razem będzie to sen Temari. A ten sen wydaje się po prostu najważniejszym momentem w tej długo oczekiwanej siódemce. Wspaniale opisałaś uczucia, tą niepewność, strach, panikę, jaka może tylko towarzyszyć osobie przeświadczonej (nawet jeśli tylko podświadomie)o nadchodzącej tragedii... Wzruszyłam się kompletnie już na samym początku. Ale chyba za to tak uwielbiam Twój styl i opowiadanie. ;) Później wyprawa do Suny na cmentarz do mamy wydawała się czymś koniecznym, czymś naturalnym i wartym wściekłości Czarnego Pana. xD Jak cały rozdział zionął w czytelników smutkiem i depresją, tak ten końcowy fragment odgonił go jednym machnięciem. Kocham HP dlatego chyba zaczynam kochać Kankuro <3 (jeśli już mówiłam, że go kocham, to chyba zaczynam coraz bardziej). To stało się światełkiem w ciemnym tunelu, mimo że pewnie Temari ciężko będzie miała przetrwać kolejny dzień.
Podróż Temari na grób matki, która była chyba najlepszą podróżą pociągiem na świecie. xD No kurczę, czy Twój Shikamaru musi być taki super, taki męski, tajemniczy i seksowny? Jeszcze dojdzie do tego, że zdradzę swojego jedynego Sasuke i co będzie? xD Wierz mi, jestem bliska. Ech, a mówiąc całkiem poważnie, nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak Ci zazdroszczę naturalności opisywania takich scen. Widać, że ShikaTema to Twoja para, bo świetnie kreujesz ich relacje. Temari, która myśli, że wygrywa w potyczkach słownych i Shikamaru, który nie wysilając się, skutecznie wybija jej to z głowy. Czyta się o nich i widzi ich postacie w mandze, czy anime. W ogóle mam jakiś dziwne wrażenie, że oni w tej swojej małej wojence na słowa są tacy słodcy. xD Naprawdę fajnie zbliżyłaś ich do siebie tą sceną. Przebiła ona gumowe papierosy! ^^
No i kurcze jestem wniebowzięta! Bo nareszcie Sakura stanęła twarzą w twarz z Sasuke. I chociaż nie było to najlepsze spotkanie wszech czasów między starymi przyjaciółmi (ach, te pretensje do siebie nawzajem), to tyle było w tym emocji, że lepiej tego wymyślić nie mogłaś.
Scena w więzieniu, kiedy Haruno spotkała się z tatą też była okropnie wzruszająca, a ja już za często rozklejam się przy takich okazjach. Znowu to powtórzę, bo nie mogę wyjść z podziwu, że wyjątkowo naturalnie przedstawiasz relacje między bohaterami i uczucia tych bohaterów. Człowiek pozbawiony wyobraźni mógłby w jednej chwili znaleźć się w środku opisywanej przez Ciebie sceny. ;) Dlatego też ból Sakury był dla mnie bliski, jakbym to ja była na jej miejscu.
Sasuke, to oczywiście Sasuke, więc duma i te sprawy wzięły nad nim znowu górę. Dobrze, że w tym szambie, w jakim jest, ciągle pamięta o przyjaciółce. Z jednej strony szkoda, że Sakura tak zareagowała (uchiha jest trochę usprawiedliwiony, bo faktycznie nie mógł przyjść), a z drugiej cieszę się, że spławiła chłopaka, bo pokazała mu, jak szybko traci (albo już stracił) przyjaciół. Może Sasuke będzie mógł wyżyć się przez to na treningu i Hidan będzie zadowolony? xD
UsuńChyba tym akcentem zakończę tą beznadziejną paplaninę, bo wymyślę jeszcze coś głupiego. Dawno nigdzie nie komentowałam, więc pewnie ten komentarz nie jest tak dobry, jak chciałabym go napisać i tak konstruktywny, jak powinien być. Zasłużyłaś tym rozdziałem na większy wysiłek z mojej strony, ale chyba po prostu muszę wrócić do wprawy. Te wakacje wybiły mnie z rytmu. ;p Jak człowiek ma mniej czasu, to zawsze znajdzie chwilę na przyjemności, a jak ma więcej wolnego, to zawsze jest zagoniony, albo ma lenia. Nie wiem skąd się to bierze. Ale dość tego narzekania, życzę weny, bo znowu z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. ;) Twoje blogi naprawdę uzależniają, kochana.
