25 października 2014

Rozdział 15

“I […] wszystko było wspaniale, bo przecież u każdego „wspaniale” wygląda mniej więcej tak samo.”

DWA MIESIĄCE PÓŹNIEJ
8 grudnia, niedziela
Śnieg pruszył od dwóch dni, ścieląc na ziemi miękką warstwę puchu, a mnie przyprawiało to o ból głowy, wieczne niezadowolenie i przemarznięte stopy. Nigdy nie lubiłam zimy, a w Sunie i tak były łagodniejsze niż w Konoha. Dziś, przy minus piętnastu stopniach Celsjusza przeżywałam najchłodniejszą zimę swojego życia, a według Tenten pogoda ponoć w tym roku łagodnie się z nami obchodziła.
Super. Jeśli to prawda, to jestem pewna, że z końcem lutego zostanie po mnie już tylko kostka lodu, a nie żywy człowiek.
Moja przepowiednia nawet zaczęła się spełniać. Gdy tylko stanęłam pod drzwiami wejściowymi domu Państwa Nara, całkowicie zamarznięty miałam zarówno każdy kawałeczek twarzy, mimo szalika zawiniętego wysoko ponad nosem, jak i dłonie oraz stopy - wszystkie palce jęczały mi z bólu.
Po raz setny spytałam siebie, dlaczego, do cholery, zgodziłam się tu przyjść w niedzielny poranek i po raz setny na nie odpowiedziałam: Ach tak! Bo Shikamaru obiecał mi gorącą czekoladę. Oraz dom wolny od jego matki.
Zadzwoniłam do drzwi i w oczekiwaniu potarłam o siebie skostniałe dłonie. Przyjemne ciepło zaczęło roprzestrzeniać się po moim ciele, mając epicentrum w brzuchu, gdzie właśnie do startu stanęły motylki. Był jeszcze jeden powód mojej wizyty tutaj, ten, do którego niekoniecznie chciałam się przyznać: tęsknota. Koniec semestru zbliżał się wielkimi krokami, przez co przez ostatnie dwa tygodnie z Shikamaru nie mieliśmy dla siebie prawie żadnej wolnej chwili, prócz wspólnych lekcji, wciąż zajęci nauką.
A ten dzień mieliśmy spędził cały razem. Całkiem sami. W jego domu.
Sama myśl o migdaleniu się na jego łóżku wycisnęła mi na ustach uśmiech. Który jednak szybko zgasł, kiedy drzwi zamiast Shikamaru, otworzyła mi Pani Nara.
KŁA-MCA! - wrzasnęłam w myślach, zanim wydukałam dość niechętnie:
- Dzień dobry, ja do Shi...
- SHIKAMARU! - przekrzyczała mnie kobieta, stając bokiem do środka domu. - Znowu ta dziewucha do ciebie!
Zabiję go, zabiję, ZABIJĘ KURNA!
Mocno zacisnęłam zarówno pięści, żeby przypadkiem nie wywinąć nimi w twarz matki Shikamaru, jak i szczękę, by utrzymać język w ryzach za zębami. No doprawdy, ta kobieta doprowadzała mnie do szewskiej pasji!
,,Niech wejdzie” - usłyszałam przytłumioną odpowiedź tego zdrajcy. Nawet nie chciało mu się po mnie wyjść do drzwi, leń pieprzony. Najchętniej za karę po prostu bym się wróciła do domu, żeby bardziej zatęsknił, ale a) byłaby to zarówno kara dla mnie, więc odpada; b) na dworze było za zimno, a ja całkowicie przemarzłam i marzyłam już tylko o ciepełku domu, kocu, ramionach Płaczka i gorącej czekoladzie oraz c) nie dam temu babsztylowi satysfakcji wywalenia mnie stąd zwykłą personalną niechęcią.
Pani Nara posłała mi spojrzenie pod tytułem ,,Właź, skoro musisz”, a ja odwdzięczyłam się swoim, podpisanym specjalnie na tę okazję ironicznym ,,Przepraszam, że żyję”. Następnie ściągnęłam w korytarzu kozaki i czym prędzej czmychnęłam w stronę pokoju Shikamaru. Zdrajca stał oparty nonszalancko o framugę drzwi, zupełnie jakby nie wiedział, co najlepszego uczynił i jak bardzo mnie tym wkurzył.
Dochodząc do Płaczka, zamiast dać mu buziaka na przywitanie, przystawiłam mu do czoła spluwę z palców prawej dłoni.
- Powinnam cię za to zabić - mówiłam z poważną miną - co masz na swoje usprawiedliwienie?
- Zupełnie nic - odparł, uśmiechając się zarazem przebiegle i przepraszająco. No nie, jeszcze tego brakowało, żeby od progu wziął mnie na litość. Natychmiast zanotowałam w głowie: wyćwiczyć serce, bo ostatnio strasznie zmiękło. - Strzelaj.
Zanim wydał rozkaz, przesunął mój prowizoryczny pistolet z głowy na klatkę piersiową. Chyba chciał mi przez to powiedzieć, że mam strzelać prosto w serce. Ha ha.
Westchnęłam, opuszczając dłoń/broń.
- Lepiej szybko zrób mi super słodką czekoladę do picia na przeprosiny, bo inaczej wychodzę, kiedy tylko się trochę zagrzeję.
Kłamstwo. Skoro już tu weszłam, to zamierzałam na złość Yoshino Narze nie wychodzić aż do samego wieczoru.
- Rozgość się - poradził, rozplątując mi z szyi szalik. Cmoknął mnie jeszcze w usta, zanim dodał: - Mój tata jest dzisiaj w domu. Chciałem, żebyś w końcu go poznała. On, w przeciwieństwie do mamy, cieszy się, że mam dziewczynę.
Dziewczynę. Wciąż nie mogłam się przyzwyczaić do tego słowa.
- To tłumaczy ten podstęp - murknęłam bardziej do siebie, niż do niego, ale i tak dosłyszał.
- Zjemy z nimi obiad, więc masz jeszcze dwie do trzech godzin na oswojenie się z tą wiadomością.
- Przyjęłam! - zasalutowałam z kpiną.
Znów mnie pocałował, tym razem głębiej. O wiele, wiele głębiej. Może w nagrodę, bo taka ze mnie dzielna dziewczynka? Skóra pod kurtką zaczęła mnie niemal parzyć, od żaru, jaki wybuchł w moim ciele. Boże, tęskniłam za takimi pocałunkami, a w szkole nie mogliśmy sobie na nie pozwolić.
On też tęsknił. Poznałam to po pociemniałych z rozkoszy i pożądania oczach.
- Lepiej pójdę zrobić tę gorącą czekoladę.
- Lepiej tak.
Wyminął mnie, a ja wślizgnęłam się do jego pokoju. Torbę zrzuciłam z ramienia pod ścianę, a zimowy płaszcz na krzesło przy drewnianym biurku, na którym leżała plansza do shogi. Ostatnio kiedy tu byłam rozegraliśmy jedną partyjkę i przegrałam dopiero po dwunastu ruchach Płaczka - robiłam postępy!
Usiadłam po turecku na łóżku, krytycznie przyglądając się swojemu strojowi. Szare legginsy i jasnofioletowy, szeroki sweter do połowy ud nie był najbardziej wyjściowym strojem na poznanie ojca Shikamaru i pro rodzinny obiadek. Jego matka i tak mnie nie lubiła i właściwie mogłam sobie wyobrazić, jak będzie krytykować tę ,,zniewagę”. Dzięki Bogu, że chociaż pomyślałam o długim wisiorze z okrągłym szarym sztucznym brylantem - niewielka pociecha, ale chociaż trochę ratował outfit.
Shikaku Nara. O tym mężczyźnie wiedziałam tak naprawdę niewiele. Był głównym śledczym konoszańskiej policji i w ostatnich miesiącach pracował nad jakąś ważną sprawą, przez co wracał do domu późno i często pracował też całe soboty, a nawet zdarzały się niedziele. Shikamaru skarżył mi się raz, że matka podejrzewa go o zdradę, ale on sam ni w ząb w to nie wierzył - ponoć ten mężczyzna kochał tamtą kobietę ponad życie, a ja, doprawdy, nie rozumiałam za co. Kiedy mu to powiedziałam, wytknął mi, że prawdopodobnie nie polubiłabym wobec tego samej siebie, bo twierdził, że mam z Yoshino Nara wiele wspólnego.
Porzuciłam temat tak szybko, jak się pojawił, nie chcąc się kłócić.
Shikamaru wrócił po dziesięciu minutach z dwoma kubkami gorącej czekolady w rękach. Wyglądał z nimi naprawdę uroczo, trochę przypominał małego chłopca, w dodatku cieszył się dokładnie jak dziecko, podając mi moją porcję. Jedynie ciemnoszary dres i biała bluzka dodawały mu nieco powagi i luzu. Lubiłam go w takim wydaniu. Cóż, tak właściwie to ostatnio lubiłam go w każdym wydaniu, ale kto by się tym przejmował?
Mogłabym powiedzieć, że gardzę sobą przez to, jak omamiło mnie uczucie, ale tego nie zrobię. Bo tak naprawdę cieszę się. Przez ostatnie dwa miesiące przekonałam się, że czasem warto odpuścić dumie i tak po prostu... Żyć.
- Mama coś komentowała? - spytałam po upiciu łyka. Czekolada przyjemnie pieściła moje podniebienie, mmm. - Uprzedziłeś ją, że przychodzę, prawda?
Shikamaru, odstawiwszy swój kubek na szafkę nocną, położył się w poprzek łóżka.
- Uprzedziłem, ale i tak musiała dodać swoje dwa grosze kiedy wszedłem do kuchni. Ale nie przejmuj się, przy ojcu nie powinna ci dokuczać - odparł, oplatając ramionami moją talię od tyłu i wtulając twarz w moje plecy. Potarł nosem ponad gumką legginsów. - A jeśli to nie pomoże, to ja cię obronię.
- Nagle jesteś taki odważny? - zadrwiłam, zerkając na niego przez ramię. Właśnie otworzył jedno oko i przesłał mi półuśmiech.
- Widzisz, czegoś mnie nauczyłaś jednak.
- I jestem z tego dumna!
Wzmocnił uścisk.
- Długo masz zamiar pić tę czekoladę?
Zaśmiałam się, umyślnie delektując się na głos przy kolejnym łyku.
- Jest taka dobra, że chyba nie będę się spieszyć.
Jęknął boleściwie.
- Ale ja chcę się do ciebie poprzytulać - mruknął i zostało to przytłumione przez materiał mojego swetra.
Specjalnie mnie tak kusił. Wiedział, że też chcę się poprzytulać i wiedział, że ja tak samo jak on wiem, że to nie skończy się tylko na przytulaniu. Dwa tygodnie bez namiętnych pocałunków to cholernie długo i już byłam o krok od odstawienia kubka na podłogę i rzucenia się na niego, kiedy przypomniałam sobie, że przecież powinnam go trochę podręczyć za ten przeklęty obiad.
Temari, bądź silna! Przecież potrafisz!
- A ja chcę się na ciebie wydrzeć, ale tego nie robię. Cierp, kłamco.
- To nakrzycz na mnie, a potem ja ci wynagrodzę przyszłe męki.
Spryciarz.
Przewróciłam oczami, chociaż on i tak nie mógł tego dostrzec, i wzięłam kolejne trzy łyki czekolady.
- Gdybym zgodziła się na ten układ - zaczęłam - to wygarnęłabym ci, że jesteś tchórzem, skoro bałeś się powiedzieć mi prawdę. Powiedziałabym też, że gdybyś mnie poprosił, to może zgodziłabym się na ten obiad. A potem bym dodała, że nawet chcę poznać twojego ojca. A potem znowu bym cię skrzyczała, bo przez to, że nie pisnąłeś słówka, niewłaściwie się ubrałam. I na koniec jeszcze bardziej bym się obraziła. - Kolejne dwa łyki. - Ale nie zgadzam się na ten układ, więc nic nie powiem, tylko dopiję swoją czekoladę i się na ciebie rzucę. Tak będzie prościej, zamiast kłócić się pół godziny i pozwolić czekoladzie na wystygnięcie. Zimna jest niedobra.
Usłyszałam za sobą stłumiony, szczery śmiech i poczułam, jak niegrzeczne ręce Shikamaru wślizgują się pod mój sweter, gładzą brzuch przez podkoszulkę, wchodzą pod miękki materiał, muskają skórę, kciuk zatacza kółka wokół mojego pępka... Tak mocno skupiłam się na doznaniach, że nawet nie zauważyłam, kiedy zdążyłam opróżnić kubek.
Opuściłam z łóżka nogi i odstawiłam kubek obok kubka Shikamaru. W przeciwieństwie do mnie, on nie upił nawet łyka - jego strata. Przeszło mi przez myśl, czy jeszcze się z nim nie podroczyć i nie wypić też jego porcji, ale szybko z tego zrezygnowałam. Brzuch miałam już pełny, a usta świeżbiły mnie do pocałunku.
Reszta ciała też.
- To mówisz, że mamy dwie godziny? - spytałam zaczepnie, siadając bokiem do Nary. Miał zamknięte oczy i otworzył je dopiero po dłuższej chwili. Musnęłam dłonią jego policzek. - Jeśli masz zamiar spać, to wypiję też twoją czekoladę.
- Nawet się nie waż - sparował, zdecydowanym ruchem przewracając mnie na plecy. Od razu przygniótł mnie swoim ciałem do materaca.
Tyle że zaczął muskać moje usta upierdliwie powoli. Próbowałam pogłębić pocałunek, ale ten idiota za każdym razem odsuwał głowę i pozwalał tylko na cmoknięcia.
- Ty chyba sobie jaja robisz - warknęłam, kiedy spoglądał na mnie rozbawiony.
- Najpierw ty dręczyłaś mnie, to teraz ja podręczę ciebie.
Walnęłam go z pięści w pierś. Idiota!
- Nie chcesz mnie wkurzyć - zagroziłam. Znów zaledwie musnął moje usta.
- Owszem, chcę.
Krew we mnie prawdziwie zawrzała ze złości i niezaspokojonego pożądania. Już ja mu pokażę, jak bardzo nie chciał mnie wkurzyć!
Użyłam całej swojej siły, żeby naprzeć na niego i przewrócić na plecy; cudem się udało, bo przeciwstawiał się jak mógł. Wtedy usiadłam na nim okrakiem i mocno zaparłam się o materac nogami, kolana przyciskając do boków Shikamaru. Nie mogłam pozwolić mu na ucieczkę! Gdy w końcu go uziemiłam i przestał stawiać opór, pochyliłam się nad nim, splątałam nasze dłonie nad jego głową i zaczęłam całować. Poruszałam się na nim, przejmując kontrolę nad jego ustami. Chciałam też powstrzymać go przed dotykaniem mnie, dlatego starałam się utrzymać jego ręce ponad głową, ale w ostatecznym rozrachunku okazał się silniejszy, chociaż siłowaliśmy się przez dobrą minutę. W końcu wygrany położył mi ręce na biodrach i zaciskał na nich mocno dłonie. Kiedy poczułam pod sobą jego podniecenie, oboje jęknęliśmy i przerwaliśmy pocałunek.
Matko chrystusko, przez moment nie wiedziałam, gdzie jestem...
- Właśnie dlatego chciałem cię wkurzyć - szepnął zachrypniętym z pożądania głosem.
- A ja właśnie dlatego dałam ci się wkurzyć - odparłam z uśmiechem, przewracając się na plecy.
Shikamaru wlazł na mnie i znów zabrał się do całowania...
Sytuacje jak ta zdarzały nam się stosunkowo często, a właściwie za każdym razem, gdy byliśmy w jakimś pomieszczeniu sami. Prowadziło to do upierdliwego napięcia seksualnego, którego jeszcze nie odważyliśmy się rozładować. A raczej ja się nie odważyłam, bo Shikamaru już ze dwa razy próbował pozbawić mnie kilku części garderoby, zazwyczaj stanika lub spodni.
Jeszcze nie doczekał się akcji zakończonej sukcesem.
Winą za to obarczałam w stu procentach siebie i swoje staroświeckie poglądy. Nie, nie zamierzałam czekać z seksem do ślubu, jednak wyznaczyłam sobie pewną granicę - trzy miesiące poważnego związku, zanim spuszczę majtki i rozstawię nogi - której stricte przestrzegałam. Tyle że z każdym kolejnym zbliżeniem dotrzymanie celibatu było coraz to trudniejsze i bardziej frustrujące, co zacieśniało nieznany mi dotąd supeł pożądania w dolnych okolicach ciała. Szczególnie nieznośne stawało się pulsowanie w kroczu, kiedy Shikamaru ocierał się o nie przez materiał, tak jak teraz...
O. Mój. Boże. Jęknęłam mu w usta.
Chyba powinnam za to dostać jakąś klawą ksywkę. Może Temari Dziewica? Albo Niedoruchana Temari? Wiem! Najlepiej Temari: Dziewica z Zadatkami Na Nimfomankę, o!
- Dość! - zarządziłam, zrzucając go z siebie. Leżeliśmy ramię w ramię dysząc głośno, a ja przytrzymywałam Shikamaru ręką na klatce piersiowej, żeby zrozumiał, że ma się nie ruszać. Musiałam ochłonąć, bo inaczej trzy miesiące celibatu szlag trafi.
Tak, byłam dziewicą i to stanowiło kolejny powód, dlaczego zbywałam sytuacje ,,może prowadzić do seksu”. Przed Shikamaru miałam dwóch partnerów, ale nie na tyle poważnych, żebym pozwoliła im na cokolwiek więcej niż buziak i trzymanie za rączkę. Z resztą ostatniego przybłędę poznałam w trzeciej gimnazjum, a wtedy gówno jeszcze wiedziałam o swojej kobiecości i czymś takim jak orgazm.
- Nie jest ci za ciepło? - spytał, niby to troskliwie, chociaż ja swoje wiedziałam. Przy wypowiadaniu słów złapał rąbek mojego swetra i zaczął mi go ściągać, ale wtedy obciągnęłam materiał w dół.
- Nie, zmarzłam na dworze - powiedziałam pół-prawdę.
Fakt, zmarzłam, ale już dawno mnie po tym rozgrzał. I kłamstwo, bo było mi kurewsko gorąco.
- Jakoś ci nie wierzę - odparł ze śmiechem, tym razem stanowczymi ruchami zdejmując mi sweter przez głowę.
Niecały miesiąc temu odbyliśmy poważną rozmowę i sama ją zaczęłam. Rozmowę o Ino, w której wypytywałam Shikamaru o wszystko, a on na wszystko odpowiadał bez wymijania, twierdząc, że ma już dość moich ciągłych docinek o Yamanace. Dowiedziałam się wtedy, że znali się od przedszkola, a ich związek trwał prawie dwa lata - co za tym idzie, Shikamaru nie był prawiczkiem i do tego również się przyznał. Potem wyznał, że nie wie, czy kochał Ino jako kobietę, czy bardziej jak siostrę, a ja wyzwałam go od zboczeńców wchodzących w kazirodcze związki.
To był kolejny powód na NIE. Yamanaka wyglądała na jurną dziewczynę, więc i Shikamaru musiał być... Doświadczony.
Sunął dłońmi po moim brzuchu i talii, obcałowując zarazem szyję, później dekolt. Było to przyjemne, ale i tak zdecydowanie wolałam jego usta na moich. Uwielbiałam się całować i uważałam to za najlepszy z prymitywnych instynktów człowieka. Dlatego głaszcząc kark Shikamaru przyciągnęłam jego twarz do swojej. Zawsze kiedy przejmowałam kontrolę on odbierał to jako zaproszenie - nie potrafiłam zrozumieć, czemu - i tym razem nie było inaczej: wślizgnął dłonie pod mój podkoszulek, drażniąc mi skórę parzącym dotykiem. Chciał sięgnąć wyżej, do stanika, albo może nawet pod, ale go powstrzymałam, łapiąc za przegub.
Warknął na mnie gardłowo.
- Nienawidzę kiedy tak robisz, jestem tylko facetem - wysapał, patrząc mi w oczy.
- A ja szanującą się kobietą i po prostu uczę cię cierpliwości.
- Twój argument to inwalida - burknął już nieco obrażony. Uniósł się na przedramionach, żeby zaraz położyć głowę na moich cyckach.
No tak: one way or another...
- Tak tylko przypominam, że twoja mama mogłaby wejść tutaj w każdym momencie. To powinno ostudzić twój zapał.
Zdjęłam mu gumkę z włosów i zaczęłam przeczesywać je palcami. To głupie, ale zazdrościłam mu ich, bo były grubsze i zdrowsze od moich... Idiotyzm! Od kiedy w ogóle przejmowałam się takimi rzeczami?
- Nie wejdzie, bo zamknąłem drzwi na klucz.
- Kłamiesz, nie słyszałam dźwięku zamykanej zapadki.
- Bo ten klucz nazywa się TATA. Przypominam ci, że on też jest facetem.
Nie wiedziałam, czy miał na myśli ,,jest facetem, więc będzie trzymał mamę z dala od mojego pokoju, bo wie, co tam się dzieje” czy raczej ,,jest facetem, który rzadko widuje swoją żonę i skorzysta z okazji, kiedy syn zajęty jest czymś innym”. Wolałam jednak nie wnikać, dla własnego komfortu psychicznego.
- Poza tym - zaczął, znów obcałowując mój dekolt. Zjeżdżał coraz niżej i niżej, aż do rowka między piersiami. Kiedy i tam odcisnął swoje usta, zadrżałam a sutki mi stwardniały. - Pieszczoty to jeszcze nie seks.
Doświadczony facet - błogosławieństwo, czy przekleństwo?
Nie potrafiłam wybrać.

