2 kwietnia 2014

Rozdział 11

“Kac to lawina narastających, fałszywych potrzeb.
Tak naprawdę trzeba tylko położyć się w zimnej wodzie
i nie bać się śmierci.”
~Jakub Żulczyk “Zrób mi jakąś krzywdę”

28 września, sobota
Ludzie pili alkohol z różnych pobudek. Żeby zapomnieć o niepowodzeniach, dla uczczenia czegoś, lub zapicia smutku. Powód jednak nie był ważny, bo za każdym razem zakończenie było to samo - kac nazajutrz.
Już gdy wybudzałam się ze snu, powoli wkraczając w świat świadomości, odczułam pulsujący ból na obszarze całej głowy, nawet nie potrafiłam go dokładnie zidentyfikować. A sytuacja pogarszała się z każdą kolejną chwilą, gdy leżąc na boku na czymś miękkim, zaczęły dochodzić do mojego umysłu i inne bodźce, jak okropny kapeć w buzi i nieprzemożna chęć picia - byłam pewna, że wydudnienie trzech szklanek wody nie zaspokoiłoby tego upiornego pragnienia! Lecz prawdziwe piekło rozszalało dopiero, kiedy z leżek postanowiłam usiąść. Matko chrystusko! Ból, mający swe epicentrum prawdopodobnie w potylicy, był nieznośny...
- Wody? - spytał ktoś, kiedy ja, opierając cholernie ciężką głowę na rękach, próbowałam złapać kontakt z rzeczywistością i marzyłam o wielu miłych rzeczach - cudach świata - a jedną z nich była właśnie woda.
Nie przejmując się tożsamością rozmówcy, odparłam (albo raczej wycharkałam):
- Najlepiej litr. I jakieś proszki. I kawę.
- Podano dwa pierwsze zamówienia - odparł, przeciągając “zaaaaamówienia”, Shikamaru; to właśnie ziew go zdradził.
W pierwszej chwili nieco się spięłam ze względu na wydarzenia wczorajszego wieczoru, ale równie szybko przybyło z pomocą rozluźnienie, spowodowane wspomnieniem ramion Nary, jakie nieporadnie próbowały mnie pocieszyć.
Z cierpkim uśmieszkiem spojrzałam spode łba na Shikamaru, który właśnie stawiał na małym stoliczku tuż obok kanapy dużą butelkę wody mineralnej. W następnej chwili wyciągnął w moją stronę rękę z małą, niebieską tabletką w kształcie owalnej kapsułki. Z racji, że nie byłam jeszcze do końca świadoma swoich ruchów, sięgając z ociąganiem po cudowny środek jaki miał zabrać moją głowę do nieba, pacnęłam dłonią o dłoń Nary i przez dłuższą chwilę jej nie odrywałam. Dopiero po sporym wysiłku zarówno umysłowym, jak i fizycznym udało mi się ją odkleić i cudem unieść z powrotem w górę. Do diaska, dlaczego wszystkie części ciała na kacu były tak cholernie ciężkie!?
- Dzięki - burknęłam, natychmiast wkładając zbawienny lek do buzi. Niestety jak się okazało, mimo że sięgnięcie po butelkę wody było nad wyraz proste, tak już jej otworzenie mogłam zakwalifikować do wyczynów spod plakietki “PIEKIELNIE TRUDNE.”  Jęknęłam ze zrezygnowaniem i wkurzeniem, kiedy kolejna próba odkręcenia nakrętki została zakończona niepowodzeniem.
Wtedy usłyszałam ciche parsknięcie śmiechu nad swoją głową, a następnie poczułam, jak kanapa funduje mi fale rodem z podróży morskich, kiedy Shikamaru usiadł tuż obok. Bez pytania wyjął życiodajną wodę z moich rąk, na co zareagowałam oburzonym “Ej!”, jednak ten pompatyczny dupek nic sobie z tego nie zrobił. Zamiast grzecznie oddać to, co ukradł (a co wcześniej mi podarował, Diabeł piekielny…), przytulił to do siebie.
I odkręcił.
A potem... oddał.
Zaskoczona, dłuższą chwilę wpatrywałam się to w niego, to w wodę zupełnie oszołomiona, póki Nara nie ponaglił mnie znaczącym gestem ręki, mówiącym: Chyba chciałaś pić. Od razu uniosłam butelkę i przechyliłam ją na hejnał, nareszcie gasząc palące pragnienie i połykając trzymaną do tej pory na języku tabletkę. Pić przestałam dopiero po ośmiu porządnych łykach.
W międzyczasie Shikamaru opadł z westchnieniem na oparcie i nonszalancko - nad wyraz leniwie - założył ręce za głową. Zmierzyłam to sceptycznie i odchrząknęłam głośno, zakręcając butelkę już o własnych siłach. Przekręciwszy się nieco w bok na kanapie, podciągnęłam prawą nogę pod siebie oraz z cynicznym uśmieszkiem, skierowałam słowa do lenia:
- Nie odprężaj się tak, miałeś mi jeszcze przynieść kawę.
Nara mlasnął niechętnie i skrzywiwszy się, jakby błagał mnie zmęczonym wzrokiem o litość. Niestety miał pecha, bo ten frazes nie występował w moim słowniku, gdy byłam w stanie całkowitego wypłukania z minerałów przez alkohol.
- Zlituj się, też mam kaca - burknął, przesłaniając oczy ręką.
- Ja większego.
- Chciałabyś - prychnął, uśmiechając się zadziornie i wyglądając ukradkiem zza ramienia. - Chociaż prawdopodobnie wyglądam nieco lepiej niż ty.
Zmarszczyłam brwi, a w głowie zagrzmiał alarm. Czy on próbował mnie obrazić, czy się droczył?
I wtedy zdałam sobie sprawę, że w roztrzepanych włosach i wczorajszym makijażu rzeczywiście musiałam prezentować się tragicznie. Natomiast przejmowanie takiego typu sprawami nie leżało w mojej naturze, tak też postanowiłam odpuścić Narze atak złości. Na kacu nie należało się kłócić.
- Cóż, będziesz musiał jeszcze chwilę znosić mój odpychający wygląd. Chyba, że powiesz mi gdzie są moi bracia, to wtedy sobie szybko pójdę - zagaiłam, przeczesując grzywkę palcami. Były lekko posklejane, choć nie miałam zielonego pojęcia, czym.
- Poszli z Naruto i Kibą na tyły bloku, żeby pograć w kosza.
- Tak na kacu? - zdziwiłam się. Shikamaru jedynie kiwnął głową. Ugh, faceci potrafili być naprawdę dziwni. - A ty czemu z nimi nie poszedłeś?
- Bo jestem leniem - odparł, wzruszając lekko ramionami.
Mimowolnie się roześmiałam; tak właściwie to mogłam się tego po nim spodziewać, nawet ślepy by zauważył, że ten człowiek ze sportem starał się mieć do czynienia jak najmniej. Lecz śmiech okazał się złym pomysłem, bo jak na zawołanie głowa poczęła pulsować z bólu. Na twarz wybiegł mi grymas, co nie umknęło Narze.
- Chcesz drugą tabletkę?
Przytaknęłam, dodając:
- Chcę też kawę.
- To chodź, bo nie mam tyle sił, żeby pójść do kuchni i z powrotem.
Kiedy wstałam z kanapy, wcale nie dziwiłam się słowom Płaczka. W pierwszej chwili lekko zakręciło mi się w głowie z powodu osłabienia, a po kilku krokach poczułam niemoc we wszystkich mięśniach. Przez moment zastanawiałam się, jakim cudem doczłapię się do domu, ale wtedy mnie olśniło - Kankuro. Tak, zdecydowanie będę mu jęczeć, aby wziął mnie na barana i krzywe spojrzenia przechodniów nie zniechęcą mnie do tego planu.
Wchodząc do kuchni od razu przy stole zobaczyłam, wcinającego kanapki, Choujiego.
- Ty też tu? - zagaiłam, siadając na drugim krześle.
- Oni wolą grać, ja wolę jeść - odparł z pełną buzią. Z zadowoleniem przesunął pełny talerz w moją stronę z pytaniem: - Kanapkę?
Uśmiechnęłam się mimo woli i bólu głowy, bez zastanowienia sięgając po kanapkę z serem, sałatą i pomidorem; ślinka naciekła mi na sam jej widok, a w brzuchu niespodziewanie zaburczało. Po chwili wgryzłam się w przysmak z przyjemnością, mrucząc z zadowolenia, na co z kolei brzuszasty kolega posłał w stronę Shikamaru dumne spojrzenie.
- Mówiłem ci, że dobre, a ty nawet nie chciałeś spróbować - wyrzucił mu.
Nara jakby nawet nie usłyszał słów przyjaciela, tylko podał mi kubek z kawą, upijając zarazem łyka kofeiny ze swojego.
Rozpoczęliśmy luźną pogawędkę, w czasie której dowiedziałam się, że chłopacy znali się od przedszkola. W pewnym sensie zazdrościłam im tak długiej przyjaźni, bo sama nie posiadałam żadnej przyjaciółki z okresu dziecięcego. Od zawsze wolałam męskie towarzystwo, tym bardziej, iż zazwyczaj trzymałam się głównie z braćmi. A propo Gaary i Kankuro - zostałam również poinformowana o tym, że zostawili mnie tu na pastwę Płaczka i nie wrócą już do mieszkania Naruto, a sama mam do nich zejść na boisko, kiedy będę już gotowa.
Po zjedzeniu i wypiciu kawy poczułam się od razu lepiej, a druga tabletka sprawiła prawie całkowity zanik bólu głowy. Ogarnęłam się nieco w łazience i wtedy ze wszystkimi swoimi szparagałami wyszliśmy w trójkę z bloku. Świeże, choć chłodne powietrze miło doprowadziło umysł do stanu używalności.
Kiedy nagle świeżość poranku zmącił dym papierosowy.
- Zgaś to, bo inaczej zwymiotuję - warknęłam do Nary. I nawet nie była to czcza groźba! Rzeczywiście w jednej chwili żołądek podskoczył mi do gardła.
- Jesteś upierdliwa, jeszcze wczoraj wieczorem ten zapach ci nie przeszkadzał.
- Bo wczoraj byłam pijana, a nie skacowana, geniuszu.
Uśmiechnął się cwaniacko znad papierosa i już miał coś odpowiedzieć, kiedy w słowo wszedł mu Chouji.
- A właśnie, na długo wczoraj znikliście. - Wydawało mi się, że przewiercał Shikamaru wzrokiem na wylot, jakby doskonale wiedząc o wszystkim, co wydarzyło się na balkonie. - O czym tyle rozmawialiście?
Nawet nie musiałam się zastanawiać nad odpowiedzią.
- O gwiazdach - ku mojemu zdumieniu, odparliśmy razem, zgodnie, czego nie spodziewało się żadne z nas. Co niesamowite, Chouji zamiast się dziwić, jedynie wybuchł gromkim śmiechem, zaraz mówiąc:
- To aż się boję, ile godzin rozmawialibyście o chmurach!
Chmurach? A co ma piernik do wiatraka?, zastanawiałam się. Natomiast Nara zawtórował śmiechem przyjacielowi. Czułam się, jakbym była jedyną niewtajemniczoną osobą w jakiś cholernie misterny plan i nie podobało mi się to wcale, a wcale!
Nie miałam jednak czasu na złoszczenie na tę dwójkę i wypytywanie, bo wtedy doszliśmy do boiska do kosza. Kankuro już z odległości dziesięciu metrów zaczął mnie denerwować, krzycząc na całe gardło coś o tym, że nie da sobie zabrać peleryny niewidki i innych swoich gównianych zabaweczek, na co przedstawiłam mu propozycje noszenia mnie na barana w ramach rekompensaty.
Był to jeden z moich najgenialniejszych planów w życiu.


29 września, niedziela
Właściwie Naruto nie sądził, że coś mogłoby go bardziej zestresować, niż przygotowywanie imprezy. A już na pewno nie przypuszczał, że mógłby pocić się na myśl o randce! Jednak życie zawsze dążyło do zaskoczenia człowieka w najmniej odpowiednim momencie i ten właśnie nastał dla Uzumakiego.
Stojąc przed lustrem, co chwilę wycierał mokre dłonie w białą koszulkę z długimi rękawami, miętoląc ją jeszcze bardziej. Wiedział, że powinien wyjść z mieszkania już dobre piętnaście minut temu, ale wciąż o czymś zapominał, szukał czegoś i zastanawiał się, czy aby na pewno wszystko ze sobą zabrał. Był w kompletnym przysłowionym proszku, nic jeszcze nie miał przygotowane w miejscu, które wybrał na spędzenie czasu z dziewczyną, a najgorsze w tym wszystkim było to, iż za godzinę miał się z Hinatą spotkać! Do diaska, nie wyrobi się!
Tylko spokojnie! Jesteś Naruto Uzumaki, dasz radę! - upomniał siebie w myślach, biorąc głębszy oddech i po raz kolejny zerkając w odbicie w lustrze. Tak naprawdę, to prezentowała się całkiem przyzwoicie, a nawet trochę lepiej niż zazwyczaj. Noszona koszulka była jedną z jego najnowszych,  jeansy też wybrał najmniej przetarte, jedynie trampki tradycyjnie były utytłane zeschniętym błotem i porwane przy podeszchwie pięty, no i bordowa kamizelko-kurtka miała swoje lata. Blond włosy sterczały mu na wszystkie strony i były już nieco przydługie, zdecydowanie powinien pójść do fryzjera, ale to potem, teraz musiał wychodzić i to jak najszybciej!
Więc wyszedł z mieszkania i już miał zbiegać w dół klatki schodowej, kiedy przypomniał sobie o zamknięciu drzwi. Ciągle o tym zapominał, zupełnie nie przyzwyczajony do obowiązku przekluczania zamka, w bidulu drzwi zawsze były otwarte i nigdy nie kłopotał sobie nimi głowy. Tak samo stwierdził, że robienie zakupów codziennie naprawdę potrafiło zirytować człowieka. Nieraz ciotki wysyłały go do sklepu, ale zdarzało się to stosunkowo rzadko. Obecnie każdego ranka musiał biegać do warzywniaka na przeciwko, aby kupić sobie świeże bułeczki, które kiedyś zawsze znajdywał bezpieczne na stole w stołówce, tak samo jak ser, szyneczkę, płatki z mlekiem i wszystkie inne pyszności. Nie mówiąc już o gotowaniu obiadu! Wczoraj całą kuchnię upaćkał sosem spaghetti, bez mięsa, bo zapomniał kupić, a sklep mięsny mieścił się na sąsiednim osiedlu, czyli zdecydowanie za daleko, żeby nagle tam pobiec. Teraz wszystko się zmieniło i ciężko szło mu przywyknięcie do zmian, natomiast wiedział, że w końcu i to co nieznane stanie się rutyną.
Zamknąwszy drzwi, schował klucze do niebieskiej saszetki przewieszonej na biodrach, a następnie poprawił ramiączka plecaka. Był cholernie ciężki, w końcu Naruto schował tam wszystkie potrzebne mu na randkę rzeczy. Niemal nosiło go z ciekawości, nie mógł doczekać się, aż zobaczy reakcję dziewczyny na to, co wymyślił. Musiał jeszcze tylko to wszystko przygotować.
Zostały mu pięćdziesiąt cztery minuty!