Pozdrawiam serdecznie.
Moje blogi uzależniają? Wiesz, ja jestem przekonania, że to Twój blog uzależnia, mnie na pewno. Wczoraj co pięć minut sprawdzałam, czy aby już nie dodałaś obiecanego rozdziału, aż w końcu złamał mnie sen. Dziś jednak już widzę, że jest i za moment się za niego zabieram! :D
UsuńDziękuję Ci za wszystkie te cudne słowa! ^^ Obiecuję Ci, że zrobię wszystko co w mojej mocy, żebyś w końcu tego Uchihę zdradziła dla Shikamaru! Czy tylko ja i Cashmire widzimy, że to Nara w tej całej bandzie jest prawdziwym facetem? <3 On pali porządne papierochy, a nie jakieś mentole....
Hidan nigdy nie będzie z Sasuke zadowolony xd Mam już jeden jego tekst, który wgniecie Was znowu w fotele ze śmiechu. A Kankuro to norma - każdy go kocha, więc już nawet nie wiem kto ogłaszał to na głos, a kto nie ;p
Z tym brakiem czasu w wakacje to absolutna racja xd Ja to mówię, że w roku szkolnym leń jest tylko na naukę, a w wakacje jest gorzej, bo jest na wszystko, nawet na przyjemności :)
Dziękuję jeszcze raz i lecę teraz czytać do Ciebie!!!!!! ;*
Twoje opowiadanie jest poprostu piękne :) Nie mogę się doczekac nowego rozdziału! Pozdrawiam i życzę dużo weny ;D
OdpowiedzUsuńWybacz, że tak późno, ale szkoła nie pozwoliła mi wcześniej przeczytać. :c
OdpowiedzUsuńBardzo podobał mi się moment, w którym Temari pojechała odwiedzić grób matki. Powiedzmy, że w powietrzu już coś wisi pomiędzy nią, a Shikamaru. xD Love is in the air, haha. xd
Szkoda mi jej, pewnie teraz obecność mamy pomogłaby jej w wielu sprawach.
Czemu Hidan tak męczy mojego męża? -.- Wypraszam sobie, proszę się od niego odczepić! xD
Z tym pójściem do klubu zamiast do szkoły to wcale nie był głupi pomysł. Nawet całkiem fajny. ^^
Nie spodziewałam się, że spotka Sakurę, wracającą od ojca. Mam nadzieję, że niedługo znowu pomiędzy nimi będzie wszystko ok.
Wydaję mi się, że złapałam jeden błąd. "nie ważne" - nieważne.
Zazdroszczę ci tego wolnego!! :c Ja już mam serdecznie dość i przydałyby mi się wakacje. xD
Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział tu i na SasuSaku. :*
O cholera, jaki wstyd... Masz racje! Nie z przymiotnikami przeciez piszemy razem >.< Jak dorwe sie komputera (kom) to natychmiast poprawie ten blad :)
UsuńDziekuje za komentarz i nie martw sie spoznieniem. Wazne, ze dotarlas :)
Dobra przyznaje się ten rozdział jast 2 na liście ulubionych- jak do teraz , bo nie wiem jakie są dalsze.
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie z kim Ino zdradziła Shikamaru, i co ma wspólnego z tym Kiba. A i jeszcze co Itachi chce od Sasuke??
On natomiast zachowuje się jak gbur taki najprawdziwszy, wiesz o co chodzi nie?? A jak nie to trudno, ważne, że ja rozumiem. Z tym Potterem to mnie zastrzeliłaś! Ale się uśmiałam. Dobra nie rozpisuje się, bo spadam czytać dalej!
Paulina