Sakura ostatni raz ścisnęła dłoń ojca, zanim wstała z krzesła ze słowami:
- Za tydzień nie będę mogła cię odwiedzić, ale na pewno wpadnę jeszcze przed świętami. No i mama obiecała, że przyjdzie w tygodniu.
Mężczyzna pokiwał głową ze znużeniem, ciepło spoglądając córce w oczy.
- I tak odwiedzasz mnie częściej, niż kiedykolwiek mógłbym marzyć. Idziesz na ten kulig, racja?
- Tak, Naruto nie może się go doczekać. W szkole cały czas gada tylko o tym i niczym innym. Kulig to, kulig tamto, a na kuligu to tamto. - Zaśmiała się z podekscytowania przyjaciela. - Z resztą wiesz, jaki on jest. Wulkan energii i pozytywizmu.
            - Wiem, wiem. Zaprosisz go do nas na Wigilię?
            - Jak co roku - odparła z zadowoleniem, podchodząc do drzwi pomieszczenia. Zaczekała jednak z pukaniem, by strażnik otworzył jej drzwi.  - Jakieś zamówienie z kuchni mamy na ten dzień?
            - Kilka pierogów i kawałek placka z wiśniami - odpowiedział nadzwyczaj szybko, jakby od samego początku czekał na to jedno pytanie. Sakura znów parsknęła śmiechem.
            - Masz to jak w banku. - Zapukała dwa razy. Strażnik otworzył drzwi w trzy sekundy później. - Trzymaj się, tato.
            Machając rodzicielowi na odchodne, wyszła z pokoju odwiedzin. Z zadowoleniem ruszyła wzdłuż długiego korytarza. Od pierwszego spotkania z ojcem minęły już prawie trzy miesiące i od tamtego czasu odwiedzała go regularnie. Zapomniała o wszystkich szkodach jakie wyrządził ich rodzinie, wybaczyła każdy błąd i odzyskała tatusia, którego pamiętała z lat dziecięcych: opiekuńczego, dowcipnego, kochającego. Nie obchodziła jej drobnostka, jaką było więzienie.
            Gdy była już na końcu korytarza, usłyszała za sobą krzyki. W normalnych okolicznościach po prostu poszłaby dalej, ale w zasłyszanej wypowiedzi pojawiło się imię, obok którego nie potrafiła przejść obojętnie: Sasuke.
            Odwróciła się na pięcie i obserwowała całe zdarzenie z szeroko rozwartymi oczami. Z drugiego pokoju odwiedzin wypadł muskularny, wysoki mężczyzna z szarymi włosami przylizanymi na żel. Potknął się o własne stopy i prawie upadł, równowagę udało mu się złapać w ostatniej chwili. Spojrzał na osobę stojącą w drzwiach, której Sakura nie mogła dostrzec i splunął pod jej nogi.
- Nie stresuj się tak, Uchiha. Twój mały braciszek z nami nie zginie.
- Tylko spróbuj go tknąć, a cię zabiję! Zajebię cię! - krzyczał drugi mężczyzna. Przez moment Haruno mogła dostrzec kontur jego twarzy oraz kruczoczarne włosy. Nieodparcie przypominał jej o Sasuke. - Masz go zostawić w spokoju, rozumiesz!? Rozumiesz ty śmieciu!
Szarowłosy facet poprawił swoje ubrani i z pełną nonszalancją zwrócił się w stronę strażnika:
- Panie władzo, czy takie groźby nie są karalne? Chyba powinniście przedłużyć wyrok Itachiego. - Przygłaskał włosy dłonią. - A Sasuke się nie przejmuj, przyjacielu. Wciąż nienawidzi cię tak samo mocno.
Więc jednak mówili o Sasuke. Sakura zesztywniała, czując jak krew odpływa jej z twarzy. Nie wiedziała nawet, jakim cudem wciąż stoi na nogach. Rozmawiali o jej Sasuke.  S a s u k e.
Wpadła na ścianę, gdy zorientowała się, że Nieznajomy idzie w jej kierunku. Jeden, drugi, piąty krok i już był przy niej, a ona, wciśnięta w marmur, drżała na przestraszonych nogach. Mężczyzna pochylił się nad nią i poczuła na swoim policzku jego gorący, cuchnący oddech.
- Nie wiesz, że nieładnie tak podsłuchiwać? - Odsunął się nieznacznie, studiując jej twarz. Sakura nie potrafiła wykrztusić nawet słowa. Wiedziała, kim w przeszłości był brat Sasuke, więc domyślała się, kto właśnie stał tuż przed nią: jego kumpel z mafii.
Nie powinna była podsłuchiwać. Nie powinna była się zatrzymywać. Nie powinna była obserwować całej tej sytuacji!
Wzdrygnęła się pod naporem delikatnego dotyku dłoni na policzku. Chciała uciec od niego odwracając głowę, lecz wtedy mężczyzna ścisnął między silnymi palcami jej podbrudek i odwrócił w swoją stronę. Przez chwilę intensywnie wpatrywał się w jej oczy.
Uśmiechnął się kącikiem ust.
- Pozdrowię od ciebie Sasuke, mała Sakuro. Z pewnością się ucieszy.
Puścił ją i odszedł.
Potrzebowała całej siły woli, żeby nie osunąć się po ścianie. On wiedział, kim była. Wiedział, że znała Sasuke. Nie potrafiła jedynie zrozumieć, po co była mu ta wiedza potrzebna i to wyraźnie ją martwiło.
Usłyszała dźwięk zamykanych drzwi i spojrzawszy w kierunku pokoju odwiedzin Itachiego, zobaczyła wychodzącego z niego strażnika. Czym prędzej odwróciła wzrok i odepchnęła się od ściany, odchodząc. Szybkim krokiem przeszła do holu, oddała w recepcji przepustkę oraz odebrała prywatne rzeczy. Z budynku więziennego wypadła w pół minuty po tym, nabrała w płuca pięć uspokajających wdechów, zanim opanowała emocje w stanie podstawowym.
Wygrzebawszy z torebki telefon komórkowy wybrała numer Sasuke. W oczekiwaniu wsłuchiwała się w dźwięki sygnału, jeden, drugi, trzeci…
- No odbierz, do cholery - mruknęła do słuchawki. Kolejne cztery sygnały. - No dalej, dupku, odbierz chociaż raz!
Ale po drugiej stronie odezwała się jedynie automatyczna sekretarka.
Sakura ze złością przycisnęła czerwoną słuchawkę i przeszła do pisania wiadomości. W kilku słowach wystukała swoją frustrację i rozdarcie. Palce skostniały jej od zimna.
Zaplątała na szyi szalik. Na dłonie naciągnęła rękawiczki. Zapinając zamek kurtki ruszyła na plac zabaw, w myślach wygłaszając groźbę: Lepiej, żebyś przyszedł.

