22 października 2013

Rozdział 8


Z dedykacją dla Mitshie, Odei, Cashmire i Perełki, 
czyli moich najwierniejszych czytelniczek <3
„Nie, wszystko jest OK. Naprawdę. Dzięki. Trzymajcie się. Buziaki. Po prostu wszystko wokół mnie zaczyna się palić, topić jak błona fotograficzna w kontakcie z kwasem. Ktoś wziął mój życiorys i zaczął go sobie kruszyć w palcach jak martwy liść. Nic się nie dzieje, po prostu w lesie o zmroku znajduję pod drzewami pochowane w kopertach dowody, że przegapiłam ponad połowę odcinków z ostatnich dwóch lat mojego życia. Że Ostatnie Parę Dni kwalifikuje mnie do recepty na bagażnik luminatu. Na kaftan bezpieczeństwa. Ale wszystko jest OK. Buziaki. Pa.”
~J.Żulczyk „Zrób mi jakąś krzywdę”
21 września, sobota
Opatulona w ulubioną bluzę, jesienną kurtkę za tyłek i brązowy, materiałowy komin, przedzierałam się przez hulający na ulicach wiatr do supermarketu. To jednak nie powstrzymało moich zębów od szczękania o siebie nawzajem. Klęłam w myślach na tę cholerną pogodę, która wydawała się z sekundy na sekundę pogarszać, oficjalnie obwieszczając światu brutalny koniec lata.
- Nienawidzę jesieni – burknęłam w stronę Kankuro.
- A jesień nienawidzi ciebie, jesteście kwita – zażartował inteligentnie, krocząc zadowolony obok. W przeciwieństwie do mnie, on zdawał się cieszyć z takiej pogody. Rozpięty i niewzruszony, wystawiał się na wiatr, uśmiechając, gdy ten rozwiewał mu czuprynę.
- Jesteś nienormalny. Jak można mieć dobry humor w taką pogodę?
Obrzuciłam niechętnym wzrokiem szarówkę wokół nas. Liście wirowały niezgrabnie w powietrzu i nie było w tym nic urokliwego, jak niektórzy ludzie sądzili. Ich żałobny taniec przywodził mi na myśl pogrzeb matki natury.
- Śmiałym i wesołym szczęście sprzyja, siostra. Mogłabyś się czasem szczerze uśmiechnąć, to doceniłabyś nawet deszcz i burzę.
- Przecież się uśmiecham – obruszyłam się, patrząc na brata spode łba. Jednocześnie zadrżałam przy kolejnym silniejszym podmuchu.
- Ta! – prychnął i zaniósł się śmiechem. Poklepał mnie pobłażliwie po ramieniu. – Arogancko, ironicznie albo z kpiną. Bierz lepiej przykład ze starszego braciszka. – Wskazał palcami swój szeroki uśmiech, w którym okazał pełne uzębienie. – To jest szczery uśmiech, a nie to twoje coś.
- A weź zejdź ze mnie i mojego cosia. Gaary się nie czepiasz, a on nawet się nie uśmiecha – warknęłam urażona.
Drzwi supermarketu rozsunęły się przed nami mechanicznie, a ja z ulgą przywitałam ciepło budynku. Chwyciłam plastikowy koszyk z rączką i ruszyłam w pierwszą alejkę.
- Młody się uśmiecha – kontynuował, drepcząc obok i rozglądając się po pułkach. – Co prawda rzadko i nieśmiało, ale szczerze. Od niego też w sumie możesz się uczyć.
- Od żadnego z was nie mam zamiaru się uczyć. Potrafię się uśmiechać, do cholery! – zagrzmiałam, wrzucając do koszyka czekoladowe płatki śniadaniowe. Kankuro dorzucił miodowe kółeczka, bo na opakowaniu było napisane, że w środku znajduje się naklejka z „Władcy Pierścieni”.
- Dobra, nie unoś się. Lepiej powiedz, co masz zamiar zrobić z ojcem.
Zacisnęłam usta w wąską linię, lekko się krzywiąc. Gdy dzwoniłam do niego z samego rana, nadal był wściekły za moje zachowanie i nie wątpiłam, że groźba Kankuro z Avada Kedavrą wcale nie była rzuconymi na wiatr słowami.
- Jadę dzisiaj do niego odebrać burę. Pogada sobie i się odczepi – odparłam lekko, chociaż wcale nie byłam tego taka pewna.
Przystanęłam na chwilę, przyglądając się przeróżnym puszkom stojącym na półce. Po krótkim zastanowieniu wrzuciłam do koszyka suszone pomidory w oleju, kukurydzę, koncentrat pomidorowy i kolejną kukurydzę, na co Kankuro uśmiechnął się pod nosem. Nie rozumiał mojej miłości do niej.
- Tak szybko się nie odczepi, ale powodzenia. Dobra – dodał, zacierając ręce – to ja idę na słoiki i picia, a ty warzywa i pieczywo, jo?
- Jo – odparłam odruchowo, wchodząc w alejkę ze słodyczami na lewo. Tradycyjnie chwyciłam po kolei dwie mleczne czekolady dla siebie, ciastka maślane dla Gaary oraz paluszki i orzeszki dla Kankuro. Jednak kiedy wkładałam ostatnie produkty do koszyka, moją uwagę przykuł znajomy głos zza drugiej strony regału.
- Jesteś upierdliwa… Mówiłem, że nie mamy o czym, Ino. Skończ już… Tak, idę do Choujiego. Sam. – Westchnął jakby zirytowany. – Po prostu odpuść. Nie pogarszaj swojej sytuacji i atmosfery w grupie.
Nastała cisza, w której stałam jak otępiała. Shikamaru przerwał wrogą rozmowę z dziewczyną, choć mogłam się jedynie domyślać, czego właściwie dotyczyła. A wyobraźnia podsuwała mi tylko jedną wersję: Yamanaka naiwnie wierzyła, że Nara jej wybaczy, albo chociaż zaszczyci rozmową, co jednak nie zgrywało się z planem dnia tego lenia. Nie mogłam się temu dziwić. Z puzzli, które otrzymałam, ułożyłam historyjkę, w której główną rolę grała zdrada. I choć do tej pory nikt nie potwierdził moich domysłów, to intuicja podszeptywała mi, że Kiba Inuzuka w całej tej sprawie jest jednym z winowajców, a Płaczek pokrzywdzonym.
- Takie ciekawe te paluszki?
Cała zdrętwiałam, kiedy dziwny dreszcz przebiegł mi po plecach. Z początku nie rozumiałam słów Shikamaru, jednak kiedy zdałam sobie sprawę, że wpatruję się w paczkę paluszków jak w cud boski, natychmiast oprzytomniałam. Otaksowałam go szczerze zdumionym spojrzeniem i puknęłam się mentalnie w głowę dla pobudzenia. Otworzyłam buzię, chcąc coś powiedzieć, jednak niespodziewanie zabrakło mi tchu i słów.
Po raz pierwszy w życiu zaniemówiłam i miałam ochotę zapaść się z tego powodu pod ziemię.
- Racja, to pewnie ciekawsze zajęcie niż podsłuchiwanie mojej rozmowy z Ino – dorzucił niechętnie.
Wyglądał na mocno zirytowanego i chyba był nieco wściekły, choć nie mogłam mieć pewności, że to ja byłam tego prowokatorką. Fakt, że wiedział, lub zwyczajnie domyślał się, że go podsłuchałam skutecznie wyprowadził mnie z rezonu.
Szybko pozbierałam roztrzęsione kawałki siebie do tradycyjnego „ja”, doskonale wiedząc, że wciąż mogę się obronić przed oskarżeniami Nary.
- A żebyś wiedział, że skład procentowy paluszków jest zatrważająco wciągający – wydukałam bez przekonania. Takie rozstrojenie było do mnie zupełnie niepodobne! – A na pewno bardziej interesujący, niż twoja rozmowa z dziewczyną.
- Byłą – wypluł – dziewczyną.
Poruszył niespokojnie schowanymi w kieszeniach spodni rękoma, a koszyk zawieszony na jego przedramieniu skrzywił się nieco. W tych dwóch prostych słowach wyczułam nie tylko niechęć i pogardę dla dziewczyny, ale też ponurą nutę smutku. Ból wspomnień odbił się cieniem na jego stężonej twarzy i w ciemnych tęczówkach. W jednej chwili zrobiło mi się go zarówno żal, jak i poczułam się dziwnie nieswojo. Było mi głupio, że dociekałam sprawy, o której właściwie nie powinnam mieć prawa wiedzieć czegokolwiek.
Objęło mnie niespodziewane uczucie – chciałam pocieszyć Shikamaru.
- Hej, trzymaj – zaczęłam, wyciągając w stronę Nary paczkę paluszków. – W dzieciństwie zawsze udawałam, że to papierosy, więc powinny ci smakować.
Uśmiechnęłam się. Nie ironicznie, nie arogancko czy z kpiną. Uśmiechnęłam się tak po prostu, dokładnie w sposób, jaki pokazał mi Kankuro. Uśmiech nie był też wymuszony, a lekki, taki z głębi. Szczery.
Shikamaru wyglądał na zdezorientowanego, jednak wziął ode mnie paczkę paluszków. Kąciki jego ust uniosły się nieznacznie, jakby onieśmielone moim zachowaniem, a ja poczułam, jak coś w moim środku goreje. Szybko jednak przegnałam to uczucie, wymijając Płaczka w alejce i kierując się na pieczywo.
Mówiłam, że potrafię się uśmiechać.