Hinata chciała się rozpłakać.
Od samiutkiego rana nic nie szło po jej myśli. Najpierw stłukła talerz, kiedy robiła sobie śniadanie, potem oparzyła się wrzątkiem przy zalewaniu herbaty - tak bardzo pochłonęły ja myśli o chłopaku, że nawet nie zwróciła uwagi na przelewające się brzegi kubka, jaki trzymała w dłoni. Zaczerwienienie na skórze było szczególnie widoczne na jej bladej, niemal białej cerze i zupełnie nie potrafiła tego ukryć.
Na domiar złego, wczoraj Hanabi pożyczyła od niej spódniczkę, którą zamierzała ubrać na randkę i upaćkała ją ketchupem, w skutek czego Hinata nie wiedziała, co powinna ubrać. Miała naprawdę mało ładnych rzeczy, gdyż nigdy wcześniej nie przywiązywała uwagi do wizerunku zewnętrznego. Ino i Sakura od zawsze, o ile tylko wychodziła z nimi na zakupy, próbowały namówić ją do kupna różnych ciuszków, ale ona zawsze znajdywała świetną wymówkę, żeby odmówić. Dziś żałowała swojej upartości i nieśmiałości podwójnie, kiedy przeglądała smutnie pustą i szarą zawartość swojej szafy. W końcu po wielu przebierankach i wątpliwościach, wybrała leginsy w różowo-białe paski wzdłuż nóg i błękitną, luźną tunikę z również różowo-białą wstążką na piersiach i rękawami trzy czwarte. Do tego dobrała znów różowe baleriny, granatowy, ciut za duży sweter i codzienną fioletową kurtkę-wiatrówkę, bo innej nie posiadała, jedynie zimowy płaszcz, na który wciąż było za ciepło. Prezentowała się nieźle, ale normalnie, przez co nie posiadała się z radości. A wręcz oddałaby wszystko, żeby tylko być w posiadaniu szafy Ino, albo Sakury!
Jednak czas naglił i nie mogła już skoczyć do którejś z przyjaciółek po pomoc. Z resztą one nawet nie wiedziały o tej randce, nie chciała nic im mówić, bo przecież coś mogło pójść nie tak, a Hinata nie zniosłaby, gdyby zmuszona była opowiadać im o nieudanym spotkaniu i o tym, jak się wygłupiła. (Bo nie miała wątpliwości, że to właśnie ona coś by zawaliła.) W pewnym momencie nawet chciała odwołać randkę, ale koniec końców wzięła się w garść i ruszyła do boju, na spotkanie z ukochanym. Przecież nie mogła zmarnować takie okazji, skoro Naruto zwrócił na nią swoją uwagę!
Jednak stojąc w umówionym miejscu na szkolnej murawie naprawdę chciała się rozpłakać. Pogoda była piękna, niebo przesłaniało kilka chmurek, a słońce wciąż starało się przygrzewać jak najmocniej. Typowe ładne jesienne popołudnie. Tyle że Naruto spóźniał się już trzynaście minut i Hinata zaczynała sądzić, że najnormalniej w świecie wystawił ją do wiatru. Wiedziała, że takie zagrania nie były w stylu chłopaka, ale nie mogła pozbyć się z głowy myśli, jakoby umówił się z nią z litości i teraz nie wiedział, jak powinien się z tego wykręcić.
Wtedy nagle usłyszała nawoływanie swojego imienia i nawet nie zdążyła się obrócić w stronę szybko zbliżającego głosu, kiedy chłopak złapał ją za rękę i pociągnął przed siebie. Mało brakowało, a potknęłaby się o własne nogi, ale Naruto pomógł złapać jej równowagę, wciąż nie zaprzestając biegu. Zupełnie nie wiedziała jak powinna się zachować, dlatego uparcie dotrzymywała Uzumakiemu kroku, mimo że kosztowało ją to wiele samozaparcia - lubiła sporty, jednakże nie mogła pochwalić się świetną kondycją, to Tenten od zawsze zaklepywała pierwsze miejsca w wyścigach, kiedy ona pozostawała na tyłach. Tym razem trzymała się wyjątkowo dobrze i nie przystanęła, póki jej dzisiejsza randka tego nie zainicjowała.
- Prze-praszam za spóźnienie, Hinata! - krzyknął zdyszany, stając naprzeciw dziewczyny, która ledwo trzymała się na nogach ze zmęczenia. Spazmatycznie łapała kolejne oddechy, z niepozornym uśmiechem obserwując rozpromienioną twarz Naruto.
- To nic - odparła na krótkim wydechu. - Ale czemu właściwie biegliśmy?
Naruto wzruszył ramionami z rozbawieniem.
- A tak jakoś. Nie wiedziałem jak zacząć rozmowę, to postanowiłem cię porwać. No i patrz, jak wysiliłem się na oryginalność! - dodał, rozpościerając ramiona.
- Jesteś niemożliwy.
- Nie jestem, ja bywam - zanegował z szelmowskim uśmiechem. - A teraz chodź, jeszcze kawałek drogi przed nami.
- A gdzie idziemy?
- Zobaczysz.
- To znowu niespodzianka?
- No pewnie! Bez niespodzianki nie ma zabawy.
Wraz z ostatnimi słowami, poprawił ramiączka plecaka i ruszył przed siebie. Hinata nie zareagowała od razu, dlatego musiał znowu ponaglić ją złapaniem za rękę. W gruncie rzeczy obojgu z nich podobał się ten obrót sprawy.
Dopiero teraz Hinata mogła oszacować miejsce wzrokiem. O ile pamięć jej nie myliła, byli w zachodniej części Konohy, czyli dokładnie drugim końcu miasta patrząc od jej domu. Już od dawna nie zapuszczała się w te tereny, głównie przez ojca, który nalegał, żeby zazwyczaj nie wybierała się dalej niż do centrum. Szli przez jakieś pole ulokowane u podnóży górki, na jakiej stały potężne, szare bloki. Już uschnięte, wysokie trawy uginały się pod ich krokami i przy obróceniu za siebie, Hinata mogła dostrzec dróżkę, którą utorowali. Nie miała pojęcia, gdzie ciągnął ją Uzumaki, jednak wiedziała, że może mu zaufać. To  w tych rejonach znajdował się Dom Dziecka, Naruto się tu wychował i znał wszystkie zakamarki osiedli jak własną kieszeń.
- Byłaś tu kiedyś? - spytał w pewnym momencie Naruto, zerkając na dziewczynę znad ramienia ze szczerym zainteresowaniem.
- Tak, w dzieciństwie. Razem Tenten i jej rodzicami przyszłam tu raz na festyn rodzinny. Nie wiem, gdzie to było dokładnie, ale pamiętam tamte bloki, więc pewnie gdzieś niedaleko.
- Taki na rozpoczęcie wakacji? - dociekał ożywiony. Hinata przytaknęła, nieco onieśmielona, lecz szczęśliwa. - Też na nie chodziłem z ciotkami. Nie wszystkie dzieci mogły, zawsze zabierały tylko małą grupkę, żeby ich przypilnować. Ale ja - Wypiął dumnie pierś. - byłem ukochanym ulubieńcem, więc nie ominąłem żadnego!
- Zazdroszczę, ja byłam tylko na tym jednym.
Naruto przystanął, odwracając się do dziewczyny w szczerym zdziwieniu.
- Jak to tylko raz? Przecież to zbrodnia dla dzieciństwa!
- No, jakoś tak wyszło. Mój ojciec zawsze był przeciwny takim miejskim imprezkom. - Zachichotała, przypominając sobie minę Hiyashiego z tego dnia, który wspominała z szerokim uśmiechem na ustach. - Pamiętam, jak wpadł w furię, kiedy dowiedział się, że poszłam na ten festyn z Tenten. Przez kilka miesięcy miałam zakaz chodzenia do niej się pobawić.
- Serio? Wiesz, nie obraź się, ale teraz wyobraziłem sobie twojego tatę jako okropnego człowieka - mówił, ruszając w dalszą drogę. Wzmocnił uścisk na ich splecionych dłoniach, co wywołało rumieńce na twarzy Hinaty. Dziękowała Bogu, że Naruto szedł do niej odwrócony plecami!
- Nie jest okropny, ale surowy. Miał swoje wymyślone zasady, których się trzymał i starał się wychować nas jak najlepiej.
- A twoja mama? Przecież mamy zawsze są fajne i kochane, ona was nie zabierała na festyny?
Wtedy poczuł, jak ręka dziewczyny sztywnieje na dłuższy moment, a następnie połączył to z przeciągającym się milczeniem i uznał, że coś musiało być nie tak. Hinata cały czas trzymała się o krok za nim, dlatego żeby dowiedzieć się, co było grane, ponownie został zmuszony do zerknięcia za siebie. A to co zobaczył sprawiło, że coś ukuło go w serduchu i poczuł wyrzuty sumienia. Wzrok dziewczyny był wyjątkowo przybity, przygryzała też wargę w zamyśleniu, jakby kontemplując nad odpowiedzią.
- Coś nie tak? - dopytywał zmartwiony. Naraz Hinata podniosła na niego wzrok, w którym próbowała zatuszować smutek i pocieszająco uniosła kąciki ust.
- To nic takiego, po prostu moja mama zmarła przy porodzie Hanabi.
Naruto zamiast wypowiedzieć współczującą formułkę, jedynie roześmiał się z lekkim zażenowaniem.
- Patrz, znam cię tyle lat, a tak naprawdę nic o tobie nie wiem - powiedział nieco smutnym głosem, co Hinata skwitowała krótkim wzruszeniem ramion. - Ale teraz to się zmieni. Mam zamiar zagadać cię na śmierć i wypytać o wszystko, co tylko przyjdzie mi do głowy!
Jak zapowiedział, tak też zrobił. Przez resztę drogi do tajemniczego miejsca między nimi nie nastała nawet chwilka ciszy.

- Przypomnij mi, dlaczego tu jesteśmy? - spytałam zniecierpliwiona Tenten.
Od dziesięciu minut leżałyśmy na szkolnym, betonowym boisku do koszykówki. Tenten bawiła się piłką, wyrzucając ją w górę i łapiąc tuż przed tym, jak miała uderzyć ją w twarz, ja natomiast, rozpłaszczona na wznak, obserwowałam beznamiętnie chmury i marzłam. Co jakiś czas, jako ktoś zupełnie nieproszony, do głowy wkradał mi się Shikamaru, a to wszystko przez wczorajsze wtrącenie Choujiego o chmurach. Oczywiście skrupulatnie wykopywałam Narę z myśli z każdym nachalnym razem, to jednak powodowało, że stopień mojej irytacji wzrastał. Do diaska, zgiń ty pompatyczny dupku, zniknij!
- Miałyśmy grać - odparła Tenny.
Klasnęłam w dłonie w powietrzu, po chwili znowu lokując je po obu stronach ciała na betonie.
- Brawo! To jeszcze przypomnij mi, dlaczego tego nie robimy?
Przyjaciółka westchnęła, rzucając w moją stronę obrażone spojrzenie.
- Bo ci się nie chce.
- Właśnie! Więc dlaczego nadal każesz mi tu być?
Ostatni raz wyrzuciła i złapała piłkę do kosza, następnie szybko podnosząc się do siadu tureckiego.
- Bo nie po to cię wyciągałam z domu, żebyś po pół godzinie sobie poszła! No zagraj ze mną. Nie rozumiem cię, przecież lubisz kosza.
Również usiadłam, podpierając się rękoma od tyłu.
- Bo lubię, ale jak jest minimum plus piętnaście stopni.
- Dziś jest plus dwanaście - zauważyła wściekle.
- No i dokładnie. Przy takiej temperaturze palce u rąk mi zamarzają przy grze, a ja tego nienawidzę. Mam swoje zasady, uszanuj je - dodałam zgryźliwie, uśmiechając przy tym sardonicznie i wyciągając ręce przed siebie, co miało oznaczać, aby podała mi piłkę. Nie obyło się bez zgryźliwej miny Tenny i wywrócenia oczami, ale w końcu rzuciła mi przedmiot.
Od razu zaczęłam niski kozioł tuż przy ciele, chociaż na wykonywanej czynności skupiłam się zaledwie połowicznie. Bardziej interesowała mnie twarz przyjaciółki i to, jak wyraźnie biła się ze swoimi myślami, zapewne zastanawiając, czy powinna posłuchać rozsądku czy ciekawości. W akcie współczucia postanowiłam ułatwić jej wybór.
- No pytaj w końcu, o co miałaś pytać i miejmy to za sobą - wymówiłam z przekąsem.
- Nie wiem o czym…
- Och, proszę cię! Przecież obie wiemy, że gdybyś naprawdę chciała pograć w kosza, to zadzwoniłabyś do Kiby, Lee albo Naruto. A najlepiej do wszystkich trzech na raz. Nie jestem głupia, wiem, że przyszłaś tu z misją.
Przez dłuższą chwilę przyglądała mi się z nieufnością, jakby badała grunt, po którym miała stąpać. Owszem, był cienki, ale wiedziałam, że ta dziewczyna nie bała się ryzyka. Nawet jeśli tym ryzykiem było jedynie moje wymiganie się lub nie od odpowiedzi. Przygryzła policzek od środka, by zaraz po tym nabrać w płuca solidną dawkę powietrza i zasypać mnie falą pytań.
- No bo wszystkich nas interesuje ta twoja znajomość z Shikamaru - wypaliła.
Bingo! Detektyw Temari no Sabaku rozwiązała swoją pierwszą sprawę!
- Wszystkich? - spytałam rozbawiona i szczerze powiedziawszy, zdziwiona.
- No wiesz, to furrora, że Shikamaru sam się kimś interesuje, zwłaszcza po tej sprawie z Ino. Z resztą ona też nieźle się nagimnastykowała, żeby go usidlić.
- Tyle że ja nawet nie próbuję go usidlić. Wszyscy wbiliście to sobie do głowy jak jeden mąż, a prawda zupełnie od tego odbiega.
- Czyli jaka jest prawda? - spytała z ciekawością dziecka. To wydawało się aż śmieszne, kiedy patrzyłam w jej roziskrzone ekscytacją oczy.
Z jednej strony miałam ochotę pacnąć ją w łeb, a z drugiej to uczucie, kiedy ktoś interesował się twoim życiem było naprawdę miłe. Właściwie tego typu sytuacje były dla mnie nowe, bo nigdy wcześniej nie miałam przyjaciółki, od zawsze bardziej trzymałam się z chłopakami i naprawdę nie byłam dobra w tych całych babskich pogaduchach.
Przestałam kozłować w miejscu, zmieniając zabawę na turlanie piłką w tę i we w tę w zasięgu ramion.
- Taka, że spotkaliśmy się w szpitalu w dzień tej przeklętej bójki i ja zobaczyła coś, czego Shikamaru życzyłby sobie, abym nie widziała. A potem on był świadkiem sytuacji, której wolałabym, żeby on nie widział. Stąd to nasze dziwne zainteresowanie sobą, oboje jesteśmy bardzo ciekawscy.
- Ciekawscy - mruknęła, przeciągając samogłoski i wysyłając w moją stronę jeden z chytrych uśmieszków. - Ale wiesz, że twoja wersja wcale nie wyklucza naszej?
Tym razem to ja wywróciłam lakonicznie oczami. Ta dziewczyna w swojej dociekłości i upartości była wręcz niemożliwa!
- Wyklucza.
- Nieprawda. Każde uczucie zaczyna się od ciekawości. To właśnie przez nią zadajemy te wszystkie pytania, dzięki którym poznajemy drugą osobę i się w niej zakochujemy. Bez niej ludzie mijaliby się bezustannie na ulicy i każdy byłby samotny.
Przestałam bawić się piłką tylko po to, żeby wstać z miejsca i zacząć nią kozłować już w pozycji stojącej. Słowa Tenten sprawiły, że zupełnie straciłam ochotę na dalszą babską rozmowę, to zdecydowanie nie była moja działka. Miłość? Rozprawianie o niej i innych uczuciach? To nie byłam ja. To wszystko zawsze stało w cieniu, gdzieś w tyle za rodziną i niezależnością.
Mocnym pasem podałam piłkę Tenny, gestem ręki nakazując wstanie.
- Zagrajmy, bo już nie mogę słuchać tych twoich durnych wywodów - rzuciłam, stając przed przyjaciółką w lekkim rozkroku i podpierając się pod boki.
Tenten bez zastanowienia wstała i chociaż wciąż spoglądała na mnie podejrzliwym wzrokiem, to wiedziałam, że chęć zagrania wygra z jej wewnętrzną przecherą. Już po chwili była gotowa do ataku.
- Prędzej czy później i tak przyznasz rację moim słowom, zobaczysz.
- Szczerze wątpię. Nie jestem stworzona do miłości, Tenten.
- Każdy jest - odparła niezwykle promiennie, patrząc mi prosto w oczy. Wydawało mi się, że nawet przez chwilę zaczęłam jej wierzyć…
Rozpoczęłyśmy grę. Słońce świeciło mi w plecy, pot pływał po czole, ręce marzły i kostniały, a z głowy wcale nie wywietrzały słowa Tenten.