Nie odebrał telefonu. Kiedy zobaczył na wyświetlaczu połączenie od Sakury, pomyślał, że musiała pomylić numery. Że tak naprawdę próbowała się dodzwonić do Ino lub Naruto. W końcu nie odzywała się do niego przez ponad dwa miesiące, a mu to odpowiadało. Więc dlaczego teraz?
Tyle że po wybrzmieniu ostatnich słów refrenu End of Me - A Day to Remember telefon ucichł tylko na moment, wtedy otrzymał esemesa. Od Sakury.
,,Teraz tezar terz TERAZ!!!!!!”
Po popełnionych błędach i liczbie wykrzykników mógł stwierdzić, że dziewczyna była zdenerwowana, może zła (na niego?), w każdym razie targały nią silne emocje. Nie rozumiał, co ją tak wzburzyło, ale wiedział jedno: jeśli nie pójdzie na plac zabaw, to jutro Sakura złapie go w szkole, a tego nie chciał. Kto jak kto, ale akurat ona była cholernie uparta, a przez to irytująca.
Westchnął, chowając telefon do kieszeni kurtki. Wyszedł z mieszkania tylko do sklepu po fajki, a teraz będzie musiał wydłużyć swój spacer. Plac zabaw znajdował się trzy przecznice od supermarketu, pod którym stał. Odpakował pudełko dopiero co zakupionych papierosów, wyrzucił do śmietnika folię i wyciągnął jednego szluga. Odpalił go zapałką, po czym zaciągnął się, ruszając z miejsca.
Lepiej, abyś miała dobry powód, żeby mnie tam ściągać, Sakura.

- No już, przecież dobrze wyglądasz. Chodź na dół, bo mama się wścieknie - marudził mi do ucha Shikamaru, obejmując mnie od tyłu w pasie, podczas gdy ja uparcie i dość mało skutecznie próbowałam ujarzmić bałagan na mojej głowie. Kosmyki uciekały spod gumek, jakby tamte jedynie udawały, że potrafią utrzyma je w ryzach.
- Cicho siedź, to ty doprowadziłeś mnie do takiego stanu, więc teraz cierpliwie czekaj, aż się ogarnę. Przecież gdyby twoja matka zobaczyła jak wyglądam, to od razu wyrzuciłaby mnie za drzwi, wyzwała od szmat i zarzuciła, że cię demoralizuję.
- Yhym - mruknął niedowierzając.
- No mówię ci, matki takie są. A przynajmniej ja byłabym taką matką.
Zaśmiał się w moją szyję. Ostatnio zrobiła się z niego straszna przylepa. Przez dwie godziny wypuścił mnie ze swoich ramion jedynie dwa razy, kiedy ubłagałam go o wolność pod pretekstem 1) napicia się wody oraz 2) siku. No naprawdę, mój pęcherz cierpiał katusze.
Byliśmy w łazience. Krytycznie przyjrzałam się swojemu odbiciu. Wciąż na policzkach miałam purpurowy plamy od gorąca, zbytniej bliskości, pożądania i zwykłego, pospolitego zawstydzenia. W moich oczach łatwo można było wyczytać, że jeszcze przed chwilą migdaliłam się jak głupia ze swoim chłopakiem, ten mały grzeszek był dosłownie wygrawerowany na mojej twarzy. Do tego te przeklęte włosy. Grzywka jeszcze jako tako współpracowała, wystarczyło przeczesać ją palcami, ale kitki stawiały opór na każdej płaszczyźnie. Nie potrafiłam zrobić ich tak, aby swoim ułożeniem wiarygodnie mówiły: tam na górze nic się nie działo.
Shikamaru złapał mnie za dłonie, schował je w swoich dużych, ciepłych i szorstkich. Dziesięć sekund później je wypuścił, a ja stwierdziłam, że zrobił to zdecydowanie za szybko; jego dotyk koił moje zszargane nerwy. Zamknęłam więc oczy, delikatnie opierając się plecami o jego ciało. Musiałam go czuć przy sobie, żeby nie uciec z tego domu z wrzaskiem przed osobistym największym koszmarem - Yoshino Narą.
Rozplątał wszystkie cztery gumki, jedna po drugiej. Potargał mi włosy, żeby następnie przygładzić jej magicznie paluszkami, a potem magicznie musnąć nimi również moją szyję.
- Zostaw je tak - powiedział, scałowując z mojego karku całe napięcie i stres. Otworzyłam oczy, otaksowałam swoje odbicie, wyglądałam dobrze, znośnie, jakoś dam radę przetrwać.
Usłyszeliśmy wołanie Pani Nary. Pośpieszała nas do zejścia. Ja westchnęłam, zbierając siły do małej bitwy, on złapał mnie za rękę i pociągnął na korytarz. Gdzieś w jego połowie stwierdziłam, że coś tu definitywnie nie gra.
- Nie przebierzesz się? - Zmierzyłam dres Shikamaru krytycznym wzrokiem. - Jakieś jeansy, zwykłe spodnie?
- A co złego jest w dresach? - Grał głupa.
- Chcesz przedstawić mnie swojemu ojcu z dresach? W końcu to jakieś małe, ważne wydarzenie, no wiesz, pierwszy obiad twojej dziewczyny z twoimi rodzicami.
- Jest niedziela, w niedzielę zawsze chodzę w dresach. Mój tata też. Twoja obecność niczego nie zmienia, to normalny niedzielny obiad. Uspokój się już.
Zatrzymałam się, szarpiąc za nasze splecione ręce. Od Państwa Nara dzieliło nas już tylko schody oraz korytarz. Do moich nozdrzy wdarł się smakowity zapach gotowanego obiadu. Jakaś pieczeń. Do moich uszu docierały przytłumione głosy kobiety i mężczyzny. Rozmawiali trochę głośniejszym tonem, ale nie na tyle głośnym, żebym mogła zrozumieć poszczególne słowa.
- Masz iść się przebrać w tej chwili, inaczej nie zejdę na dół - użyłam tonu numer trzy: groźny.
- Nie rozumiem - odparł z westchnieniem. - Dres to ubranie jak każde inne, nie rozumiem dlaczego musisz się czepiać akurat teraz…
- Ponieważ nie chcę się wstydzić przed twoją matką jej własnego syna! Istnieje coś takiego jak kultura, ty głupku, i ta cała kultura osobista nakazuje ludziom ubierać się ładnie na oficjalne spotkania. A to jest oficjalne spotkanie, bo ja nie jestem członkiem waszej rodziny. Więc goń się przebrać, natychmiast.
Zmierzyłam go wzrokiem numer siedem: wściekłość. Zanim odmaszerował do pokoju się przebrać, mruczał pod nosem coś, że znów wracam do swojej upierdliwej wersji, coś, że rządzę się w jego domu i coś, że niby jestem taka sama jak jego matka. Ja dodałam, że ma zmienić też bluzkę, bo tamta była całkowicie wygnieciona przez moje ciało na nim. On odpowiedział coś, że gdybym nie zakazała mu ściągać koszulki, to nic by się nie wygniotło. Durny baran.
Trzy minuty później byliśmy już na dole. Shikamaru ubrał zgniłozielony t-shirt z dekoltem w serek i ciemne jeansy. Wyglądał naprawę przystojnie, dodatkowo skropił się moim ulubionym perfumem, dobrze, wziął sobie moje słowa do serca. Bardzo dobrze.
- Gotowa?
- Bardzo nie - odparłam odrętwiała. Cholera, żołądek ścisnął mi się w ciasną kuleczkę i byłam pewna, że nie zdołam przełknąć ani kęsa z posiłku.
Dostałam buziaka na odwagę i zaraz po tym zostałam wciągnięta do kuchni rodziny Nara. A przynajmniej próbowano mnie tam wciągnąć, bo niespodziewanie w drogę wszedł nam pewien mężczyzna. Był uderzająco podobny do Shikamaru, te same rysy twarzy, ta sama fryzura, takie same niemal czarne oczy i zmęczony wyraz twarzy. Nie zgadzały się jedynie kozia bródka oraz delikatne zmarszczki. To ojciec Shikamaru, doszło do mnie. W dresie.
Jaki ojciec, taki syn...
- Jesteście już… - zaczął nieco zmieszany. Miał ciepłą, głęboką barwę głosu. - Przepraszam cię synu, zaraz do was dołączę, tylko pójdę się przebrać. Twoja mama…
I jak na zawołanie za plecami ojca Shikamaru stanęła i matka. Z chochlą w dłoni skierowaną na postać Pana Shikaku, w fartuszku, a pod nim ukrytą czarną sukienką do kolan, ze złością w garści.
- Widzisz, ty stary pryku! Nawet twój syn się przebrał z tych okropnych dresów, a ty zachowujesz się jak dzieciak. - Zwróciła się do nas. - Od piętnastu minut tłumaczę mu, że to oficjalny obiad, ale jest uparty jak ten stary osioł. Za grosz kultury!
Oboje z Shikamaru parsknęliśmy śmiechem, a ja w końcu dowiedziałam się, czemu zawsze porównywał mnie do tej kobiety. Okej, mogłam przyznać mu teraz rację - coś jednak mnie z nią łączyło.
- No idźże już! - pośpieszyła męża Yoshina, popychając go wgłąb korytarza. - Chodźcie, usiądźcie, wszystko gotowe do jedzenia. Temari, mam nadzieję, że nie jesteś wegetarianką, bo inaczej będziesz musiała wcinać same ziemniaki. - Nie miałam czasu odpowiedzieć ,,nie, nie jestem wegetarianką, lubię mięso, proszę się nie martwić”. Pani Nara rozgadała się niczym katarynka. Miła odmiana, okazała jakąkolwiek troskę, a przecież mnie jawnie nienawidziła. - Boże, jaki wstyd! Przepraszam cie za mojego durnego męża, na starość zgłupiał do reszty, chociaż nawet jeszcze stary nie jest. W dresach do ludzi, wymyślił sobie…
- Ja wszystko słyszę! - Doszedł nas krzyk z sąsiedniego pokoju. - Ściany nadal są cienkie, kochanie!
- I bardzo dobrze, że słyszysz, masz to słyszeć! Ładnie pierwsze wrażenie zrobiłeś, wstydź się, durniu! W dresach do kobiety!
Shikamaru posadził mnie przy stole, sam usiadł po drugiej jego stronie, naprzeciw mnie. Byłam, delikatnie mówiąc, sparaliżowana zaistniałą sytuacją. Nie tak to sobie wyobrażałam. Nie sądziłam, że ta straszna kobieta będzie przejmować się moim zdaniem. Nie sądziłam, że w ogóle zauważy moją obecność, stawiałam raczej na opcję, kiedy udawałaby, jakbym nie istniała.
Salon połączony był z aneksem kuchennym, ale do całego pomieszczenia wchodziło się przez kuchnię. Stół stał na pograniczu, duży i drewniany. Meble kuchenne - białe, posadzka kremowo-różowa, ściany obite tapetą w kwiatki. Salon udekorowany ,,po domowemu”. Brązowa rogowa kanapa, jasna podłoga, kawowy miękki dywan, dwa obrazy na piaskowych ścianach, telewizor na szafce-barku, potrafiłam rozróżnić tylko niektóre alkohole, za telewizorem okno i wyjście na taras. Przytulnie.
Mój dom też kiedyś taki był.
Pan Nara wrócił do kuchni, założył jasnoszarą koszulę w kratę i zwykłe jeansy. Pani Nara wydarła się jeszcze na niego, a on udobruchał ją słodkimi słowami, kochanie, słońce, przecież już jest okej, żono moja, serce moje, widzisz, przebrałem się, głaskał ją po twarzy, uśmiechał, znosił jej wyrzuty, kochał. Zachowywali się jak dobre, stare małżeństwo, a zarazem jak para nastolatków. W ich oczach wciąż iskrzało uczucie.
Nie pamiętałam, czy kiedykolwiek w swoim życiu widziałam swoich rodziców zakochanych w sobie chociaż w połowie tak mocno jak oni.
Zostałam kopnięta pod stołem. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że wpatrywałam się w tych dwoje jak artysta w ulubiony obraz. Albo jak masochista w świeżą ranę.
Napotkałam zaniepokojone spojrzenie Shikamaru.
- W porządku? - Najwidoczniej na moment opuściłam maskę, to źle, to bardzo źle. Szybko ponownie założyłam ją na twarz, w oczy wcisnęłam iskry życia, usta wygięłam w normalnym uśmiechu.
- Jasne, w porządku.