Konoszański sierociniec był wyjątkowo starym budynkiem, zbudowanym przed pięćdziesięcioma laty i nadającym się do rozbiórki. Szare mury były przyozdobione ciemno zielonymi zaciekami, a pęknięcia na nich tworzyły niepochlebną pajęczynę. Opłakanego stanu dopełniały starej daty okna i otaczający placówkę zardzewiały płot z metalu.
Drzwi Domu Dziecka otworzyły się, a w wejściu stanął Naruto Uzumaki. Ubrany w swoją ulubioną bluzę i czerwoną kamizelkę, z uśmiechem na ustach zbiegł ze schodów, poprawiając rozciągniętą, czarną czapkę, która uporczywie nie chciała utrzymywać się na jego głowie. Przemierzył dziedziniec sprężystym krokiem, pogwizdując pod nosem piosenkę usłyszaną w radiu i chowając ręce w kieszenie obtartych na kolanach, czarnych spodni.
Otworzył bramkę, a ta jęknęła głośno. Naruto przestał nucić.
- Oho! - mruknął do siebie, ruszając w tę i we w tę bramką i nasłuchując jej pisków. - Kogoś tu trzeba naoliwić.
I to w tym tygodniu, pomyślał, ruszając dalej w drogę. Zanotował sobie w głowie kolejną rzecz do wykonania przed wyprowadzką, a krocząc dróżkami parku, zastanawiał się, jak ciocie z bidula poradzą sobie bez niego. Naruto był najstarszym wychowankiem sierocińca, więc zazwyczaj to on zajmował się naprawianiem wszystkich drobnych uszkodzeń w budynku, wkręcaniem żarówek, wbijaniem gwoździ czy rąbaniem drewna na opał i w końcu samym ogrzewaniem placówki. Od trzech lat, czyli od kiedy to pan Yokai odszedł na emeryturę, to on pełnił rolę złotej rączki i opalacza, z resztą na własne życzenie. Dzięki temu Dom Dziecka mógł zaoszczędzić na wypłacie dla woźnego, a sam Naruto, według niepisanej umowy z wychowawczyniami, dostawał większe kieszonkowe niż inne dzieci. Z tego względu miał też lepsze chody u cioć - jak zwykł nazywać panie z bidula - które dla niego zrobiły wyjątek i pozwoliły na wyprowadzkę jeszcze przed ukończeniem osiemnastego roku życia.
Już za tydzień będę na swoim, rozmyślał, mijając supermarket. Będę miał własne mieszkanie, własny pokój i kuchnię!
To wydawało mu się niepojęte. Mieć sypialnię na wyłączność, nie kłócić się z nikim o ostatni plasterek sera na śniadaniu, czy o to, kto pierwszy weźmie prysznic. Po prostu mieć miejsce tylko dla siebie.
Już od dnia, kiedy ciocia Miyako poinformowała go, że dyrekcja postanowiła przydzielić mu mieszkanie wcześniej, Naruto nie mógł się nie uśmiechać na samą myśl o swoich własnych czterech ścianach. Chodził szczęśliwszy niż kiedykolwiek wcześniej, wiecznie chwaląc się Kibie, że będzie robić niezapomniane imprezy, na które go nie zaprosi. Oczywiście, mimo że oboje traktowali ten temat na żarty, to każda o nim wzmianka kończyła się śmieszną dla otoczenia kłótnią i wyzwiskami.
Jednak teraz, kiedy do przeprowadzki został zaledwie tydzień, zapał Naruto do niej diametralnie spadł. Zaczął się zastanawiać nie tylko, czy personel bidula sobie poradzi bez niego, bo przecież dyrekcja mogła zatrudnić nowego woźnego. Uzumaki bardziej się troskał o siebie - czy on sobie da radę? Przecież on nawet nigdy nic nie gotował! Co prawda nie dowie się, czy potrafi pichcić dopóki tego nie sprawdzi, jednak czuł niestrawność w żołądku już na samo wyobrażenie o swoich pierwszych obiadkach. Pocieszała go jedynie myśl, że nie powinien być w gotowaniu gorszy od Sakury, a to już kwalifikowało jego potrawy do rangi “zjadliwe”.
Wspomnienie o przyjaciółce przypomniało mu, że powinien przejść koło więzienia, aby dojść do jej dzielnicy. Instynktownie skręcił więc w prawo i klucząc wieloma uliczkami, w końcu doszedł do głównej ulicy, przy której znajdował się zakład karny. I wtedy raptownie się zatrzymał, widząc na tle potężnych murów znajomą postać.
Sasuke, pomyślał tępo. Uchiha był ostatnią osobą, którą spodziewałby się spotkać w tym miejscu. Nie miał powodu, żeby tu być, mieszkał przecież w oddalonej od tej dzielnicy. Więc czemu tu był? Naruto nie znał odpowiedzi, jednak nawet zanim się zastanowił nad swoimi czynami, już ruszył w kierunku przyjaciela. Po chwili zatrzymał się przy skraju chodnika, rozglądając się na boki za autami. Przepuścił trzy samochody i czym prędzej przebiegł na drugą stronę ulicy.
Wtedy właśnie Sasuke go dostrzegł, a Uzumaki aż przystanął pod naporem jego chłodnego spojrzenia. Przyjaciel patrzył na niego z odrazą i pogardą; Naruto wiedział, że on nie chciał go widzieć. Dlatego nie zdziwił się, kiedy Uchiha bez zbędnych ceregieli i zupełnie w jego stylu odwrócił się i odszedł.
- Sukinsyn - mruknął wściekły Naruto pod nosem.
Śledząc wzrokiem oddalającą się czarną postać, zacisnął mocno pięści. Wiedział, że właściwie mógłby ruszyć za Sasuke, w końcu jeszcze przez jakiś czas zmierzali w tym samym kierunku nim ten udałby się w przeciwnym, jednak wiedział też, że przyjaciel najpewniej i tak nie zamieniłby z nim nawet słowa. Odkąd wstąpił do Akatsuki unikał go i miał za nic. Zupełnie jakby lata przyjaźni nic dla niego nie znaczyły. A świadomość tego bolała.
Naruto westchnął boleściwie, sięgają ręką do głowy. Chciał zmierzwić swoje złote włosy, jednak w porę zorientował się, że są one ukryte pod czapką. Poprawił więc ją, podchodząc do muru więzienia i opierając się o niego plecami. Postanowił odczekać chwilę i dać Sasuke się oddalić, zanim on wyruszy w dalszą drogę do domu Sakury.
Odpuścił - mimo przykrego uścisku w piersi i uczucia ogromnego zawodu.

No to się wkopałaś, Temari, pomyślałam, stojąc pod drzwiami domu mojego ojca w Dzielnicy Ryushi. Wciągnęłam w płuca sporą dawkę powietrza, następnie wypuszczając je powoli i w przypływie odwagi nacisnęłam dzwonek. Usłyszałam ciche echo melodyjki dzwonka i czyjeś kroki za drzwiami, a mój żołądek nagle wywrócił koziołka. Poczułam jak pocą mi się ręce, więc ponownie odetchnęłam głęboko dla uspokojenia. Przecież to tylko rozmowa z ojcem!
- Albo raczej aż… - jęknęłam cichutko do siebie akurat w momencie, kiedy w drzwiach stanął on, Czarny Pan. Czym prędzej wzięłam się w garść i wyprostowałam odważnie. - Chciałeś mnie widzieć.
Ojciec bez słowa odwrócił się, odchodząc wgłąb domu i nakazując mi tym podążać za sobą. Z bijącym silnie sercem wykonałam jego nieme polecenie; nie mogłam powstrzymać niespokojnego oddechu - ten człowiek już dawno przestał wzbudzać w nas respekt. Teraz pozostał tylko strach. To nie tak, że zawsze tak było. On zmienił się po odejściu od nas, jeszcze przed śmiercią mamy. To jego obecna kobieta, Daishi, go zmieniła i to na gorsze. Niegdyś kochany tatuś w ciągu kilku tygodni stał się kimś innym, obcym, którego nie miałam zamiaru znać i którego się obawiałam.
Ojciec zaprowadził mnie do obszernego salonu. Bogato zdobiony karnisz wisiał ponad ogromnym stołem z ciemnego drewna. Po jednej stronie pomieszczenia znajdowała się pokaźna biblioteczka, po drugiej zaś stała beżowo-kaszmirowa kanapa.
- Usiądź - zaproponował, samemu zasiadając. Taksował mnie wyważonym, nieznoszącym sprzeciwu spojrzeniem, który powodował mi ciarki na plecach. Tym jednak razem ten wzrok zmobilizował mnie do sprzeciwu, miast do posłuszeństwa.
Z niewiadomych przyczyn nagle dostałam końską dawkę odwagi, a serce zamiast bić szybko ze strachu, biło szybko z ekscytacji. Adrenalina niewątpliwie mi skoczyła.
- Postoję - odparłam sucho, krzyżując ręce na piersi i przenosząc ciężar ciała na jedną nogę. Wiedziałam, że moja postawa go rozjuszy, tak samo jak moje kolejne słowa: - Kazałeś mi przyjść, więc przyszłam. Zrobisz mi kazanie, z którego i tak sobie nic nie zrobię i wyjdę.
Wytrzymałam jego niezadowolone spojrzenie, rzucone mi spod przymrużonych powiek.
- Dobrze więc - zaczął, wstając i kierując się ku mnie. Nagle zaschło mi w gardle i poczułam, jak ta niewielka dawka odwagi gdzieś powoli ciurkiem ze mnie ucieka. Póki siedział, ojciec wyglądał mniej strasznie, więc jego zmiana pozycji sprawiła, że niemal nie zaczęłam się trząść niczym osika. - Gdzie byłaś w piątek?
Prychnęłam, wywracając oczami.
- Zupełnie, jakbyś się nie domyślał.
- W Sunie? - zagrzmiał zły.
Zadrżałam, spoglądając gdzieś w bok. Nie śmiałam spojrzeć mu w oczy, gdy był wściekły. Dość, że zostałam zmuszona by z nim rozmawiać w takim stanie, choć i tak odpowiedź na jego pytanie nie chciała mi przejść przez krtań.
Jednak jak się szybko przekonałam, brak odpowiedzi był najtrafniejszą odpowiedzią - poczułam na policzku ciężką rękę ojca.
- Nie podporządkowałaś się ustalonym zasadom, Temari - oznajmił mi ostro.
Nagle palący policzek wyzwolił we mnie nowe pokłady odwagi i olbrzymią, buzującą złość.
- Świetnie! I co teraz?! - spytałam prowokatorsko, rozkładając szeroko ręce. Następnie złapałam się na bolący policzek, uśmiechając się do ojca z najszczerszą drwiną, na jaką mnie było stać. - Znowu mnie uderzysz? Tak samo jak mame? Mnie też wyzwiesz od wariatek, bo nie działam pod twoje dyktando?!
Chwycił mnie za ramiona, boleśnie ściskając przy tym palcami. Ból i nowy strach przed nieobliczalnością ojca sparaliżował mnie na dłuższą chwilę.
- Cholera, dziecko, to dwie różne sprawy! - krzyknął, potrząsając mną lekko w przód i w tył. - Co nie zmienia faktu, że złamałaś zasady. - Puścił moje ramiona i wyprostował się dumnie, a ja jęknęłam cicho, odczuwając dokładniej ból w miejscach, gdzie jego palce zaciskały się wokół mojej ręki. - Za karę po szkole będziesz pomagać mi w firmie w papierkowej robocie - oznajmił.
Stłumiłam w sobie chęć pomasowania pulsujących bólem miejsc, patrząc na ojca z coraz większą złością. Po moim trupie!
- Nie ma mowy. Nie zmusisz mnie do przebywania w swoim towarzystwie dzień w dzień.
Zanim nawet zdążył zareagować na moje słowa, czym prędzej skierowałam się do drzwi. Zaskoczeniem było dla mnie, kiedy ponownie na ramieniu poczułam ból spowodowany kajdanką z jego dłoni i szarpnięcie, które zmusiło mnie do zatrzymania.
- Czemu właściwie nie możemy opuszczać miasta? - sparowałam, nim jeszcze zdołał coś powiedzieć. Zaskoczyłam go.
- Daishi uważa, że powinniście mieć ustalone jakieś granice, inaczej będziecie się buntować i czuć bezkarnie.
Prychnęłam.
- To zniewoleni się właśnie buntują - odparłam, dumna, że głos mi nie zadrżał. Wyszarpnęłam się z jego uścisku, popychając go mocno i cofając się o kilka kroków. - A ta kobieta nie ma prawa decydować o życiu moim i chłopaków.
Dopadłam drzwi, otwierając je na oścież. Jednak zdążyłam jedynie zobaczyć jak deszcz rozbija się o ulicę, nim szarpanina z ojcem zaczęła się na nowo. Tym razem ból zgromadził się wokół nadgarstka.
- Jeszcze nie skończyłem z tobą rozmawiać, Temari.
- Ale ja z tobą tak!
Wyginając rękę na wszystkie strony i używając pełnej siły, w końcu udało mi się wyszarpać ojcu. Jednak siła jaką w to włożyłam sprawiła, że zachwiałam się niebezpiecznie w tył i upadłam na mokry chodnik. Woda powoli wsiąkała w moją kurtkę i obmywała zdarte wierzchy dłoni. Gdy oprzytomniałam z szoku, szybko podniosłam się na nogi nim Czarny Pan zdołał użyć na mnie Avada Kedavry. Jednak kiedy rzuciłam mu ostatnie spojrzenie przed odwróceniem się, zauważyłam,  że spoglądał gdzieś za mnie. Skierowałam wzrok na punkt, w który się wpatrywał i zamarłam, widząc przed sobą Shikamaru Narę stojącego pod czarną parasolką i uważnie przyglądającego się zaistniałej scenie.
Nagle poczułam się niesamowicie skrępowana jego osobą. Ostatnim, czego bym chciała, było żeby ten Płaczek był świadkiem mojej upokarzającej kłótni z ojcem!
- Temari, uspokój się i wejdź do środka - zagaił nadzwyczaj spokojnie tata. W tym czasie deszcz zdążył mnie już porządnie zmoczyć, linczując swoimi kroplami. A ja podjęłam decyzję: pobiegłam do Shikamaru. - Temari! - Usłyszałam jeszcze za sobą wkurzony głos ojca.
- Zabierz mnie gdzieś stąd - szepnęłam do Nary, chroniąc się pod jego parasolką i uczepiając jego silnego ramienia.
Zobaczyłam, jak Shikamaru rzuca ostatnie, zaintrygowane spojrzenie w stronę mojego ojca, mrużąc przy tym lekko brwi, jednak milczał. Odeszliśmy, a po kilkunastu krokach doszedł nas huk zamykanych z trzaskiem drzwi.
Przez kolejne dziesięć minut kroczyliśmy w ciszy, nasłuchując rytmu wystukiwanego przez deszcz. Czułam się wyjątkowo niepewnie, a moja dotychczasowa brawura wobec Nary gdzieś uleciała bezpowrotnie. A co dziwne, nie wydało mi się to złe, tak samo jak tulenie się do jego ramienia. Przeciwnie - miałam wrażenie, że jestem we właściwym miejscu z właściwą osobą.
Skręciliśmy w prawo i zatrzymaliśmy się. Rozglądając się, ze zdumieniem odkryłam, że stoimy przy jakiejś starej budowli bądź betonowym garażu. Skonsternowana zwróciłam się ku Narze i odruchowo poprawiłam komin tak, by zakrywał mój policzek, kiedy zauważyłam, że właśnie mu się przygląda. To jednak nie powstrzymało go od dotknięcia mojego lica opuszkami palców prawej dłoni. W jednej chwili zesztywniałam, wpatrując się w jego oblicze niczym zahipnotyzowana. Miałam wrażenie, jakby gorąc mojego ciała nagle dostrzegł ujście w moich policzkach i byłam skora się dziwić, dlaczego ten żar nie palił skóry Shikamaru.
- Ciężka rozmowa? - spytał, opuszczając dłoń, a ja natychmiast odnalazłam aluzję w słowie “ciężki” do mocy uderzenia ojca.
- Bywały cięższe - odparłam niemrawo, na co Nara zareagował rozumnym przytaknięciem.
- Więc dlaczego z nim mieszkasz, a nie z matką?
Dobre pytanie wymaga prostej odpowiedzi: Bo nie żyje. Dlaczego więc w ostatnim czasie miałam w zwyczaju komplikować sobie życie?
- Z braćmi mieszkamy w osobnym mieszkaniu. On tylko łoży na nasze utrzymanie - odparłam wymijająco, będąc pewną, że moja sztuczka zostanie odkryta. Miałam wrażenie, jakby Shikamaru potrafił przedrzeć się przez moją maskę kłamstw i zatajonych informacji z kuriozalną łatwością.
Znowu pokiwał głową, sięgając do kieszeni kurtki i wyciągając z niej paczkę papierosów. Otworzył kartonowe wieczko i wydobył z pudełeczka jedną fajkę, którą bez zastanowienia mu zwinęłam z ręki. To był impuls, którym bez wątpienia zaskoczyłam Płaczka.
- Nagle zaczęłaś palić? - zaciekawił się, wyciągając kolejnego papierosa dla siebie i zapalając mi przed twarzą zapalniczkę. Umieściłam smukłe zawiniątko w ustach i nachyliłam się nad ogniem, odpalając peta. Nieprzyjemny dym wypełnił moją krtań, a ja wolno go z niej wydmuchnęłam.
- Nie - zaczęłam. - Po prostu czasem człowiek musi odreagować.
- Uważaj - ostrzegł, po czym zaciągnął się. Na wydechu dodał: - Zacząłem od odreagowywania Ino i skończyłem na nałogu.
- Nasze historie się różnią, więc i zakończenie będzie inne.
Uśmiechnęłam się enigmatycznie, na co on odpowiedział subtelnym uniesieniem kącików ust w górę. Odzyskałam straconą brawurę.
Paliliśmy dłuższą chwilę w ciszy, a mnie korciło by skorzystać z okazji i wypytać Narę o Yamanakę. Szybko jednak zrezygnowałam z pomysłu, mając w pamięci wcześniejsze niepowodzenia. Zamiast tego ukradkiem zaczęłam się przyglądać rysom jego twarzy, konturom ust, które obejmowały papierosa. Musiałam niechętnie przyznać, że był przystojny. Co gorsza, magnetyzmu dodawał mu ten opanowany wzrok czarnych tęczówek, który już nie raz wytracił mnie z rezonu. Papieros natomiast tym bardziej nie szczędził mu męskości.
- Szczerość za szczerość? - zagaił niespodziewanie. A widząc moje zmieszanie, zaśmiał się i dodał: - Przecież widzę, że na każdą wzmiankę o Ino w twoich oczach igrają ogniki zaciekawienia.
- Nie schlebiaj sobie! - żachnęłam się. - Nie moja wina, że Tenten sprzedaje mi wszystkie plotki, nawet jeśli mnie nie interesują.
Oczywiście Nara nie dał się nabrać, chociaż początkowo naiwnie chciałam w to uwierzyć. Upuścił peta, gasząc go butem, a ja poszłam za jego przykładem.
- Na początku byliśmy tylko przyjaciółmi, potem wyszło coś więcej. Zostaliśmy parą, było fajnie przez ponad rok, a potem Kiba z Ino upili się na jednej imprezie i ze sobą przespali. - Wzruszył ramionami, rzucając mi poważne spojrzenie. - Koniec historii - dodał beznamiętnie.
Czyli w skrócie - moje podejrzenia były prawidłowe.
- Najlepszym mówcą to ty nie jesteś - zadrwiłam, czym się nie przejął.
- Po prostu wolę skupić się na suchych faktach, niż ubarwiać wypowiedź w niepotrzebne emocje jak kobieta. To upierdliwe - sprostował.
Tu mogłam się z nim zgodzić. Również nie lubiłam rozwodzić się nad rzeczami, o których najchętniej bym zapomniała, co nie zmieniało faktu, że jego opowieść mnie nieco zawiodła. Dramatyzm dało się znaleźć jedynie w stwierdzeniu, że ta dwójka się ze sobą przespała.
Mimo to byłam mu wdzięczna za ugaszenie mojej ciekawości. To niewątpliwie wymagało od niego dawki odwagi, na którą nie zdobyłby się każdy facet. Zaplusował.
- Twoja kolej - zawyrokował, widząc, że nie zbieram się do odpowiedzi.
A w mojej głowie jak gong zabrzmiały słowa z jednego z dennych programów telewizyjnych: Oto twoja chwila prawdy. Problem tkwił w tym, że nie do końca orientowałam się, o jaką prawdę chodziło Płaczkowi.
- Co masz na myśli?
- Potrafisz udawać twardą, ale twoje ciało i tak cię zdradza. - Zbliżył się nieznacznie i poprawiając uścisk na rączce parasolki, zajrzał mi w oczy. - Za każdym razem, jak w jakikolwiek sposób zaczynam temat twojej mamy, sztywniejesz i zmienia ci się wzrok. Dlaczego?
- To bzdura - prychnęłam, marszcząc brwi. Wtedy Nara bez chwili zawahania dźgnął moje ramię palcem, udowadniając mi jak spięta byłam. - Po prostu zimno mi - mruknęłam w obronie.
Chyba po raz pierwszy słyszałam, jak Shikamaru się śmieje - ciepłym, gardłowym śmiechem, który jakby na siłe chciał mi udowodnić, że moje ostatnie słowa były kłamstwem; rozgrzał mnie od środka.
- Wiesz, w kłamstwie nie chodzi tylko o aktorstwo. Pokerowa twarz i panowanie nad własnym ciałem to podstawa, której ci brakuje - pouczył mnie z eterycznym uśmiechem na ustach.
Mogłam odpowiedzieć tylko drwiną:
- Więc uważasz się za lepszego kłamcę?
- Ja nie kłamię. Akceptuję siebie jakim jestem.
- Ja również - odparłam hardo, jednak wyważone spojrzenie Shikamaru w jakiś sposób mnie złamało. Wywróciłam oczami, nie wiedząc już jak się bronić przed jego logiką. - Po prostu nie każda historia jest łatwa do opowiedzenia. Nie każdą można opisać tak sucho, jak ty opisałeś burzliwy koniec swojego związku z Ino.
Poczułam, jak oczy zaczynają mnie piec, więc przymknęłam powieki opuszczając głowę. Miałam ochotę ukucnąć, objąć ramionami kolana i skulić się w jak najmniejszą kulkę, żeby odciąć światu dostęp do siebie. Albo się upić, żeby uciec nawet od uczuć i wspomnień. Byłam już cholernie zmęczona tym pokręconym dniem.
- Racja - przyznał, ponownie się śmiejąc. I tym lichym dźwiękiem sprowadził na mnie kolejną falę ciepła. - Chyba robię się tak samo upierdliwy jak ty.
Rozbawił mnie.
- To już wiem dlaczego mnie nie lubisz - zauważyłam zgryźliwie, znowu mierząc się z czernią jego tęczówek, w których o dziwo zamiast opanowania dostrzegłam pewne iskierki rozbawienia.
- Lubię cię - wypalił natychmiast.
I chyba zupełnie tak jak do mnie, słowa które wypowiedział dotarły do niego dopiero po krótkiej chwili, bo jakby na ustalony znak, w tym samym momencie się speszyliśmy i uciekliśmy od siebie wzrokami.  Nagle też zgodnie uznaliśmy, że stoimy zbyt blisko siebie, więc ukradkowo odstąpiliśmy od siebie na pół kroku. Chyba nigdy wcześniej nie czułam się tak… tak upierdliwie dziwnie.
- Dzięki za dzisiejszą pomoc - mówiłam, zaciągając na głowę kaptur, spod którego rzuciłam Narze niepewne spojrzenie. - Do zobaczenia w szkole.
Wyminęłam Płaczka, trąciwszy uprzednio go lekko ramieniem. Mrowienie pod kurtką w tym miejscu czułam jeszcze przez kilka kolejnych mijanych przecznic.