Hinata oniemiała z zachwytu. I strachu.
- My… my mamy tam wejść? - spytała struchlała.
- Dokładnie.
Przed nimi znajdowały się ruiny starej wieży widokowej z czerwonej cegły. Chociaż ruiny to za mocne określenie, w prawdzie budynek wciąż był utrzymywany w jednym kawałku, jedynie schody w środku lekko się sypały i drewniane drzwi frontowe uległy spróchnieniu oraz wypadały z zawiasów. Całość prezentowała się imponująco, zwłaszcza, że budowla górowała na całkowitym pustkowiu, z dala od szarych bloków i zgiełku miasta. Problemem wydawał się być tylko otaczający go druciany płot bez furtki.
- A jak pokonamy… to? - dopytywała dziewczyna, wskazując niepewnie palcem na siatkowaną przeszkodę.
- Normalnie, wespniemy się i przeskoczymy - odparł Naruto, jakby jego plan był oczywistością.
Hinata natomiast dostała małego ataku paniki. Skuliła się w sobie, poczynając robić młynki palcami. Gorączkowo myślała, co powinna postąpić, w końcu nigdy wcześniej nie przechodziła przez płot, ona nie nadawała się do takich rzeczy!
- N-Nartuo, ja nie s-sądzę… nie sądzę, żebym dała radę - wydukała.
- Co? - spytał głupio, nie do końca wiedząc, co dziewczyna miała na myśli.
- Ten płot. Przeskoczyć. Nie dam rady. Ja, ja nigdy tego nie robiłam. Nie potrafię.
Wtedy zrozumiał i pacnął się w głowę za swoją głupotę. Cholera, całkowicie nie pomyślał o takiej ewentualności! Do tej pory przychodził tu sam, albo z Sakurą, a jego przyjaciółka nigdy nie miała problemu z pokonaniem przeszkody.
- Kurczę, przepraszam Hinata, nie pomyślałem, ja przepraszam, ja, ja, ja… - Zamyślił się. - A może chociaż spróbujesz? Na pewno ci się uda, a ja ci pomogę. Kurcze, zobaczysz, uda się!
Dla poparcia swoich (błahych) argumentów uśmiechnął się najpiękniej, jak tylko potrafił. Miał zamiar przebłagać Hinatę do chociażby jednej próby, a jeśli jej się nie uda, postanowił, że zaniesie ją na drugą stronę chociażby i na swoich własnych plecach. W końcu bez tego cały jego plan legnie w gruzach!
Natomiast dziewczyna wciąż nie była przekonana. Co prawda uśmiech Naruto rozczulał ją na tyle, że była gotowa zrobić niemal wszystko, ale strach nadal wiązał jej gardło. To dlatego jedynie przytaknęła na słowa chłopaka, w oczach mając jeden wielki znak zapytania, który w założeniu powinien wysyłać do Uzumakiego niewerbalny znak “To co teraz?”.
Na szczęście Naruto zrozumiał nieme pytanie.
- Rób, co mówię - zaczął. Stając tuż pod płotem, przykucnął nieco i złączył razem dłonie, tworząc z nich prowizoryczny schodek. - Połóż tu lewą nogę, złap siatkę u samej góry, ale tak, żebyś nie nadziała się na ostre końce, i się podciągnij. Drugą nogę wciśnij w jedną kratkę płotu jak najwyżej możesz. Pomogę ci się wybić i przez chwilę będziesz musiała utrzymać równowagę na prawej nodze, a lewą przerzucić na drugą stronę siatki. Wspomóż się rękami, to jest bardzo ważne, a potem powoli przełóż prawą nogę i zeskocz. Zrozumiałaś, dasz radę?
Hinata nie była pewna, czy da radę, ale i tak przytaknęła i podeszła do wykonywania poleceń. Pierwsza i druga część były proste, kłopot przyszedł przy trzeciej, bo utrzymanie się na siatce na marnej kratce w balerinach było trudnym i bolesnym zadaniem. Mimo wszystko udało jej się przerzucić lewą nogę na drugą stronę. I wtedy zaczął się koszmar.
- Naruto! Naruto, ja zaraz spadnę, spadnę zaraz! Co mam zrobić, matko, co mam robić? - jęczała piskliwie, walcząc z grawitacją o równowagę. Palce u stóp, które zmuszone były utrzymać tak duży ciężar, bolały ją niezmiernie, tak samo jak mięśnie rąk, które trzęsły się równie mocno co cały płot z ciałem dziewczyny na szczycie.
- Spokojnie, dasz radę, mówię ci to! Bardzo dobrze ci idzie, teraz tylko musisz przerzucić nogę i przeskoczyć. Spokojnie.
- Kiedy ja nie mogę przerzucić. Jak się ruszę, to spadnę!
- Nie spadniesz, zaufaj mi!
- Spadnę!
- A wolisz spaść, czy usiąść tyłkiem na ostrych końcach drutu?
- Spaść! - pisnęła, przerażona wizją bólu wbijanych kolców i porwanych na pośladkach leginsów. Nie mówiąc już o kroku.
- To przerzucaj i skacz!
Jak rozkazał, tak zrobiła. Pech chciał, że w stresie wykonała ruchy zbyt szybko i zamiast wykonać kontrolowany skok, wykonała niekontrolowany spadek w dół, co zakończyło się bolesnym potłuczeniem tyłka. W tym czasie Naruto pokonał płot ze zwinnością i szybkością zawodowca, przykucając następnie przy dziewczynie. Był naprawdę spanikowany!
- Hinata! Nic ci nie jest, żyjesz? - spytał poddenerwowany. To wszystko miało wyglądać zupełnie inaczej.
Wtedy też Hinata zaczęła się śmiać i całe powietrze i stres zeszły z chłopaka; również zachichotał. Spojrzała na Naruto roziskrzonym spojrzeniem.
- Chyba złapałam zająca. Albo nawet dwa - zażartowała, powoli próbując podnieść się z miejsca. Naruto zareagował w trymigach, stając na baczność i pomagając w czynności dziewczynie.
- Ale wiesz, że jeszcze czeka nas droga powrotna?
Mina Hinaty zrzędła na moment, by potem rozjaśnieć niewinnym uśmiechem.
- W takim razie złapię jeszcze kilka zajączków.
Ruszyli do środka wieży. Uzumaki z niemałym kłopotem otworzył wypadające z zawiasów drzwi, przepuszczając koleżankę przed sobą. We wnętrzu było nawet magiczniej niż od zewnątrz. Potężne ściany zachwycały swoimi gabarytami, a gdy człowiek spojrzał w górę, wchodząc po schodach, kręciło mu się w głowie od wysokości. Powoli wspięli się na sam szczyt, a w czasie drogi Naruto instruował Hinatę, na które stopnie powinna uważać ze względu na ich słaby stan.
Natomiast to, co dziewczyna zobaczyła na dachu wieży, przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Przed nimi rozciągała się przepiękna panorama Konohy, w którą stronę się nie obróciła, mogła dostrzec zminiaturowany, ale znajomy budynek. Bardziej na zachód dostrzegła w oddali Dom Dziecka i te wszystkie szare bloki, jakie mijali. Na północy majaczyło konoszańskie więzienie i wiedziała, że gdyby przyjrzała się dokładniej, zapewne znalazłaby też dom Sakury. Na południu od razu znalazła szkolną placówkę i murawę, gdzie jeszcze niedawno czekała na swoją randkę cała w nerwach.
- Widzisz tam? - powiedział nagle Naruto, wskazując ręką tereny na wschód. Ta część Konohy była najbardziej odległa od wieży, dlatego też rozpoznanie znajdujących się tam budynków było trudnym zadaniem.
- Ale co? - spytała, stając tuż obok chłopaka i wytężając wzrok. Nie miała pojęcia, na co mógł wskazywać.
- No twój dom. Tam daleko, na wprost nas, ogromny i z szarym dachem. No nie mów, że nie rozpoznajesz własnej chałupy!
- Rozpoznaję, po prostu nie mam punktu zaczepienia! - pisnęła nieco obrażona, co Naruto skwitował  rozbawieniem. Stając za dziewczyną, chwycił jej prawą rękę i naprowadził na punkt, który obserwował.
- Patrz, tam masz zielony dach fabryki, widzisz? - Przytaknęła, a w gardle jej wyschło od bliskości ukochanego, który notabene, przekierował jej rękę nieco w lewo. - No to tu jest twój dom.
Dostrzegła! I naraz jej twarz rozjaśnił dziecinny uśmiech.
- To niesamowite, że go znalazłeś! - mówiła entuzjastycznie, przekręcając głowę mocno w lewo, żeby móc spojrzeć na chłopaka. Niespodziewanie łącząca ich bliskość przestała być problemem, a nawet przerodziła się w czystą przyjemność. Hinata przysięgała w myślach, że mogłaby w tych ramionach spędzić wieczność.
- Swojego czasu przychodziłem tu bardzo często i z nudów wypatrywałem różnych budynków. A jak już jakiś znalazłem, to potem chodziłem po mieście w poszukiwaniu innych celów, zapamiętywałem ich wygląd, a szczególnie kształt i kolor dachu, no i otoczenie, i przy następnym razie ich szukałem. Raz nawet chciałem narysować sobie mapkę, ale tak koszmarnie wyszło, że nawet sam się potem nie mogłem w tym połapać. Artysta to ze mnie żaden!
- Za to obserwator świetny. Pięknie tu.
- No wiem. Chodź - powiedział miękkim głosem, odchodząc.
Hinata, czując pustkę za sobą, odwróciła się i również podążyła za chłopakiem. Wcześniej tego nie zauważyła, zbyt pochłonięta atrakcyjnością widoku z wieży, ale Naruto przygotował dla niej jeszcze jedną niespodziankę: rozłożył na podłodze duży koc, na którym właśnie usiadł po turecku, oraz “zastawił go” butelką wina i pudełkiem Merci. Hyuuga oniemiała z wrażenia, bo mimo iż wiedziała, że słodkości dostał od cioć z bidula na odchodne, a wino należało do tych z najniższej półki w supermarkecie, to doceniała gest. Wiedziała przecież, że Uzumakiego nie było stać na coś lepszego, w końcu jego jedynym źródłem utrzymania była zapomoga z Domu Dziecka.
- Ja wiem, że to nic specjalnego, ale w końcu obiecałem ci piknik, więc ta-dam! Witam na podniebnym pikniku!
- Nic specjalnego? - spytała, przykucając na kocu, a następnie siadając na stopach. - Żartujesz? To najcudowniejszy piknik na jakim w życiu byłam.
- Serio? - zareagował z nadzieją, drapiąc się w tył głowy z lekkim zażenowaniem. - No bo w końcu się spóźniłem i taki kawał kazałem ci iść, no i jeszcze na koniec ten płot. Myślałem, że wyszła z tego wszystkiego całkowita klapa.
- Nie wyszła - zapewniła z uśmiechem.
Naruto pokiwał zadowolony głową, zamyślając się na dłuższą chwilę. Jednocześnie cały czas spoglądał Hinacie w oczy, co ją peszyło i sprawiło, że różane rumieńce zakwitły na jej twarzy. Wtedy chłopak wyciągnął w jej stronę rękę, na co odruchowo zareagowała odsunięciem.
- Przepraszam, mogę coś zrobić? - spytał z psotnym uśmieszkiem, zamiast zrezygnować.
Hyuuga przytaknęłam, a zaraz potem coś ją sparaliżowało. A była to myśl, jakoby jej ukochany miał zamiar ją pocałować! Gorączkowo myślała nad tym, czy jest już na to gotowa, jednocześnie wiedząc, że i tak nie może już niczemu zapobiec.
I wtedy Naruto to zrobił - roztrzepał jej grzywkę dłonią, śmiejąc się przy tym jak dziecko, które właśnie odkryło, że chodzenie to fajna sprawa.
- Od dawna chciałem to zrobić!
W dobrych humorach otworzyli wino i wypili je z plastikowych kubeczków. Uzumaki rzeczywiście obrał sobie za punkt honoru zagadanie Hinaty na śmierć i dowiedzenie się o niej wszystkiego. Nie pocałowali się, ale mimo tego dziewczyna nigdy nie spędziła cudowniejszego dnia, niż wtedy.


1 października, wtorek
Było pięć po siódmej rano, kiedy z Gaarą doznaliśmy szoku jedząc śniadanie.
- Uszczypnij mnie, bo chyba jeszcze śpię - powiedziałam do młodszego braciszka, w momencie gddy do kuchni rześkim krokiem wmaszerował Kankuro.
- Czołem, rodzinko! Co jemy? - krzyknął ten dureń, moszcząc się na krześle obok Gaary. - Kanapeczki! - dodał, porywając jeden przysmak ze wspólnego talerza.
- Co ty tu robisz? - drążyłam temat.
- Mieszkam. I jem, nie widać? - zakpił, zanim wgryzł się z kanapkę.
- Ale jest siódma rano, dlaczego nie śpisz?
- Zgadza się, kochana siostro, jest siódma rano. A nie śpię, ponieważ, gdybyś zapomniała, dziś idę pierwszy raz na uczelnię.
Ach, no tak. Na śmierć zapomniałam, że ten pajac postanowił jednak iść na studia wyższe. Jakimś cudem dostał się nawet na ASP Konohy na rzeźbiarstwo, czy jakoś tak.  
- Okej - odparłam, upijając łyk kawy. - A czemu tak dziwnie mówisz?
W końcu słowa typu “ponieważ” oraz zwrot “kochana siostro” zdecydowanie nie należały do jego standardowego słownika.
- Gdyż jestem poważnym studentem, a studenty tak się wyrażają.
Prawie nie zakrztusiłam się przełykaną kawą, kiedy niekontrolowany śmiech wyrwał mi się z gardła. Gaara również nie wytrzymał presji i mi zawtórował.
- Dobrze, poważny studencie, a nie uważasz, że bluza z malunkiem hobbita na przedzie jest dla ciebie za dziecinna? - zakpiłam, wskazując ręką na jego dzisiejszy ubiór. Frodo doprawdy ładnie prezentował się na klatce piersiowej Kankuro.
- Oczywiście, że nie! Frodo to poważny i zasłużony hobbit, nie kpij z niego - zrugał mnie. Ze śmiechem skapitulowałam.
- Stresujesz się? - spytał, tym razem dla odmiany, Gaara.
- Żartujesz? Jestem podekscytowany. W końcu poznam jakiś ludzi w moim wieku i nie będę musiał wszędzie z wami chodzić - odparł i zaśmiał się złośliwie.
I chwała mu za to! Tenten z pewnością odetchnie z ulgą, gdy już nie będzie musiała znosić jego durnych podrywów.

Lekcja WOK’u wyjątkowo mi się dłużyła. Z Shikamaru przywitałam się jedynie skinieniem głowy, co uznałam za jakiś zły omen. Sądziłam, że po imprezie Naruto, Nara będzie miał do mnie jeszcze jakieś pytania. Ba! Byłam o tym wręcz przekonana. On jednak przez całe dwadzieścia pięć minut lekcji, jakie już minęło, spoglądał tylko przez okno i zupełnie nie zwracał na mnie uwagi. Ja natomiast, dla zabicia czasu bazgrałam na marginesie zeszytu różne szlaczki, co jakiś czas spisując nieliczne notatki z tablicy. Bynajmniej temat filmów autorskich mnie nie interesował.
Dziesięć minut przed końcem lekcji poczułam, jak Shikamaru dźga mnie nasadą długopisu w ramię. Niechętnie odwróciłam głowę w jego stronę, mierząc się ze znudzonym spojrzeniem czarnych tęczówek. Szlag by to! Dlaczego wtedy coś załaskotało mnie w żołądku?
Uniosłam brwi w pytającym geście, na co Nara wskazał długopisem na blat ławki, na którym czekał na mnie jego zeszyt, z zapisanym na górze strony pytaniem.
Śpieszysz się gdzieś po zajęciach?
Czyli jednak nasza mała zeszytowa gierka wciąż była aktualna. Z satysfakcją mocniej ścisnęłam w dłoni długopis, nakreślając odpowiedź.
Potrzebowałeś ponad połowy lekcji, żeby odważyć się zadać to pytanie?
Twarz Nary wykrzywił grymas, kiedy przeczytał moje bazgroły. Zanim odpisał, wysłał w moją stronę zdegustowane spojrzenie, mające chyba oznaczać, że uważał zadane pytanie za dziecinne. Skwitowałam to złośliwym uśmiechem, z pewnością nie zgadzając się z teorią Płaczka.
Przesunął notatnik w moją stronę.
Nie. Wahałem się pierwszą minutę, potem tylko obserwowałem chmury i czekałem na właściwą godzinę. Odpowiedz.
Rozbawił mnie. “Właściwa godzina”? Czy my aby byliśmy w jakimś filmie akcji?
Odpowiedź: To zależy. A teraz zdefiniuj “właściwą godzinę”. To brzmi prawie jak wyrok śmierci.
Ha! Tym razem ja rozbawiłam jego. Nie zdołał ukryć uniesienia kącików ust, chociaż najwidoczniej się starał, bo nawet przyłożył do ust pięść, udając, że musiał odkaszlnąć.
Właściwa godzina - godzina dokładna co do minuty, odpowiednia na rozpoczęcie rozmowy tak, żeby uwinąć się z tematem do końca lekcji. Grałaś kiedyś w shogi?
Zaczęłam szperać w zagraconej szafie myśli w mojej głowie słowa “shogi”. Wiedziałam, że już kiedyś je słyszałam, dzwon w kościele bił, chociaż nie miałam pojęcia, w którym. Przygryzłam nasadę długopisu i wtedy mnie olśniło. To Kakuro kiedyś wspominał mi o tej grze. Była czymś na podobieństwo szachów, albo warcabów… nie byłam pewna, którego dokładnie.
Nie.
Więc dziś będzie twój pierwszy raz.
Hola! Z jakiej racji zakładał, że zgodziłam się na wyjście z nim gdziekolwiek? Z irytacją odpisałam.
Nie potwierdziłam, że mam wolne popołudnie.
Jednakże moje oburzenie nic tu nie dało. Shikamaru, przeczytawszy ostatnią odpowiedź, nachylił się ku mnie ze słowami:
- Zainteresowałaś się tematem, a to wystarczające zapewnienie.
Poczułam ciepło jego oddechu na policzku, co znowu zaowocowało tym dziwnym łaskotaniem w brzuchu. Cholera, moje ciało chyba zmieniło front na bitwie, którą toczyłam z Narą.
- Shogi, co? - mruknęłam, zaintrygowana.
Pokiwał głową z enigmatycznym uśmiechem na ustach i dumą. Wyraźnie był z siebie zadowolony, pytanie tylko, czy z tego iż udało mu się mnie przechytrzyć, czy z możliwości zgrania w tę grę?
Wtedy zabrzmiał szkolny dzwonek i wszyscy uczniowie jak jeden mąż powstali z ławek.
Nie do końca uśmiechało mi się spędzenie popołudnia w towarzystwie Shikamaru, ale jak to się mówi: The show must go on!
- Prowadź - zarządziłam.