Sakura nie spodziewała się cudów. Nie wierzyła w horoskopy, w duchy, w przepowiednie wróżbitów, nie doszukiwała się znaczenia w snach. Z tego powodu już w połowie drogi na plac zabaw zwolniła tempa, zwiesiła ramiona a nogami poruszała tylko dlatego, że jakaś mała część niej wciąż uważała słowo ,,nadzieja” za litery wypełnione mocą. Każdy jej krok był napiętnowany myślą: Przecież może jeszcze coś dla niego znaczę.
Znowu padał gęsty śnieg. Na placu zabaw nie było nikogo oprócz niej. Nawet nie poczuła rozczarowania, przez miesiące nieobecności Sasuke w jej życiu zdążyła przywyknąć do tego uczucia tak bardzo, że teraz nie potrafiła go odróżnić od zwykłej, pospolitej obojętności. Mimo wszystko zamiast zawrócić, zamiast pójść do domu, zamiast usiąść pod ciepłym kocem z kubkiem gorącego kakao, zamiast podjęcia kolejnej próby załatania dziury w sercu, Sakura skierowała się w stronę drewnianego domku ze zjeżdżalnią. Do tego samego domku, na którym poznała Sasuke jako dziecko, całego zapłakanego i rozbitego na milion kawałków. Weszła na podwyższenie, wpatrując się w swoje buty, osłaniając oczy przed śniegiem. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że ktoś mógłby w nim być.
- Cześć. - Usłyszała znajomy głos i natychmiast podniosła wzrok.
Sasuke siedział na podłodze z drewnianych belek, opierając się plecami o jedną ze ścianek, nogami zapierał się o drugą; zjeżdżalnie miał po swojej prawej. Kolanami prawie dotykał brody. Wyglądał w tej scenerii jak wielkolud w domku dla krasnala.
Jej Wielkolud w jej Krasnalim Domku.
            - Jesteś - wydukała w końcu zdziwiona.
            Stała, zamrożona niczym bryła lodu. Nie mogła oderwać wzroku od twarzy Sasuke, od jego bladej cery, kruczoczarnych włosów. Wydawał jej się nierealny. Nie mogła jedynie złapać kontaktu z jego oczami, które nieustannie uciekały przed jej uważnym wzrokiem.
- Napisałaś, więc jestem - odparł. Z wewnętrznej kieszeni kurtki wyciągnął paczkę papierosów. Nie zapalił szluga, tylko bawił się małym kartonikiem, jakby potrzebował go wyłącznie do zajęcia czymś dłoni. - Siadasz? - dodał, dalej na nią nie zerkając.
To wyrwało Sakurę z chwilowego letargu. Podeszła bliżej, z początku nie wiedząc, gdzie powinna usiąść, w końcu Sasuke zajmował prawie całą dostępną przestrzeń. Wtedy przypomniała sobie, jak w dzieciństwie często siadali naprzeciwko siebie, dotykając się nawzajem kolanami. Postanowiła i tym razem postąpić podobnie, a on w żaden sposób nie zaprotestował, więc uznała to za pozwolenie. Gramoląc się niezgrabnie, usiadła między jego rozkraczonymi nogami. Ich kolana znowu się ze sobą stykały, ale w inny sposób niż w dzieciństwie - jej zewnętrzna strona z jego wewnętrzną. Sasuke, bawiąc się paczką papierosów, raz po raz muskał palcami piszczele Sakury, nie wiedziała czy celowo, czy przez czysty przypadek.
Nie widziała go dwa miesiące, a miała wrażenie, jakby minęła wieczność. Z bliska jego twarz wyglądała inaczej, niż ją zapamiętała. Kości policzkowe były bardziej widoczne, oczy podkrążone, cera bledsza, na szczęce dostrzegła delikatny zarost. A źrenice, które starał się ukrywać za kotarą z rzęs, straciły już zupełnie wesoły blask. Zauważyła również, że urósł w klatce piersiowej, nawet przez kurtkę mogła ocenić przyrost mięśni na jego niegdyś chudych ramionach.
- Co chciałaś? - spytał beznamiętnie. - Czemu mnie tu ściągnęłaś?
Chciałam Cię zobaczyć. Tęskniłam, wiesz? Więc mógłbyś przestać się już izolować i wrócić do nas - pragnęła powiedzieć. Ale takie wyznanie skończyłoby się kolejną ucieczką Sasuke, na jaką nie mogła sobie pozwolić. Musiała go przytrzymać przy sobie, musiała to zrobić teraz, byle jak najdłużej.
Sakura zaczęła w nerwach wyłamywać sobie palce.
- Ponieważ się boję - wymamrotała na jednym wydechu, na moment wstrzymując w płucach powietrze. Na ten jeden moment, kiedy czarne oczy wreszcie na nią spojrzały. Boże, jak ona za nim tęskniła. - Odwiedziłam dzisiaj ojca w więzieniu i byłam świadkiem dziwnej sytuacji. Wiesz, widziałam Itachiego i…
Przerwał jej nagły uchwyt dłoni Sasuke na jej przegubie i jego pełne napięcia słowa:
- Jak to widziałaś Itachiego?
- Daj mi skończyć! - syknęła, marszcząc czoło, ale nie wyrwała ręki. Delektowała się dotykiem. - Jak wyszłam od taty to usłyszałam jakieś wrzaski na końcu korytarza, odwróciłam się i zobaczyłam jakiegoś typa, potem usłyszałam twoje nazwisko, potem twoje imię, zobaczyłam kontur twarzy Itachiego… on groził temu typowi, a tamten mówił, że z nimi nie zginiesz i że wciąż nienawidzisz brata tak samo mocno. No a potem… - Zacięła się. Gula strachu w gardle nie chciała pozwolić jej wymówić chociażby jeszcze jednego kolejnego słowa.
Sasuke nachylił się do niej. Teraz ich twarze dzieliło kilka centymetrów, co dodatkowo dekoncentrowało Sakurę i niszczyło jej zdolność do wypowiadania pełnych zdań, a nawet pojedynczych wyrazów.
- No a potem? - dociekał.
- Ten drugi typ mnie zauważył, a Itachiego zabrali strażnicy.
- Jak wyglądał ten drugi?
-  Nie wiem… Wysoki, na pewno wyższy ode mnie, dziwnie siwe włosy, ulizane. Sasuke on do mnie podszedł i… - Z jej gardła wydobył się drżący szloch. - On mnie znał, zwrócił się do mnie po imieniu i powiedział, że pozdrowi cię ode mnie. A ja go nie znam i… - Kolejny szloch, wzmocniony dawką łez.
Sasuke krzyknął głośne ,,KURWA!”, waląc z całych sił pięścią w podłogę domku, Sakura natomiast wcisnęła się mocniej w ściankę, płacząc.
- Boję się Sasuke, o siebie i o ciebie, w co ty się, kurwa, wpakowałeś, co, dlaczego ten typ mnie zna, on jest z mafii prawda, zrobi mi coś, albo tobie coś zrobi, Sasuke, ty też jesteś z mafii, odpowiedz mi, porozmawiaj ze mną, proszę, powiedz mi wszystko, co to za gówno, w którym siedzisz, proszę, Sasuke.
Ale Uchiha milczał. Puścił rękę Sakury, dłońmi zaczął przeczesywać gęste włosy. I dalej milczał, uporczywie, aż do porzygu.
- Powiedz coś, idioto - warknęła, uderzając go pięścią w udo.
- Hidan nic ci nie zrobi, uspokój się, nikt ci nic nie zrobi.
I tyle, na więcej wyjaśnień Sakura nie miała co liczyć.
Chłopak wstał, wyszedł z domku. Był już prawie w połowie drogi do wyjścia z placu zabaw, kiedy Haruno zobaczyła, przez załzawione oczy, pudełko papierosów na podłodze domku. Podniosła je i z furią zaczęła biec za Sasuke. Rzuciła w niego kartonikiem, trafiając w samą głowę.
- Zabieraj te swoje pieprzone fajki! - krzyknęła do jego pleców. Dyszała, a łzy ciurkiem spływały po jej chłodnych, smaganych zimnym wiatrem policzkach. - I znowu spieprzasz. Tylko to potrafisz zrobić, co? Nic tylko odwracasz się od nas plecami, ode mnie i od Naruto. Myślisz, że co, że jak ty zapomnisz o nas, to my zapomnimy o tobie? To tak nie działa, ty dupku! Wciąż wiemy o twoim istnieniu, wciąż się o ciebie martwimy, wciąż za tobą tęsknimy. Mówiłam, że o tobie zapomnę, że dla mnie już nie istniejesz, ale to nieprawda. Nieprawda, kłamałam! Ale jeśli zrobisz coś głupiego, coś tak kurewsko głupiego, że będzie groziła ci policja, to nie kiwnę palcem, żeby ci pomóc, rozumiesz? Kopnę cię w dupsko, tak jak ty kopiesz mnie za każdym razem, kiedy odchodzisz. Wiec dalej, spieprzaj! I zgnij w więzieniu jak twój brat.
Wtedy w Sasuke coś pękło. Niespodziewanie odwrócił się do Sakury i natarł na nią, widziała przez zamglone od płaczu oczy jak do niej idzie, a tuż potem poczuła jego ramiona wokół siebie, wdychała w nozdrza piżmowy zapach jego perfum.
- Mam nadzieję, że teraz też kłamiesz - wyszeptał, wtulając się w różowe włosy dziewczyny.
- Co? - wymamrotała zbita z tropu.
- Niedługo pewnie zrobię coś głupiego, coś tak kurewsko głupiego, że będzie mi pewnie groziła policja. - Przełknął ciężko ślinę. - Nie kop mnie wtedy w dupsko, dobra?
Całe ciepło ciała Sasuke zniknęło w jednym momencie. Kiedy Sakura ocierała oczy z łez, zobaczyła jak biegnie w stronę ulicy, a rozpięta kurtka trzepotała za nim na wietrze.
- Dobra - odparła w przestrzeń, do śniegu, do siebie, do Sasuke, który już tego nie dosłyszał.