Sakura delikatnie poruszała się w rytm lecącej z głośników jej komputera muzyki. Kołysała biodrami, lekkim krokiem przemierzając pokój i wycierając kurz ze wszystkich półek. Różowe spodnie dresowe luźno układały się na nogach, a za duża czarna koszulka na ramiączkach zbyt mocno uwydatniała jej mały dekolt. Haruno uważała ją jednak za zbyt wygodną, by nie chodzić w niej nawet po domu, gdzie przecież nie musiała się przejmować, że ktoś ją z tego powodu zgani czy wyśmieje.
Piosenka na playliście Sakury zmieniła się na “Strong Enough” autorstwa Cher, a dziewczyna bezwiednie zaczęła wtórować głosowi artystki. Chwyciła spryskiwacz do kurzu niczym zawodowa piosenkarka mikrofon i doskakując do laptopa, pogłośniła piosenkę na maksymalną wartość, tak samo jak swój śpiew.
Zaczęła swój występ. Stając przed ogromnym pluszowym misiem, wpatrywała mu się głęboko w guzikowe, czarne oczy, wyobrażając sobie, że ich blask odzwierciedla lodowatą powłokę opanowania Sasuke. Wyciągając ku niemu teatralnie rękę, śpiewała swój hymn niezależności. Aż w końcu nadszedł refren.
- “ ‘Cos I’m strong enough to live without you. Strong enough and I quit crying long enough, now I’m strong enough to know YOU GOTTA GO!” - Bujała się na nogach, wczuwając w tekst i gestykulując niektóre słowa rękoma: siłę, płacz i wyimaginowane odchodzące plecy Uchihy. - “There’s no more to say, so save your breath and walk away. No matter what I hear you say. I’M STRONG ENOUGH TO KNOW YOU GOTTA GO!”
Nieco zmachana i nie znając do końca dalszej części tekstu, zaczęła jedynie pojękiwać do mikrofonu w rytm muzyki, tworząc przy tym ciekawe pozy taneczne. Gdy po kolejnym odśpiewaniu refrenu nastąpiła instrumentalna przygrywka, Sakura zaczęła kręcić się wokół własnej osi, póki nie usłyszała głosu mamy, wołającej jej z dołu. Szybko dopadła do drzwi i otwierając je na oścież, krzyknęła:
- Co jest?
- Naruto do ciebie przyszedł. - Usłyszała w odpowiedzi i uśmiechnęła się szerzej.
- To czekam tu na niego!
Powróciła do pokoju, stając na jego środku i z opanowaniem przygotowując się do dalszej części występu. Tak jak miała nadzieję, Uzumaki pojawił się w jej drzwiach akurat na refren, więc nie tracąc czasu odtworzyła swój taniec sprzed misia przy przyjacielu. Naruto natomiast stał przez chwilę przemoczony w progu, będąc w stanie jedynie podśmiewywać się z utalentowanej koleżanki. Szybko jednak się zreflektował i gdy zaczął zdejmować z siebie mokrą bluzę, wtórował Sakurze swoim fałszem i tańczył prawie że w rytm. Kiedy mokre ubranie wylądowało na podłodze, podszedł do Haruno i chwytając ją jedną ręką za dłoń, a drugą kładąc na jej talii, przyciągnął ją do siebie i zaczął z nią nieskładnie tańczyć. Zaczęli się drzeć jeszcze głośniej przez śmiech, podskakując i kręcąc się w kółko jak wcześniej robiła to Sakura. Wraz z końcem piosenki, oboje opadli ciężko na łóżko dysząc i uśmiechając się szeroko. Z laptopa dziewczyny wydobywały się już spokojniejsze nuty.
- Wiesz co, Sakurcia? - spytał po chwili z łobuzerskim uśmiechem, przekręcając głowę w stronę przyjaciółki. - Już nie wiem, co wychodzi ci gorzej: gotowanie, tańczenie czy śpiewanie.
Sakura zaśmiała się wesoło, podnosząc się do siadu po czym walnęła Naruto najmocniej jak potrafiła w ramię.
- A ja już nie wiem, czy jesteś idiotą czy debilem - odgryzła się, wstając z łóżka. Powłóczając nogami doszła do krzesła obrotowego, na którym bezceremonialnie usiadła, ówcześnie chwytając w ręce stojącą przy biurku w połowie pełną butelkę półtoralitrowej wody niegazowanej. Odkręciła nakrętkę i pociągnęła kilka solidnych łyków z gwinta.
- Twój dylemat jest prosty, bo ja normalnie jestem geniuszem! - ciągnął dalej chłopak, krzyżując ręce za głową w imitacji poduszki.
- No normalnie tak genialny, że zawsze szukasz na sprawdzianie osoby, która da ci od siebie ściągnąć.
Zakręciwszy butelkę, rzuciła ją w Naruto bez ostrzeżenia, mając nadzieję, że trafi w sam środek jego brzucha. Uzumaki jednak wykazał się refleksem i bez problemu w porę schwycił lecący na niego przedmiot.
- No normalnie! - odparł gdy już usiadł, wypinając dumnie pierś. - Główka pracuje. Ja to wiem jak zrobić, żeby było dobrze, a się nie narobić. Na tym właśnie polega mój geniusz!
Haruno prychnęła. Opadła na oparcie krzesła, nogami odpychając się od podłogi i okręcając wokół własnej osi. Gdy się zatrzymała, widziała, jak Naruto odrywa od ust już prawie pustą butelkę wody.
- Jak ci idzie przeprowadzka? - spytała z ognikami ciekawości w oczach. - Podekscytowany?
Naruto skrzywił się niezadowolony z pytania.
- Nijak - odparł, zgniatając w dłoniach plastikową butelkę. Prawa noga latała mu nerwowo. - Mam dużo roboty w bidulu, bo ciocie chcą mnie maksymalnie wykorzystać. No i - spojrzał na przyjaciółkę zniechęcony - jakoś wolę to odwlekać.
- Lekki cykor, he? - rzuciła zgryźliwie, trącając chłopaka zaczepnie stopą w kolano.
Naruto rzucił jej oburzone spojrzenie spod byka.
- Tak do końca to nie! - Westchnął zrezygnowany. - Ale jednak trochę to tak.
- Spoko, przyjdę czasem ugotować ci obiadek!
- To już wolę głodować.
Za ostatnie słowa Naruto został ukarany brudną, zakurzoną szmatką, którą Sakura schwyciła z biurka, gdzie pozostawiła ją przed swoim występem.
- A ja już chciałam ci zaproponować obiadki co jakiś czas u mojej mamy! - dodała po chwili udawanego focha Haruno. Chłopakowi natomiast na to mina zrzedła - stracił taką okazję na darmowy bufet!
- No Sakurciaaa - jednak błagalny głos nic nie dał; ta wojna dla Uzumakiego była już przegrana. Pozostało tylko walczyć w następnej. - Ale w przeprowadzce mi chyba pomożesz, co?
Dziewczyna przekręciła lakonicznie oczami, wciąż udając lekkie oburzenie. Nie utrzymała tej pozy jednak długo - już po chwili jej twarz rozjaśnił uśmiech.
- No pewnie. W końcu jak ktoś cię nie przypilnuje i nie pomoże sprzątać, to znając ciebie będziesz żył w jednym wielkim syfie.
Naruto ukazał swoje pełne uzębienie.
- W końcu lenistwo idzie w parze z geniuszem! - zakrzyknął radośnie.
- Taa, skończ już. Takie rzeczy to tylko u Shikamaru.
- No i taka ty właśnie jesteś! - zarzucił beznamiętnie różowowłosej. - Demotywujesz ludzi.
Opadł z powrotem na pościel, wlepiając obrażony wzrok w sufit. Sakura, widząc dziecięce zachowanie przyjaciela, zachichotała pod nosem, mrucząc ironiczne “Biedaczek”. Gdy przez dłuższą chwilę Uzumaki nie reagował na jej zaczepki i trącenia nogami, przeszła do cięższej artylerii. Wstała z krzesła i podreptując do łóżka, skoczyła na chłopaka okrakiem. Naruto aż jęknął, gdy cielsko Haruno uderzyło w jego przeponę. Nie odezwał się jednak, a jedynie wpatrywał się w wiszącą nad nim twarz przyjaciółki. Po chwili zmarkotniał, odwracając wzrok od zielonych tęczówek.
- Co jest? - spytała, zaalarmowana zmianą nastroju Naruto, Sakura.
- Widziałem… - zawahał się. Ponownie skonfrontował się ze zmartwionym spojrzeniem przyjaciółki, aż w końcu uznał, że powinien jej powiedzieć, co zamierzał. - Dzisiaj widziałem Sasuke przed więzieniem. To dziwne, nie?
Haruno spięła się, a jej oddech lekko przyspieszył. Z racji, że sama widziała Uchihę w tym miejscu zaledwie wczoraj, sytuacja rzeczywiście wydawała się dziwna. Gorzej - podejrzana. Nagle do jej głowy powróciły wszystkie wysnute przez nią wczorajszego wieczora domysły.
Czy Akatsukie dało Sasuke jakąś robotę do załatwienia w tamtej dzielnicy, a on nie wiedział jak się do tego zabrać? Jednak to wydało się absurdalne, zważając, że wstąpił do nich zaledwie miesiąc temu. A może już popełnił jakieś przestępstwo i gryzło go sumienie, dlatego krążył przed więzieniem, wahając się nad przyznaniem do winy? To wydało się jednak jeszcze mniej prawdopodobne - bo kto o zdrowych zmysłach przyznawałby się do zbrodni? Nikt. Więc pozostawała ostatnia rozważana przez Sakurę opcja: Itachi, podobnie jak jej ojciec, został przeniesiony do konoszańskiego zakładu karnego, a Sasuke nie wiedział, co powinien z tym fantem zrobić.
- Też go tam ostatnio spotkałam - wyznała na jednym wdechu. A nierozumne spojrzenie przyjaciela uświadomiło jej, że powinna się przyznać do jeszcze jednej sprawy. - Tatę tu przeniesiono i byłam go odwiedzić.
Naruto natychmiast uniósł się na łokciach.
- I ty teraz mi to mówisz? - spytał zirytowany, lekko podniesionym głosem. - Kiedy?
Westchnęła, ześlizgując się z kolan przyjaciela i siadając tuż obok niego. Wyłamując sobie palce unikała jego wzroku, jak  tylko mogła.
- Tydzień temu - przyznała skruszona, wiedząc, że reakcja Uzumakiego nie będzie należała do najłagodniejszych.
- I długo zamierzałaś to przede mną ukrywać!? Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi, a ty…
- Bo jesteśmy! - przerwała mu ostro. Nie spodobało jej się, że chłopak od razu zarzucał jej jakieś wymyślone dyrdymały.
- ...a ty zaczynasz przede mną wszystko zatajać, tak jak Sasuke - dokończył twardo.
- Och, nie przesadzaj, dobra? - Rzuciła mu karcące spojrzenie. - Chciałam najpierw sama to przetrawić i dopiero potem porozmawiać z tobą.
Przez chwilę mierzyli się zdeterminowanymi, wściekłymi wzrokami, nie chcąc odpuścić. Szybko jednak to Sakura się złamała. Przyjęła swój błąd na klatę - wiedziała, że powinna powiedzieć wszystko Naruto szybciej. Że to do niego powinna się zgłosić w pierwszej chwili, a nie do Uchihy, który bez żadnych skrupułów i z zupełną lekkością ją olał. Była naiwna, bo wybrała numer do niewłaściwego przyjaciela.
Haruno trąciła ramieniem chłopaka, uśmiechając się do niego przepraszająco, co rozładowało napiętą atmosferę w trybie natychmiastowym.
- No już - jęknęła zaczepnie. - Przecież nie przyszedłeś tutaj się ze mną kłócić.
- Wiem. - Westchnął. Zwiesił głowę, przeczesując dłonią gęste, wilgotne włosy. - Więc co robimy z Sasuke?
- Nic - natychmiast sucho sparowała. - Naruto, przecież umówiliśmy się, że damy mu spokój. Nie chce naszej pomocy, naszej obecności, to my nie będziemy nad tym rozpaczać, racja? Sam mi to mówiłeś.
- Mówiłem - odparł tępo. Rzucił jej zagubione spojrzenie przy nadal zwieszonej w bezradności głowie. - Ale to nie jest jednak takie proste, Sakurcia.
Wiem, pomyślała. Wiedziała jednak, że nie powinna tego mówić na głos; już za długo wałkowali ten temat. Zbyt długo już się męczą nad sprawą, która nigdy nie będzie rozwiązana w taki sposób, jakiego by sobie życzyli. Więc po co się starać?
- Jak to nie jest łatwe? Z Cher wszystko jest proste! - krzyknęła entuzjastycznie. Zawsze to Uzumaki ją rozweselał, więc teraz przyszła kolej na jej rewanż. Postanowiła, że nie pozwoli mu się zadręczać dupkiem Uchihą. - To co? Wolisz znowu ten sam numerek, czy walenie smuta bez powodu? Mój głos jest już gotowy do dalszych jęków - zaproponowała, przewieszając ramię przez kark chłopaka.
Naruto zaśmiał się najlepiej, jak w tamtej chwili potrafił, zmuszając usta do zadziornego uśmiechu.
- Numerek i jęki, mówisz? Normalnie, że wchodzę w to pierwsze!
Wspólnymi siłami odstawili Sasuke gdzieś grobu ich wspólnej przyjaźni.