Jeden krok, drugi krok, trzeci krok, czwarty krok, piąty krok, szósty krok, siódmy krok, ósmy… - liczyłam w myślach. Zazwyczaj jednak dochodziłam tylko do dwudziestu, w porywach do trzydziestu, kiedy traciłam rachubę i musiałam rozpoczynać od zera. Chwilowo skończyłam dziewiąte odliczanie, w ciągu których przeszliśmy już z piątą dzielnicę Konohy w całkowitej ciszy. To właśnie ona mnie dekoncentrowała, jak i wciąż rosnąca irytacja na Płaczka.
W pewnym momencie nie wytrzymałam.
- Jako facet powinieneś podtrzymywać między nami rozmowę, wiesz o tym?
Zerknął na mnie kątem oka, jakby spodziewając się padniętego pytania. Niezmiennie parł przed siebie, z plecakiem obsuniętym nisko na ramiączkach i z rękoma zanurzonymi w kieszeniach spodni. Rozpięta, ciemno brązowa kurtka co chwila była targana przez lekki, chłodny wiatr.
- Nie jesteśmy na randce, żebym musiał się starać - dogryzł z szelmowskim uśmiechem.
Przeklęty.
- A to ciekawe, czyli czasami rzeczywiście zachowujesz się jak facet.
- Uwierzysz? - podtrzymał ironię. - A już odchodząc od żartów, to po prostu uważam neutralne rozmowy na byle jaki temat za bezsensowne. Sztuczne podtrzymywanie tematu jest upierdliwe.
- Może tak, ale milczenie też - zauważyłam. Pocierając o siebie ręce, przyłożyłam je do ust i chuchnęłam, by chociaż na chwilę rozgrzać je gorącym oddechem. Shikamaru, przyjrzawszy się moim poczynaniom, zaśmiał się pod nosem. - No co? Nie wzięłam rękawiczek - zrugałam go.
Pokręcił głową, jakby chcąc dać mi tym do zrozumienia, że nie do końca zrozumiałam intencje jego gestu.
- Nic, po prostu... - zamyślił się.
- Po prostu? - Nienawidziłam, kiedy ktoś zaczynał i nie kończył myśli.
- Kiba kiedyś mi powiedział, że kobiety z zimnymi dłońmi mają zimne serce.
- I co w tym takiego śmiesznego? - dopytałam, nie rozumiejąc męskiej logiki. A podobno to kobiety były skomplikowane, ha! Bzdura!
Spojrzał na mnie, potem przed siebie, aż w końcu wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Zirytowana brakiem odpowiedzi, pod wpływem impulsu zabrałam mu pudełko, mierząc ostrym wzrokiem. Raz spróbował je odebrać, ale z refleksem odskoczyłam krok w tył i schowałam zdobycz za plecami.
- Naprawdę jesteś upierdliwa.
Mogę być nawet diabelnie upierdliwa - pomyślałam - ale dowiem się, co jest zabawnego w zimnych dłoniach.
- Odpowiedz - zażądałam, uśmiechając zwycięsko.
- Bo skoro kobieta ma zimne serce, to musi być gorąca w łóżku - odparł nieco zażenowany, masując prawą ręką kark. Lewą wyciągnął w moją stronę, chcąc zapewne, abym grzecznie oddała skradzioną paczkę papierosów. Jeszcze czego! Za to co powiedział należało mu się porządne manto, a nie nagroda.
Palant! - krzyknęłam, ale tylko w myślach, z ekspresją wariata rzucając pudełkiem w tors Shikamaru. Włożyłam w ten gest tyle siły, ile tylko byłam w stanie, chociaż miałam świadomość, że prawdopodobnie i tak zderzenie nie bolało Nary bardziej, niż uderzenie piąstką małego dziecka. Z satysfakcją natomiast obserwowałam, jak z ledwością udało mu się złapać skarb dopiero tuż nad ziemią.
- Hej, przecież ja tylko zacytowałem Kibę, więc czemu atakujesz mnie?
Bo jesteś pod ręką i jesteś pompatycznym dupkiem.
- Nie atakuję - broniłam się, zakładając ręce na piersi - tylko oddaję co zabrałam.
- I wcale nie rzuciłaś we mnie ze złością.
- Oczywiście, że rzuciłam w ciebie ze złością! - krzyknęłam, uderzając Shikamaru z pięści w ramię. - Jako przedstawicielka kobiet, musiałam wziąć odwet na przedstawicielu mężczyzn za to szowinistyczne stwierdzenie.
Z urazą w oczach rozmasował obolałe miejsce. Z ociąganiem wyciągnął z paczki papierosa, drugą ręką przeszukując kieszenie kurtki w poszukiwaniu zapalniczki. W pewien sposób śmieszyło mnie, że za każdym razem, gdy chciał zapalić, zapominał gdzie schował ogień i cały rytuał poszukiwawczy się odtwarzał.
Zapalił, a w moją stronę poleciała chmura dymu. Natychmiast przesunęłam się w odpowiednią stronę, żeby uniknąć ponownego zetknięcia ze smrodem.
- A tak szczerze, to myślałam, że jesteś mądrzejszy od reszty - zagaiłam.
- Nikt nie powiedział, że zgadzam się z tymi słowami. Kazałaś mi powiedzieć, z czego się śmiałem, to powiedziałem - mówił, ruszając z miejsca i kiwając na mnie, abym ruszyła za nim. Tak też zrobiłam i zrównując kroku, dodałam:
- No właśnie, śmiałeś się z nich - zauważyłam, poprawiając pasek torby na ramieniu. Z każdym krokiem ciążyła mi coraz bardziej, jednak nie zamierzałam się skarżyć. - Już samo to stawia cię w złym świetle, więc nie zgrywaj obrońcy uciśnionych kobiet.
Jak na złość, moje wyrzuty skwitował zaledwie niedbałym wzruszeniem ramion. Prychnęłam pod nosem, chwilowo dając spokój z tematem i pozwalając swojej feministycznej odsłonie odsapnąć.
- Dokąd właściwie idziemy? - spytałam po kilku krokach.
- Do mnie.
- Że do domu? - rzuciłam lekko, traktując odpowiedź Płaczka za wyśmienity żart. On jednak przytaknął, a wtedy coś zmroziło mnie od stóp po czubek głowy i przystanęłam, całkowicie oszołomiona. - Żartujesz sobie - wypowiedziałam głucho.
Shikamaru również się zatrzymał, jedną rękę lokując w kieszeni spodni, w drugiej natomiast dzierżąc swojego nieodłącznego przyjaciela - papierosa. Podczas gdy mi oczy wychodziły z oczodołów z przestrachu, on wydawał się odprężony i  - o zgrozo! - rozbawiony. Perfidnie nabijał się pod nosem z mojego chwilowego otępienia, w spokoju dopalając kumpla.
- Ty się boisz - zauważył chytrze. Po raz kolejny na zbyt długą sekundę zapatrzyłam się na ruch jego warg, kiedy zaciągał się papierosem i wydmuchiwał śmierdzący dym z ust.
Napuszyłam powieki, a potem wypuściłam powietrze ze świstem. Byłam cholernie wkurzona i to nie tyle nawet na Narę, co na siebie. Jak w ogóle mogłam nie pomyśleć o takiej ewentualności? Przecież to oczywiste, że nie zabrałby mnie na partyjkę shogi do salonu gier komputerowych! Właściwie to nawet nie miałam pewności, czy taki ośrodek się tu znajdował. Do diaska, tak się wkopać!
- Człowieku, zaprosiłeś mnie do swojego domu! - uniosłam się, by ponownie dać ujście frustracji i raz jeszcze uderzyłam go w ramię. Wtedy wpadłam na idealny pomysł odgryzienia za szkodę: - A niby to nie jest randka, co?
- Bo nie jest. Na randce robiłbym z dziewczyną inne rzeczy, niż granie w shogi. - Zamyślił się i uśmiechnął cwaniacko, pewnym siebie wzrokiem spoglądając na mnie. - Ale bać i tak się możesz. Prawdopodobnie poznasz moją matkę, a ona z charakteru jest gorsza od ciebie.
- W takim razie ja zawracam - uprzedziłam i szybko obróciłam się na pięcie. Plan ucieczki mimo wszystko się nie powiódł, a to za sprawką silnej ręki Nary, która schwyciła mnie za nadgarstek z refleksem, jakiego nie spodziewałam się po leniu i palaczu.
- Mowy nie ma, już za późno na ucieczkę - zastrzegł, przydeptując butem chwilę temu wyrzuconego peta.
- Wrobiłeś mnie - syknęłam.
- Inaczej byś się nie zgodziła.
- Puszczaj. - Szarpnęłam ręką, ale bez skutku. Uścisk Shikamaru był zbyt mocny, a wzrok widocznie zirytowany.
- Nie, gonienie cię byłoby zbyt upierdliwe.
Skapitulowałam, tak po prostu. Nie wiedziałam, czy sprawiła to srogość, jaką dostrzegłam w czarnych tęczówkach, czy może moja wewnętrzna ciekawość, ale poddałam się fali i ciągnięta za nadgarstek, ruszyłam za Płaczkiem.
Kolejną przecznicę przeszliśmy w ciszy, a ja spędziłam ten czas na rozmyślaniu i wyklinaniu Nary. Z drugiej strony intrygowało mnie, co miała w sobie ta cała gra, że użył podstępu do zagonienia mnie w kozi róg. Gdybym tylko wiedziała, na co się pisałam, z pewnością już w klasie kategorycznie odmówiłabym spotkania. W pewnym momencie myśli wyszły mi na nieproszony teren, wkraczając w temat “Co Płaczek robi z dziewczyną na randce?”, a propozycje jakie podsuwał mi mózg były lekko mówiąc, onieśmielające.
Rozum kobiety był fatalnym urządzeniem. Zawsze myślał, przeważnie za dużo i nie o tym, o czym powinien. Dziadostwo.
Doszliśmy do przejścia dla pieszych gdzieś w centrum miasta. Czerwone światło dało nam bana na przechodzenie, co wykorzystałam na rozejrzenie po okolicy. Gwar uliczny był tu wysoki, a samochody jeździły jeden za drugim, ludzie też przemierzali chodniki w pośpiechu. Wokół znajdowały się same wieżowce i biurowce, wiedziałam, że gdzieś niedaleko znajdywał się również budynek firmy mojego ojca. My staliśmy niemal frontalnie do hotelu “Grand Marina”, czyli… Do diaska! To w nim właśnie pracowała kobieta ojca.
- Cholera - syknęłam, dostrzegając tatę ze swoją przyjaciółką stojących przy srebrnym Mitsubishi L200. Ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę w tym momencie, to rozmowa z rodzicielem.
Shikamaru musiał powędrować za moim wzrokiem, bo gdy tylko zerknęłam na niego kątem oka, zobaczyłam jak mrużył gniewnie powieki. Nie miałam wątpliwości, że właśnie przed oczyma przelatywał mu widok mnie, upadającej w deszczu przed domem po szarpaninie z ojcem.
- Możemy iść inną drogą - zaproponował szarmancko.
Już miałam przystać na propozycję, kiedy dwie obserwowane przez nas postacie weszły do środka budynku. I wtedy Diabeł zesłał na mnie olśnienie.
- Mam lepszy pomysł - odparłam z szatańskim uśmieszkiem na ustach. - Masz przy sobie scyzoryk?
- Nie - skłamał. Nie wiedziałam skąd, ale byłam pewna, że skłamał. - Po co ci on?
Mierzył mnie uważnym spojrzeniem, z pewnością już czując, że święciło się coś grzesznego i niebezpiecznego. Co prawda wcześniej nie zdążył jeszcze poznać mojej niegrzecznej wersji, która ujawniała się zazwyczaj przy niespodziewanych akcjach z Kankuro, ale bez wątpliwości dostrzegł moje świecące się z ekscytacji tęczówki.
- I tak wiem, że masz - powiedziałam, pewna swego. - A przynajmniej powinieneś mieć, jeśli chcesz nazywać siebie mężczyzną.
- Dlaczego?
- Bo każdy prawdziwy facet zawsze ma przy sobie scyzoryk. - Z wyzwaniem spojrzałam mu w oczy, wyciągając dłoń po żądany przedmiot. - Dawaj.
Jeszcze przez moment się wahał, zanim ściągnął plecak i zaczął w nim szperać. W końcu z jakiejś małej, wewnętrznej kieszonki wyciągnął interesujące mnie cacko - czerwony scyzoryk. Wystawił go przede mną, ale kiedy tylko sięgnęłam by zabrać narzędzie, cofnął rękę.
- Trafimy za to do więzienia?
- Córki nie pozwie.
Zwinnym ruchem skradłam scyzoryk, tak jak wcześniej paczkę papierosów.
- A kolegę córki?
- Wybronię cię Płaczku, nie martw się - odparłam z przekąsem, łapiąc za skrawek jego kurtki na łokciu i ciągnąc za sobą. - Chodź.
I ruszyliśmy do ataku. Światła dla pieszych zbawiennie zmieniły barwę na zieloną i przebiegliśmy na drugą stronę. Upewniwszy się, że przechodnie nie zwracają na nas uwagi, wcisnęliśmy się między samochód ojca a czerwony Suv Forda i przykucnęliśmy. Na szczęście Mitsubishi znajdowało się trochę na prawo od wejścia do hotelu, dzięki czemu hotelowy boy stał do nas tyłem i nie mógł nic dostrzec. Słowem, chyba szczęście się nas trzymało.
Z zadowoleniem i wielkim uśmiechem ekscytacji odchylałam kolejne odnogi scyzoryka, szukając tej właściwiej. W końcu wysunęłam i upragniony nóż. Andrenalina działała jak akumulator, który doładowywał napalenie do akcji i już miałam wbić ostrze w oponę samochodu, kiedy powstrzymała mnie silna ręka Shikamaru.
- Pogięło cię? - zrugał mnie jak małe dziecko, którym zdecydowanie już nie byłam.
- Wyluzuj, to tylko opona. Chcę mu dogryźć - odparłam, wyszarpując rękę z uścisku. Zdecydowanie za często mnie nim więził.
Nara więcej nie zgrywał Smerfa Ważniaka i pozwolił mi działać. Jednym, mocnym ruchem z zamachnięciem uwięziłam nóż w czarnej gumie. To była jednak najprostsza część zadania, problem pojawił się przy pierwszej próbie wyciągnięcia ostrza z opony - ani drgnęło! Zapierałam się nogami z całych sił, ciągnąc narzędzie w górę, lecz jedyny efekt jaki otrzymałam, było ześlizgiwanie się moich dłoni z rękojeści. Przeklęłam cicho pod nosem i wybuchłam cichym, niekontrolowanym, głupkowatym śmiechem. Uklękłam, podpierając się o swoją uwięzioną broń i dalej chichocząc; najnormalniej w świecie dostałam głupawki i to w najmniej odpowiednim momencie, przy najmniej odpowiedniej osobie.
- To nie jest śmieszne, jak zaraz nas ktoś przyłapie, to będziemy mieć przechlapane - wymądrzył się Ważniak. Swoją drogą, chyba właśnie wymyśliłam dla Płaczka nową ksywkę!
- Jest śmieszne - odparłam, wciąż się śmiejąc.
- Raczej tragiczne.
- Trochę jest, przyznaj - dalej się droczyłam. Shikamaru tymczasem spojrzał na mnie z istnym politowaniem i zestresowaniem. Chyba rzeczywiście miał pietra przed złapaniem!
Nie odpowiedział, tylko odepchnął mnie delikatnie w bok, odklejając zarazem moje dłonie od scyzoryka. Prawie upadłabym na tyłek, ale z refleksem podparłam się rękoma od tyłu, dalej rechocząc, kiedy Nara szamotał się z naszym prowizorycznym Excaliburem umoszczonym w gumie, miast skale. Postanowiłam mu pomóc, dlatego ułożyłam dłonie na jego dłoniach i stykając się z nim ramieniem, ciągnęłam w równym tempie. Ta bliskość z początku mnie ograniczała, ale też wspomogła zahamowanie śmiechu, a to zaowocowało przypływem siły i determinacji. W końcu nóż się poddał, a my odlecieliśmy w tył na czerwonego Suva przy akompaniamencie spuszczanego z opony powietrza.
- Hej, wy! Czego tu, dzieciaki!? - krzyknął ktoś nagle.
Zobaczyłam, jak jakiś gruby, niski facet w garniturze - kto wie, może właściciel Forda? - zmierzał w naszą stronę i natychmiast zareagowałam. Złapałam Ważniaczka za dłoń, w pośpiechu niedbale splatając ze sobą nasze palce, i pociągnęłam za sobą w ucieczce. Biegliśmy w prawo od hotelu, słysząc za sobą wrzaski bulwiastego mężczyzny. Nie miałam pojęcia, czy obrałam dobry kierunek do domu Shikamaru, ale to nie było istotne, póki mogliśmy umknąć wymiarze sprawiedliwości. Trzymałam się jedynie nadziei, że osoba, która nas przyłapała na gorącym uczynku, nie przyjrzała się za bardzo naszym twarzom, bo w gruncie rzeczy nie byłam taka pewna, czy ojciec rzeczywiście nie będzie robił nam problemów. Należało dmuchać na zimne.
Zatrzymaliśmy się dopiero po około trzech minutach biegu przy wyschniętej fontannie, o której istnieniu wcześniej nie miałam pojęcia. Dysząc ciężko i ledwo łapiąc oddech, usiadłam na betonowej ramie zbiornika wodnego bez wody wewnątrz, a Płaczek skopiował mój ruch. Wokół nas krążyło wielu ludzi, niektórzy spoglądali na nas z zainteresowaniem, w końcu nie co dzień widzą, jak parka nastolatków biega po mieście trzymając się za ręce. Właśnie, nasze dłonie wciąż były splecione, a ja nawet nie kwapiłam się do rozdzielenia ich. To miłe, gdy ktoś ogrzewał twoje palce swoim dotykiem.
Kobieto, otrząśnij się!, skrzyczałam siebie w myślach, a to podziałało jak prąd, gdy człowiek wtykał mokry palec do wtyczki: niczym oparzona wyswobodziłam się z uścisku Nary.
- Wiedziałem, że to się źle skończy.
Przygryzłam dolną wargę, powstrzymując uśmiech i dzióbnęłam go z łokcia w żebro, by spuścił z siebie nieco powietrza. Pomogło.
- Daj spokój, udało nam się uciec - zauważyłam. - I co tak trzęsiesz portkami? Nawet jak na nas doniosą, to największą karą, jaką mogą nam przydzielić są roboty publiczne.
- Mój ojciec jest głównym śledczym w naszej policji - wyznał.
- I co, myślisz, że tatuś cię zapuszkuje? - zadrwiłam, będąc już niemal pewną, że sprawa ujdzie nam na sucho.
Shikamaru rzucił mi krzywe spojrzenie, wzdychając ciężko, a kąciki jego ust drgnęły w uśmiechu.
- On nie, ale jak matka się dowie, to aż boję się jej krzyków.
- Aż taka jest okropna? - szczerze się przeraziłam. W końcu, do diaska, za niedługo miałam ją poznać!
- To zależy, ty się pewnie z nią dogadasz.
Miałam spytać, co to znaczy, ale w ostatecznym rozrachunku zrezygnowałam z tego pomysłu. Czasami niektórych rzeczy lepiej było nie wiedzieć.
Przeczesałam grzywkę palcami; wiatr i bieg nieźle ją skołtunił, a cztery kitki zgodnie poprzesuwały się z pierwotnych pozycji. Ściągnęłam gumki z włosów, chcąc naprawić zniszczoną fryzurę i pochyliłam się do przodu, zwieszając głowę w dół. Cała kaskada znalazła się do góry nogami, a wtedy roztrzepałam włosy na wszystkie strony, następnie dłońmi ponownie imitując szczotkę. Z tak rozczesanymi kosmykami, wyprostowałam się i przystąpiłam do tworzenia kitków.
- Dlaczego zawsze je związujesz? - spytał niespodziewanie Nara. Dopiero teraz zauważyłam, że wstał z fontanny, a w ustach znowu trzymał papierosa.
- A ty czemu związujesz swoje? - mądrze skontrowałam. Wzruszył ramionami.
- Dla wygody.
- Ja tak samo - odparłam, wznawiając wstrzymaną czynność - pierwszy kitek na czubku głowy po prawej stronie został zakończony. Zabierając się za zaczesywanie włosów po lewej, nie umknęło mi czujne, zamyślone spojrzenie Płaczka. Przypatrywał mi się w wyjątkowo dziwny, krępujący sposób, co skwitowałam uniesieniem jednej brwi.
- Lepiej ci w rozpuszczonych - powiedział, odwracając się do mnie plecami. - Pośpiesz się i chodź, zboczyliśmy trochę z drogi.
I odszedł, niezaczekawszy na mnie. Szlag by to… Czym prędzej skończyłam tworzenie fryzury i pognałam za nim. Skoro przebyłam już taki kawał drogi, to nie zamierzałam zgubić przewodnika na ostatnim odcinku do mety. W głowie jednak uparcie obijało się echem zdanie “Lepiej ci w rozpuszczonych”, zagracając umysł.
Chociaż raz nie myśl za dużo, mózgu - poprosiłam grzecznie.
Nie wysłuchał.