Chłód szczypał mnie w policzki, w czubek nosa, w uszy. Śnieg ciężko opadł na ulice, konary drzew, otulił świat zimną kołdrą, stworzył cichy wszechobecny azyl. Zawsze uważałam, że zima wyciszała nawet gwar dużych miast. Może to dlatego, że nikt nie chciał mieć do czynienia z ujemnymi temperaturami i każdy po prostu chował się w domu, pod kocem, pod własnymi myślami i ciężkością osobowości. A może powód był zupełnie inny.
Nie lubiłam zimy, bo przypominała mi o samotności.
Najgorszy był pierwszy rok po śmierci mamy. Na jesieni jeszcze jakoś się trzymaliśmy, pocieszaliśmy się nawzajem z braćmi, łaknęliśmy swojego towarzystwa, potrzebowaliśmy go i dlatego dawaliśmy z siebie wszystko. Wtedy przyszła zima. Zaczęliśmy grzać się pod kołdrami własnych łóżek, zaczęliśmy więcej myśleć, pić więcej herbaty, kawy i kakao. Zaczęliśmy brać więcej tabletek na ból głowy, brzucha, nogi, oka, włosów… każdy pretekst był dobry, żeby zażyć prochy. Zimowe wieczory nas separowały. Depresja nas separowała. Śnieg i chłód zabiły moją rodzinę na całe dwa miesiące.
Kiedy byłam z Shikamaru nie lubiłam zimy jakby trochę mniej…
Była dwudziesta dziesięć. Pięć minut temu wyszliśmy z domu Shikamaru.
- Zazdroszczę ci - powiedziałam, gdy stanęliśmy przy przejściu dla pieszych. Czerwone światło.
- Hmm?
- Rodziców, tej domowej atmosfery. Zazdroszczę ci tego.
Spojrzał na mnie z góry. Chyba zrozumiał ból w moich oczach. Chyba celowo zapomniałam go przed nim ukryć.
Puścił moją dłoń i przytulił mnie do siebie. Przycisnął moją głowę do swojego splotu słonecznego, jakby od tego zależało jego życie, albo moje. Żałowałam, że miał na sobie grubą kurtkę, przez to nie mogłam do końca poczuć jego ciepła, ani wtopić się w jego ciało dostatecznie mocno. Oddzielało nas sześć warstw ubrań, a ja pragnęłam całkowicie zniwelować ten separujący mur. Pragnęłam przylgnąć gołą skórą do jego nagiego torsu, wycałować jego mięśnie, obwieźć ich kształt fakturą moich ust. Chciałam rozedrgana usiąść mu na kolanach i udać nieistnienie. Rozpłakać się.
Dawno nie płakałam. Ostatnio na grobie mamy…
Zielone, dostrzegłam kątem oka. Bez słowa ruszyłam na drugą stronę ulicy, z własnej woli opuściłam namiastkę domu, którą próbował podarować mi Shikamaru swoim objęciem. Dogonił mnie w dwóch susach.
Nie wiedziałam, po co właściwie zaczynałam ten temat. Ale słowa dusiły mnie od środka od momentu, gdy zobaczyłam Państwo Nara razem, tak nieprzyzwoicie w sobie zakochanych pomimo upływu czasu. Nie pozwalałam im wyjść z gardła przez cały długi obiad, podczas którego zachwyciłam się Panem Shikaku. Był wspaniały. Lśnił inteligencją, czarował łagodnością i szarmancją, bo poza wtopą z dresami, nosił się jak prawdziwy dżentelmen. Od razu mnie zaakceptował, nazywał kochaniem. Mój ojciec nigdy nie powiedział do mnie kochanie. Mój ojciec nigdy nie kochał mojej matki tak mocno, jak on kochał Panią Yoshino. I ona! Nawet ona była dla mnie miła. Wciskała mi trzecią dokładkę, pod pretekstem ,,mój syn nie będzie chodził z taką chudziną”. Pochwaliła mnie za naturalny, nie przesadzony makijaż, zdradziła, że nigdy nie pochwalała mocnego makijażu u Ino. Że tak naprawdę mogłaby mnie nawet polubić, ale tęskni za Ino, bo zawsze traktowała ją jak córkę, której nie miała.
Poczułam się dopieszczona i to bolało. Cholernie, kurwa, mocno.
- Temari…
- Nie tutaj - przerwałam mu. Jakaś para staruszków przeszła obok nas, szli w przeciwnym kierunku.
Po obiedzie Shikamaru zagrał z ojcem w shogi, usiedli przy małym stoliku obok kanapy. Nie mogłam wyjść z podziwu, ich ruchy były szybkie. Z początku myślałam, że wykonują je automatycznie, ale oni po prostu tak sprawnie obmyślali strategię. Rozgrywka trwała i trwała, a oni wciąż wychodzili na remis.
Pomogłam Yoshino pozmywać naczynia. To był kolejny kołek w moje serce. Dopóki żyła, po każdym obiedzie pomagałam mamie w sprzątaniu. Wtedy zawsze wypytywała mnie o przebieg dnia, co działo się w szkole, na kogo się wkurzyłam, kto wkurzył się na mnie, pytała o przyjaciół, nauczycieli, doradzała w sprawach facetów, chociaż o miłości wiedziała tyle co ja. Obie byłyśmy pod tym względem beznadziejne, romantyczki z przypadku, od dupy strony. Potem robiłyśmy sobie herbatę i dalej rozmawiałyśmy, jedząc ciasteczka w czekoladzie… I, jakby w żyłach już nie płynęła mi sama skażona smutkiem oraz bólem krew, Pani Nara musiała zatruć ją jeszcze bardziej. Zrobiła mi herbatę, wyciągnęła ciastka, kazała usiąść przy stole. Porozmawiałyśmy. Opowiedziałam jej o tym, jak kazałam Shikamaru się przebrać; zaczęła się śmiać, potem go opieprzyła. Zaczęła opowiadać o Shikaku za młodu, też palił papierosy, ale go z tego wyleczyła, powiedziała, że pokłada we mnie nadzieję w zniszczeniu nałogu jej syna. Odpowiedziałam, że jestem na dobrej drodze.
Wtedy poczułam się najgorzej. Poczułam się jak przy własnej matce.
Szłam szybko, niemal pędziłam. Mięśnie ud i łydek boleśnie się napinały, narażone na zbyt duży wysiłek. Prawie biegłam, a on dreptał tuż obok. Nie odstępował mnie na krok, nawet na pół kroku, ćwierć, jedną ósmą.
Czarne kontury parku migotały w zasięgu naszego wzroku. Wystarczyło już tylko przejść przez niego, żeby dotrzeć do moich bloków, dziesięć minut i będę w ciepłym mieszkaniu. Paradoksalnie, im bliżej niego byłam, tym bardziej nie wiedziałam, co powinnam była zrobić… Kochałam braci, ale oni… oni nie wystarczali. Tęskniłam za mamą.
Nienawidziłam zimy, bo przypominała mi o najgorszych dwóch miesiącach mojego życia.
Usiadłam na pierwszej lepszej ławce w parku. Była zimna, ktoś wcześniej zgarnął z niej śnieg, ale nadal była zimna. Skuta lodem. Moje serce też było skute lodem przez zbyt długi czas, to dlatego nie dopuszczałam do siebie Shikamaru, dlatego odpychałam przyjaźń Tenten, dlatego trzymałam się wyłącznie braci, bo oni byli w środku mnie jeszcze przed epoką lodowcową.
- Temari. - Stanął przede mną. Nie spojrzałam w górę, wlepiałam otępiały wzrok w jego kurtkę, śledziłam nim szwy na złączeniu materiału. Ale wkrótce nie widziałam również tego. Coś zamazało mi widok…
Moja twarz płonęła. Zupełnie jakby chłód spakował manatki, wziął w ręce kartkę i napisał na niej: znikam na chwilę, zostawiam Ci w prezencie moje przyjaciółki łzy. To one wypalały stróżki w moich polikach, spływając jedna po drugiej, kap kap kap. Z rozgrzanego nosa pociekły mi wodniste gluty. Musiałam wyglądać okropnie: zasmarkana, zapłakana, rozchisteryzowana. Zima to zły okres czasu, wtedy człowiek bywa całkowicie bezbronny na zło otaczającego go świata i problemy. Zima to bardzo zły okres.
Chusteczka, tak, przez zamazany obraz widzę chusteczkę higieniczną. Shikamaru, to on mi ją podał. Wzięłam ją, ale nie otarłam twarzy. Chciałam się wypłakać do końca, zasmarkać na amen, tak, żeby starczyło mi na najbliższe kilka lat. Więc ryczałam dalej jak potłuczona, oparłam czoło na jego brzuchu, prawdopodobnie, w każdym razie gdzieś na kurtce. Szybko ją zmoczyłam i zabrudziłam glutami. Tyle że to nie wystarczało, chciałam poczuć Shikamaru, a ręce bolały mnie od pustki. Więc chwyciłam się jego kieszeni od spodni jak tonący brzytwy. Teraz mogłam zagrzać palce ciepłem od jego ciała.
Boże, tak strasznie go potrzebowałam. A świadomość tego mnie paraliżowała. Bałam się znajomo nieznanego uczucia w moim wnętrzu. Strach mieszał się ze szczęściem, ponieważ wiedziałam lepiej od kogokolwiek innego, że utrata tych ludzi, których kochamy, boli najbardziej. Bo każda kolejna śmierć bliskiej nam osoby zabija nas samych, kawałek po kawałku, wyrywa po jednym, dwóch, po kila wrażliwych nerwów z naszego serca…
Pierwszy raz ryczałam przy Shikamaru i on, zupełnie jak ja, nie miał pojęcia, co z tym fenomenem zrobić.
- Tak bardzo ci zazdroszczę - wyszeptałam przez zaciśnięte zęby.
Westchnął. Ukucnął na wzór nocy pod klubem, twarzą w twarz do mnie. Dłońmi błądził po moich udach, głaskał je, góra dół, góra dół. To uspokajało. W pewien chory, niewyjaśniony sposób ten dotyk uspokajał mnie skuteczniej niż głębokie oddechy, albo leki na depresję, które brałam po śmierci mamy.
Cały ten czas, ponad rok - grałam. Marnie aktorzyłam, zakładałam na twarz starannie dobraną, idealnie wyćwiczoną maskę twardej dziewczyny. Ubzdurałam sobie we łbie, że muszę być silna dla braci, że muszę się nimi zająć, jak mama zajmowała się nami. Nie dawałam po sobie poznać, że nadal tęskniłam za nią tak samo mocno, że wcale nie poradziłam sobie z żałobą.
Nie jestem silna.
Nie użyłam chusteczki, więc Shikamaru postanowił na własną rękę otrzeć mi łzy. Dosłownie: ocierał je kciukami na bieżąco, nie przestawał, kiedy przychodziły kolejne fale.
- Twoja mama jest cudowna, wiesz… Myślałam, że jest okropna, ale to nieprawda. Kocha cię i strasznie się o ciebie troszczy, o was oboje, jest wspaniałą kucharką i była dla mnie miła…
- Wiem. - Otarł kolejne słone krople. - Twoja mama też musiała być wspaniała.
- Była - zgodziłam się. Dłonie ponownie domagały się dotyku parzącą pustką, więc położyłam je na karku Shikamaru. Wzdrygnął się od chłodu moich palców i nadal patrzył na mnie rozumiejącym wszystkie moje rozterki wzrokiem. - I może to samolubne, może jestem pieprzoną egoistką, ale nie wyobrażasz sobie, jak bardzo w tej chwili zazdroszczę ci twoich rodziców. Bo są wspaniali, razem i osobno, wiesz?
- Wiem.
Podziękowałam mu w duchu, bo nie powiedział nic więcej. Żadnego: chciałbym wrócić twojej mamie życie, sprawić, żeby twój ojciec był lepszym człowiekiem; ponieważ wiedział, że nie ma magicznych mocy, a ja nie potrzebowałam pustych słów. Nie wypowiedział największego istniejącego na świcie kłamstwa: współczuję ci. I chwała mu za to.
Zrobił natomiast coś innego: ponownie wcisnął mi w dłoń chusteczkę higieniczną i nakazał oczyszczenie nosa. Wysmarkałam się bardzo głośno i całkowicie nieelegancko, jak prostak, a nie młoda kobieta. I miałam to cholernie głęboko w dupie. Na koniec delikatnie mnie pocałował.
- Wszystko już okej?
Naprawdę próbowałam wstać z chwilowego, emocjonalnego dołka, ale to było takie trudne… Dlatego przez tak długi czas nie pozwalałam sobie upaść.
- Nie, jeszcze nie okej. Ale będzie, tylko możemy posiedzieć tu jeszcze chwilę?
- Jasne.
Myślałam, że teraz usiądzie obok mnie, złapie za rękę i będzie szeptał mi do ucha uspokajające formułki. Zaskoczył mnie dwoma rzeczami: 1) posadził mnie sobie okrakiem na kolanach, mówiąc ,,chodź do mnie”, 2) z miejsca zaczął atakować moje usta.
Swoją drogą, ktoś powinien zakazać używania zwrotu ,,chodź do mnie” facetom. Bo to nie są zwykłe słowa, to magiczne zaklęcie, którym zaczarowują kobiety swoim urokiem na śmierć.
Całowaliśmy się prawdopodobnie żarliwiej niż u Shikamaru w pokoju… Chociaż, może jednak nie. Może to tylko moje namacalne uczucia spotęgowały doznanie. Albo ciemność i cisza wokół nas zbudowały atmosferę intymności.
Obniżyłam się nieznacznie na jego kolanach i położyłam głowę na klatce piersiowej. Nawet nie zauważyłam, kiedy zdążyłam rozpiąć jego kurtkę, ani kiedy on zdążył rozpiąć mój płaszcz. Teraz dzieliły nas już tylko cztery warstwy, czyli całkiem niewiele.
- Temari - zaczął dziwnie spięty. Głaskał mnie po głowie i nie wiedziałam, czy próbował w ten sposób uspokoić mnie, czy może siebie. - Nie przestrasz się, czy coś, ale… - Cichy, skrępowany śmiech. - Chyba się w tobie trochę zakochałem.
Te słowa. Raz, dwa, trzy, sześć słów. Ostatecznie zakończyły w moim życiu epokę lodowcową.
- Ty też się nie przestrasz, albo coś, ale… - Mój głęboki, przestraszony oddech. - Chyba też się w tobie trochę zakochałam.
Jego cudowny śmiech szczęścia.