Park po zmroku zawsze otaczała ta aura tajemnicy i zgrozy, która sprawiała, że ludzie od niego stronili. Posępne gałęzie tańczyły z wiatrem przy akompaniamencie szumu poderwanych liści i dudniącego o nie deszczu. Wyglądały, jakby chciały cię schwytać niczym zawodowy morderca, który stracił cierpliwość i pełen głodu adrenaliny miałby się na ciebie w każdej chwili rzucić. A ciężka ciemność nie rozświetlana nawet przyboczną latarnią otulała każdy zakamarek powierzchni kwadratowej tej otwartej przestrzeni.
Ja jednak z premedytacją zawędrowałam tu po spotkaniu z Shikamaru. Z przybitym wzrokiem, pogrążona wśród rozmyślań i wspomnień wędrowałam po alejkach parku niemal cała przemoczona. Woda ciurkiem skapywała z mojego kaptura i po grzywce, tworząc mokre wyżłobienia na twarzy. Postronny obserwator mógłby pomyśleć, że płakałam i chciałam pod maską deszczu przykryć swoje uczucia.
I miałby rację.
Bolesne wspomnienia to najgorszy wróg człowieka. Gdy już nas zaatakują, nie sposób się przed nimi obronić, co prowadzi do katastrofalnych skutków - sprawiają, że się im poddajesz i przeżywasz chwile, o których chciałbyś zapomnieć wciąż od nowa i od nowa. Wylewasz łzy, które powinny już dawno wyschnąć i tylko kap, kap… I znów modlisz się o zapomnienie.
Wędrowałam w ciemności, niemal po omacku, przed oczami mając powracające obrazy z przeszłości. Sceny, gdy widziałam ból na twarzy mamy, gdy widziałam na niej zmęczenie i zmarszczki nie spowodowane wiekiem, lecz problemami. Chwile, gdy płakała przy kieliszku wódki w nocy, kiedy ojciec nie wracał do domu i wtedy, gdy w ich kłótni szarpanina skończyła się gorzej niż powinna. Wwiercające się w głowę słowa taty, jak próbował jej wmówić, że wymyśliła sobie jego romans przez swoją chorobę. Jak do bólu wałkował temat jej pogłębiającej się schizofrenii i robił z niej idiotkę, która oszalała. Widok, gdy w końcu oszalała i pogrążona w depresji odebrała sobie życie. Sceny tej wojny, którą nazywałam domem.
Pociągnęłam nosem, czując jak ciepłe łzy spływają mi po policzkach. Małymi kroczkami wciąż posuwałam się do przodu, obejmując ramionami drżące od zimna i emocji ciało. W końcu zatoczyłam się na stojące nieopodal drzewo, zsuwając się po jego konarze i przykucając pod nim oparta plecami o korę. Łkałam w samotności, paradoksalnie pragnąc, by ktoś mnie odnalazł, jednak w parku nie było żywej duszy, a ciemność wbijała intensywniej w podświadomość poczucie całkowitego osamotnienia.
Czy gdybym opowiedziała wszystko Shikamaru, w jakiś sposób by mi to pomogło?, zastanawiałam się. A każda nawijająca mi się do głowy odpowiedź była inna.
Tak. Przecież mówi się, że to ten tłumiony ból męczy najbardziej. Kiedy da mu się ujście i zrzuci część na kogoś innego, automatycznie dusza staje się lżejsza, a ciało zdrowsze. Mówi się też, że to nieznajomemu zwierzyć się najłatwiej, więc może to dlatego pomyślałam o Narze? Chociaż z drugiej strony, on po prostu wzbudzał we mnie zaufanie niemal takie samo jak Kankuro.
Wtedy jednak odzywała się również opozycja - nie. Bo jaki sens ma zdradzanie komuś swojego cierpienia, kiedy ta osoba nigdy nie poczuła podobnego bólu? Żadnego. Mogła tylko poczęstować mnie dawką pustych słów i zapewnień, że będzie dobrze kiedy już zapomnę. Ale nie jest tak łatwo zapomnieć! O bólu straty. O strachu, który towarzyszył mi po śmierci mamy przy powracaniu do domu, kiedy bałam się tego, co mogę ujrzeć za drzwiami. O brakującej sile, którą dawała mi sama obecność mamy i która zniknęła wraz z nią.
Jedyną rzeczą, którą mógłby zrobić Shikamaru i która w pewnym stopniu chwilowo stłumiłaby ból, byłoby otulenie mojego skostniałego z zimna ciała jego ciepłymi ramionami. Miast tego otulała mnie tylko ciemność w towarzystwie samotności.