- Zrozumiałaś zasady? - spytał, wyraźnie znużony już samą myślą, że musiałby tłumaczyć mi wszystko jeszcze raz od początku.
Za dużo tego…
- Jasne, możemy grać - skłamałam.
Siedzieliśmy naprzeciw siebie po turecku na podłodze w pokoju Shikamaru. Drewniana plansza znajdowała się pomiędzy nami, w tej chwili już zastawiona przez również drewniane pionki, które mi bardziej przypominały kostki do grania na gitarze, tyle że nieco grubsze - płaskie i w specyficznym kształcie obitego od góry stożka. Na wierzchu każdego z nich wymalowany został japoński symbol i choć Nara objaśnił mi ich znaczenie, to nie zapamiętałam wszystkich; kojarzyłam ich nazwy wzrokowo, pamiętając jedynie tłumaczenie.
W gruncie rzeczy - co przyjęłam z wielką ulgą - shogi przypominały szachy, podobno wynikało to z tego, że miały wspólnego przodka: czaturangę z Indii. Poróżniała je jedna szczególna reguła: w shogi zbitą figurę można było położyć z powrotem na planszę i wykorzystać przeciwko przeciwnikowi. Było to zarazem przydatne, jak i niebezpieczne, w końcu (czysto teoretycznie) przeciwnik mógł obrócić całą twoją armię przeciw tobie. Tak samo pionki należące do graczy nie różniły się kolorem, tak jak w przypadku szachów wyróżnić można czarne i białe, dlatego ich przynależność określał kierunek, w jakim był skierowany, stąd u góry stożka zbity daszek.
W skupieniu spojrzałam na planszę, zastanawiając się nad ruchem. Pionki ustawione były w trzech pierwszych rzędach (patrząc z mojej perspektywy) i w trzech ostatnich, z tym że w drugim i przedostatnim znajdowała się tylko parka - wieża i goniec. W pierwszym i ostatnim, symetrycznie względem króla stojącego pośrodku tych rzędów, ustawione były: lanca, koń oraz srebrny i złoty generał. Na przedniej linii frontu stały najsłabsze pionki - piechury. Wiedziałam, że podobnie jak w szachach, to od nich rozpoczynało się atak, jednak… wciąż było ich dziewięć i zdecydowanie się na wysunięcie tego właściwego wcale nie należało do decyzji z puli “proste”.
Shikamaru ziewnął głośno, a ja uznałam to za gest popędzający i z pewnością siebie zawodowego gracza, na chybił trafił przesunęłam pierwszego lepszego piechura o jedno pole w przód. Jak szybko się zorientowałam, do ataku ruszył środkowy żołnierz, odsłaniając niemalże króla. Oczywiście nie byłam na tyle głupia, żeby nie wiedzieć, że był to ruch typowej blondynki, w końcu właśnie częściowo odsłoniłam drogę do najważniejszego kawałka drewna po tej stronie planszy. I dlaczego, do cholery, piechury nie mogły się cofać?
Nara nie rozmyślał nad swoim ruchem. Bez zawahania przestawił żołnierza z pierwszej linii frontu stojącego przed jego wieżą w przód i spojrzał na mnie z wyczekiwaniem. Podczas gdy ja non stop w skupieniu obserwowałam planszę, on wydawał się niemal zupełnie niezainteresowany rozgrywką. Co jakiś czas spoglądał przez okno na chmury, albo po prostu przyglądał mi się z wyrazem znudzenia na twarzy.
Postanowiłam nie analizować za mocno taktyki Shikamaru i po prostu działać instynktownie (z resztą i tak nie zapamiętałam wszystkich ruchów pionków…). Wystawiłam piechura trzeciego od lewej, stojącego frontalnie do mojego srebrnego generała, a Płaczek wciąż męczył tego samego pionka. Miałam nadzieję, że jego ruch podpowie mi jakiś plan działania, ale się przeliczyłam.
Ruszyłam złotego generała po lewicy króla w przód, Nara wieżę o dwa pola w przód. Ja pionek, którym ruszyłam jako drugim, on znów wieżę, tym razem o trzy w lewo. Od razu dostrzegłam zagrożenie, któremu nawet nie mogłam zapobiec, więc nie widząc lepszego pomysłu, dodatkowo się wystawiłam: przesunęłam pierworodnego o jeszcze jedno pole w przód. Shikamaru jednak nie skorzystał z okazji i wysunął do przodu trzeciego piechura od prawej. Całkowicie zgłupiałam, nie pojmując jego rozumowania, lecz nie starałam się w nie zagłębiać. Przesunęłam złotego generała po skosie w lewo, a wtedy on zbił wcześniej upatrzonego piechura gońcem, ruszając trzy pola po przekątnej w lewo, stanowiąc zarazem kolejne zagrożenie dla mnie, a dokładniej dla złotego generała; natychmiast pchnęłam go jeszcze w przód. Shikamaru tą samą trasą co przedtem posunął gońca o jeszcze dwa pola. I już miałam cofnąć złotego generała i z satysfakcją zbić mu pionka, kiedy zawyrokował:
- Szach i mat.
- Co? - oburzyłam się. - Gdzie niby?
Uśmiechnął się przebiegle, pochylając nad planszą i tłumacząc:
- Spójrz, mogę zaatakować twojego króla z dwóch stron: wieżą od frontu i gońcem z ukosu.
Przyjrzałam się sytuacji, od razu odnajdując jedną lukę w logice Nary.
- Przecież mogę zbić twojego gońca, swoim - broniłam się.
- Ale wtedy nie zasłonisz króla i zbiję go wieżą.
Ugh, rzeczywiście!
- To przesunę swoją wieżę przed króla, albo drugiego złotego generała - dalej próbowałam wybrnąć z bagna.
- Wtedy zaatakuję wieżą.
Przeanalizowałam jeszcze raz jego słowa i skapitulowałam, przyjmując przegraną na klatę.
- Cholera, jak to się stało, że ograłeś mnie w siedmiu ruchach? - spytałam rozbawiona swoją beznadziejnością.
- Niepotrzebnie ruszałaś z miejsca lewego złotego generała, gdybyś tego nie zrobiła pokonałbym cię po jakiś piętnastu ruchach.
To było pytanie retoryczne, geniuszu...
- Chwila moment, przecież mogłam jeszcze ja wygrać. - Wyprostowałam się.
- Nie mogłaś, przesuwając środkowego piechura na początku praktycznie przegrałaś rozgrywkę.
- Czyli to wszystko przez niewłaściwy pierwszy ruch? - niedowierzałam, załamana. Przytaknął. - Chyba jednak nie do końca zrozumiałam zasady.
Rozbawiłam go. Z rozluźnieniem przechylił się w tył, podpierając jedną ręką. W wolną dłoń schwycił pierwszego lepszego pionka i zaczął obracać go w palcach.
- I tak jesteś lepsza od Choujiego - przyznał -  on przy pierwszej grze przegrał ze mną w pięciu ruchach. Właściwie pewnie nawet dziś byś go ograła.
- Zawsze jakieś pocieszenie - odparłam grymaśnie. - Skąd wytrzasnąłeś tę grę?
- Ojciec z Asumą nauczyli mnie grać kiedy byłem w podstawówce, a sami odkryli ją jeszcze na studiach.
W podstawówce? Kiedy mi na etapie liceum ciężko jest ogarnąć to wszystko…
- Wcześnie zacząłeś - zauważyłam ciekawsko.
Wzruszył ramionami.
- W dzieciństwie lubiłem logiczne układanki, tata postanowił sprawdzić czy połapię się w shogach. Teraz stało się coniedzielną tradycją, że rozgrywamy między sobą partyjkę. - Uśmiechnął się ciepło. - Jeszcze nigdy nie udało mi się z nim wygrać.
Na pierwszy rzut oka było widać, że miał świetne stosunki z ojcem. Właściwie trochę mu tego zazdrościłam. Tej bliskości z rodzicem, jaką kiedyś ja miałam z mamą; tęskniłam za tym. Teraz, kiedy wkroczyłam na istną ścieżkę wojenną z tatą, mogłam zaledwie pomarzyć o takich relacjach.
Z rozmyślań wyrwały mnie nawoływania jakiejś kobiety:
- Shikamaru!?
- U siebie! - odkrzyknął, następnie zwracając się do mnie: - Brave yourself, Yoshino Nara is coming…
Nie powstrzymałam śmiechu. Zdecydowanie Płaczek był ostatnią osobą, którą podejrzewałabym o cytowanie bohaterów z Gry o tron. Szybko jednak przywowałam się do porządku, doskonale pamiętając, z kim miałam zaraz się zmierzyć - z jego matką. Już od dawna dłonie nie pociły mi się tak bardzo, jak wtedy.
Usłyszeliśmy zbliżające się stukanie kapci o podłogę, a w następnej chwili drzwi do pokoju Shikamaru zostały otworzone i w ich ramie stanęła czarnowłosa kobieta w średnim wieku, która jednym spojrzeniem - przysięgam - mogłaby zabić.
- Cholera jasna, prosiłam cię przecież, żebyś wyciągnął mięso na zupę! Czy ty… - zamilkła, zauważając mnie. - A to co za jedna?
Jej złość na moment mnie sparaliżowała, jednak szybko zreflektowałam, przedstawiając się:
- Witam, Temari no…
- Nie życzę sobie panienki tutaj - wybuchła, niemalże miażdżąc mnie nienawistnym wzrokiem - proszę jak najszybciej opuścić…
- Mamo! - wtrącił gniewnie Shikamaru. Chyba po raz pierwszy widziałam, jak coś go zaapsorbowało. - Temari jest moim gościem.
- Gościem? - jakby wypluła to słowo. Mocno gestykulując rękoma, dalej prawiła: - Złamałeś biednej Ino serce i już spraszasz do domu jej następczynie? Wstydziłbyś się, w ojca się chyba wdałeś…
Więcej nie dosłyszałam, bo opuściłam pokój Shikamaru. Nie wiedziałam, dlaczego uciekłam, to nie było w  moim stylu, ale coś mnie ku temu pchnęło. Nie chciałam wdawać się w niepotrzebną kłótnię z jego matką, tym bardziej że i tak widać miała o mnie koszmarne zdanie, mimo że nawet nie wiedziała, kim byłam. Z resztą to by się bardzo źle skończyło. Wnioskując po mały kabarecie jaki odstawiła, była wybuchową kobietą z zasadami, która nienawidziła, jak ktoś się jej sprzeciwiał. W pewnym sensie przypominała trochę mnie w stanie całkowitej furii. Już wiedziałam, dlaczego Płaczek przyrównał nas do siebie.
Docierając do przedsionka szybko naciągnęłam na stopy trampki, nie sznurując ich, jak i założyłam niedbale kurtkę. Wychodząc z domu Państwa Nara przerzuciłam przez ramię torbę i pognałam przed siebie, chociaż nie do końca pamiętałam drogę powrotną.
- Zaczekaj! - Usłyszałam za sobą. - Odprowadzę cię.
Nie zatrzymałam się, nagle ogarnięta nieuzasadnioną złością. Miałam mu za złe, że pozwolił do dojścia tej całej sytuacji, miałam mu za złe, że mnie pokonał i przyprowadził w to cholerne miejsce, a najbardziej miałam mu za złe to, że nawet nie potrafił się wybronić przed oskarżeniami matki.
- Poradzę sobie - odparłam z niechęcią.
- Tak? - Dogonił mnie i złapał za łokieć, zatrzymując. - A pamiętasz drogę?
Dlaczego znowu mnie złapał? Znowu wzbudził to dziwne uczucie w żołądku, znowu zmącił moją pewność siebie i porządek w głowie… Nie chcę tego...
- Nie rób tego więcej!
Wyszarpnęłam rękę. Widziałam w jego oczach, że nie potrafił rozgryźć mojego zachowania. Nic dziwnego.
- Nie dotykaj mnie już więcej - wyszeptałam, niczym prośbę o życie i uciekłam.


Od Autorki: Ajaj, długo mnie tu nie było. Droga wolna, skrzyczcie mnie, bo strasznie was zaniedbałam. PRZEPRASZAM! Ale mam nadzieję, że długość rozdziału chociaż trochę naprawiła moją winę, co? (równo 21str. Times 11!!) Oj, nie dajcie się prosić o wybaczenie :3
Z początku myślałam, że 11-stka będzie całkowitą katastrofą i podchodziłam do pisania jej ze straszną niechęcią, ale koniec końców nie wyszło źle. No, przynajmniej jeśli chodzi o fabularną część, bo niestety stylistycznie się nie popisałam (tekst nie sprawdzony = miliard miliardów błędów). Do tego jeszcze na końcu doszła ta cała gra w shogi - przyznam się bez bicia, że całkowicie nie przemyślałam tego pomysłu i najnormalniej w świecie sama siebie wkopałam >.< Wczoraj obejrzałam siedem filmików na YouTube, żeby w najmniejszym stopniu ogarnąć zasady i przedstawić wam jako-jaką rozgrywkę, i chyba na szczęście nie wyszło znowu tak tragicznie ^^” (oby, oby…). (Swoją drogą, chyba w końcu tak naprawdę zrozumiałam, o co chodziło z Królem w anime, wiecie, przy śmierci Asumy!) W każdym razie ostatnią scenę uznaję za najgorszą i wstyd mi za nią, ale już trudno.
Z puli “Co tam u chusteczki w życiu prywatnym?”: Zrezygnowałam ze studiów. Co tu dużo mówić, nie poradziłam sobie z matmą, a że dziekan wydziału nie zgodził się na poprawkę, to mimo rejestracji na drugi semestr, postanowiłam przerwać naukę. Brak zaliczenia przedmiotu = zapłata 1200zł za powtórzenie go w trzecim semestrze, a ja jednak jestem żydkiem i wolę je wydać na wakacje. No szanujmy się, na pierwszym roku nie warto płacić xd Dlatego postanowiłam iść do pracy a od października zacząć nowy kierunek. Uznałam, że powinniście o tym wiedzieć, tak jakoś :)
Co by tu jeszcze? Myślę, że teraz akcja powili nabierze tempa, więc nie powinniście się nudzić :) Co więcej, na Nakanaide został mi do napisania już tylko jeden rozdział i po zakończeniu tego bloga będę mogła w końcu skupić się już tylko na ShikaTema :) A! No właśnie! Dla tych co jeszcze nie wiedzą, założyłam nowego bloga o mojej ukochanej parce:
Serdecznie zapraszam! Prolog i Rozdział 1 już pięknie reprezentują historię, która mam nadzieję, spodoba się wam. Szczerze na to liczę :3

To tyle z moich ogłoszeń.
Buziaki i trzymajcie się! (oraz komentujcie, lubię komentarze :3)

35 komentarzy:

  1. A studenty wiedzą, że chusteczka znowu napisała boski rozdział?
    Więc dla przypomnienia: Nie jestem dobra w komentowaniu!
    Szczerze nie spodziewałam się iż matka Shiki tak wybuchnie, gdyby Temi spotkała Shikaku na 100% powitałby ją z otwartymi ramionami. Nie sądziłam, że będziesz tak opisywać shougi, chociaż można było się domyślić, czego mój genialny mózg nie raczył zrobić. Podobało mi się, że Tem tak się speszyła jak się dowiedziała, że idzie do domu Nary. Nie wiem co tu więcej pisać. Szablon jak już na czacie wspomniałam jest śliczny, choć niespodziewałam się go.
    Cóż życzę weny, zdrowia i pomysłów na ich dalsze losy. Powodzenia! *,* Już chcę kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. TAK! Wreście pierwsza!

      Usuń
    2. Też nie spodziewałam się ani wybuchu Yoshino, ani szablonu xd Ale że rano Google Docs odmówiło mi posłuszeństwa, to zamiast pisać rozdział wzięłam się za szablon, a co! I w sumie jestem z niego zadowolona, bo wyszedł bardzo kolorowo i wiosennie, a tak miało być :3

      I brutalu wyprzedziłaś Cashmire! A dziewczyna tak się napaliła, żeby obronić swoje pierwsze miejsce...

      Dziękuję za opinię :* (i za dręczenie na czacie, bez ciebie ten rozdział pojawiłby się pewnie jeszcze później, hah)

      Usuń
    3. Na pewno przy tworzeniu 12 też trochę Cię podręcze, albo wręcz zadręcze :3

      Usuń
  2. Jak miło coś tutaj znowu komentować! ^^

    Szablon i piosenka są przeurocze, te serduszka w odtwarzaczu mnie urzekły.

    Zresztą, tak samo jak i rozdział. Szczerze mówiąc spodziewałam się, że pominiesz ten poranek i tak się ucieszyłam, jak okazało się, że jednak nie! Kocham rozmowy na kacu. (: I to "to chodź ze mną, bo nie będę miał siły, żeby wrócić". Siedziałam i się szczerzyłam do monitora. (W sumie jak przez cały ten rozdział)
    Chouji mnie rozwalił z tym "ciekawe ile byście gadali o chmurach". I ta wcześniejsza wspólna odpowiedź ShikaTema "O gwiazdach". Czy oni nie są dla siebie przeznaczeni?

    W ogóle ta scena "wokowa" z tego rozdziału, chyba spodobała mi się najbardziej. Te karteczki były tutaj takie żywe... Shikamaru czekający na odpowiednią godzinę. ^^ Jasne, wierzymy. Rozwaliło mnie, że chciał pograć z Temari w shogi. I te teksty o łózkach i innych rzeczach, które by robili, gdyby to była randka. Pewnie stęsknił się za kimś, kto byłby dla niego wyzwaniem. No i musiał się upewnić, że nie leci na kolejną głupią blondynkę(tak, wiem, śmiałby tylko tak pomyśleć...). W każdym razie niekonwencjonalny sposób ściągnięcia dziewczyny do domu.
    Pomysł z przebiciem opony... Jak mi wspominałaś o tej mini głupawce Temari to przez myśl mi nie przeszło coś takiego! Ale to była fajna scena! I Shikamaru był uroczy z tym ja się bał, ale tam stał, no bo przecież nie ucieknie dziewczynie. Jak sobie wyobraziłam ich siłujących się z tym scyzorykiem to sama parsknęłam pod nosem. I uciekających potem trzymając się za rękę... Normalnie jak w jakimś filmie akcji!

    Sam shogi... W ogóle podziwiam, że chciało ci się szukac tych zasad, ja nawet nie próbowałam. I wysilałam swój mózg jak nie wiem, żeby to wszystko pochłonąć, ale nie wyszło. Chyba jestem za głupia dla Shikamaru.. Życie takie brutalne. Totalna zlewka Shikamaru na grę i "Gdybyś nie popełniła tego błędu pokonałbym Cię w piętnastu ruchach" - genialne. A potem... Jejku, nie spodziewałam się, że zrobisz z Yoshino aż taką sukę. No bo ja rozumiem, solidarność jajników, Ino pewnie zna od dziecka, ale strasznie pojechała. I nie dziwię się reakcji Temari. Chłopak w sumie podstępem zaciągnął ją do domu, a ona tam została zwyzywana.
    Mam nadzieję, że w 12tce się wszystko między nimi ułoży.

    A co do części NaruHina... Zazdroszczę Ci, że potrafisz tak dobrze pisać o Naruto. Wychodzi ci taki uroczy, lekko ciapowaty, ale tak pozytywnie, nie jak ostatni debil. Kazać dziewczynie przechodzić przez płot na randce... Takie rzeczy tylko w Narutolandii. I spóźnić się trzynaście minut, przez to, że nie wiedziało co an siebie założyć - będąc facetem. I urzełko mnie to, że Hinata miała ten sam problem. Dlaczego oni się nie pocałowali? To znaczy ja wiem, że Hinata to by tego sama nigdy nie zainicjowała, a Naruto nie wpadnie, że powinien, dopóki ktoś go nie uświadomi, ale to by było takie idealne podsumowanie tego pikniku. Chociaż jakiś buziak w policzek czy coś? Chociaż roztrzepywanie grzywki było urocze(nadużywam dzisiaj tego słowa).

    I nie byłam pierwsza. Ech... Jak widać do trzech razy (nie)sztuka.
    Teraz z gigantyczną niecierpliwością czekam na dwunastkę!
    Pozdrawiam kochana i weny na wszystkie blogi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie byłaś pierwsza, smutek :( A tak na to liczyłam, że jednak podtrzymasz swoją dobrą passę na TL! Ech, no ale Zira to mam wrażenie, że sprawdzała bloga do 10 sekund, więc nie dziwota, że cię wyprzedziła.

      Patrz, a mi wokowa rozmowa podobała się średnio, najlepiej mi się pisało właśnie drogę do domu Nary i to ich małe przestępstwo :3 Ale to fajnie, że tobie przypadła do gustu. I wiesz, ja jak próbowałam ogarnąć to głupie shogi to też stwierdziłam, że jestem jednak dla Shikamaru za głupia xd To co ja wam tu przedstawiłam, to jakaś mega prowizorka. A chyba z godzinę to obmyślałam, bo musiało się skończyć szybko i w dodatku jakąś logiczną wygraną Płaczka. Jak chcesz, to prześlę ci zdj. jak to sobie rozrysowałam w zeszycie, to ogarniesz! :p

      A Yoshino... no tak jakoś wyszło, że ostro zareagowała ^^" kobieta wróciła z pracy wkurzona, jeszcze leniwy syn nie wyciągnął mięcha na obiad i przyprowadził jakąś nową dziewuchę, a nie ukochaną Ino... a że ona wybuchowa, to co, no wybuchła!

      Naruto jest prościutki jak budowa cepa, serio!
      Czekaj na 12-stkę, bo warto! (znowu będzie długi rozdział, geeez, jak to wyczerpuje człowieka....)