Uderzenie, unik, unik, uderzenie, zamach - nie trafił, wykop, znów unik i uderzenie, uderzenie uderzenie uderzenie…
- Stop! - krzyk Hidana. Ale Sasuke go nie posłuchał, nie przestał się zamachiwać i kopać. Uderzenie uderzenie uderzenie. - Dosyć! Już, skończyliśmy!
Złapał młodego Uchihe za przeguby, wykręcając mu ręce na plecy. To go skutecznie unieruchomiło. Dyszał ciężko, czując siłę swojego oprawcy i wiedząc, że nie ma żadnych szans na wyswobodzenie się. Na poprzednich treningach wielokrotnie tego bezskutecznie próbował. Hidan był zbyt sprawny, zbyt sprytny, zbyt dobrze wyszkolony.
Zbyt dużo ,,zbyt”, pomyślał Sasuke z grymasem. Mimo tak wielu treningów wciąż nie był wystarczająco dobry, by pokonać głupiego Hidana, a co dopiero własnego brata… A przecież Akatsuki miało mu pomóc, mieli go wyszkolić, dać umiejętności, broń, siłę, sposobność!
Jak dotąd otrzymał jedynie niezły wpierdol od siwowłosego mężczyzny oraz kurewsko dużo zamartwień o swoich przyjaciół.
Właśnie, Sakura. Hidan nie wspomniał o niej ani słowem.
- Ktoś tu jest nieźle wkurzony. - Usłyszał zza pleców. Przez chwilę poczuł większy nacisk na swoich splecionych ramionach, tylko po to, by następnie doznać ulgi. Znów był wolny i mógł się wyprostować. - Co jest, młody, jakaś cipa cię rzuciła?
Śmiech. Ten durny rechot, którego miał po dziurki w nosie co najmniej od ponad miesiąca.
Sasuke splunął na podłogę, a w wypowiadane słowa włożył całą zgromadzoną w ciągu dnia frustrację.
- Ty mi powiedz o co chodzi. - Hidan udał zdziwienie. - Dziś rano, więzienie, kojarzysz coś?
Jego trener nie odpowiedział od razu. Przeszedł do kąta sali, przykucnął, założył na siebie koszulkę i  wytarł twarz małym ręcznikiem. Dopiero gdy sięgnął po butelkę wody, odparł:
- A więc jednak chodzi o cipę. Co, Różowa przyszła do ciebie na skargę? - Napił się niespiesznie wody. - Ach, no tak! Przecież miałem cię od niej pozdrowić! Chociaż… - machnął niedbale ręką - … widziałeś się z nią, więc niby po co mam cię pozdrawiać?
Sasuke zacisnął obie pięści. Kuźwa, jak on chciał dać mu w pysk! Ale tak porządnie, żeby jęczał z bólu, skomlał jak zbity pies, jak kundel, na którego mógłby naszczać. Jednak podczas ich treningowej walki zdołał go zaledwie kilka razy musnąć w policzek, a i to nie zrobiło na nim większego wrażenia.
ZBYT!
- Mieliście trzymać się od nich z daleka. To był warunek, pamiętasz? Ja o nich zapominam, a wy im nic nie robicie, dopóki grzecznie wykonuję rozkazy.
- No właśnie! Póki wykonujesz rozkazy, a przecież jeszcze żadnego nie otrzymałeś. Z resztą każdy wie, po co tu tak naprawdę jesteś, Uchiha. A do Różowej nawet bym się nie odezwał, gdyby smarkula nie podsłuchiwała i nie lampiła się na nas jak na widowisko. No nie spojrzałbym na nią! Z resztą trochę grozy jej nie zaszkodzi, przynajmniej następnym razem natychmiast spierdoli do domu, a nie odgrywa Inspektora Gadżeta. Dalej dalej, gumowe ucho Gadżeta!
Zaśmiał się, jakby właśnie opowiedział najśmieszniejszy kawał świata. Sasuke jednak nie było do śmiechu.
Rozluźnił mięśnie dłoni i ramion. Nakazał sobie zachowanie spokoju oraz kilka głębokich oddechów. Zbliżając się do Hidana zagarnął z podłogi koszulkę i zmiął ją w rękach. Zatrzymał się pół metra przed nim, w momencie, kiedy tamten podniósł się do pionu.
- Nigdy więcej masz z nią nie rozmawiać, zrozumiałeś? - zagrzmiał groźnie.
Gębę Hidana rozjaśnił głupkowaty, dumny uśmiech.
- Czy ty mi właśnie zagroziłeś, siusiumajtku? - Zniwelował dzielącą ich odległość. - Bo jeśli tak, to wiedz, ty zasrany gnoju, że nie masz tu żadnej władzy. ŻADNEJ. Jesteś zwykłym gównem, kolejną marionetką w łapskach Madary. W przeciwieństwie do twojego brata, ty nic tu nie znaczysz. Chociaż on obecnie jest już tylko zapuszkowanym śmieciem.
Popchnął Sasuke w tył, a ten mu nie oddał. Nie zareagował. Przyjął gorzką prawdę na klatę, więc uderzyła w niego pełną mocą, boleśnie, wbijając się w każdy milimetr skóry. Był nikim, wiedział to. Ale już niedługo będzie KIMŚ. Zostanie zabójcą swojego brata. Akatsuki jedynie musiało mu dać sposobność…
- Swoją drogą - podjął Hidan, mijając Sasuke; już prawie dotarł do drzwi. - Otrzymałem wczoraj info z góry.
Uchiha spiął się. SPOSOBNOŚĆ.
- Jakie? - Siwowłosy mężczyzna otworzył drzwi sali treningowej.
-  Nie znam szczegółów, ale Madara chce się z tobą widzieć.
SPOSOBNOŚĆ!
- Kiedy?
- Nie dziś. Ani nie jutro. Ale na pewno w tym tygodniu, więc radzę ci się do tego przygotować psychicznie, młody. - Rzucił mu ostre, jakby ostrzegawcze spojrzenie. - Nie spieprz tego, jasne? Bo wtedy Różowa albo Blondas z bidula mogą polecieć za twój błąd. Rozumiemy się?
Sasuke zacisnął szczęki, żeby stłumić w gardle groźbę.
- Jasne, rozumiemy się.