Deszcz miarowo uderzał w szybę pokoju, bezskutecznie próbując wedrzeć się do środka. Wydawałoby się, jakby wystukiwał smutną piosenkę, potęgując tym wszelkie negatywne uczucia. Wręcz wymarzona pogoda dla melancholików – pomaga jeszcze bardziej zwątpić w swoją wartość i zamknąć się w sobie. Albo przynajmniej w półmroku pokoju, który rozświetlany był jedynie przez małą lampkę stojącą na biurku.
Hinata leżała na łóżku w najciemniejszym kącie pokoju. Ściskając mocno poduszkę, wpatrywała się w cienie mebli na ścianie, próbując powstrzymać uciekające spod powiek łzy. Niestety bezskutecznie. Wszystkie kłębiące się w jej głowie myśli uporczywie nie dawały jej spokoju już nie po raz pierwszy, a ona była po prostu zbyt słaba by im się przeciwstawić. By przeciwstawić się swoim cieniom. Bezsilna, antyspołeczna, nikomu niepotrzebna, po prostu ignorowana. Bo po co niby ktoś miałby się nią przejmować? Dlaczego miałby sądzić, że jest coś warta, skoro nawet ona sama uważała, że tak nie jest?
Mogłabym umrzeć. Nikt by nawet nie zauważył, pomyślała smutno.
Nikt by nie zauważył, że zginęła, tak samo, jak nikt nie zauważa, że jest. Z resztą wcale się temu nie dziwiła. Przecież od zawsze była tylko cieniem innych dziewczyn, stojąc za nimi i ukrywając się przed światem. Tuszując swoją bylejakość po prostu nieobecnością. Niedoskonałe ciało chowając za o trzy numery za dużymi ciuchami. Niczym nie wyróżniającą się twarz przysłaniając kaskadą długich włosów i grzywką.
Wtuliła twarz jeszcze bardziej w poduszkę, prawie krztusząc się powstrzymywanym szlochem. Nogi podciągnęła wyżej brody. Nie chciała już więcej płakać, tak samo jak nie chciała nadal tkwić w miejscu. Pragnęła się zmienić, ale przecież… to nie jest proste.
Po pokoju rozległ się dźwięk esemesa. Hinata sięgnęła ręką po telefon leżący na podłodze i odwróciła się na plecy. Drugą ręką przetarła załzawione oczy, by chociaż w małym stopniu poprawić sobie ostrość widzenia. Na dokładkę jeszcze pociągnęła zasmarkanym nosem i w końcu była gotowa na otworzenie wiadomości.
„Jesteś w domu? ~Naruto
Naruto?
Już kiedy zobaczyła to imię jej serce zabiło szybciej, a łzy stały się legendą. Och, Naruto, jej jedyna i odwieczna miłość, która jednak, tak samo jak cały świat, jej nie zauważała. Ironia losu, że to właśnie on napisał do dziewczyny w momencie, kiedy ta była rozsypce.
Hinata chwilę zastanawiała się, czy powinna odpisywać. Przez myśl nawet jej przeszło, że ta wiadomość doszła do niej przez przypadek, a jej prawdziwym adresatem był któryś z kumpli Uzumakiego, albo Sakura. Mimo to wystukała krótkie „tak”, a kiedy jej palce wcisnęły przycisk „wyślij” jej serce niemal stanęło z ekscytacji i szczęścia. Odpowiedź przyszła niemal natychmiast.
„To dobrze.”
To dobrze. Ale co dobrze? Dobrze, że siedzi sama w domu? Zmarszczyła brwi zupełnie nic nie rozumiejąc. Czyżby napisał tylko po to, by uświadomić jej jaka jest żałosna, spędzając sobotni wieczór w samotności? Och, nie. Pewnie po prostu jej przypuszczenia były prawdziwe i ten esemes był zbłąkany, trafiając do nieodpowiedniej osoby. W tej chwili dziewczyna czuła się chyba jeszcze gorzej niż dziesięć minut wcześniej. Tak cholernie żałośnie…
Puk. O szybę pokoju nagle uderzyło coś małego. Jakby kamyczek, pomyślała Hinata, podnosząc się do pozycji siedzącej. Podpierając się z tyłu rękoma nasłuchiwała, czekając na kolejne dźwięki. Bo przecież mogła się jedynie przesłyszeć, ale nie… puk, puk – kolejne kamyczki zabębniły w okno. Dziewczyna wstała zaintrygowana, podchodząc szybko do parapetu. Jednak kiedy wyjrzała na zewnątrz nie zdołała nic zobaczyć przez szybę, w której odbijało się światło lampki. I wtedy kolejny kamyczek zaatakował, prosto przed jej twarzą. Natychmiast otworzyła okno wystawiając głowę na dwór i rozglądając się dookoła niepewnie. Jednak to co ujrzała przekraczało jej najśmielsze wyobrażenia i fantazje..
- N-Naruto? – wyszeptała, nie wierząc własnym oczom. Na dole, pod jej domem stał blondyn we własnej osobie, w pomarańczowej bluzie z kapturem i kamizelce, teraz zupełnie przemoczonej. Spoglądał na nią z delikatnym uśmieszkiem na twarzy.
- Cześć. Wiem, ze pogoda nienajlepsza i już późno, ale – zaczął niepewnie – może masz ochotę na spacer?
Hinata musiała mocniej zaprzeć się o parapet, by nie upaść. Ten widok, te słowa, ta nadzieja w głosie chłopaka – czy to sen? Zastanawiała się, nie mając pojęcia, co teraz zrobić. Uciec, zemdleć, skoczyć przez okno, czy się zgodzić? Ostatecznie serce ogłosiło wygraną ostatniej opcji.
- D-dobrze – wydukała cudem, a zaraz potem powtórzyła tak, by chłopak mógł ją usłyszeć. – Poczekaj chwileczkę.
I schowała się. Było jej słabo, a nogi miała jak z waty. Nie mówiąc już o tym, jakie fikołki wyprawiało jej serce, uderzając co chwila w żebra.
O Boże, Naruto… Naruto tu jest! Czeka na mnie, o Boże, o Boże, on czeka.., gorączkowo rozmyślała, nieświadomie kierując się na giętkich kończynach w stronę drzwi. Dopiero przy nich uświadomiła sobie, że jest ubrana w piżamę i natychmiast trzeźwiejąc, podeszła do krzesła. Szybko naciągnęła na siebie wiszące na nim spodnie, jakąś granatową bluzkę z długim rękawem i jej ukochaną fioletową bluzę z kapturem. Bez niej przecież by nie wyszła.
Schodząc schodami uważnie wsłuchiwała się w ciszę domu, starając się iść bezszelestnie jak myszka. Jej ojciec i Hanabi już spali, co działało na korzyść dziewczyny – Hiashi z pewnością zabroniłby jej wyjścia o tej porze. Już w ubranych butach sięgała do klamki drzwi wyjściowych, kiedy kątem oka zerknęła w lustro. A potem już nie kątem oka przyglądała się swojemu odbiciu. Prezentowała się koszmarnie; oczy nadal zaczerwienione i opuchnięte, a włosy w całkowitym nieładzie. Roztrzęsionymi dłońmi przygładziła odstające kosmyki i rozczesała uparte kołtuny, a następnie nie myśląc wiele naciągnęła na głowę kaptur i jak najszybciej wyszła z domu. Nie mogła teraz stchórzyć w powodu wyglądu!
Na dworze powitał ją chłód, deszcz i cudowny widok przemoczonego Naruto, czekającego na nią. Stał, przyglądając się intensywnie chodnikowi, głowę skrywając pod pomarańczowym kapturem, a ręce chowając w spodniach. Jednak kiedy usłyszał dźwięk zamykanych drzwi natychmiast podniósł swój wzrok, obdarzając Hinatę smutnym uśmiechem.
- Hej – przywitał się bez większego entuzjazmu. Hinata zaniepokojona, a zarazem niesamowicie podniecona, podeszła bliżej.
- Cz-cześć – szepnęła nieśmiało.
Z początku starała się za wszelką cenę utrzymać wzrok skryty pod kapturem, nie śmiąc spojrzeć na ukochanego. Jednak cisza się przeciągała, deszcz się wzmagał, a ona czuła się coraz bardziej niezręcznie. Dlatego spojrzała niepewnie na Uzumakiego, mając nadzieję, że ten w końcu się odezwie, a w duchu modląc się, żeby nadal obserwował swoje sznurówki. Niestety się myliła, bo kiedy tylko podniosła swój wzrok napotkała  błękit jego oczu. Odurzający, wciągający, obezwładniający. Przez chwilę zapomniała, jak się oddycha.
- Płakałaś – raczej stwierdził, niż spytał Naruto, całkowicie zaskakując tym Hyuge.
- N-nie, ja nie – natychmiast się speszyła, cofając o krok -  znaczy, to nic.
Teraz to ona uparcie wpatrywała się w swoje sznurówki, nagle dostrzegając ich niezwykłość.
- Mieliśmy iść na spacer, Naruto.
Nie czekając na reakcje chłopaka ruszyła przed siebie, wymijając go. Chwilę trwało zanim się z nią zrównał, jednak ona była za to cholernie wdzięczna Bogu – miała sekundę na opanowanie się i pozbycie rumieńców. Dwa głębokie wdechy i znów była gotowa na spotkanie z jego blond czupryną i niebiańskimi oczyma.
- Ja – zaczął niezdarnie Naruto, przykuwając tym uwagę Hinaty. – Po prostu chciałem z kimś porozmawiać i… tak jakoś pomyślałem, że może… - Przerwał, całkowicie nie wiedząc, jak ubrać swoje myśli w słowa. W geście obronnym zaśmiał się, przywołując na usta swój najpiękniejszy uśmiech. – Pomyślałem, że ty na pewno mi pomożesz!
- J-ja? – wykrztusiła w szoku.
- No tak! – wykrzyknął nadal uśmiechnięty. Jednak widząc, jak dziewczyna wpatruje się w niego z  niepewnością i niezrozumieniem, spoważniał. – Bo wiesz, chodzi o Sasuke i o wiesz… wszystko.
Z tymi słowami zatrzymał się, spoglądając na nią wzrokiem przepełnionym bólem, cierpieniem i tęsknotą.
- Naruto – wyszeptała z czułością, odruchowo podchodząc bliżej chłopaka.
- Chciałem… - Niepewność w jego głosie była dla Hinaty kolejnym złym znakiem. - … chciałem z kimś porozmawiać. Próbowałem z Sakurą, ale z nią się nie dało i – westchnął i jakby zawahał na moment – wtedy zdałem sobie sprawę, że ona mi nie pomoże. Że tylko ty mi pomożesz.
Tylko ja?, pomyślała całkowicie zszokowana.
Jego wzrok obezwładniał ją i sprawiał, że nie wiedziała co powiedzieć, co zrobić. Po raz pierwszy w życiu widziała go... takim. Bez uśmiechu, bez magicznych iskierek szczęścia w oczach, bez pozytywnego nastawienia do życia. Wydawało jej się, jakby stał przed nią zupełnie obcy człowiek. Bo to nie był jej Naruto, a jedynie jego cień. Cień, który przyszedł do niej, aby pomogła mu wrócić do siebie.
- Dlaczego ja, a nie Sakura? – spytała wbrew sobie. Uzumaki jednak nie wydawał się zaskoczony tym pytaniem i odpowiedział prawie natychmiast.
- Sakura sama sobie z tym wszystkim nie radzi. Niby udaje, że nic się nie dzieje, ale ona tak naprawdę potrzebuje mieć osobę do wypłakania się, a nie być tą, która zbiera cudze łzy. A ty, to… ty – Uchwycił jej rozbiegany wzrok, delikatnie się uśmiechając. - Hinata. Cholernie empatyczna osóbka, która nikomu nie pozwoli upaść.
Hyuga zawstydzona spuściła wzrok, a nieśmiały uśmiech mimowolnie wypłynął na jej zarumienioną twarz. W głowie cały czas huczały jej słowa chłopaka: „Tylko ty mi pomożesz”, „Ty, to ty”. Była nimi tak zaaferowana, że nawet nie zauważyła, kiedy Naruto zbliżył się do niej na tyle blisko, że teraz czubkiem nosa niemalże dotykała materiału jego bluzy.
- Hinata – jego ciepły oddech podrażnił jej ucho, wywołując dreszcze na całym ciele i przyspieszone bicie serca – czy pozbierasz moje łzy?
Nawet nie czekając na odpowiedź, objął dziewczynę ramionami, ukrywając twarz w jej wilgotnych włosach. Strącił tym samym kaptur zarówno ze swojej, jak i jej głowy, jednak w tej chwili całkowicie się tym nie przejął. Tak samo z resztą jak ona. Teraz dla Hinaty liczył się tylko on, bliskość jego ciała i ból, który zamierzała z niego wyplenić.
- Tak, Naruto – szepnęła drżącym głosem, splatając ręce wokół niego. – Powiedz mi co się stało.
Wraz z tymi słowami chłopak ścisnął Hyuge jeszcze mocniej. Płakał. I milczał, pozwalając łzom przekazać całą historię. Słowa były tu jednak zbędne; Hinata dobrze znała źródło cierpienia Uzumakiego. Sasuke Uchiha, przyjaciel, który odszedł. Wiedziała również, co teraz musi powiedzieć.
- On wróci – rzuciła z przekonaniem.
- Nie – wykrztusił pomiędzy szlochami – nie wróci, on odszedł na zawsze Hinata, odszedł..
- Ale wróci! – powtórzyła, ujmując twarz Naruto w swoje drobne dłonie. – Jestem tego pewna…
- Nie! – Wyrwał się z jej uścisku, cofając dwa kroki w tył. – Nie, mylisz się, tak samo jak ja się myliłem! Wszyscy mi powtarzali, że nie wróci i taka jest prawda. Wszyscy mi powtarzali, że nie powinienem się nim przejmować, ale ja tak nie mogę! Powinienem zapomnieć, ale nie potrafię, rozumiesz!? Bo, jak Hinata… - Spojrzał na nią błagalnie - ... jak można zapomnieć najlepszego przyjaciela?
I to właśnie było cholernie dobre pytanie.
- Nie można – zaczęła z przekonaniem, stawiając krok ku Naruto. – Choćbyś nie wiem jak się starał. I właśnie o to chodzi. Właśnie dlatego on wróci.
- J-jak to? -  spytał, zupełnie nic nie rozumiejąc.
Hinata uśmiechnęła się delikatnie, pozwalając sobie na zatopienie się w niepewnym spojrzeniu blondyna.
- Bo to ty jesteś jego przyjacielem – wyszeptała gładko. – A Ciebie nie da się tak po prostu zapomnieć.
Naruto przez dłuższą chwilę wpatrywał się w Hyuge oniemiały, analizując usłyszane słowa. W szoku zauważył, że deszcz przestał już padać, a dziewczyna  w przemoczonych włosach i z delikatnymi wypiekami na twarzy wygląda przeuroczo. Co jeszcze wzmogło jego szok, bo po raz pierwszy w życiu pomyślał, że jego koleżanka jest  piękna.
Bardzo piękna.
Uśmiechnął się, nie do końca wiedząc, czy z powodu słów Hyuugi, czy raczej niespodziewanego odkrycia.
- Powinniśmy wracać – zaczął. -  Odprowadzę cię.
I ruszył w drogę powrotną. Widząc jednak, jak dziewczyna nadal stoi w miejscu, cofnął się wyciągając w jej kierunku rękę. Hinata niepewnie ją uchwyciła, przekonana, że chłopak już po pierwszym kroku ją puści. Traktowała ten gest jedynie jako zachętę do drogi, niegroźny, koleżeński. Jednak taki nie był; Naruto niespodziewanie splótł swoje szorstkie, rozgrzane mimo beznadziejnej pogody palce, z jej smukłymi i przemarzniętymi. W jednej chwili jego serce ogarnęło jakieś nieznane, przyjemne uczucie, a rozmowa, którą przed chwilą odbyli odpłynęła do historii. Przez całą drogę potrafił już tylko myśleć o tej delikatnej dłoni, spoczywającej w jego dłoni i o tym niesamowitym szczęściu, które nagle go przepełniło.
Po krótkim i dość niezręcznym pożegnaniu z chłopakiem, Hinata siedziała w swoim pokoju całkowicie skonsternowana. Cały czas czuła ciepło i mrowienie w miejscu, gdzie skóra Naruto stykała się z jej. W ciągu jednego, nie grzeszącego długością spaceru w jej życiu zapanował całkowity przewrót. Znów miała płonną nadzieję, że może miłość i na nią gdzieś czeka za rogiem. Szybko jednak jej ekscytacja została rozwiana i zamieniona w ponurą rezygnacje, gdy przypomniała sobie słowa z jednego z dramatów Shakespeare’a, które wyryły się w jej głowie dawno temu, powtarzane niegdyś jak mantrę.
„Nie bierz tych wybuchów za ogień, więcej z nich światła niż ciepła, a i to światło gaśnie w oka mgnieniu.”*
Niemniej jednak teraz wiedziała, że niewątpliwie ktoś  zauważyłby, gdyby nagle umarła.