      Buziaki ♥♥♥

      Usuń
  3. Wybacz, że ten komentarz nie będzie długi, ale muszę zmykać uczyć się biologii.
    Nie skomentowałam ostatniego rozdziału za co też przepraszam, ale elektronika mnie nienawidzi i komp mi się zepsuł, a telefon nie ogarnia komentowania ;/, teraz powiem tylko, że ich rozmowa była poprowadzona tak jak trzeba. Trochę szkoda mi Ino, wiem, że to jej wina, ale i tak mi jej szkoda. Co do tego rozdziału to:
    Shikamaru był taki uroczy jak się troszczył o Tem na kacu <3
    Randka Naruto i Hinaty bardzo mi się podobała, tak dobrze to opisałaś, że czułam jakbym to widziała na żywo (chwała Ci za to!)
    Scena z karteczkami jak zwykle genialna!
    Co do ostatniej sceny nie bądź taka krytyczna. Mi się bardzo podobała. Nawet Shogi ci wyszło. Ale Yosino jest okropna! Nie powinna tak atakować Tem! Ech Shikamaru... Czemu jej nie broniłeś?
    Jeszcze raz przepraszam za jakość komentarza ale polski i biologia zepsuły mi dziś mózg ;C
    Powinnam się jakoś podpisywać jako, że komentuję z anonima, czy jest Ci to obojętne?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, biednaś :* Sprzęty elektroniczne serio potrafią dokopać człowiekowi, ja np. ostatnio często mam problemy z Internetem, co mnie dobija >.< Więc rozumiem twój ból i oczywiście się nie gniewam :)

      Shikamaru próbował ją bronić na początku, no ale wiadomo, Yoshino nie przekrzyczy xd

      No i prosiłabym, żebyś się podpisywała, bo trudno odróżnić jednego anonima od drugiego :p Zgaduję, że jesteś dziewczyną, której przesłałam swoją playlistę, żeby zaczęła słuchać muzyki? Wyprowadź mnie z błędu, jeśli się mylę ^^"

      Dziękuję za opinię i pozdrawiam! :)

      Usuń
    2. Nie, nie wysyłałaś mi żadnej playlisty. Jestem dziewczyną, która ostatnio napisała Ci swój pierwszy komentarz w życiu. Skusiłam się na jeszcze jeden ;) Nie wiem czy mnie kojarzysz. W każdym razie teraz będę podpisywać się Vi
      Vi
      Również pozrdawiam ;)

      Usuń
    3. No widzisz, lepiej się podpisuj, bo wyraźnie mi się anonimy mylą, haha! :p

      Usuń
  4. Ahh ta matematyka, praktycznie największy ból uczniowskiego czy studenckiego świata... Osobiście wole jednak ten przedmiot, niż ciągła niemoc przy trafianiu w humanistyczny klucz \o/
    Jestem urzeczona i zachwycona kolejnym rozdziałem. Świetnie opisane sceny, detale, emocje wypływają i latają, uwielbiam to! Jesteś jedną z niewielu osób, które zwracają uwagę na drobne, praktycznie niezauważalne rzeczy. Ktoś by powiedział 'dziesiąty rozdział i nic się miedzy nimi nie dzieje, ani się nie całują, ni to para ni to kto', a ja powiem CUDOWNIE! Zwyczajne gesty opisane wprost idealnie, położenie JEJ dłoni na JEGO dłoniach, czy splecione palce, delikatne to a tak cieszy! Można odczuwać to wszystko tak jak Temari - powoli, uroczo i genialnie. Chwała Ci za to! Nie wspomnę o scenie gry w shogi, prostota a jednocześnie skupia uwagę.
    Podoba mi się charakter Temari. Wciąż nie można jej do końca rozgryźć, ma swoją wewnętrzną walkę, broni się i znowu ucieka. Czekam na dalszy rozwój sytuacji mojej ulubionej pary. Jak Shikamaru wybrnie po niemiłej sytuacji we własnym domu przy następnym spotkaniu?
    Życzę czasu i sił do dalszego pisania. A i weny oczywiście, niech moc będzie z Tobą :)

    Pozdrawiam !
    Sun

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak zobaczyłam długość tego rozdziału, to od razu pomyślałam, że jestem w niebie. Tyle czasu w świecie Chusteczki! To jak prezent gwiazdkowy, jak ulubione danie, jak wakacje...! Uwielbiam czytać Twoje blogi i dzisiaj czułam to wyjątkowo mocno. Tak długo nic tu się nie pojawiało, że zdążyłam się strasznie stęsknić za Temari i Shikamaru. Chociaż nie jest to moja ulubiona para, to czytając ten rozdział, z największym zniecierpliwieniem wyczekiwałam ich wspólnych momentów. Nie często spotyka się opowiadania, w których tak dobrze są oddawane charaktery bohaterów. A Ty oddajesz je bez żadnego problemu! Aż ma się wrażenie, że to są postacie stworzone przez Ciebie i pod Ciebie. Ewidentnie je czujesz, wiesz, jakie zachowanie im pasuje, jakie słowa. Nie mam tu na myśli tylko ShikaTema, ale chociażby Naruto i Hinatę. To co działo się u nich na randce... Momentami miałam naprawdę niezły ubaw z ich słodkiej nieporadności, a czasem trochę żałowałam Hinaty, która musiała przechodzić przez to wszystko, co jej ukochany zafundował. Koniec końców, randka okazała się naprawdę romantyczna i aż podziwiam Naruto (i co za tym idzie, Ciebie :) za taki wspaniały pomysł. Przy tej parze nie można się nie uśmiechać. Problemy z ubraniem, spóźnienie, przechodzenie przez płot... a wszystko zwieńczone pięknym widokiem i piknikiem. Sama mogłabym mieć taką randkę *__*
    Niby-randka, czy też spotkanie Shikamaru i Temari było mniej nieporadne (przebijanie opony to im jednak nie wyszło xD), chociaż nie zakończyła się tak, jak zapewne oboje mieli nadzieję. I tu muszę Cię OGROMNIE pochwalić - za shogi. Nie znam zasad tej gry, ale jej przebieg opisałaś świetnie, tak naturalnie. Kiedy czytałam, nie miałam uczucia, że nie znasz tej gry, wręcz przeciwnie, wydawałaś się pewna w tym co opisałaś.
    Matka Shikamaru straaaszna. Biedak. Ale za to jego żarcik o kobietach już genialny. xD Hah, i Kankuro na studiach. Ciekawe co dla niego wymyślisz w związku z tym faktem. :>

    Tak naprawdę to mogę tylko pisać: brawo, brawo, brawo. I jeszcze: oddaj mi trochę swojego talentu! Uwielbiam Twój styl. Taki lekki i przyjemny. Zawsze czuję się, jakbym czytała książkę. Bardzo wciągającą książkę. ;)

    A teraz tak trochę zboczę z tematu rozdziału i popiszę o pierdołach.
    Muszę się pochwalić - chyba wracam na prostą, bo komentuję rozdział zaraz po przeczytaniu. :O Aż sama jestem w szoku. Pozytywnym szoku, bo to znaczy, że nie mam takiego lenia w tyłku, jak sądziłam. ^^
    Co do studiów. Matma naprawdę potrafi dać w kość, miałam ją przez trzy semestry i mnie ładnie wymęczyła. W liceum uwielbiałam ten przedmiot, ale wiadomo - to zupełnie coś innego. Na moich studiach składała się z liczenia bonów, weksli, oprocentowania i innych głupot... Tragedia. Chociaż powinnam to lubić. xD
    No, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, więc pewnie nowy kierunek przyniesie Ci zdecydowanie więcej satysfakcji, a przynajmniej Ci tego życzę.:)
    I duuuużo weny też życzę!

    Całusy. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps. Nowy szablon jest cudowny! Aż czuje się wiosnę w powietrzu. :D

      Usuń
    2. Ale mnie zaskoczyłaś swoim komentarzem, hah! Chyba po raz pierwszy zostawiłaś swoją opinię jeszcze w dniu publikacji, no niesamowite, naprawdę jestem z ciebie dumna ♥ I bardzo szczęśliwa, bo same miłe rzeczy mi tu napisałaś *__* Ja nie wiem, my to się dobrałyśmy, ja chwalę cię, ty chwalisz mnie, obie nawzajem uwielbiamy swoją twórczość - to jest prawie podejrzane xd No nieważne...

      Też chciałabym przeżyć taką randkę *,* I miałam niesamowitą frajdę, pisząc o niej, chociaż początkowo odkładałam to i odkładałam... ale NaruHina to strasznie urocza parka i po prostu o nich nie da się pisać w złym humorze. No i dziękuję za pochwały na temat oddawania postaci! Jej, o ile z Naruto i Hinatą zazwyczaj kłopotu nie mam, tak już przy ShikaTema zawsze jestem niepewna. Nie wiem jak to działa, kocham tę parkę najmocniej ze wszystkich, a jednak jak siadam do pisania fragmentu z nimi na TYM blogu, to trzęsę portkami, że coś schrzanię xd Ale chyba właśnie dzięki temu, że ich tak mocno kocham, to pisanie o nich mi jednak wychodzi. Jaka ulga, że czytelnicy też tak sądzą :D No i zawsze się cieszę, jak poplecznik SasuSaku mówi mi, że dzięki mnie polubił ShikaTema, to taka duma :3

      Ja matmę lubiłam i nadal w sumie lubię, na pewno wolę liczyć zadanka niż uczyć się kilku stron A4 na pamięć. Po prostu mi nie poszło i nie ukrywam, że za późno zaczęłam się uczyć. Systematyczność - chyba będę musiała sobie przygotować jakiś plan naprawczy i zmotywować właśnie do systematycznego uczenia xd No, w każdym razie jestem dobrej myśli co do nowego kierunku :)

      Dziękuję za pochwałę szablonu :3 Miało być wiosennie jak za oknem i lekko jak w rozdziale.

      Pozdrawiam, buziaki ♥♥♥

      Usuń
  6. No to chyba zacznę od najlepszej sceny, która najbardziej mnie zaintrygowała. ;D Oczywiście... ostatnia! Wszystko co dobre, to na deser. xD Jaka ja dzisiaj konkretna, nie? Żadnego biadolenia na wstępie, tylko już w pierwszym zdaniu ostro jadę z tematem naszych dzisiejszych rozważań. ;D No ale... do rzeczy! Akcja z shogi może tak absorbująca nie była. Bynajmniej mnie obchodziła najmniej, ale później... później to już podążałam za tekstem w amoku. Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie spotkanie z mamą Nary! No wiesz... tak sielankowo, coś z serii "kochana mamuśka, która robi pierogi i uwielbia nową dziewczynę synka", więc po części jestem zadowolona z tego, że Pani Nara okazała się potencjalnie prawdziwą teściową z krwi i kości (a w tym temacie mogę się już wypowiedzieć. Teściowe NIE-SĄ miłe, a jak są to... udają, zmuszają się, a i tak ci dojebią raz, czy dwa), no i z tego, że dodała smaczku do tego opowiadania. xD Umówmy się... sielanka jest nudna, a tutaj szykuje mi się konflikt pokoleń. XD Oczywiście nie dziwię sie Temari, że po prostu "wyszła" nawet jeśli - w jej mniemaniu - nigdy się tak nie zachowuje. Ale... na cóż ona miała tam zostać? Miała wykłocać się z kobietą w jej własnym domu? Toż to bezsens i walka z wiatrakiem, więc postąpiła jak najbardziej zasłużenie. I oczywiście też nie dziwię się, że tak zareagowała na Shikamaru. Ja osobiście też poczułabym się i zła i smutna i przedewszystkim upokorzona tym zajściem i wszystko spiętnowałoby się na tym, kto mnie tam zaprosił i kto... - co istotne - nie potrafił jej nawet obronić i przeciwstawić sie złemu zachowaniu matki. Ja na Krzycha też się wściekam, gdy zachowuje się jak miękczak w stosunku do mojej teściowej i z facetami tak już jest... jak mają się postawić mamusi to naprawdę... bardzo ciężko, wiec kolejny plus za to, że nie zrobiłaś z niego idealnego mężczyzny, który staje w obronie.. bądź co bądź to nadal koleżanki. Jestem ciekawa dalszego rozwoju i mam nadzieję, ze kiedyś będzie scena Temari kontra Pani Nara. xD Może jak już będą razem? Może Temari przyjdzie do domu teściowej i będą sobie dogryzać przez udawanie serdeczne uśmiechy, a może jawnie bedą ukazywać swoją niechęć i mężczyźni w tym domu będą łapać się za głowy? Bynajmniej... będzie to niezmiernie ciekawe i zabawne. xD Swoją drogą to nie spodziewałam się, ze ta jedna kobieta tak mnie na powrót przekona do trouble. Wyczuwam tu potencjał na świetne sceny! ;D

    No ale dobra, bo męczę za długo jedną kwestię. TenTen... tutaj muszę cię pochwalić, bo wypadła mniej irytująco niż zwykle. To znaczy... to zawsze BĘDZIE TenTen, ale już nie wkurzała mnie tak bardzo, a właściwie zdawała się być mi obojętna przez cały rozdział i nie wyróżniała się znacząco. ;D Plus! Wielki plus! Co do Kankuro... wyczerpałam juz ten temat, ale daje znak, ze jak zawsze... bohater na szóstkę z plusem. Może trochę za dużo przeciągasz ten sam temat w jego wypowiedziach. Raz, dwa, czy trzy razy to jest zabawne, a teraz po prostu staje się bezemocjonalne. To tylko taka drobniutka sugestia, bo może niekoniecznie na to zwracasz uwagę. Ale i tak go przecież kocham! ;D I pewnie mogę wypowiedzieć sie też za resztę... Kankuro robi tutaj szał! xD
    Ale zabrakło mi tutaj Sakury. ;C Ona od jakiegoś dłuższego czasu kwalifikuje się w gronie moich ulubionych postaci, zaraz obok Hinaty na tronie, więc to mnie rani. xD

    Dalej... przejdźmy już do mojego ukochanego NaruHina! Z początku obawiałam się trochę tej randki, bo nie wiedziałam, jak ci ona wyjdzie. Wiadomo, ze charakter Hinaty do łatwych nie należy i można albo przedobrzyć w dobrą, albo w złą stronę. Ale wyszło bardzo fajnie! Pomijając fakt, że w moich wyobrażeniach ubrała się jak taka sierota i wyglądała jak choinka bożonarodzeniowa, która miała ostre zderzenie z tęczą. Fioler, róż, biel... nie wspominając, że legginasów w paski to ja nie znoszę! We W. wszystkie siksy w nich chodziły i po prostu... taki nalot pasków! Ale to czarno-białe, więc różowe

    OdpowiedzUsuń
  7. w białe paski to już jakaś przyjemna odmiana. xD Już nawet Naruto ubrał sie lepiej! xDDD No ale.. wracając do randki to była przeeee-przeeee urocza! Jedna z tych, o których marzą dziewczyny, a faceci nie potrafią się domyślić. Oczywiście omijam w tym stwierdzeniu jędze-dziewczyny, które dopuszczają jedynie restauracje albo club'y. xD No ale Hinata! Hinata jest normalną dziewczyną, która ma serce ze złota i nawet płot jej nie straszny! Samej zdarzyyła mi się taka sytuacja i rówież spaliłam buraka, ale nie dlatego, że nigdy przez płot nie przechodziłam, ale dlatego, że przechodziłam i rozdarłam sobie spodnie w kroku, więc jak z chłopakami i koleżanką miałam przechodzić... no... powiedzmy, że również przebiegało to zdziebko podobnie, jak z Hinatą. ;D Zawisłam i bałam się zejść i pamiętam, że mi pomagali. Wyszłam wtedy trochę jak taka ciapa, która nigdy takich rzeczy nie robiła, ale... robiła i po prostu nie chciała mieć podartych leginsów. xD No ale... gdy spadła z hukiem na tyłek obawiałam się, że za chwile się zawstydzi, spochmurnieje, skatuje się w myślach, że jest beznadziejna i z trwogą czytałam dalej, ale! Tak pięknie wybroniłaś tą sytuacje! Naprawdę... dzięki ci za to! Idealna reakcja, pasująca mi do Hinaty. Roześmiała się i tyle. Złapała zająca i koniec kropka. A że będzie musiała jeszcze wrócić? Hej-hoo! Dziewczyna jest odważna i zrobi to znów i znów i znów i nawet jak potłucze sobie tyłek z tysiąc razy to NIC jej nie zatrzyma! Żaden ból! Żaden straszny płot! Nic! <3333333333
    Potem, jak byli na tym dachu, ojojojoj <3 Potem, jak roztrzepał jej grzywkę.. to było takie... dobijająco Narutowskie. Ja pewnie poczułabym się zdekonsternowana takim gestem, ale gdzie tam Hinata! Ona jest zakochana po uszy i wszystko wybaczy naszemu Naruciakowi.;D Aż wyobraziłam sobie siebie, jakby mi taki Naruto włosy trzepał... no pewnie pomyślałabym sobie, ze coś ma nierówno pod sufitem i że... chyba pójdę do domu. xD I tu nie chodzi o fakt, że jestem jakąś paniusią, ale tak żywe okazywanie radości z trzepania grzywki może być odstraszające. No przyznaj! No powiedz sama jakbyś zareagowała. xD Ni z tego, ni z owego, chłopak targa cię za włosy, które układałaś specjalnie dla niego. No lol! ;D a jakby zareagowała Temari! Albo Sakura! Sakura to pewnie by zareagowała dokładnie jak ja, a Temari... nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić tej sceny! Ty jesteś ekspertem. Napisz mi, co by zrobiła. xD
    c.d.n

    OdpowiedzUsuń
  8. Wybacz, ale ta część jest pisana po powrocie z miasta, więc jak będę się powtarzać, albo coś ominę to wielkie, big, sorry. ;D Ale nie chce mi się czytać tego wywodu, który opublikowałam. :O Trochę mi zeszło, więc będe się streszczać, bo skiśniesz, mimo iż lubisz długaśne komcie, podobnie jak ja. xD
    Teraz przejdę troszeczkę do krytyki. Krytyka to w sumie za duże słowo, ale nie wiem jakiego zamiennika użyć. Początki zawsze piszesz bardzo sztywno. To wygląda trochę tak... jakbyś bardzo się starała, aby każde zdanie było takie profesjonalne, dopieszczone, a potem już jakby wbijasz się w taki naturalny rytm i jest... pięknie, bo przecież ty wiesz, że piszesz cudownie - od komplementowania są inni fani. xD - ale chodzi mi tylko o to, że to zauważyłam i ci piszę, a co z tym zrobisz? to już twoja brożka, bo to nie jest coś, co razi w oczy, denerwuje, jest złe, niepoprawne, nie-nie! Po prostu ja osobiście wyczułam taki tik i poczułam się zobowiązana cię powiadomić. ;D Ale to tylko w pierwszej scenie tak było, tak trochę sztywnawo, bo potem nie wyczułam czegoś takiego w takims stopniu. O! Ale było jedno zdanie, którego kompletnie nie rozumiem i nawet starałam sie je odnaleźć, ale jakoś nie mogę, więc poszkam i wyślę ci na fb i mnie po prostu oświecisz. ;D To było coś z policzkiem, że Temari go przygryzła i napełniła się powietrzem i ja nie bardzo wiem, jak można przygryźć policzek i jednocześnie wdmuchiwać w siebie powietrzę i wgl.. JAK PRZYGRYŹĆ POLICZEK? Zastanawiałam się nad tym i czytając próbowałam to uczynić, ale pal licho! Nie wychodzi! Udaje mi się jedynie przygryźć taką niezidentyfikowaną kuleczkę, obok moich ust i która jest z obu stron, jakby śróbki, hahahaha, zawsze tak na nie mówie, bo są usytuowane akurat w takim miejscu - zaraz się okaże, że tylko ja je mam i jestem jakimś dziwolągiem ;o - no... i tylko to umiem jako-tako przygryźć, ale to bolesny i krótkotrwały zabieg, więc... O-CO-CHODZI-W-TYM-ZDANIU, hahaha.;d Czy to twoja pomyłka, czy ja nie umiem przygryźć policzka i wdychać jednocześnie, ani osobno. ;O

    Dobra, kończę. ;D Nara, ziomeczku. Pisz więcej i częściej, a ja idę przeczytać ten komentarz, bo nie wiem jakich cudów tu nawypisywałam. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko, to chyba twój najdłuższy komentarz ever xd Podziwiam cię, serio, ja to ostatnio mam problemy ze skleceniem czegoś sensownego (i teraz będzie wstyd jak wparuję na twojego bloga i opinia będzie zawarta pewnie w zaledwie jednym komentarzu ._.)