“[…]
A potem wszystko zaczęło się pieprzyć, co jest dużo ciekawsze, bo u każdego wszystko zaczyna się pieprzyć odrobinę inaczej.”
~Jakub Żulczyk “Instytuy”


*so let me hold both your hands in the holes of my sweater*

Od Autorki: Pozdrawiam facetów (bo wiem, że i Panowie tu są - hej, doduos!) czytających pierwszą scenę ShikaTema ,,w łóżku”, haha. O matko, muszę rozlać tutaj w końcu krew, bo pisanie takich a’la seksualnych scen mi nie służy xd Swoją drogą, zakażcie mi czytać erotyki...
I nie bijcie za ten przeskok w czasie xd
Plus miałam jeszcze dać jakąś scenę NaruHina, ale 1) pomysł wyparował mi z głowy i 2) nie chciało mi się z nimi męczyć ;p
Tak sobie myślę, że zostało nam jakieś pięć rozdziałów i epilog :o

Pozdrawiam, buziaki :**

19 komentarzy:


  1. Nakrzyczałbym na Ciebie Chusteczko. Miałem na to cholerną ochotę. Braki komentarzy, irytacja przy czekaniu na rozdziały, itp.... Okazja na super HEJT

    Ale TY oczywiście jak na Chusteczkę przystało, wku*wiłaś mnie jeszcze bardziej pisząc na początku "DWA MIESIĄCE PÓŹNIEJ".

    Wręcz kipiałem z frustracji.

    I wtedy Chusteczko znów okrutnie mnie potraktowałaś.

    Jak mogłaś - tymi ghhhh... a'la scenami erotycznymi które wyszły Ci tak CHOLERNIE DOBRZE (naprawdę to napisałem?), - powoli i szyderczo zgniatać ową frustrację, by na koniec - śmiejąc mi się prosto w twarz - rzucić ją we mnie pisząc znowu CHOLERNIE dobre sasusaku. A podobno nie lubię tej pary...

    I gdy już padłem na kolana tracąc resztki dumy, ze wstydem dziękowałem Ci, że nie musieliśmy czekać symbolicznych 2 miesięcy akcji, na.... TAKĄ reakcję. Reakcję bohaterów zaznaczam.

    Myślałem że to koniec upokorzeń. Lecz Ty musiałaś dobić tą ostatnią leżącą resztkę mnie i pod rozdziałem napisałaś....
    "Pozdrawiam facetów (bo wiem, że i Panowie tu są - hej, doduos!) czytających pierwszą scenę ShikaTema ,,w łóżku”, haha."

    Dobiłaś leżącego. Już nie bawiąc się w ukryte tłumienie jakiegokolwiek oporu. Ale otwarcie. Jak gdyby nigdy nic. Napisałaś : "hej doduos!" bez.... ja wiem? pohamowań? Wbiłaś mi nóż w plecy...

    I gdy już umierając zamykałem powieki zobaczyłem: "miałam jeszcze dać jakąś scenę NaruHina". Mój ulubiony paring....
    Nie dając mi świętego spokoju nawet po śmierci perfidnie wykorzystując fakt stary jak świat "jestem tylko facetem"

    Teraz został tylko mój cień który uniżenie chwali Twój kunszt pisarski.... Ale nie bój się Chusteczko. Wrócę.

    i sie zemszczę.

    Pozdrawiam kończąc jednym z moich ulubionych cytatów z wiedźmina:

    "Od samego zarania dziejów kobieta wszelkiego zła jest siedliskiem! Narzędziem Chaosu, wspólniczką spisku przeciw światu i rodzajowi ludzkiemu! Kobietą rządzi jeno cielesna lubieżność!! Dlatego tak chętnie demonom służy, by mogła chuć swą nienasyconą zaspokoić i swe naturze przeciwne żądze!"


    Duma Doduosa



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc jestem siedliskiem zła </3

      Z całego wywodu wywnioskowałam 1) że się podobało, bo jakoś udało mi się okiełznać Twoją złość, 2) że Cię zabiłam (fuck, kolejny na sumieniu...) i 3) że szykujesz zemstę - OK. PRZYJĘŁAM. CZEKAM. xd

      Usuń
  2. Jak miło móc tu znowu pisać! <3 (Chociaż już nie bardzo pamiętam jak się do tego zabrać)

    Po pierwsze: Oni są tacy słodcy! I chociaż to już ci pisałam, to kocham ich charaktery tutaj, kocham ich lekką nieporadność, może trochę przesadną szczerość, kocham to, że są parą tak magiczną, jednocześnie nie będąc jakimś mistycznym tworkiem rodem ze "Zmierzchu".Tak sobie pomyślałam, że przeżyję, jak Kisiel będzie zbyt zajęty pianiem nad Saskiem w ostatnich rozdziałach, żeby pamiętać o naszej(czy jakiejkolwiek) parce, bo zawsze mogę wejść tutaj czy na dziewczynę i mam ich w wersji, o której mi się nawet nie śniło.
    Dawno nie miałam okazji Ci tego napisać, więc przypomnę, że standardowo twój styl jest magiczny, idealnie wyważony między prostotą a jednak takim pięknem języka, kreowana przez Ciebie rzeczywistość jest wielopoziomowa i żywa, postaci nie są ograniczone do odczuwania jednej emocji na rozdział ani nie skaczą jak po wesołej sinusoidzie tylko to wszystko się tak nawarstwia tworząc niesamowity klimat - tak te sceny łóżkowe były cholernie gorące. <3 Powiem szczerze, że nie spodziewałam się, że tak szybko się ich doczekam.

    Ta scena w parku(jak to się dzieje, że najbardziej emocjonalne sceny na TL są w parku?) też była świetna. Tak strasznie szkoda zrobiło mi się wtedy Temari, myślę, która tak naprawdę pragnie zdawałoby się "typowych" rzeczy. Te pocałunki na ławce - no magia! Kocham jak namiętność jest formą jakiejś bliskości, pokazania sobie uczuć, ale trzeba mieć przy tym wyczucie, żeby nie wyszło z tego coś w stylu:
    - tak mi smutno
    - chodź do łóżka będzie ci lepiej
    - taaaak!
    Nie muszę chyba dopisywać, że ty to wyczucie posiadasz? (Ach, wspomnienia nakanaide...)
    I wiesz co mnie najbardziej martwi? Że wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że w następnym rozdziale Temari powinna się złamać(seeeksyyy). A to znaczy, ze tego nie zrobi, zamiast tego z nim zerwie albo coś jeszcze gorszego. Ech. I trzeba będzie czekać dłużej. Oczywiście, bardzo bym się chciała mylić!

    SasuSaku... Wiesz, jak tak do mnie na dobre dotarło, że tej parki w kanonie nigdy nie będzie to tym bardziej doceniam ją u Ciebie. Bo stworzyć SasuSaku, które ma ręce i nogi jednocześnie nie obcinających ich Saskowi to sztuka wielka. Znowu rozczuliło mnie to jak Sasuke na chwilę się w nią wtulił. Piękny moment.

    Tak w ogóle: tylko pięć rozdziałów?! Przecież ja się zapłaczę...
    Pozdrawiam kochana!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po co płakać nad TL? Przecież zostanie jeszcze Dziewczyna, nie bój się! :) A po Dziewczynie... się zobaczy ^^"

      Tęskniłam za Twoimi komentarzami, bo zawsze wiesz, co chciałabym usłyszeć <3 Co do Temari i seksów... ekhem, nie lubię Cię przez to, że mnie tak dobrze znasz >.<

      Buźka :*

      Usuń
  3. No siemandero! Możliwość komentowania i od razu czuć taki większy kontakt z autorką ♥
    Po pierwsze, zabiłaś mnie tą ostatnią informacją... już prawie koniec ;o znaczy 6 notek to pewnie jeszcze materiał na około pół roku, z możliwościami na lekkie opóźnienia w dodawaniu, ale kurde.. jak tak sobie pomyślę... pamiętam jak zaczynałam czytać to opowiadanie i jeszcze pisałaś pod notkami, że rzadkie aktualizacje, bo się przygotowujesz do matury... a teraz ja jestem w tej sytuacji i zapowiadasz mi już koniec xD lol, dziwne uczucie, taki trochę smuteczek, ale nie do końca, na pewno jeszcze nic w porównaniu do tych uczuć po przeczytaniu kiedyś tam epilogu xd ale dobra, może jednak wrócę do rozdziału xD
    Mogłabym piać tutaj nad uroczością Shikamaru tak długo, intensywnie i do znudzenia, że z pewnością odechciałoby ci się czytać ten komentarz, dlatego tego nie zrobię xD w każdym bądź razie uwielbiam te wszystkie małe momenty, kiedy okazuje swoje uczucia względem Temari, i już nie tylko pożądanie, ale zwykłą troskę i czułość, jak na przykład to rozplątanie szalika (!♥!) wtulanie się w nią przy każdej okazji i w ogóle... dobra dupa, koniec rozmarzania się xD w każdym razie uwielbiam to, że z jednej strony twój Shikamaru jest taki męski (tak tak, co rozdział to mówię xD) a z drugiej właśnie kochany i rozkoszny <3
    Yoshino pozytywnie mnie zaskoczyła, bo po tym powitaniu Tem spodziewałam się najgorszego, a tu taka prawie miła kobitka z niej wychodzi xD a to za sprawą Shikaku.... dosłownie zakochałam się w tym akapicie jak Shikaku udobruchał ją po przebraniu się, aż przeczytałam go kilka razy, piękny <3
    Cholera, nie wiem za co się zabrać xD
    Hmmm sceny prawie łóżkowe? Boskie i przede wszystkim naturalne, podoba mi się to jak zagłębiasz się w emocje Temari i bardzo wyraźnie je opisujesz. A skoro już o tym mowa... te jej przemyślenia w parku ;___; wow, mocne to było, nie powiem że się popłakałam, bo aż taką beksą nie jestem, ale miałam takie momenty wykrzywienia paszczy i intensywnego mrugania... no bo kurde.
    Tak jak w większości tworów, anime, mandze i ogólnie, uwielbiam Hidana, tak u ciebie kuźwa kolesia nienawidzę xD co za upierdliwy, obleśny typ! Niech Sasuke jego zabije zamiast Itachiego xD
    Scena SasuSaku też wyjątkowo udana no i rozczulająca ta chwila słabości Sasuke.
    Chciałabym wierzyć, że w następnym rozdziale też w większości będzie panował taki uroczy nastrój (no, a przynajmniej u ShikaTema) ale po twojej zapowiedzi i tym cytacie muszę się zgodzić z Cashmire... zwłaszcza, że chyba lubisz działać z zasadą co za dużo to niezdrowo xD mam jednak ciągle głupią nadzieję, że dotyczy to innych wątków, a u Shikamaru i Temari będzie nadal sielankowo... (no, przynajmniej w ich relacji, nie mówię tu o tej chwilowej mini depresji) bo normalnie cudownie ich takich opisujesz. Chociaż muszę przyznać, że po poprzednim rozdziale miałam spore obawy, bo tym swoim upierdlistwem Tem mnie strasznie irytowała xD niemile i brutalnie przypominała mi typke z mojej klasy, która czasami traktuje swojego chłopaka... cóż nie chcę się tutaj w ten sposób wyrażać. W każdym bądź razie cieszę się, że odpuściła i zachowuje się przy nim swobodnie.
    Ach, no i akcja dresowa była boska <3 xD

    Pozdrawiam, buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć i czołem! Odpisz mi na maila xddddd (takie przypomnienie, że się do Ciebie odzywałam, a Ty chyba nie wchodzisz na pocztę.....)