*Cytat z „Hamleta”

Od Autorki: Hej hoo! Witam po 17str. w Wordzie, czyli oficjalnie najdłuższym rozdziale póki co na tym blogu! :) I to jest aż niesamowite, bo chyba nawet jestem zadowolona z tego wszystkiego powyżej.
Wiecie co? Jest mi trochę przykro, bo ostatnio jakoś ciężko mi się pisze sceny ShikaTema. Kocham tę parkę i powinnam przy nich czuć się najswobodniej, a jest odwrotnie - w tym opowiadaniu idą mi najciężej =.='' No, ale koniec marudzenia. Jak widać w tym rozdziale Temari nam trochę zmiękła i zaczęła dostrzegać w Płaczku coś więcej, niż irytującego faceta :D W końcu trzeba zacząć coś między nimi kręcić, nie?
No i muszę się pożalić, chociaż żaliłam się już chyba każdemu xd Ale co tam! Mam trzy razy w tygodniu zajęcia na 7.15 na uczelni, co oznacza, że muszę wstać o 5.15, żeby dojechać z mojego zadupia T_T A że ja jestem strasznym śpiochem, to już w ogóle umieram. No i matma - ach, kochana królowa nauk! Moja babeczka od ćwiczeń powiedziała, że 3/4 roku zazwyczaj nie zdaje pierwszego kolokwium, więc wyobraźcie sobie, jak pozytywnie jestem do niej nastawiona. No, ale przynajmniej mam fajnych ludzi w grupie, więc nie jest tak źle! 
W ogóle wiecie, że w MC'u do 3 listopada w godz. 6-10 dają kawę za darmo!? Normalnie wygrałam dzisiaj w życie, bo jak ładnie przed 7 sobie tam poszłam, to pięć minut dochodziłam do siebie po tym, jak sprzedawczyni mi wytłumaczyła, że wcale nie muszę płacić za to cappuccino xd
(Tyle z cyklu nudne życie chusteczki)

No, to trzymajcie się ciepło! Buziaki <3

17 komentarzy:

  1. A miałam dzisiaj już nie włączać komputera! Ale włączyłam, bo potrzebowałam notatek o osłonicach(nie pytaj). I zobaczyłam, że jest tutaj nowy rozdział więc stwierdziłam, że nie dam rady i muszę go przeczytać, zwłaszcza, że mi obiecywałaś ShikaTema. A jak już przeczytałam to nie mogę odłożyć komentowania na później. Wiesz co, jeśli na sprawdzianie dostane pytanie o osłonice i na nie nie odpowiem to będzie tylko i wyłącznie twoja wina! I to tak tytułem wstępu.

    Pierwsza scena, jak zawsze w tych, w których występuje Kankuro, była urocza i chociaż rozmowa ogólnie była niby to lekka, to jej temat faktycznie był poważny. Nie muszę mówić, że jak potem Tem wcisnęła Shikamaru paluszki to się szczerzyłam jak głupia, pewnie dużo mocniej niż nasza blondyneczka. Widzę, że słowa z prawdziwym ShikaTema dotrzymałaś. A Temari w roli plotkary jak zawsze mnie rozbawiła to jednocześnie tak bardzo do niej pasuje i nie pasuje.
    A teraz przejdziemy do tej części rozdziału, która sprawiła, że moje oczy się znalazły w odległości kilku centymetrów od monitora, a zapewniam cię, że wzrok mam bardzo dobry. Przy spotkaniu Temari z ojcem odczuwałam dokładnie to samo co ona, te wszystkie nagłe przypływy odwagi, które po chwili znikały. Mimo wszystko, nawet po tym jak rozmawiałyśmy o "I'm okay" C.Aguilery byłam zdziwiona, że on ją uderzył. W taki sposób, jakby to była najzwyczajniejsza rzecz na świecie, codzienność. Zresztą, dokładnie tak samo przyjęła to w pierwszej chwili Temari. Jak od niego uciekła i wpadła na Shikamaru czułam tak niesamowitą ulgę, że miałam ochotę piszczeć ze szczęścia.
    Wiesz mi lub nie, ale tak myślałam, że Temari w końcu zapali z naszym leniem. Ich rozmowa: ach, oczywiście, że on ją rozgryzł! I był taki cudowny w tym, że nie dopytywał, nie siał paniki, ale po prostu był przy niej. Słowa Temari, że "bywały cięższe" to pierwszy moment w tym rozdziale, kiedy mi się oczy zaszkliły. W myślach tylko sobie krzyczałam "Weź ją kretynie przytul!", ale oczywiście nie, to byłoby za piękne. Ale coś się między nimi ruszyło! Szkoda tylko, że w taki sposób.
    I ostatnia scena z naszą Temari: mówiłam ci jak reaguje na tę piosenkę. Wyobraź sobie jak zareagowałam na tę piosenkę połączoną z cierpieniem Temari do tego opisanym przez ciebie. Tak, strona na osłonicach jest cała pomarszczona od wody. Gratulacje chusteczko, udało ci się mnie wzruszyć do tego stopnia, że musiałam skorzystać z twoich papierowych kuzynów. I chociaż piszę to dość lekko, to uwierz mi, że ogrom emocji, jakie we mnie uderzyły mnie zwyczajnie powalił. A teraz odreagowuję. Jesteś cudowna w ich oddawaniu a oddanie emocji osoby tak zamkniętej w sobie i prywatnej jak Sabaku jest naprawdę trudne. Jeszcze przy końcowej scenie NaruHina nie mogłam się na nich skupić, tylko miałam nadzieję, że na nią gdzieś wpadną.

    Scena z Sasuke i Naruto i ta niepewność Naruto dotycząca samodzielności też mi się bardzo podobały. Prawdę mówiąc sprzątając zachowuję się dokładnie tak samo jak Sakura, dlatego robię to tylko jak nikogo nie ma w domu. NaruHina urocze. Wybacz mi, że te fragmenty tak po macoszemu, ale po pierwsze nie bardzo mam czas, po drugie ShikaTema przesłoniło mi absolutnie wszystko i jeszcze długo będę miała ten rozdział w pamięci. W sumie, to mogę ci obiecać, że za jakieś dwa tygodnie będę ci je cytować z pamięci.

    Wybacz mi jakość, błędy i wszystko inne co jest z nie tak z tym komentarzem. Bardzo mi zależało, żeby skomentować ten rozdział na świeżo. I ja naprawdę wiem wszystko o braku czasu i weny, ale ja naprawdę nie zniosę długiego czekania na kolejny rozdział. Zobaczysz, poznasz moją nową stronę: będę tak irytująca jak Konohamaru i Ino w jednym! Ten rozdział był po prostu piękny.

    Pozdrawiam i obyś nigdy nie przestała pisać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. UWIELBIAM CIĘ I TWOJE KOMENTARZE! <3 Naprawdę, tak bardzo, bardzo mocno z całego serducha. Zawsze napiszesz coś, co po prostu sprawia, że mam ochotę pojechać tam do Ciebie (uważaj! mam rodzinę w tym mieście!) i Cię wyściskać.