      Mnie shogi też nie emocjonowały, a raczej wkurzały, na co z resztą ci się żaliłam :p Ale już musiałam, bo się wkopałam. I widzę, że Yoshino wzbudza emocje, a ja jak zwykle napisałam coś spontanicznie i bez myślenia o tym, kiedy wy oczekujecie, że to pociągnę xd No cóż, pewnie w takim razie matulka Shikamaru jeszcze się tu pojawi nieraz! I ty to masz życie z tym Krzychem, tak samo jak Temari z Narą - ja to bym się już więcej w tym domu nie pojawiła ze strachu O.o

      A Hinata nie ubrała się jak choinka, wypraszam sobie! Osobiście jestem wielką fanką leginsów, najlepiej jak najbardziej wzorzastych i kolorowych, a jej strój wzorowałam na jednym FanArcie, który ci prześlę, to wtedy przyznasz, że wyglądała uroczo, no! I cieszy mnie niezmiernie, że generalnie moja kreacja Hinaty ci się podobała, specjalnie się pilnowałam, żeby nie zrobić z niej za bardzo ciapy i wgl, bo wiedziałam, że wtedy mnie skrzyczysz i to mocno xd Więc kamień z serca :3 A co do tego trzepania grzywki... no chyba każdy facet ma jakieś zboczenie, że lubi coś robić swojej dziewczynie, przynajmniej mi się tak wydaje, albo mam takie chore wyobrażenie o mężczyznach ._. No, w każdym razie to trzepanie grzywki ma być takim ulubionym gestem Narutka zarezerwowanym tylko dla Hinaty :3 A Temari... w głowie by wyklinała na delikwenta i pewnie chodziłaby wnerwiona jak cholera, ale duma nie pozwoliłaby jej się wygadać z tego haniebnego błędu xd

      Z tymi początkami masz rację. Szczególnie na tym blogu tak mam, że po prostu muszę się wbić w klimat. Bo jak piszę z perspektywy Sakury to... no one są inne i w Sakurę łatwiej mi się wbić, bo jest wg mnie prostsza. Poza tym akurat w tym rozdziale pierwszą scenę napisałam z miesiąc temu, a całą resztę w przeciągu tygodnia, więc to też miało wpływ, bo pisałam już w jednym ciągu. Ale cieszy mnie, że wytykasz mi takie błędy :) Będę nad sobą pracować!
      Można przygryźć policzek od środka >.< a o ile dobrze pamiętam, to napisałam że OD ŚRODKA. Ja tak czasem robię, no ej. Nie rób ze mnie dziwoląga O.o

      Dziękuję za tą mega wyczerpującą opinię! ♥♥♥

      Usuń
  9. ohhh... bardzo, ale to bardzo mi się podobało. Czekanie się opłaciło ;) zaskoczyłaś mnie również nowym wystrojem <3 taki cukierkowo pastelowy<33 supcio.
    Chciałabym Ci napisać dłuuugaśny komentarzor tak jak moi poprzednicy, ale coś mi na to chyba nie pozwoli. Tona nauki .... jak znajdę czas to oczywiście Ci jeszcze coś dopiszę ;)
    Ciekawie rozegrałaś tą ich grę. Ogromnie mi się podobały dialogi i ogólnie cała całość. Jeszcze wpadnę jutro to odrobię za ten haniebny komentarz. Przepraszam, pozdrawiam, dziękuje. ~ona

    OdpowiedzUsuń
  10. Blogspot coś szwankuję, nie dostałam powiadomienia o rozdziale. Na szczęście mam cię w kręgach, i nie wiesz nawet jak mnie ucieszyła informacja że chusteczka dodała rozdział. Tak więc jak widzisz nadrobiłam TL Brawa dla Ronny. Zajeło mi to z ponad rok, ale hej udało się. No i wypadało by przeprosić, za tak długą nie obecność, wszakże to było po 2 rozdziale. Powód jest prosty, zbyt wiele zaległości nie powodował zbytniej motywacji by się za nie wziąść. Nie skomentowałam Ci tych 10 poprzedni rozdziałów, bo w sumie czekałam jak dodasz ten ale tak szczerze to połowy rzeczy nie pamiętam.

    Historia się no dość rozwineła i to bardzo. Scena na balokonie mi się cholernie podobała. No i pojawia się wątek NaruHiny. Uroczy. Piknik zaaranżowny przez Naruto, no no super. Boże, ja mam lęk wysokości, i słabo wyrobione mięśnie, odpadłabym na począktu. Odwazny wyczyn, samo wspinanie, i do tego w balerinach. A co dopiero jak się zaczyna siatka część, ja mam problem z patrzeniem w dół w Galeri Krakowskiej a co dopiero być tak blisko upadku. Szacun dla Hinaty.Pamiętam jak raz z koleżanką musiałyśmy się przez podobną przedzierać. Skapitulowałam, i przeszłam pod. W dzieciństwie niby się wspinałam ale tylko po drzewach o wile bezpieczniej. Przyniósł jej czekoladki Merci. Dzięki teraz muzyczka z reklamy będzie mi chodzić po głowie. Muszę, się zgodzić z Mitshie, jeśli chodzi o reakcje Hinaty. Udała ci się świetnie. Pasuje do niej, uśmiecha się jakby się nic nie stało... co tam złapała zająca. Przyznam, że poczakowo, nie zrozumiałam o co ci z tym zającem chodzi. Spoko, spoko nie pomyślałam, że na niego spadła. Wszakże dwóch by nie zamordowała na raz. Raczej, że Naruto zacznie panikować, Hinata rąbła głową i o jakiś zającach chrzani. Dopiero po do czytaniu reszty, doszedł do mnie przebłysk z dzieciństwa, że tak się mówiło jak się upadnie. Nie było to coś co zbytnio zakodowało mi się za tych czasów, ale ten fragmnet, w jakiś sposób mi to przypomniał. Jeszcze czeka ją droga powrotna, ale da radę jak już tyle się poświęciła/. A to wszystko z miłości do Naruciaka. Trzeba przyznać, że to naprawdę urocza randka, no i taka o której można czasem pomarzyć. Sczerze muszę przyznać, że randka w restauracji, nie jest czymś konkretni wymaganym może za kilka lat, to będzie już takie bardzo odpowiednie miejsce. Ale póki co, mimo swojej takiej a nie innej okazałości budynek z tak wspaniałym widokiem byłby strzałem w dziesiątkę i wpadałby w me gusta.

    Rozmowa z TenTen? Ta dziewczyna jest takim typem człoweka, którego łatwo polubić. Ta wesoła energia, Cóź wyciąganie, informacji od Temari, w tym przypadku jest chyba normą. Tenny, - orginalny skrót - jest bardzo ciekawkim typem, musi wszystko wiedzieć, a zwłaszcza jeśl kroi się pomiędzy tą dwojką. Oh i jeszcze Kankuro tak super, świetnie uwilbiam go to wiesz.


    Tu skończę, bo mnie zrzucając z kompa. spróbuję znaleźć póxniej chwilkę by dokończyć. Sorki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeeej, Ronny znowu ze mną! ♥ Cieszy mnie, że udało ci się wszystko nadrobić, jednak ta długa (haniebna) przerwa na coś się zdała, hah xd Co do tych zajęcy to w sumie miałam małe wątpliwości, czy się połapiecie. Tak jakoś mi to wpadło do głowy, skoro rozmawiali o dzieciństwie, o tych festynach, to przecież i Hinatka mogła złapać zająca-guza na dupie. A Tenny jest bardzo kontrowersyjną postacią: niektórzy ją kochają, a inni zaś nienawidzą ._. I przez to nie wiem co z nią zrobić xd

      Dziękuję za opinię :*

      Usuń
    2. Super, nie? Tak Ronny powróciła na wszystkie blogi, wszystkie 4, tak SS też nadrobiłam. Moja czy twoja była haniebna? A w sumie obie były. Przyznam, szczerze, że bardzo się cieszyszłam, że przestałaś na chwilę dodawać rozdziały, wiem zaraz zostane za to zlinczowana, przez reszte twoich czytelników, którzy zapewne są bardziej jakby to powiedzieć systematyczni.
      To znaczy, że nie tylko ja nie wiedziałam o co chodzi z zającami?
      Tenny? Tu Ci nie pomogę, ja ją dażę sympatią i fajna jest pomiędzy nimi przyjaźń. Są różne od siebie, ale jednocześnie wiele je łączy. Ten, bardziej spontaniczna, gdzie Temari potrafi ją ściągnąć na ziemie. I działa to też trochę na odwrót, Ten, wyciągnie Tem gdzieś. Oba charaktey kontrastują i dopełniają jednocześnie. Ale jaką podejmiesz decyzje to już nie wiem.

      O czym ja jeszcze chciałam wspomnieć? A tak Yoshino Nara. To jest jedna z tych postaci których nie trawie, jest tak bardzo irytująca. Mimo, że sytuacja śmieszna nie była, to patrząc na to a raczej na jej zachowanie, jest dość nawet bardzo wnerwiające że aż śmieszne. Tak, wiem Temari ma bardzo do niej podobny charakter, ale to Temari znajdzie się mnóstwo powodów, za tym że i tak ją uwilbiamy. Nie wiem komu bardziej współczuć, Tem, że ją musiała spotkać czy Shikamaru, że nie tylko z nią mieszka, ale musi znosić obie. Myślę, że scenki z tymi dwiema mogą być naprawdę, zabawne, co już wiele autorów udowodniło.
      Nie nawidzę, facetów zależnych od matek. Tak zwane mamisynki, są typem których unikam i tracą na wartości. Nie mylmy bycie zależnym od matki a szanowanie jej. Bo to nie podlega, żadnej dyskusji, że ten który nie szanuje kobiety to zostaje, już na starcie skreślony.
      No Ino ze złamanym sercem i to jeszcze przez Shikamru? Oj jak przykro. Yamanak, jest najbardziej obojętną postacią z anime. Dostosowuje się do opowiadań i kreuję sobie opoinie blondynki, po jej zachowniu, które tutaj nie zalicza, się pod to które popieram i chyba jej tu nie polubię. Od kiedy to ona stała się ofiarą? Osoba, która przespała się z kumolem swojego chłopaka, oczekuję, że to jeszcze on będzie się za nią uganiał. Strasznie, denerwujące, jest to, że robi taki zamęt w okół siebie, bo niby ona cierpi. Trzeba było myśleć przed faktem nie po. Nie jestem zwolenniczką dawania drugiej szansy, jeśli nie chodzi że to ShikaTema je sobie daje, to raczej nie zasługuje się(oczywiście, zależy od sytuacji).

      Jestem cholernie ciekawa ShikaTema w twoim wydaniu, tak mam namyśl ich związek. Wiele, blogów, właśnie tutaj poległy. Jeszce utrzymując twn typowo charakterystyczny nastrój, zachowania, charaktery pary, przed wyznaniem sobie miłości i potem bum... nadzieja, że blog utrzyma standard pryska. Mam nadzieję, że nie zrobisz z niego pantofla, choć patrząc na niego i na Uchihe, to jednak Shika jest trochę większym. Wiele, autorek, które wychodzą obronną ręką z tego piszą ShikaTema jako parę drugoplanową oprócz Ciebie i Kiny nikt nie zyskał tak wielkiej mojej sympati, względem bloga o tej parze, jako główniej tematyce. Kina, odpadła, przed złączeniem ich miłóścią. Dlatego jeszcze bardziej liczę na Ciebie.

      No i szablon, jest taki uroczy. Bardzo Zywy i kolorowy. Typowo wiosenny. Kolorystyka wpływa poszytywnie na samopoczucie.

      Wiem, że to jest opo o ShikaTema, i najwięcej uwagi w komentarzu powinnam zwrócić uwagę na nich ale eh... teraz powinnam pisać notkę którą muszę dodać jutro jak i przygotowywać się na jutrzejsze lekcje, CZas rozsławić Polskę, tylko nie wiem w którą stronę mi się to uda. Zwłaszcza, że nauczycielka mnie nie lubi.

      Usuń
    3. Zapomniałam co chciałam napisać, ajk pisałam o matce Shikamaru. To, że tak naprawdę postąpiłam bym tak samo jak Teamri wychodząc, ale no nie wiemy jakby tak naprawdę zaragował Nara, bo Tem wyszła więc.Może by ją wybronił. Wiesz on jest przyzwyczajony do tego, ze matka dużo gada, i to bardzo często bez większego sensu, no i jej nie przerywał, bo zdawał sobie sprawę że i tak to nic nie, chciał poczekać i wtedy wytłumaczyć. No bo tak naprawdę nie wiemy co by się stało, gdyby nie wyszła.

      O jeszcze Shogi, opis ci wyszedł chyba dobrze? Nie wiem nie skupiłam się w tym miejscu, zbyt dużo ruchów jak dla mnie do wyobraźenia sobie, co wcale nie ujmuje temu fragmentowi, a raczej faktowi, że to jest dla mnie czarna magia. W szachy grywałam? I czasem nawet wygrywałam, ale to tylko dzięki temu, zę mój brat jest w tym kiepski, same ruchy były improwizacją. Gra jest na logiczne myślenie, czyli nie dla mnie bo jestem niecierpliwa, i zbytnio no cóż nie wychodzi w kwesti szachów.

      Przygryzła policzek od środka, by zaraz po tym nabrać w płuca solidną dawkę powietrza i zasypać mnie falą pytań. Nie da się? Chyba źle próbowałam.

      Lubisz matmę, jesteś z niej dobra i tak oblałaś? Nie strasz mnie, Ja swój egzamin mam 13 czerwca, w piątek. Cóż, przykro mi z powodu studiów no i współczuję. Co raz mniej widża mi się dtudia. Ale jeszcze 2-3 lata, i no będzie moja kolej. A jaki kierunek obierasz na październik? Mimo, wszystko powodzenia, dużo weny i czekam na następne rozdziały na TL i reszcie blogów.


      Mam nadzieję, że już o niczym więcej nie zapomniałam i idę pisać.

      Usuń
  11. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak ten rozdział umilił mi dziś dzień. A właściwie chwilę w ciągu całego, szarego, nudnego dnia. Takie światełko radości w tej całej monotonii… No, ale dobra…

    Raaany! Ileż ja musiałam czekać na ten rozdział! Nie obrażając reszty Twoich blogów, ten kocham najbardziej. Z trudem powstrzymywałam się, żeby nie przeczytać go już wczoraj, ale na szczęście się powstrzymałam. Do rzeczy…

    Zacznę od końca…
    Nie lubię takich dramatów! To znaczy… lubię, ale nie xD Sama nie wiem. Nadają historii jakieś napięcie, no ale kurde. Do niczego jeszcze nie doszło, a ona już, żeby ją nie dotykał :( Masz mi pociągnąć tę scenkę dalej w kolejnym rozdziale i dodać jakieś uspokojenie całej tej sytuacji. Niech czasem Shika nie strzela fochów i nie umywa rączek. Swoją drogą, myślałam, że on zaprosił ją w jakiejś konkretnej sprawie, a tu po prostu chciał pograć sobie w shogi? Aż dziwne xD Partnerkę do gry sobie chłopak znalazł. No… chyba, że właśnie pociągniesz to dalej i okaże się, że jednak Shikamaru chciał z nią o czymś pogadać, tylko czekał na odpowiednią godzinę ;>
    Ach, no i mama Nary… Nie spodziewałam jej się takiej… ostrej. Wiem, ze jest surowa, ale byłam pewna, że widząc Temari, po prostu się zmiesza i ochrzani syna, że nawet nie zaproponował jej nic do picia.

    Dobra, cofam się do początku…
    Poranek. Tak słodko było, jak się obudziła i tam był Shikamaru. Kac morderca! Mi nigdy tabletki nie pomogły! >:O A kochani braciszkowie poszli sobie pograć. No, ale chociaż Temari mogła trochę pobyć z Narą i Akimichim. Aż głodna się zrobiłam, jak o tych kanapeczkach czytałam. (wczoraj miałam to samo przy rozdziale Mits, kiedy o dżemie czytałam xD)
    Kankuro i te jego gadżety <3 No i rozwaliłaś mnie jak zwykle tą koszulką z Frodem Xd Zasłużony Hobbit xD No tak, podniosłe rozpoczęcie roku, to i wizerunek na koszulce nie może być byle kogo, a bohatera, który uratował świat!

    Uwielbiam scenki z tymi zeszytowymi rozmówkami <3

    NaruHina! Ta parka chyba już zupełnie odchodzi w zapomnienie na blogach. Co prawda nie czytam za wiele, ale kiedy już, to ich bycie razem jest zwykle czymś takim naturalny, a wręcz nudnym. U Ciebie jest to, co najlepsze! Początek ich kwitnącej miłości! Ta nieśmiałość, te popisy, te przypadkowe dotyki… Ach ci młodzi xD Nie mam innego określania, jak tylko to, że są po prostu słodcy. To jak się Naruto denerwował i jak wszystko zaplanował. To jak nie przemyślał tego, że Hinata nie potrafi przejść przez płot (jak można tego nie umieć!? xD) Szkoda, że nie spadła na niego xD
    No i ten punkt widokowy. Fajną zabawę sobie Naruto kiedyś wymyślił. To, żeby obczaić jakiś budynek w mieście i później go szukać. Az sama muszę kiedyś tego spróbować. ;)

    Cóż no…. To chyba tyle. Nie stać mnie już dziś na nic więcej, więc wybacz, że krótko ;* Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się szybciej i że będzie w nim Kiba. Bo nie oszukujmy się, sama wzmianka o nim to dla mnie stanowczo za mało.
    (przypomniało mi się jeszcze, że również moment, kiedy Shikamaru powiedział, że musi być gorąca w łóżku mnie rozwalił xD)
    Tak czy inaczej… pisz, pisz, pisz, chcę już kolejny rozdział tutaj, bo kocham tego bloga taaak mocno!
    Weny! ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę TL kochasz najbardziej? *___* Wow, nie spodziewałam się! Myślałam, że to Nakanaide podbiło wszystkie serca swoją schizowatością i wgl, a biedne Trouble stało tak na uboczu...