      Wiesz, ja też nie mogę uwierzyć czasem, że już tyle czasu z tym blogiem spędziłam. Matura, nieudany rok na studiach, kurde, kupa czasu! I jeszcze sobie w trakcie odbębniłam Nakanaide :O Nawet się nie spodziewałam, że znowu się tak wkręcę w pisanie.... no, ale na bok sentymenty i inne takie!

      "Mogłabym piać tutaj nad uroczością Shikamaru tak długo, intensywnie i do znudzenia, że z pewnością odechciałoby ci się czytać ten komentarz, dlatego tego nie zrobię xD" <--- ależ kochana, ja uroczości Shikamaru nigdy nie mam dość, więc rozpisuj się do woli ;pp Swoją drogą, cieszy mnie, że nadal uważasz go za męskiego! To taka moja mała duma, że fanka SS lubi mojego Shikę <3

      Wiesz, ktoś musiał być TYM ZŁYM, i jakoś tak padło na Hidana... jakoś najbardziej mi pasował do tej roli, bo z Akatsuki to jego najbardziej lubię (chociaż zabił Asumę, no ale dzięki temu Shikamaru miał super-duper-hiper akcję w m&a...)

      No i przecież pisałam, że muszę w końcu rozlać krew, więc muszę im życie pokomplikować xddddd

      Buziaaaakiiii :****

      Usuń
  4. ShikaTemowskie sceny były... takie słodziaśniusio-słodziaśno-słodziutkie! <3 Awwww, aż się tego nie spodziewałam. xD Ten rozdział wygrywa ten paring! Ale ból.. ból moja droga, bo tak mało SS ;C A NH nie było wcale... jeszcze większy ból.. ;c

    I ból, bo ja czekam na zimę, taki klimacik zrobiłaś, moja ulubiona pora roku i te sprawy... a tu... tej zimy nie ma ;c Smutna rzeczywistość.

    No! To ja lecę teraz nadrabiać do Mikuliny teraz. xD - a miałam sprzątać w szafkach. Jak zwykle kochana rozdział super-git-ekstra-mega xD

    OdpowiedzUsuń
  5. No, w końcu ktoś tu włączył komentarze! <3 Zawsze po przeczytaniu rozdziału musiałam zdusić emocje w sobie, a teraz w końcu mogę wyżyć się na komentarzu, o tak! B|

    W końcu zaczęło się prawdziwe ShikaTema, które kocham ponad wszystko. <3 Od kilku rozdziałów jest tak słodko i przesympatycznie, że ciągle wchodziłam, aby zobaczyć czy nie ma nic nowego. *,*
    Danie szansy Shikamaru było jedną z najlepszych decyzji, jakie mogła kiedykolwiek podjąć Tem. Zdecydowanie!

    Ach, przypomniał mi się ten ich powrót z imprezy, leżenie na ulicy i uciekanie przed autem. I tak rzygowiny Temari były najbardziej romantyczne z tego wszystkiego xDDDDDDDDDD Bydom seksy? :> Erotyki są świetne, sama ostatnio czytam cały czas. xd Liczę, że zaskoczysz mnie niedługo erotycznymi scenami, hyhy. ;>

    Współczuję tego rodzinnego obiadku, chociaż z drugiej strony nie wyszedł im źle. Rozwaliły mnie dresy Shikaku xd Dobry gościu. Bardzo fajna rodzinna atmosfera, również zazdroszczę.

    No i szkoda mi Sakury, ech. Może nic jej nie zrobią, dobrze by było. xd

    Muszę ci powiedzieć, że "Sweater Weather" idealnie pasuje do rozdziału, pogody jaką mam za oknem i mojego humoru. Dzięki ci za tę piękną piosenkę! :)

    Jak ja dawno nie czytałam dobrego ShikaTema, mmmmm. Aż się normalnie stęskniłam i mam nadzieję, że niedługo pojawi się szesnatska. <3

    I jak zwykle cudowny szablon. Nagłówek jest tak świetny, że kobieto, nawet sobie tego nie wyobrażasz!

    WEEEEEENY i więcej Żulczyka oczywiście! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja to jakimś cudem nie wchodząc nawet na bloga usunęłam, czy Ty, mój nowy czytelniku? ._.

      .........................................................................................................................................................................................................................

      Usuń
  7. Hah kto ogarnie te internety? :D w komentarzu było mniej więcej o tym jaki to blog jest zajebisty (podlizałam się *.*) Świetny szablon Pozdrawiam i czekam na następny rozdział! :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Aloha,ja tutaj nowa,miałam nie komentować,ale jednak stwierdziłam,że mam czas,całą noc i jednak skomentuję :)
    Chociaż nie napiszę czegoś nowego.
    Podziwiam Cię,bo chyba nie potrafiłabym wplątać tylu wątków do jednego bloga. Albo rozdziału. Więc czapki z głów,czy jakoś tam inaczej xd.
    Współczuję Sasuke tego,że dostał paczką fajek w łeb xd. To boli,serio.
    Albo zapalniczkami. To też boli. Zwłaszcza,jak dostajesz od mamy xd.
    Boże,nigdy nie umiałam pisac komentarzy,bo nie chce pisać tego co inni xd. Że świetnie,że cudownie,o Boże kochany,huhuhu.
    Więc napiszę oryginalnie : jest git ! :D
    Pozdrawiam cieplutko ! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale jak to tylko 5 rozdziałów i epilog? ;o To przecież stanowczo za mało! Ale z tego co wnioskuje w kolejnym będzie NH, więc jakoś ta informacja łagodzi mój ból.

    Poza tym powyższe sceny z SS całkowicie mnie przekonały, że polubiłam Sakurę a sam paring jest interesujący. I co, i co? Jaki wniosek? Wystarczyła jedna głupia informacja i już całkowita zmiana opinia o bohaterze! Chociaż w sumię, to nie wiem co mądrego napisać. podobało mi się strasznie jak ją przytulił, jak się bawił, plac zabaw w tle - przepiękne!

    Co do ST - jak ja uwielbiam prawie seksy, seksy i seksy po seksach *w* To napięcie wydobywające się z każdej litery jest niesamowite podczas takich momentów i chociaż tamta łóżkowa scena była perfekcyjna, to jednak moje serduszko zdecydowanie zostało skradzione przez te depresyjne uczucia Temari. Jeszcze w otoczce jakieś pewnej piosnki wydobywającej się z moich słuchawek, śniegu oraz mrozu. Miód dla wyobraźni. Naprawdę piękne pęknięcie maski Temari. Mnie zawsze rozczulają takie sytuacje, gdzie bohater widzi u kogoś coś co on nigdy nie będzie posiadł - i nie chodzi mi tutaj o uczucie zazdrości. Noo, zakochałam się w tej scenie i tyle *q* Jest świetna i się cieszę, że włączyłaś komentowanie, abym mogła ci to powiedzieć.

    Wgl. naszła mnie ostatnio taka refleksja - u Ciebie jest Sai? ;o

    OdpowiedzUsuń
  10. Trulululu nadrobiłam!

    Ale ładne kąski nam zaserwowałaś - mi zwłaszcza haha! XD Tyyy... nawet nie wiesz jak mi się dziwnie komentuje u ciebie rozdział, po tak długiej przerwie!

    Seksy, seksy, dzikie seksy! Niezapominaj Chustii tylko o grubym hajsie!!!!!!! xD

    Rozczulilam sie czytajac momenty Shikamaru i Temari - tak milo na serduchu sie zrobilo! Serio! Nawet przypomnialam sobie gdy mojego po raz pierwszy przyprowadzilam do domu i moj na dzien dobry do mojego 'Czesc tato!' . I ten szok na twarzy mojego ojca - bezcenne! XD Ale chyba na miejscu Temari niezle bym sie wkurzyla, gdybym to mnie ktos tak podszedl, jednak z drugiej strony fajnie ten dzien sie im ulozyl <3
    Te podobiensta Shikamaru - Shikaku i YOshino - Temari byly boskie!

    Ehh... tylko potem to juz mi sie beczec chcialo! Szkoda mi Tem, szkoda mi tego, ze musiala tyle przejsc jesli chodzi o jej matke. Ale coz... zycie to suka i nikogo nie oszczedza - wiem cos o tym.

    Ide dalej... SasuSaku... ahhh! Wiesz, ze cie kocham, wiec nie bede sie juz powtarzac. Ale bylam w szoku - jak najbardziej pozytywnym! Sasuke wreszcie zaczal okazywac jakies uczucia wzgledem przyjaciol! Najbardziej utknelo mi w pamieci to jak uderzyl dlonmi i deski krzyczac 'kurwa', jak SAkura powiedziala mu ze Hidan ja rozpoznal. To bylo takie rzeczywiste, ze masakra!!!

    Chustiii ja chce wiecej, wiecej, wiecej! <3
    Stesknilam sie za twoja tworczoscia, a wiec pisz! <3

    OdpowiedzUsuń
  11. No w końcu !!!
    Hej, tak przy okazji, w końcu mogę wrócić do komentowania TL. Jak mogłaś nam to zrobić,czuje znowu jak bym pisała po długich zaległościach. Czekaj, w sumie tak jest. Tyle że tym razem nie z mojej winy, kurde dziwne uczucie. No ale naprawde, wnerwiające, i frustrujące było to że nie mogliśmy wygłosić swoich opini, a tyle się działo. ShikaTema w końcu są razem, to potrzebowało wylewnego komentarza, szczęście roznosiło a ja nie miałam komu powiedzieć.
    To było piękne, znaczy oprócz momentu w którym Tem, zwymiotowała po pocałunku. Coś czuje że jej duma lekko ucierpiała. I Shikamaru, jak ją wyprowadził z tamtąd. Był taki włądczy arr. Uwielbiam twojego Nare, jest taki taki no taki aż brak słów.
    Wiedziałam że mnie nie zawiedziesz względnie ich związku, milosc rosnie wokol nas, ale nie jest przesłodzona, jest taka ich. Nie wyobrazam sobie Temari krzyczacej na pol korytarza Shimamaru skarbie, poczekaj. Coś czuję, że jest za miło i żę coś niedługo wymyślisz żęby tak miło nie było.

    No i SS, uwilbiam, tutja i na dziewczynie. Może dlatego że w obydwóch przypadkach ss są jako posatacie drugoplanowe. Jesli chozi o TL, to cos czuje ze Sasuke niedługo sie opamieta i wroci, no mam przynajmniej taka nadzieje. Fajne jest to, że mimo wszystko Sasuke przyszedł na jej prosbe. To 'teraz" jest takie ich, czekam na rozwoj syauacji wzg;edem tej dwojki.

    Ostatnio sprzatajac laptopa, znalazlam link do odcinak pierwszej seri naruto, gdzie lisc chce splacic dlug wzgledem suny, za uratownie podczas poscigu za Sasuke. I jak Shikamaru wtedy w ostatniej chwile uratował Temari. To było piękne aż chce się coś przeczytać o tej dwójce, tak więc czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością.
    Do następnege i duuuuuuzo weny.

    OdpowiedzUsuń
  12. Wow, najlepszy blog ShikaTema jaki przeczytałam! ( a przeczytałam ich maasee ) Niestety wystarczył mi tylko na niecały dzień :|
    No napisz coś, czekam na too! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, dziękuję! I wiesz, ze mną to jest tak, że ja lubię się znęcać nad czytelnikami długimi przerwami xd Ale spokojnie, od kilku dni zbieram siły, więc niebawem powinnam zacząć coś pisać. Myślę, że do Nowego Roku się wyrobię.

      W międzyczasie zaprasza na mojego drugiego bloga, Dziewczyna Która Żyje :)

      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Tamten też już przeczytany, nie doceniłaś moich zdolności do pochłaniania ''istnych zayebistości'' :D

      No to.. weny, weny życzę i czekam!

      Usuń
  13. rozdział jak zawsze szczegółowo i bardzo dobrze napisany mam nadziej że nasza autorka jeszcze nas zaskoczy.
    czekam z niecierpliwością na nowy rozdział

    OdpowiedzUsuń

Kłaniam się nisko w podzięce za komentarz! ♥