      I wiedziałam, że akurat Twój komentarz będzie przepełniony ShikaTema :D A scenę z ojcem Temari napisałam jeszcze przed tym, jak wysłałaś mi tą piosenkę, dlatego Ci napisałam, że po tym rozdziale będzie Ci się jeszcze bardziej kojarzyła z No Sabaku. W ogóle dziękuję za te piękne słowa, dotyczące oddawania uczuć ^^ Bałam się, że ta scena w parku wyszła mi zbyt ckliwie, ale w końcu Temari nie jest aż taką zimną rybą, za jaką ją mają. Musi się czasem też złamać! Jej dewizą jest tylko "byle nie przy kimś" :)

      Przepraszam! Osłonice biorę na siebie, możesz zwalić na mnie, powiedzieć nauczycielce, że przez taką jedną idiotkę, która nie zna się zupełnie na genetyce nie miałaś kiedy zajrzeć do notatek - na pewno się zlituje! Ewentualnie zmyślaj. Ja bym strzelała, że osłonice to coś brzydkiego i obślizgłego w... żołądku xd Tak, jak zwykle myślę o jedzeniu :D

      Jak na razie nie mam zamiaru przestawać pisać :) I proszę, bądź irytująca, chociaż chyba dawki Ino nie zniosę xd Ale to może mi da jakąś większą motywację na mojego lenia.

      Pozdrawiam <3

      Usuń
  2. witaj Chusteczko

    jestem tu nowa i szczerze mówiąc nie mam doświadczenia w zostawianiu komentarzy ale zawsze musi być ten pierwszy raz:)

    cieszę się, że rozdziały są coraz dłuższe.
    nie dziwię się też, że sceny ShikaTema pisze Ci się najtrudniej - właśnie one powinny wypaść najlepiej. to ich historia. Ale to dobrze. inaczej by z tego wyszła nieznośna lekkość bytu...
    a co do formy i treści:
    podoba mi się Twój język- dojrzały i elokwentny.
    Sposób w jaki kreujesz postaci sprawia, że są one trójwymiarowe, wręcz namacalnie realne. A fakt, że to samo uczucie np. smutek, każdy z bohaterów przeżywa zupełnie inaczej dodaje wszystkiemu autentyczności.
    sama historia jest dość intrygująca co napawa nadzieją.
    muszę też przyznać, że za każdym razem mnie zaskakujesz, gdy myślę, że jakaś postać zachowa się w danej scenie w określony sposób Ty kreujesz całkiem inny scenariusz. To całkiem przyjemne.
    Brakowało mi tylko trochę Gaary ale pewnie nie można mieć wszystkiego;)
    podsumowując: świetna robota!

    pozdrawiam życząc (sobie) by nowy rozdział powstał jak najszybciej.
    Ika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Ika (Iko?)!
      Nawet nie wiesz, jak miło jest widzieć tutaj nowe osoby, które w dodatku poświęcą te kilka minut na napisanie komentarza :) Dziękuję, że postanowiłaś zostawić po sobie ślad i za wszystkie pochwały.

      Zaskakuję? A to ciekawe, bo miałam wrażenie, że moje pomysły są dość przewidywalne ^^ Miło słyszeć (czytać), że jednak nie. Nad Gaarą pomyślę w przyszłym rozdziale, skoro już ktoś za nim tęskni. I dokładam się do życzenia! Tyle, że nie mogę nic obiecać...

      Pozdrawiam! :)

      Usuń
    2. gwoli ścisłości. nie zaskakuje mnie fabuła. np. zdrada Ino była dla mnie oczywista już od paru rozdziałów. Zaskakuje mnie zachowanie postaci. Dla mnie oczywiste by było, że Temari zapytana przez Narę o mamę odpowie "nie żyje. koniec historii" a nie ucieknie od odpowiedzi.

      Pozdrawiam
      Lubiąca zaskoczenia Ika

      Usuń
  3. Niebiosa mnie wysłuchały!!
    Chwała im za to! Tak się cieszę, że jest nowy rozdział!!^^
    Twojego bloga czytam od bardzo niedawna i tak się zastanawiałam kiedy coś dodasz i tu proszę, paczę i jest!
    Pisałaś, że to najdłuższy z tych które pisałaś, a mi się wydaje że tak szybko minął...
    Zastanawiam się co będzie dalej jeśli chodzi o ShikaTema,naprawdę super był ten moment rozmowy Temci z ojcem, a może raczej to co było potem.
    Wgl uważam, że piszesz super bloga z ciekawymi opisami i długimi rozdziałami. I dzięki ci za to! :D
    O ile wątek Sakury jakoś za bardzo mnie nie interesuje, to podobała mi się ta końcówka z Hinatą i Naruto.
    Tak więc dużo chakry (weny)!! I oby następny rozdział szybko doszedł bo nie mogę się już doczekać ciągu dalszego!!
    Pozdrawiam ;)
    Aki

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach, skruszyłaś me zmarznięte serce tą dedykacją ;*

    No i jakże poprawiłaś mi humor swoją notką, zwłaszcza tymi wzmiankami o Władcy Pierścieni i Harrym Potterze xD Kocham Twojego Kankuro, jak żadnego innego <3

    Kurczę, zawsze jestem zafascynowana Twoim stylem. Piszesz tak realistycznie. Widać, że niektóre sceny i reakcje wzorujesz na własnym doświadczeniu. Mam tu na myśli głównie dialogi i reakcje w takich zwyczajnych, codzienny sytuacjach, tudzież przy zakupach xD

    Urocze było dla mnie, gdy Kankuro powiedział, jak Gaara się uśmiecha. To było taki… słodkie :)

    Scena, gdy Temari „zaczytała się” i została przyłapana przez Narę. Hmm… a Ino ciągle ma nadzieję. Cóż, alkohol często potrafi zrobić z mózgu sieczkę, więc poniekąd nawet trochę mi jej żal.
    No i w końcu było wprost wyjaśnione, co chodzi z tą zdradą. Zaskoczyłaś mnie tym, ze hej xD

    Dalej… scena z Sakurą. Jakoś tak… zupełnie inaczej ją dziś ukazałaś. Taka zwyczajna nastolatka, która lubi sobie potańcować i pofałszować z kumplem. Taką Sakurę pewnie nawet bym polubiła i chętnie dołączyła się do jej tańca xD

    No i żal mi wcześniej było Naruciaka, gdy Sasek tak chamsko go potraktował. Swoją drogą, ciekawie rozwiązałaś to, żeUzumaki wyprowadza się z „bidula”. Niech zrobi parapetówę w nowym mieszkaniu i zaprosi Hinatę <3 Ach, no i rozwaliło mnie to, jak napisałaś, że kłócił się zawsze z Kibą o to, że będą imprezy, na które go nie zaprosi. Prawdziwi kumple! xD

    Scena z Temari i jej ojcem była chyba najlepsza. Zwłaszcza ta druga cześc, gdy dołączył Shikamaru. Jestem ciekawa, czy ojczulek znajdzie jakiś sposób by usidlić swoją córcie.
    Moment, gdy Temari podbiegła do Nary był przeuroczy, ale gdy ten później wypalił „Lubię Cię”… dziewczyno! Serce mi zamarło xD Wyobraziłam sobie taką lekko uśmiechniętą twarz Płaczka i ten moment, kiedy ich zatkało, bo sobie uświadomilixD Mistrzostwo!
    Coś za szybko byłby ten romans, gdyby już się zaczął, ale chyba nie miałabym nic przeciwko, gdyby pojawiło się więcej czułych gestów i słówek, nawet gdyby oboje byli po tym mega zawstydzeni.

    I wreszcie, ostatnia scena.
    Hinata i jej melancholia. Przypomina mi dawną mnie xD Jeszcze tan esms… Ja do teraz, jak dostaję jakąś dobrą wiadomość, albo od kogoś, od kogo się nie spodziewam, to myślę, że to pomyłka :O To naprawdę okropne uczucie! Ale nie, Naruto naprawdę chciał poradzić się Hinaty.
    Swoją droga… Neji nie mieszka z nimi?
    Wracam do sceny: Oczywiście, najlepszy był moment, kiedy złapał ją za rękę iii… i nie puścił. Dobrze, że Hinata nie zemdlała, bo chłopak pewnie nieźle by się zdziwił, gdyby nagle poczuł, że ciągnie jej ciało po ziemi.

    Podsumowując… jak zawsze genialnie i wciągająco. Ubolewam na tym, że masz teraz tak mało czasu na pisanie, niemniej jednak, wciąż liczę, że na kolejny rozdział nie trzeba będzie czekać zbyt długo!
    Także ja również życzę Ci mega dużo weny! I nie daj się matmie i nie wierz tej babce, bo ty i tak byłabyś w tej 1/4!

    Ps.
    A ta darmowa kawusia…. Ja już czułabym w tym jakiś podstęp. Jak to tak, za darmola? xD
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Dobrze, że Hinata nie zemdlała, bo chłopak pewnie nieźle by się ęzdziwił, gdyby nagle poczuł, że ciągnie jej ciało po ziemi." <-- nawet nie wiesz, jak bardzo mnie tym zdaniem rozbawiłaś XD Musiałaś? Do końca dnia będę miała przed oczami wizję takiej scenki, haha! A fragment z Naruto i Hinatą napisałam prawie rok temu, kiedy sama byłam w takim nastroju jak ona, więc w gruncie rzeczy też się z nią utożsamiam trochę... albo przynajmniej wtedy xd Co do Nejiego to.... cholera, nie dopracowałam tego xd

      Taaa, Kankuro jak to Kankuro - zawsze jest zajebisty :D Bądź pewna, że jeszcze nieraz wspomnę o tym Potterze i Wł. Pierścieni i zapewne użyję tych Twoich tekstów XD Jesteś maszyną napędową tych wzmianek książkowych i de facto za każdym razem, gdy coś o tym piszę, to myślę właśnie o Tobie :)

      Nie martw się, Shikamaru i Temari nie pójdą jak burza i nie będą się całować już w następnej notce - co to, to nie! Jeszcze ich trochę pomęczę, jeszcze się ze sobą troche podroczą i wgl powymyślam im jakieś zbliżające ich do siebie fragmenciki :) Małymi kroczkami do celu!

      A ta kawa to nie podstęp. Dziś odebrałam drugą, a jutro zamierzam iść po trzecią - jedyny plus tego wczesnego wstawania, ha!

      Pozdrawiam również! <3 <3 <3

      Usuń
  5. 17 stron? ;o bogowie, jestem pod wrażeniem! U mnie maks, to jest jak na razie około 7 :D
    Kurde, aż sama nie wiem od czego zacząć, tyle się w tym rozdziale działo..
    Faktycznie, Temari taka inna inna nam się zrobiła. Tu nie wie co odpowiedzieć, tu chlipie w parku, pali papierosy.. Zachwycił mnie fragment o 'silnych ramionach' Shikamaru <3 och Tem, bez krępacji, poproszę jakieś przytulanie *.* Ogólnie jak zwykle strasznie jarają mnie twoje opisy Nary i reakcji Temari na niego. Wszystko odczuwa tak intensywnie, nawet zwykłe muśnięcie jego ręki przez kurtkę.. genialnie!
    Podoba mi się ta historia Naruto w sierocińcu, jakoś tak pasuje mi ta jego wizja pomagającego 'ciociom', ich ulubieńca i wgl.. no taki Naruto. Poza tym cholernie fajne jest słowo 'bidul' xD
    Ten ojciec ;__; No weź, wkurzyłaś mnie tym fragmentem. Przez te jego teksty 'złamałaś zasady'.. no ja nie mogę! A co on taki.. no nawet nie mogę nic powiedzieć, bo bym przeklęła. (skurwiel) przepraszam. Jeszcze ten tekst, że ta jego laseczka powiedziała, że coś tam.. no sorry.. dobra ten kawałek mojego komentarza jest dość nieskładny, ale to dlatego, że jestem oburzona takim zachowaniem.
    Za to występ Shikamaru potem trafił prosto w moje serce *.* Cała ta ich przechadzka i rozmowa w deszczu była po prostu.. urocza.
    Chociaż późniejsze zachowanie Temari już nie. Miałam taką głupią nadzieję, że jednak Shikamaru ją znajdzie w tym ciemnym parku i tak po prostu przytuli, ale wiem, że to już by było przegięcie z tymi niespodziewanymi spotkaniami jak na jeden dzień xd W każdym razie Tem zaczyna coś do niego czuć, myśli o przytulaniu się do niego, także niecierpliwie czekam na rozwinięcie akcji.
    Fragment z Sakurą był taką odskocznią od ogólnego, trochę ponurego nastroju. Jestem wielką przeciwniczką ścierania kurzy, ale jak można się przy tym tak dobrze bawić, to może zacznę? xD Pomimo nieprzyjemnej rozmowy o Sasuke, fajnie mi było sobie wyobrazić Naruto i Sakure razem, jako takich dwóch genialnych przyjaciół.
    No i na sam koniec Hinatka. Mam nadzieję, że jej przypuszczenia okażą się błędne i ta sytuacja nie będzie tylko takim jednorazowym wyskokiem Naruciaka, bo naprawdę w dwójkę byli tacy uroczy.