      O nie, Shikamaru na pewno nie strzeli focha i nie umyje rączek. Bądź co bądź to jest FACET, takie fajny facet, a nie jakaś ciapa. Fakt, przy mamie może trochę tak wyszedł, no ale to Yoshino xd

      Kiba będzie, obiecałam ci go w końcu w 12-stce. Ale trochę sobie na rozdział poczekacie, bo nie dość że znowu będzie cholernie długi, to jeszcze zanim do niego siądę, to czekają na mnie Nakanaide i Dziewczyna, czyli klimaty, które niestety bardziej czuję niż school.

      Dziękuję za opinię, kochana! ♥♥♥

      Usuń
  12. Na początku muszę Cię opieprzyć za taką długą przerwę. ;_______; Nie rób nam tego więcej! >.< Naprawdę stęskniłam się za tym opowiadaniem.

    NaruHina, NaruHina... Przyznam się, że nie lubię jakoś za bardzo tej pary, jednak w Twoim wykonaniu ją po prostu wielbię. Naruto zachował się fantastycznie, zabierając Hinatę w tak piękne miejsce. Rozmarzyłam się normalnie. *,* Ta panorama, to wino i Merci. <3 Do tego przystojniak obok. No i czego chcieć więcej? Coś już pomiędzy nimi zaiskrzyło, może niedługo zacznie rozwijać się pomiędzy nimi uczucie. Mam wielką nadzieję, że tak.

    Co tu się działo, co tu się działo? Mam na myśli relację ShikaTema. Uśmiechy, rozmowy, spotkania, gra w shogi. ;> Uwielbiam te ich docinki, to jak sobie cisną. Zachowują się jak takie stare dobre małżeństwo. <3 Nie spodziewałam się, że Tem własnemu tacie przebije oponę, ale z drugiej strony należało mu się. Dobrze mu tak, oj dobrze! Nigdy go nie lubiłam...
    On ją zaprosił do SWOJEGO DOMU. :o Matko, matko! On naprawdę ją do siebie zaprosił! :3 Byłam zachwycona i nawet w pewnym momencie myślałam, że do czegoś pomiędzy nimi dojdzie, no ale.... Zjebało się. :C Głupia matka Nary... >.< No ja rozumiem, że była zła i wgl, ale po co od razu wrzeszczeć (w dodatku na gościa). Ech, chamstwo, chamstwo, chamstwo! Nie podoba mi się to. ;_; Teraz Tem pewnie będzie go ignorowała, a przecież nie tak miało być! :c

    Bardzo podoba mi się przyjaźń Temari z TenTen. Idealnie do siebie pasują. Mają podobne charaktery, troszczą się o siebie. Może Ten w końcu uświadomiła Tem, że prędzej czy później uczucie i ją dopadnie. xD

    "Lepiej ci w rozpuszczonych, zagracając umysł.
    Chociaż raz nie myśl za dużo, mózgu - poprosiłam grzecznie.
    Nie wysłuchał." - Hahahahahahah, dawno się tak nie uśmiałam. Tak bardzo prawdziwe! <3333

    Jestem ciekawa, co tam u Sakury i Sasuke, bo dawno nie było o nich żadnej wzmianki. ^^

    Kankuro na studia? No proszę, proszę. Co to się porobiło. Poważny student? xD Ha, nie uwierzę. xd


    Hmmm, szablon! Dawno nie widziałam tak pięknego szablonu i do tego ta muzyka, która idealnie pasuje! *,* Mogę na niego patrzeć i patrzeć, nigdy mi się chyba nie znudzi. No i jeszcze zastanawiam się, jak dałaś te listki do postu i skąd je wzięłaś. ;> Zagadka życia. xD

    Było kilka literówek i wyłapałam jeden błąd:
    "nie przewidywalny" - nieprzewidywalny

    Poza tym wszystko było cudownie! Rozdział powalający, mam nadzieję, że kolejny też taki będzie no i pojawi się szybciej! Będę ci marudzić, zobaczysz! xD

    Piosenka podbiła moje serducho! :)

    Weny, dużo weny. I na to opowiadanie, na Nakanaide + Dziewczynę, która żyje. Masz teraz dużo czasu, więc wiesz, co robić! :)
    Szczęście w nieszczęściu. xDDDDDDDDDDDDDDDDDDD

    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach to wasze SasuSaku XD Będzie, będzie, prawdopodobnie w przyszłym rozdziale, który zapowiada się kurewsko długi. Matko, dlaczego tyle do niego musiałam napchać? Już mogłam w tym dać tego Saska i Sakurę, o rzesz w mordę, no nie przemyślałam tego! I dobrze, że się na mnie gniewasz za tą przerwę, chociaż ty jedyna! Postaram się dodać tu coś w ciągu miesiąca :* (ale nic nie obiecuję, żeby potem nie było!) I to się tak wydaje, że mam dużo czasu. Tak naprawdę to mama wykorzystuje nie jak tylko może, póki jeszcze roboty nie znalazłam. Na ten tydzień zaplanowała mycie okien - loooooffff ♥

      Zagadki życia nie rozwiążę :p póki co będzie to moja mała, słodka tajemnica. Jeśli poszperasz na angielskich stronach z kodami, to zapewne domyślisz się, jak zrobiłam te listki, he he. Wredna jestem B|

      Która piosenka? Są dwie :3

      Dziękuję za opinię i buziaki :**

      Usuń
    2. Mycie okien to super zajęcie. xD I nie narzekaj, bo może kiedyś ci się to w życiu przyda. xd (założymy jakąś firmę, zajmującą się myciem okien i zgarniemy ta to kupę kasy ;>)

      Zagadkę życia postaram się sama rozwiązać, chociaż marne szanse, że mi się uda. ;p

      No i teraz nie wiem czy jestem ślepa, czy głucha... Nie zauważyłam drugiej piosenki. :O Chodziło mi o "Strange Love" <3

      Usuń
  13. Taararararara wreszcie przybyłam :D
    No po prostu muszę zacząć od końca, bo ta scena tak mi się utrwaliła i nie chce wyjść z głowy, że chyba nici z mojego wcześniejszego pójścia spać dzisiaj ;__;
    No niby wiadomo, że mama Shiki jest ostra, sieje postrach itd, itp, ale u ciebie.. no psychopatka jakaś xD a ja myślałam, że to moja mama jest nerwowa.. ach co ja wiem o nerwowości? Nie dziwię się Temari, nawet największy twardziel wolałby zwiać, zwłaszcza że to faktycznie lepsze niż wdawanie się z nią w kłótnie. Mam nadzieje, że Shikamaru potem przemówi mamuśce do rozsądku! Zastanawia mnie tylko czemu nie powiedział jej, że Ino go zdradziła.. Może się obawiał, że ją pobije? xd
    Dobra, teraz zgrabnie przeskoczę do początku i postaram się mówić po kolei. Ach takie imprezowe poranki.. w pełni zgadzam się z Temari, co do świeżości powietrza, kiedy wyjdzie się potem na dwór. Według mnie, jedne z najpiękniejszych uczuć w życiu to poranny powrót do domu po imprezie, a potem prysznic ♥ xD (po którym zwykle jestem już na tyle rozbudzona, by zacząć odczuwać niechciane efekty, ale co tam)
    Czy wspominałam już o tym, że Shikamaru u ciebie jest tak nieprzyzwoicie męski? Jestem pewna, że tak, ale mogę to powtarzać do znudzenia ♥ no weź, podoba mi się nawet to jak odkręca butelkę!
    Naruto za to pobija wszelkie granice uroczaśności, kurde no słodkie było to jego przygotowywanie się do ranki, ten stres i roztargnienie <3 że już nie wspomnę o tym, jaką tą randkę zaplanował! Niby nic wykwintnego, ale cholera romantyczne i rozkoszne *.*
    Kankuro i Frodo ♥ no ja myślę, że podbiją serca na tej uczelni.
    Ach Shikamaru nawet męsko ogłasza, że zabiera gdzieś Temari xD dobrze, że nie ma brody. Wtedy jego męskość byłaby nie do zniesienia i stanowiła zagrożenie w postaci zazdrosnych, mniej męskich osobników.
    A skoro o tym mowa, to ja w sumie nie jestem pewna czy którykolwiek z moich znajomych nosi przy sobie scyzoryk xD to źle świadczy o nich, czy o mnie że kumpluje się z takimi nie-mężczyznami? xD chociaż jeden z nich miał kiedyś gumową atrapę noża, liczy się?
    Obstawiałam raczej, że Temari zarysuje ojcu lakier, ale przebicie opony też spoko, zwłaszcza że mieli okazje potrzymać się za ręce :D
    No ale teraz znowu muszę się przenieść do tego nieszczęśliwego zakończenia ;__;
    Ach głupia pani Nara, a tak już się zaczęło to między nimi rozwijać! Jestem mega ciekawa co teraz zrobi Shikamaru, czy posłucha Temari i da jej spokój (przez jakiś czas oczywiście, w końcu to ShikaTema) czy przeciwnie, zacznie się bardziej starać.. Spodobały mi się słowa Tenten, o tym, że nawet Ino musiała się wokół niego naskakać, a Temari nie ma takich problemów :D (wgl fajne zdrobnienie Tenny)
    A co do gry shogi, to myślę, że bardzo fajnie i zgrabnie to opisałaś. Nie powiem, żebym rozumiała cokolwiek, nawet w szachach jestem mniej niż marna, ale gdybyś nie powiedziała na końcu, że sama się na tym nie znasz, to bym się nie domyśliła xd
    Zdziwiłaś mnie wzmianką o rzuceniu studiów. No ale powodzenia na nowej drodze życia i w ogóle! ♥

    Pozdrawiam, buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiem, że zrobiłam z Yoshino jędze, nie ty pierwsza mi to wytknęłaś. W sumie nie miałam tego aż tak w planach, no ale samo wyszło. Z tym scyzorykiem, to niestety w dzisiejszych czasach się nie sprawdza, ech ;C niestety, faceci nie są już tacy fajni jak kiedyś, jak byłam młodsza to scyzoryk w kieszeni był na porządku dziennym jak dobrze pamiętam, że starsi koledzy z dzielni mieli. Ale gumowy nóż myślę, że Temari by jeszcze zaakceptowała!

      Shikamaru i broda? Hmmm, może zapuści, pomyślę o tym, w końcu Shikaku ma. I mówiłaś już, że jest w cholerę męski, a ja ci za to diabelnie dziękuję, bo to dla mnie wiele znaczy ♥ zależy mi właśnie, żeby ludzie nie postrzegali go za ciapę, a niestety tak czasami się zdarza. Wszyscy dostrzegają jego leniwość, a przecież męski też jest i to baaaaaardzo! I nie, Shikamaru na pewno sobie nie odpuści xd

      Również pozdrawiam i buziakuję :**

      Usuń
  14. Właśnie skończyłam czytać wszystkie notki i tak jakoś ani mi smutno, ani wesoło po prostu ni jak. Może przyczyną jest to, że musze cierpliwie czekać na następną notkę, a ja do osób cierpliwych nie należę. Po prostu niecierpliwy narwaniec ze mnie! Uch! ...wdech...wydech...
    Dobra jakoś dam radę i poczekam, ale będę co trochę sprawdzać czy coś się ruszyło.
    Swoją drogą nie spodziewałam się , że aż tak się w to wszystko wciągnę, ale cóż poradzić - życie nie wybiera.

    Akcja ogółem mi się bardzo podoba, pewnie dlatego, że pokazujesz wydarzenia ze wszystkich stron,a nie tylko z jednej. Wcześniej pisałam krótkie komentarze, bo byłam ciekawa co dalej, więc musisz mi wybaczyć. Teraz muszę wszystko z siebie wyrzucić.

    Bardzo podoba mi się postać Temari, bo jest ona uparta i udaje twardą, ale w tak naturalnie pokazałaś mi, że w głębi jest też wrażliwą dziewczyną, która okazuje swoje uczucia w dość dziwny sposób. Widać, że wiele rzeczy ją przytłacza i nie wie jak sobie z nimi radzić. Według mnie przyczyną jest brak matki i chęć dorównania bracią. Jej osoba tak po prostu mnie urzekła.

    Shikamaru Nara- ten osobnik pod koniec tego rozdziału strasznie mnie "delikatnie" mówiąc zdenerwował. Bo z jednej strony jest inteligentny, męski, uprzejmy i nie daje sobą pomiatać, ale z drugiej denerwuje mnie to, że gdy jest taka potrzeba te jego dobre cechy znikają, tu mam na myśli końcówkę tego rozdziału. Wiem, wiem powiesz, że się uczepiłam tego zakończenia, ale po prostu mnie nosi jak pomyślę o matce Shikamaru - ten tekst o zranionej Ino przeważył mój gniew-, a o nim samym nie wspomnę, bo mnie krew zalewa. Ja wcale nie mówię o tym, że ogólnie mam coś do Nary, tylko mnie zdenerwował, ach ci faceci! Uuu !!! Feministka się we mnie budzi! Tak w całości to Shika jest ok, nie daje sobą rządzić, potrafi zachować się jak na faceta przystało, ale też często wyprowadza mnie z równowagi. To tyle na jego temat.

    Moim skromnym zdaniem, którym wcale nie musisz się przejmować troszkę za mało dajesz Gary. Chciałabym przeczytać o nim coś więcej. Może podsunęłabyś mu jakąś dziewczynę, która zaczęłaby kruszyć tą jego delikatną skorupkę. Wiesz taka odmiana.

    A i zapomniałabym wspomnieć, że strasznie ciekawi mnie ta rozmowa więzienna Sasuke z Itachim, no aż mnie z tej ciekawości zżera, bo nie wiem co się działo.No bo ta rozmowa się już odbyła nie?? Czy po prostu ja nie załapałam znowu czegoś??

    Cieszę się załapię tego jak pokazałaś Sakurę. Niejest taka płaczliwa nie lata z Sasuke jak pies i nie wyznaje mu swojej ogromnej miłości. Jest taka normalna, ale i przy tym ciekawa. Interesuje mnie to za co jej ojciec siedzi w więzieniu. Nie pisałaś nic o tym nie?? Jak mam racje to chciałabym Cię prosić, byś nie długo uchyliła rąbka tajemnicy.

    Ogółem rzecz biorąc to co do tej pory przeczytałam z małymi przerwami mi się spodobało i czekam na następne notki. Mam nadzieję, że swoimi opiniami cię w żaden sposób nie uraziłam.

    Życzę natchnienia i czasu do pisania.
    Paulina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że mnie nie uraziłaś! Po pierwsze: generalnie cieszyłam się jak dziecko, widząc te wcześniejsze komentarze i szczerze podziwiam, ze udało ci się nadrobić wszystko wciągu jednego dnia xd Mi by nie starczyło zapewne zapału ._. I swoją drogą, pod prologiem napisałaś, że to twój pierwszy blog nie SS, co mnie bardzo cieszy - mam nadzieję, ze cię nie zraziłam. Oprócz tego mam jeszcze dwa blogi, poważniejsze niż ten i w zupełnie innym klimacie, wiec zapraszam:
      http://nakanaide-ss.blogspot.com/ - o parze SasuSaku
      http://dziewczyna-ktora-zyje.blogspot.com/ - o ShikaTema

      Nawet nie wiesz, jak mi miło, że polubiłaś kreację Temari, bo jest to wg mnie dość ciężka postać. Wszyscy wiedzą, ze jest twarda, ale większość osób zapomina, ze w rzeczywistości jest też zwykłą kobietą i ma swoje gorsze dni. Co do Shikamaru, to w przyszłym rozdziale trochę się wyjaśni. Rozmowy Sasuke z Itachim jeszcze nie było, o ile dobrze pamiętam xd Niestety przez to, że opowiadanie ma tyle wątków, sama się już trochę gubię w rozmieszczeniu tego wszystkiego w czasie ^^" W najbliższym rozdziale na pewno coś wyjaśnię. O ojcu Sakury było, ale jeszcze też przypomnę w takim razie w rozdziale. Fajnie, ze zwracasz uwagę na wszystkie poboczne wątki, bo wbrew pozorom one później wyjdą na prowadzenie. Akurat sprawa Itachiego i Sasuke jest tutaj bardzo ważna, chociaż może się tak póki co nie wydawać xd Muszę najpierw rozwinąć wątki miłosne, zanim krwawo zamieszam dramatem :3

      Dziękuję za komentarz ♥♥♥

      Usuń
    2. Absolutnie mnie nie zraziłaś. Mogę śmiało powiedzieć Ci, że dzięki Tobie inaczej patrze na paring ShikaTema- polubiłam go i znalazłam kilka fajnych blogów o nich. Na pewno zajrzę na Twoje pozostałe blogi.
      Paulina

      Usuń
  15. Przepraszam za opóźnienie z komentarzem oraz fakt, że jest on w swojej treści krótki i praktycznie powołany jedynie po to, aby uświadomić cię i innym, że przeczytałam, chociaż ty już o tym wiesz od dawna xD Nie przeczytałam go za jednym zamachem, a podzieliłam czytanie na dwie części. Wątek NaruHina przypadł mi akurat na chemie (drugi już raz xD) i umiliłaś mi tak strasznie ten przedmiot, że wyściskałabym cię na odległość! A właściwie zrobię to już teraz *ścisk* NH w twoim wykonaniu jest takie słodkie i urocze, a sam Narutek jest jeszcze bardziej kochańszy niż w anime, a Hinatka jeszcze bardziej przeurocza! A jeśli już ich połączysz, to dajesz mi taką mieszankę, że aby opisać mój stan emocjonalny musiałabym zaspamić ci gifami pt "My emotions" lub "My feelings" xD Ogólnie, scenki wyszły ci z nimi po prostu świetnie i czytało mi się to wszystko z ogromnym zaciechem na ustach! Jednoznacznie to oznacza, że chce ich więcej i więcej! ;D Bo jego czochranie grzywki, czy jej skoki przez ogrodzenie są czymś co w wyobraźni jest epickie! Kolejny dzień, to były jakieś wykłady o historii i tym razem, oczekiwanie na ich koniec, umilił mi czas z ostatnimi scenkami z ShikaTema. Podziwiam ci za opis tej gry. Nic z niej nie zrozumiałam, nie chciało mi się zbytnio wgłębiać jak Shikamaru pokonał Temari, najważniejszy był dla mnie efekt końcowy ale podziwiam, podziwiam i jeszcze raz podziwiam, bo z reguły chyba takie scenki pisze się najciężej. Przynajmniej mi. Miłym zaskoczeniem był stosunek matki leniwca do Temari. Taki odmienny od tych wszystkich schematycznych, kochanych mamusiek "Kochana, chcesz kawki czy herbatki?"
    Ogólnie całowałabym cię na NH ♥
    Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością! Widziałam, ze procenty na SS lecą w górę, więc pewnie najszybciej ujrzę nowy rozdział tam :)
    Pozdrawiam i przepraszam za jakość tego komentarza xD

    OdpowiedzUsuń
  16. Kobiety o silnych charakterach są dziwne. Z jednej strony, jak prawie każdy, chcą miłości, a z drugiej strasznie się boją, utraty bycia dla siebie żeglarzem i okrętem

    OdpowiedzUsuń

Kłaniam się nisko w podzięce za komentarz! ♥