    Ta kawa w Macu to chyba specjalna okazja przed moimi urodzinami, bo mam 4 listopada xD
    No a na koniec dodam, że perełkami jak dla mnie są te wszystkie nawiązania do Pottera i Władcy Pierścieni. Więc korzystając z okazji, chciałam cię zaprosić na mojego nowego bloga, o tematyce potterowskiej:
    alyssa-adams.blogspot.com
    Dziękuję za powiadomienie o notce, pozdrawiam, buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za wzmianki o HP i WP podziękuj Odei, bo to ona namówiła mnie na nie na gadu i podrzuciła dwa zajebiste pomysły. Na bloga zaraz pędzę! Ale póki co....

      ...wiedziałam, że źle zareagujesz na ojca Temari T_T I przyznam, że bałam się Twojej opinii, bo po Twoim poprzednim komentarzu zaczęłam się zastanawiać nad tym dziecinnym zachowaniem dorosłych w moim opowiadaniu i doszłam do wniosku, że... że masz rację =.= Ale! Będę się bronić, boooo.... Bo jak tak zaczęłam obserwować sobie potem dorosłych, to uświadomiłam sobie, że oni naprawdę zachowują się jak dzieci. Nie wiem, może to tylko takie moje wrażenie po moich ostatnich przeżyciach rodzinnych, ale stwierdzam, że na starość ludziom odwala i przez to, że chcą "korzystać (kurwa) z życia", to zachowują się nieodpowiedzialnie jak gówniarze. Szczególnie faceci! Z resztą nie tylko, no... Tak więc to moje stanowisko w tej sprawie. Wgl to cieszę się, że mówisz mi takie rzeczy, bo dzięki temu mogę spojrzeć na swoje opowiadanie takim świeżym okiem, a to naprawdę pomaga :) Także DZIĘKUJĘ! Pisz mi dalej te swoje przemyślenia, nawet poplątane czy nieprzyjemne, bo naprawdę będę Ci za nie wdzięczna :)

      I uwierz mi, ja również jestem przeciwniczką ścierania kurzy xd Generalnie robię to średnio raz na 3/4 miesiące i wtedy tylko w wykonaniu Sakury :D

      Dziękuję za komentarz i za to, że jesteś!
      Buziakuję również ;*****

      Usuń
    2. W sumie po tym rozdziale chyba nawet odrobinę zmieniłam zdanie na temat matki Temari. Ale tylko odrobinę xd
      W liceum na polskim jesteśmy teraz na etapie Dziadów, wiecznie cierpiącego Wertera i ogólnie epoki romantyzmu, także zamiast mózgu mam od niedawna papkę wypełnioną zranioną miłością, samobójstwami z tego powodu itd itp. Także trochę łatwiej mi zrozumieć zachowanie pani matki, zwłaszcza, że w tym rozdziale pokazałaś jak słabą psychicznie była osobą i jak wykończył ją ten ojciec (skurwiel) którego tak bardzo kochała. Rozumiem.. może nie rozumiem, ale.. dajmy na to pojmuję. Bo jakby nie było dalej miała trójkę małych dzieci, dla których warto było być silnym, no ale to inna sprawa xd

      <3

      Usuń
  6. Nanana xD Jestem i ja ;]
    Szczerze ci powiem, że padłam jak przeczytałam twoją reakcję o darmowej kawie w MC'u xD Nawet nie mam bladego pojęcia czy u mnie też są takie promocję, ale z drugiej strony nie jestem smakoszem kawy XD Chociaż czasami kupię sobie na kampusie ;)
    No ale przechodząc do rzeczy... ty wiesz już, że uwielbiam tego bloga tak samo jak i Nakanaide *__* Majstersztykt, że tak powiem!
    Hmm... nie no nie mogą ci relację pomiędzy Shiką i Temą tutaj aż tak ciężko iść... one są genialne! Ale nigdy w życiu bym nie przypuszczała, że gdy Temari wyjdzie w takim bojowy sposób z domu ojca spotka Shikamaru! BA! On przecież widział ostatnie sceny jej kłótni z ojcem! Ale że ojciec uderzył ją w pierszym miejscu... argh >.<' wykastrowac drania! Zawiesic go na jednej nodze na drzwie, niech sobie zwisa! Chociaż dla niego to i tak nie wystarczająca kara! >.<' Co mnie rozsmiesza a zaraz zlosci w jej ojcu, to jakze glupkowate stwierdzenie ze nie moga jezdzic do Suny bo ta jego nowa baba stwierdzila ze musza znac jakies granice.... no do jasnej cholery! A niech ja szlag trafi! Tozto, to tu chodzi o zmarla matke No Sabaku do jasnej anielki! Troche wspolczucia! W konca przez ta babe, ich matka popelnila samobojstwo... ahh... wytepic >.<' po prostu wytepic >.<' Moim zdaniem relację pomiędzy Shiką a Temari, są mega luźne w sensie że tak opisane. Idealnie opisujesz ich nastroje i charaktery xD A przy Shikamaru sama wiem, że to nie jest takie proste xD No ale cóż Shikamaru to Shikamaru w końcu no ;) Upierdliwy gościu i tyle ;) Hmm.... ale miała być szczerość za szczerość... Shikamaru powiedział jej o Ino i o tym co się stało, fakt domyślała się tego sama, ale przecież to nie to samo, co usłyszeć owe słowa prosto z jego ust ;) Ale Temari nie odpowiedziała mu o matce. Wiadomo to nie jest łatwy temat do podnięcia, z kimkolwiek by nie rozmawiała, ale sądzę że w pewien sposób Shikamaru teraz będzie ciekawski jeśli chodzi o ten temat. Mogłoby być nawet ciekawie ;)
    Wybuchłam gromkim śmiechem, gdy tylko przeczytałam pierwszy akapit o Naruto xDD Złota rączka się znalazła, nie nie wierzę po prostu hahahaha xD No ale cóż, przynajmniej chłopak ma co robić xD Tylko teraz jak te biedne ciotunie poradza sobie bez niego, gdy sie wyprowadzi xD Jednak bardziej niż o nie, to bardziej martwię o to jak on sobie sam poradzi xD Oj coś ciężko to widzę xD Plus stracił możliwość darmowego bufetu w postaci jedzenia pani Haruno niah niah ]:-> I tu go Sakura wystrychnela wrecz na dudka ;D Biedny Naruto xD
    Mega podoba mi się tu wątek związany z Sasuke - i tak wiem! Ty go nie lubisz! Nie znosisz! I wszystko co złe jest z nim związane xD Ale pomimo wszystko, nadal podoba mi się jak tu wykreowałaś jego postać. Najbardziej mnie urzekł ten moment, w którym Sakura po dowiedzieniu się, że ojciec został przeniosiony do Konohy i chcę się z nią spotkać, biegnie na plac zabaw pisząc mu zaszyfrowanego sms'a, ktorego tylko on potrafi rozgryzc. To takie... hmm... pokazuje jaka wiez miedzy soba mieli. Sakura nie chciala o wszystkich jako pierwszego poinformowac Naruto, ale Sasuke... A Naruto notabene, o wszystkim dowiedział się dopiero teraz - poniekąd nie dziwię się, że Naruciak się trochę zbulwersował owym faktem. Ale pomimo wszystko Sasuke chciał przyjść, chciał iść na ten plac zabaw, ale nie mógł... Jednak nikt już nie chciał słuchać jego wyjaśnień, i tu też się nie dziwię... ;) Ale i tak ja tu liczę na jakieś SasuSaku, a ładnie się wszystko zapowiada ;)
    Te początkowe myśli Hinaty przeraziły mnie z początku. Jeszcze nie spotkałam się z tym by ktoś ją tak ukazał. Ale wszystkie złe rozmyślenia i smutki odeszły wraz z sms'em od Naruciaka.... Ahhh! Slodko *___* i te jej słowa odnośnie Sasuke... chyba tylko ona wierzy, że Sasuke wróci.. No i pewnie teraz zasiała w Naruto nutkę nadziei ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I miałaś całkowitą rację! Przy Kankuro to całkowicie wymiękłam... a już przy Avada Kavadra myślałam, że zacznę tarzać się po podłodze ze śmiechu! I wcale nie przesadzam! ;) Ahh i te naklejki z władcą pierścieni *___*
      No nic nie zanudzam dłużej ;D Doczekałaś się wreszcie długiego komentarza ode mnie tutaj ;) I tym razem będę już na bierząco ! ;)
      Byeeeeeeeeeee <3 ;*****

      HAHAHAHAHAHAHAHAHA
      Wyskoczyło mi po raz pierwszy, że mój komentarz jest zbyt długi na publikacje xDDDDDDDD I to PIERWSZY RAZ!!! TL zdecydowanie jest wyjątkowe!!!! Niah niah xD

      Usuń
  7. Jejku ! *-* Jestem nowa na tym blogu, ale już jesteś moją ulubienicą ; D . Normalnie się zakochałam w Twoim opowiadaniu ;3 .
    Końcówka z Naruto i Hinatą była urocza, aż się uśmiechałam do ekranu ;).
    A co do płaczącej w parku Temari, to miałam cichą nadzieję, że jednak Shikamaru ją tam znajdzie, ale co zrobić ^^.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;>

    OdpowiedzUsuń
  8. nie wiem jak Ci to powiedzieć, ale naprawdę gdyby nie twoje opowiadanie czułabym się bardzo .. no właśnie nie wiem jak .. pusto chyba.
    Piszesz to w taki piękny sposób i tak dobrze przemyślane to jest, że cały czas wyczekuje na nowe rozdziały.
    masz naprawdę wielki dar, wielki <3 nie wiem jak ty znajdujesz czas na to i robisz to tak świetnie i z takim wkładem serca... najlepsze..
    Nie wiem jak ty to robisz, że ja w prost niecierpię Sakury i Sasuke to w twoim opowiadaniu jako jedynym mogę to czytać i to jeszcze z zaciekawieniem. ;*
    W ogóle ekstra te cytaty i mądrości, ładnie wplątane w całość fabuły, która jest z kosmosu wzięta, taka piękna.
    Charakter i problemy postaci też idealnie dopasowany.
    Naprawdę podoba mi się tu wszystko, a szczególnie opisanie przeżyć. <3
    Fantastyczne ^-^
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Dlaczego ja dopiero dzisiaj zauważyłam rozdział, hę? Ech, głupia ja. ;__;
    W tym rozdziale w końcu poznajemy całą historię matki naszego rodzeństwa. Schizofrenia, bójki rodziców, no i potem to samobójstwo. Zrobiło mi się bardzo smutno, gdy pomyślałam, przez co Gaara, Temari i Kanukro musieli przechodzić. ;/ Na początku uważałam, że skoro żyją sobie osobno w swoim mieszkaniu to mają szczęście, lajtowe życie, ale teraz w sumie myślę, że z drugiej strony to bardzo smutne. Znienawidziłam wręcz ich ojca za to, co im zrobił. -.-
    Zakochałam się w momencie, kiedy Temari ucieka z biura ojca, łapie Shikamaru pod rękę i idzie z nim. Awwwwwwwwwww *,* To było mega urocze. <33 Love is in the air. xD Dobrze, że rozstał się z Ino, nigdy jej nie lubiłam. -,-
    No i kolejne super spotkanie Naruto i Hinaty. Szczerze powiedziawszy, nie spodziewałam się, że to akurat do niej przyjdzie po poradę, przy okazji ją przytuli i odprowadzi do domu, trzymając dziewczynę za rękę. :oooooooooooooo <3333333 Kocham, kocham, kocham! Coraz więcej miłości.
    Co do Sasuke.. cóż, ja osobiście go uwielbiam, więc nie będę mówić źle na jego temat, ale w sumie to jestem na niego trochę zła za te wszystkie cierpienia Sakury i Naruto. Mogłaby ta cała sprawa w końcu się wyjaśnić.
    Przepraszam, że tak krótko, ale piszę z telefonu, a jest to bardzo upierdliwe. xDD
    Czekam z utęsknieniem na kolejny rozdział. :D
    Buziaki! :*:*

    OdpowiedzUsuń
  10. Ojejeje rozdzial! Teraz nie przeczytam bo do pracy ide, ale w pracy prace oleje i postaram się wejśc, przeczytać I SKOMENTOWAĆ ;O Także tego... odezwę się za kilka h! ;D

    OdpowiedzUsuń

Kłaniam się nisko w podzięce za komentarz! ♥